Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2013, 20:40   #110
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 16:55, sobota, 5 wrzesień 2048
New York City
3 dni do wyborów




Wszyscy

Trochę im zajęły przygotowania do skanu, zwłaszcza, że Ann najpierw udała się na drinka z Felipą, która zresztą kazała na siebie czekać znacznie dłużej niż "dosłownie chwilkę". Raczej chwilkę w swoim własnym mniemaniu. Ostatecznie najdłużej czekali więc Evans i Remo i tylko ten drugi miał zajęcie, grzebiąc coś jak zwykle w komputerze i przebierając palcami szybciej, niż dało się w pełni zarejestrować. Jack wiele zrobić nie mogła, uziemiona i ze świadomością posiadania nadajnika w swoim ciele.
Gdy wreszcie wszyscy nagadali się z Felipą, a Remo zabrał ją do "zwiedzania" melin, Ann udała się do Kennetha, po potrzebny sprzęt, w tym także i samochód, niezbędny do wożenia tego wszystkiego. Urządzenie dostarczone przez Alana było całkiem spore, za to działało bardzo długo i było pewne, nie to co małe odpowiedniki, działające przez minutę, którym to dysponowała saperka. Wcześniej ustaliła tylko z Waltersem przekazanie wygłuszacza z Corp-Techu. Ed zresztą także miał co robić. Pierwszą czynnością było przekazanie informacji, jakie zdobył od netrunnera.
Pozostała tylko Jack, zmuszona do czekania na Ann.


Ferrick

Kenneth na szczęście był w mieszkaniu. Nie dziwiło to Ann, choć znaczyło to też, że nie do końca posłuchał jej rady i wakacji sobie nie zrobił. Bez zbędnych słów oddał jej robota, choć prośby o pożyczenie samochodu już nie mógł nie skomentować.
- O kolacji sam na sam nie zapomniałem. Zamówię najdroższe z dań, pamiętaj!
Uśmiechnął się radośnie, były w tym jednakże i nerwy. Przekazał pilota, z wyraźnym trudem powstrzymując się przed innymi gestami. Przynajmniej tyle czasami osiągała swoim sztywnym i oszczędnym zachowaniem, że mężczyznom było trudniej zmniejszyć dystans, na który ich trzymała. No, pomijając tych, którzy doskonale wiedzieli czego chcą.
Teraz spraw miała na głowie za dużo, aby zastanawiać się i nad tym. Zajrzała na skrzynkę z wiadomościami, znajdując tam dwie nowe. Jedna była od Nathali, która zapraszała do prywatnego gabinetu późnym wieczorem i prosiła o potwierdzenie, najlepiej telefoniczne.

Druga wiadomość była od ojca.
"Ktoś był w naszym domu, ochrona nie zdołała ich złapać ani namierzyć. Przyjmij, że wiedzą wszystko, co mogliby tam znaleźć. Zniszczeń nie ma za dużo, to nieważne. Teraz mogą przejść do Twoich znajomych, wszystkich, o których się dowiedzą. W CT dalej zamieszanie, jutro będą utrudnienia w mieście. Szykują się ważne spotkania na jutro, z ciekawości popytałem. Zarząd, być może w całości. Zaproszono także tego od was, Dirkuera. Kocham Cię."
Być może dostępny czas kurczył się szybciej, niż myśleli.


Ferrick, Evans

Skanowanie ciała Evans można było przeprowadzić w tym samym garażu, w którym wcześniej rozmawiali z AI. Sprzęt ponownie został uruchomiony, a Ann włączyła robota, kierując nim całkiem bezpośrednio. Dostarczona przez Alana maszynka doskonale uniemożliwiała zdalne kontrolowanie urządzeń, co jednakże przecież nie przeszkadzało aż tak bardziej. Ustawiony na maksymalną moc skaner przesunął się po ciele lekarki, tworząc elektroniczną mapę jej ciała, z wyjątkiem wyszczególnienia elementów samego ciała. Ferrick więc przyjrzała się dokładnie wszczepowi mniej więcej między nogami Jack, a później odczyty pojawiły się dopiero na głowie, w której także blondynka miała delikatny dodatek metaliczny. Odczyty nakładały się również na gałki oczne, ale zupełnie nie pasowało to do specyfiki nadajników. Saperka musiała więc spróbować od nowa, wolniej i po włączeniu absolutnie wszystkiego, czym dysponował jej robot.

I tym razem się udało.

Głęboko w gardle Evans, trochę poniżej jednego z migdałków, mignął nikły odczyt. Mając już jego umiejscowienie, można było przenieść do komputera i zmaksymalizować obraz, choć wygląd nic tu nie dawał. Urządzenie było mikroskopijne, umieszczone dodatkowo w tłumiącej odczyty otoczce. Najwyraźniej udało się go dostrzec tylko i wyłącznie dzięki równie niewielkiemu połączeniu z ciałem Jack.
Jaka jednak była natura tego połączenia, tego Ann odgadnąć nie mogła, choć patrząca na ten sam obraz lekarka domyślała się, że to coś połączone jest z układem nerwowym i próba zwyczajnego wyjęcia tego może oznaczać bardzo poważne i nieprzyjemne konsekwencje. Potrzebny był specjalista, znający się zarówno na chirurgii minimalistycznej jak i cyberwszczepach.


Jesus, Remo

Ruchu w kamerach Remo nie zarejestrował, tak jakby obie meliny faktycznie były spalone. W obu budynkach Carlos mówił o piwnicach, ale także o pojedynczym mieszkaniu, gdzieś w samym budynku. Najpierw dotarli na Queens, gdzie wcześniej już Felipa spotkała się z gościnnością tutejszych mieszkańców. Teraz oboje mieli "niewłaściwy" kolor skóry i spotkanie ponownie całej bandy łysych mogłoby skończyć się bardzo źle. Tyle, że nawet szybkie przejrzenie całego nagranego materiału nie pokazało tych facetów, których latynoska pamiętała z poprzedniej wizyty, tak jakby przez całą prawie dobę nie opuszczali tego miejsca. Albo już ich tam dawno nie było. Monitoringu wewnątrz budynku tu nie było, należało więc użyć nieco innych opcji, jak uroku osobistego de Jesus. Kilka pytań dalej, zadanych oczywiście osobnikom sprawiającym wrażenie "bezpiecznych", pozwoliło ustalić, że "łysych" zgodnych z opisem i imieniem nie widziano tu faktycznie od jakiegoś czasu. A i o akcji w piwnicy słyszano. Od tego momentu niewiele się działo, być może to był ten moment, kiedy porzucono tę melinę. Pomijając włamanie do mieszkania numer 44, które to tylko im pozostało, nie było tu czego szukać. Remo na wszelki wypadek pozostawił działające kamerki, które mogły nagrywać obraz jeszcze nawet przez kilka dni bez doładowywania.

Drugi adres okazał się budynkiem nieco niższym, bardziej charakterystycznym dla Harlemu. Mieli o nim podobne dane, co o poprzednim - piwnica i jedno mieszkanie, co ciekawe o tym samym numerze. Ta pierwsza wyglądała na zabezpieczoną. Małe okienka posiadały kraty, drzwi natomiast były stalowe i bardzo solidne. To wszystko plus brak jawnego monitoringu wykluczało dokładniejsze badanie bez dostania się do środka, ale od czego Kye brał ze sobą Felipę? Tutaj odległości między budynkami naprzeciwko nie były tak duże, sąsiedzi z naprzeciwka widzieli wiele. Kolor skóry działał tu bardziej pozytywnie niż negatywnie, wkrótce więc latynoska mogła usłyszeć sporo niepotrzebnych informacji. Wśród nich były takie, które zdawały się istotniejsze. Jedna z babć mówiła o tym, że regularnie podjeżdżały tu nocami jakieś furgonetki, z których coś wyciągano. Inna twierdziła, że była jakaś wielka strzelanina wcale nie tak dawno, choć co najmniej kilka dni wcześniej. Ostatni zaś przepytywany dziadek mówił, że ostatni ruch furgonetek, co potwierdziła także pierwsza babcia, zanotował dwie noce wcześniej. A pamięta dobrze, bo obudził go dziewczęcy krzyk, który szybko i raczej gwałtownie umilkł. Po kolejnych pytaniach i zastanowieniu powiedział, że raczej coś tu zostawiano niż zabierano, bo furgonetka zatrzymała się tylko na chwilę i wysiedli z niej ludzie.


Remo

Nie było łatwo ustalić, z kim i gdzie łączono się z podanych przez Carlosa numerów. Nie próbował się łączyć z superkomputerem, więc moc przerobowa także była ograniczona, za to przynajmniej ponownie udało się otrzymać billingi. Wyglądały jak... fałszywe. Bez wykorzystania komputera nie dało się ich odczytać, zawierały bowiem setki pozycji, dodawanych jakimś automatem dla zaciemnienia całości, bo niemożliwym było, by numer był cały czas zajęty. Z takiej masy informacji ciężko było cokolwiek wywnioskować, a jedyny filtr miał dotyczyć melin, niestety te były za małe, aby z takiego billingu dało się je powiązać, oraz określenia "zaraz na wschód od miasta", które to już potrafiło dać konkretne wyniki. Dziesięć razy pojawił się Port Washington, siedem razy Garden City i Great Neck, pięć Hicksville oraz Mineola. Reszta miasteczek miała pojedyncze lub podwójne wystąpienia, za mało, aby uznać je za jakikolwiek trend. Tylko, czy to cokolwiek znaczyło? Dokładnych lokalizacji po sprawdzeniu billingów również uzyskać nie mógł, a dzwonić w celu namierzania nawet nie myślał próbować.

Nie miał jeszcze zbyt dużo czasu do dokładniejszego wgryzienia się w temat, o ile miał jeszcze pomysły jak to zrobić, gdy odezwał się osobisty alarm w jego holofonie. Żółte ostrzeżenie dotyczyło wejścia na jego prawdziwe, mocno ukryte w systemie dane w bazie Corp-Techu. Nie mógł tego zablokować. Mógł tylko patrzeć. Poznano adres jego mieszkania, a także wszystko inne, co zostało tam zapisane, jako niezbędne dla korporacji. Na szczęście nie tak znowu wiele w jego przypadku.
Za to on miał imię i nazwisko: Frank Fardeau.
Szybkie sprawdzenie baz danych wykazało go jako kilkuletniego już pracownika Corp Techu w dziale IT. Szczegółowe informacje były jednak chronione, podobnie zresztą jak i informacje o Remo. Należałoby sięgnąć głębiej.


Jesus

Gdy odezwała się do Bulleta, popytać o ewentualną wstępną pomoc i namiary na jego kumpli, ten nawet nie dał jej dojść do głosu.
- Powinnaś unikać znajomych, Felipa. Zwłaszcza tych dalszych. Faceci przestali cię chyba szukać, byli w naszych mieszkaniach, to pewne. To pryszcz, ale słuchaj dalej, bo zmienili taktykę. Po dzielni chodzi potwierdzona plota, że pewni osobnicy dają pieniądze za informacje o tym gdzie jesteś, a jeszcze większe pieniądze za dostarczenie im ciebie żywej. I to nie jest mała sumka. To sumka, która wielu ustawi na bardzo długo. Nie wiem komu nadepnęłaś na odcisk tak do końca, ale cholera, oni nie żartują. Wielu na to pójdzie, jeśli będzie mogło. Można za to nakupić takich prochów, że każdy odleci w kosmos wraz z połową Bronxu.
Najemnik był cholernie poważny, co dało się wyczuć w jego głosie na dowolną możliwą odległość. A Felipa właśnie jechała odebrać fałszywe dokumenty dla dziewczyn. Nawet to stawiało znaki zapytania w kwestiach bezpieczeństwa.


Walters

Wizyta w banku okazała się wcale nie tak znowu prosta. Była w końcu sobota i standardowo wszystko było pozamykane, a czynne pozostawały co najwyżej nieliczne oddziały, w których można było co prawda założyć konto, ale niewiele więcej. O obsłudze skrytek bankowych nie chcieli nawet słyszeć. Należałoby uruchomić procedurę awaryjną, w której ściśgano odpowiedniego pracownika, umożliwiając klientowi zajęcie się prywatną zawartością. Kosztowało to sto Eurodolarów, a jeśli miało się przedłużać, to jeszcze stówka za każdą godzinę. Nawet taki wydatek mógł być pewnym utrudnieniem, gdy brało się pod uwagę konieczność wynajęcia grupy najemników do pomocy w zasadzce.

Ed w międzyczasie uruchomił na chwilę swój stary numer, ściągając z niego wiadomości głosowe, tekstowe i wideo. Ostatnia zawierała nagrania z kamery, która nagle zgasła, za to zdołała chwilę wcześniej nagrać, jak kilku gości dociera do mieszkania nad garażem. Tamci wreszcie zaczęli działać. Nie dziwiły więc wiadomości od kilku innych osób, w tym Nicka, Audrey oraz Juniora. Dwie wyrażająca zaniepokojenie i trzecia chcąca konkretnych wyjaśnień. I to raczej szybciej niż później. Stary Jorgensten najwyraźniej pozostawił tę sprawę synowi, albo wieści jeszcze do niego nie dotarły.
Najgorsza jednakże była ostatnia wiadomość, pochodząca od niewiadomego źródła.
"Zadarliście ze złymi osobami, ale możemy się jeszcze dogadać. W ramach dobrej woli pozostaw jeden z zabranych Suarezowi sprzętów w piwnicy, tej samej, z której niedawno zabrano pewnego netrunnera. Dziś o północy. Jeśli tego nie zrobisz, rozgłosimy wszystko, co o tobie wiemy. Pewne osoby mogą się wkurzyć, prawda? Po tym geście porozmawiamy."
Wiadomość nagrała się na skrzynkę, tamci musieli sobie więc zdawać sprawę, że Walters ma wyłączony telefon. Nowych numerów raczej jeszcze nie zdobyli, tylko czy to coś zmieniało? Podobnie jak, będąca zupełną niewiadomą, wiedza tych ludzi. Mogli posiadać jakieś informacje, mogli też blefować.
 
Sekal jest offline