Smród opanował ładownię i nader łatwo można się było domyślić, co będzie po otwarciu felernej skrzyneczki.
- Masz, na wszelki wypadek. - Konrad podał Julicie szmatę, waniającą mocnym spirytusem. - A jak co, to się nie krępuj, tylko wełny nie zażygaj.
- Lepiej byś się dał napić, miast tracić ja jakieś pierdoły. - Pomachała w powietrzu złożoną szmatką, po czym natychmiast ścisnęła ją w garści.
Truposz był... dość wiekowy. I pod względem stanu rozkładu, i pod względem ilości aromatów, jakie z siebie wydzielał.
- Ja go w każdym razie nie znam - stwierdził Konrad, przyglądając się twarzy leżącego. Na tyle, na ile można było ją rozpoznać. - To zatem nic osobistego. Co z nim zrobimy?
- Zamkniemy - powiedziała natychmiast Julita, wprowadzając słowa w czyn. - A potem do Reiku. Obciąży się i zrobi mu morski, tfu, żeglarski pogrzeb. Nie on pierwszy, nie ostatni.
- Chyba, że ktoś sie zjawi po przesyłkę - mruknął ironicznie Konrad. - Poza tym i tak nie zrobimy mu pogrzebu, dopóki jesteśmy w Nuln - dodał. - Jakoś nie znam nikogo, kto chciałby od nas kupić tego truposza. Niestety.
Ledwo ucichł stukot młotka, ponownie przytwierdzającego wieko skrzyni, na "Świcie" pojawili się portowcy, mający za zadanie zabrać worki z bawełną.
- Dobrze, że chociaż to się udało - mruknął Konrad, gdy ostatni wór znalazł się na nabrzeżu.
- Rozchmurz się, kapitanie! - Julita chuchnęła na weksel i wymknęła się na brzeg, zanim Konrad zdążył jej odebrać świstek papieru wart ładnych parę sztuk złota.
- Ile radości - mruknął, gdy Gomrund przeczytał oba pisma. - Wielce wartościowy papier. - Pokręcił głową. - Chociaż wolałbym coś w tym stylu. - Poklepał kieszeń, gdzie schowany był weksel.
- W zasadzie, jeśli skończyliście swoje sprawy - spojrzał na pozostałych - to możemy ruszać dalej. Chyba że coś by się dało zrobić z pewnym mytnikiem. |