Administrator | Przeciwników było jakby nieco za dużo, a poza tym - byli dość... niewygodni. To nieładnie z czyjejś strony szyć do ciebie z łuku. To powinno działać tylko w jedną stronę - ty możesz, oni nie. Z magiem też miał Kyllan ostatnio swoje problemy.
- Celujcie w tamtego maga - powiedział do chłopów, niosących oliwę. - Gdzieś tak w okolice nóg. A potem śmigajcie po jakieś pochodnie, czy coś.
Sam strzelił do maga, niestety chybił... Zaklął pod nosem.
- Stań gdzieś z boku - rzucił do chłopa z łukiem - i też spróbuj załatwić maga. A wy wspomóżcie swoich - dodał pod adresem tych z maczugami.
Zorgen swój rozum miał i jemu Kyllan nie zamierzał mówić, co trzeba robić.
Chłopi kiwnęli głowami i z zacięciem wymalowanym na twarzach ruszyli by wykonać swoje zadania. Dwaj chłopi, uzbrojeni w dzbanki z oliwą, wysunęli się zza rogu domu i rzucili niemal jednocześnie. Niestety, nie należeli oni do wytrawnych miotaczy, co zaowocowało rozbiciem się dzbana o jeden z domów, drugi zaś wylądował trochę za magiem i łucznikami, jednak mógł w dalszym ciągu ich podpalić. Uzbrojeni w maczugi mężczyźni wybiegli z okrzykiem na ustach, kierując się na odsiecz swoim sąsiadom. Niestety, dobiegł tylko jeden. Drugi z nich został przeszyty dwoma strzałami.
Mag dostrzegł skradającego się łucznika, który miał wziąć go za cel. W jego kierunku poleciały dwie kule magicznej energii, które po dotarciu do celu odebrały mu życie. Zombie walczyły z mężczyznami, wspomagane przez łuczników i maga. Krasnolud i kleryk szybko musieli coś zrobić, inaczej walka niedługo zmieniłaby się w rzeź.
- Chodź klecho, musimy zająć się tym zasranym magusem. - warknął krasnolud, po czym ruszył w stronę miejsca, gdzie poległ niedoszły łucznik. - Zasłonimy się tarczą moją i pobiegniemy na nich. Atakuj od razu maga. - instruował młodego kapłana brodacz.
- Mówisz? - Kyllan był pewien wątpliwości. - Niech będzie - dodał.
Strzelił do maga. Bełt, jakimś cudem, trafił, ale na magu nie zrobiło to większego wrażenia. Kyllan, nie tracąc czasu na ponowne łądowanie kuszy popędził za krasnoludem, w biegu zamieniając kuszę na łańcuch. Mag, co dobrze wiedział, był celem nadrzędnym...
O tarczę krasnoluda odbiła się pierwsza z wystrzelonych w ich kierunku strzał. Brodacz był dość dobrze zasłonięty tarczą, natomiast mężczyzna już mniej dokładnie. Albo kościany łucznik był wyborowym strzelcem, albo bogowie nie opiekowali się tego dnia klerykiem, albo … To nie bylo istotne czemu. Mężczyzna upadł, strzała przebiła mu bowiem prawe udo na wylot. Co gorsza, pocisk utkwił w nodze kapłana, co znacząco utrudniało mu poruszanie się.
- Cholera klecho, czegoś się wystawiał!- warknął krasnolud cofając się do rannego i zasłaniając go dokładniej tarczą.
- Nie trzeba było tak pędzić - odwarknął Kyllan, rzucając na siebie czar leczenia. Od razu poczuł się lepiej... - Idziemy - zaproponował, podnosząc się z ziemi.
- Umiesz szybko krzesać ogień? - spytał krasnoluda. - Ta oliwa nieźle by się paliła...
Brodacz popatrzył z zaciekawieniem na rozbitą oliwę.
- Dobrze myślisz klecho. Trzymaj tarczę. - po czym wyjął z sakiewki przyczepionej do pasa hubkę i krzesiwo.
- Tylko co ja niby mogę tutaj podpalić? - rozkładając niemal ręce spytał kleryka.
Kyllan po trwającej ułamki sekund chwili wahania wciągnął kawał materiału, służący mu zwykle do czyszczenia broni - brudny tak od krwi, jak i oliwy. Zawinął w niego leżący w pyle drogi kawał kija.
- Zapalaj! - powiedział.
Ogień chwycił za pierwszym razem. Początkowo powoli, jakby nieśmiało płomień tańczył na kawałku szmaty, by po chwili odważniej zapłonąć. Szmatka płonęła dość szybko, kleryk nie miał zbyt wiele czasu by w jakiś sposób odpalić od niej kałużę oliwy.
Rzucił, celując w sam środek kałuży.
Płomień buchnął wysoko, wybijając magowi (przynajmniej na kilka chwil) z pustego czerepu wszystkie myśli związane z walką. Kościotrup zaczął się rozpaczliwie miotać, usiłując za wszelką cenę zgasić płomienie.
Korzystając z zamieszania Kyllan i jego kompan zaatakowali łuczników.
Zorgen zaklął, gdy cios jego topora chybił. Kapłan miał więcej szczęścia. Uderzenie było celne, a cios łańcuchem wyłamał łucznikowi kilka żeber. To jednak nie wystarczyło, by powalić przeciwnika. |