Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2013, 22:34   #101
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Petru wiedział że nigdy się do tego nie przyzwyczai. Do wszelkiego zepsucia, obłędu i tego jak wiara w demony wydobywała na jaw najgorsze sekrety i pragnienia jakie ludzki umysł był w stanie w sobie skrywać. Sądził że tylko mieszkańcy Naz’Raghul są naznaczeni tym szaleństwem. Mylił się. Przykład Skuldyjczyka udowodnił że nie tylko tubylcy mu ulegali. Ale zaraz to naprawił, jak uosobienie karzącej ręki tych spośród Prawdziwych Bogów, którzy jeszcze pochylali się nad tą nieszczęsną krainą.



Wielka dłoń o twardych palcach zakończonych szponami zacisnęła się na nosie i ustach zaskoczonego nekrofila. Szeroki szpic broni, pchany siłą muskularnego ciała, z chrzęstem przebił się przez tkanki i jaskrawy ogień eksplodował w mózgu Skuldyjczyka. Krótki bulgot ucichł, jedynie krew rzuciła się z ust i spod brody. Syn Pelora przytrzymał go w żelaznym uchwycie na tyle długo by upewnić się że życie z konwertyty uszło ostatecznie. Stał na szeroko rozstawionych nogach i spoglądał w górę, wypatrując krogeyn … cokolwiek byle tylko nie spoglądać na zmasakrowane ciała. I tak już czuł jak żółć podchodzi mu do gardła. Gdy ostatnie drgawki opuściły trupa oparł go o głaz, jakby kultysta odpoczywał po swych zabawach. A potem odwrócił się i ruszył do towarzyszy.



Zaniepokojony poruszeniem przy klatce i cofnięciem się Skuldyjczyków zaprzestał wypatrywania krogeyn i strażników, podpełzł do dziwacznej konstrukcji. I konwulsyjnie przełknął ślinę gdy przyjrzał się jej dokładnie.



Oderwał wzrok od klatki, spojrzał w górę i ku monolitom, i ku dobiegającemu od nich modlitewnemu wyciu. Czas im się kurczył - musieli odsadzić się pogoni jak tylko się da, nawet jeśli wszystko pójdzie tutaj dobrze i uda im się oswobodzić dziewczynę. Gdy tylko pogańskie psy zorientują się że odebrano im ofiarę, rozpęta się prawdziwe piekło. Ale nie było już odwrotu. Palenquiańczyk z właściwym mu fatalizmem wzruszył szerokimi ramionami. “Wszystko w rękach Pelora”. Rulf błaganiem uspokajał dziewczynę.
- Pilnujcie, wyciągnę ją - wyszeptał tropiciel a kukri ponownie wysunęło się z pochwy z cichym sykiem. Klatka miała coś przypominającego drzwi, ale spętane pasami ścięgien i zdartej skóry, zaś zamka nie było widać. Strach i obrzydzenie za bardzo zaprzątały mu umysł by zwrócił na to dostateczną uwagę.
- Aust, usadź strażników naokoło, jakby pilnowali - szepnął, dbając o to by dziewczyna nie dojrzała jego szponów, a ostrze kukri nie wsunęło się za głęboko i nie przeraziło jej. Zaraz się przekonał że ostrożność była niepotrzebna. A raczej - niewłaściwie skierowana.

Ostra jak brzytwa klinga wgryzła się z ścięgna, skórę i kości. I naraz trysnęła z nich krew niczym z żywego stworzenia, a dziewczyna zadygotała i krzyknęła w bezbrzeżnej panice. Petru z przerażeniem spojrzał na krew zalewającą mu ręce i resztę ciała.
- Pelorze!

Lu’ccią szarpnęły torsje i nagle zwymiotowała, a po chwili ciągle dygocząc osunęła się nieprzytomna na kościaną podłogę. Krew płynęła nadal, i naraz czerwień przesłoniła świat synowi Ojca Słońce. Z całej siły przerzynał oporne, tryskające juchą ścięgna, rwał krwawą skórę, na koniec zaś wypuścił broń i pazurami wczepił się w “drzwi”, niemal wyrywając je z klatki.
- Pilnujcie żeby się nie zatrzasnęły! - to co urodziło się w jego gardle był bardziej warkotem niż ludzkim głosem, ale nie sprawdzał czy go zrozumieli, wśliznął się do wnętrza. Złapał dziewczynę w bezpieczny uścisk i wspólnie z Rulfem i Austem wyciągnął ją z więzienia.
- Weźcie moją broń! - wskazał nogą kukri i miecz, a sam z przyciśniętą mocno do piersi Skuldyjką zaczął przemykać do zejścia z płaskowyżu. Ostrożnie, mimo tego że furia czerwona jak krew falami szturmowała mu pole widzenia. Nim zaczęli zejście Petru zakneblował Lu’ccię i związał jej ręce, zarzucił je sobie na szyję i ruszył z dziewczyną na plecach za pierwszym ze Skuldyjczyków. Teraz oni musieli zadbać o jego bezpieczeństwo w trakcie zejścia. Dla pewności szponami wczepiał się w skałę, świadom dużego obciążenia i niebezpieczeństwa z tym się wiążącego. Jeszcze na górze pogratulował sobie pomysłu pozostawienia plecaka u druida. Dwadzieścia metrów niżej zmęczenie i ból sprawiły że o tym zapomniał.



Śmierdział krwią, potem i wymiocinami, jego ramiona i nogi drżały, płuca paliły żywym ogniem. Ale uratowali dziewczynę, przynajmniej na razie. To było gorzkie i małe zwycięstwo, w porównaniu z tym co za sobą zostawiali i dreszcze przechodziły Petru gdy przypominał sobie obrazy i dźwięki towarzyszące osłabianiu bariery między światami i triumfalne wycia modlitewne pogan. Gdy znaleźli się u podnóża masywu, kompletnie wyczerpany złożył dziewczynę na ziemi i pozwolił Skuldyjczykom zająć się swą krajanką, rozwiązać ją i sprawdzić czy nie ucierpiała przy schodzeniu. Sam ściskał w drżących dłoniach broń i gapił się w niebo.

Jego suchemu jak rzemień ciału musiał wystarczyć krótki odpoczynek i kilka łyków wody. W ciszy wstał chwiejnie na nogi.
- Tędy - wskazał stronę odmienną od tej gdzie znajdował się druid i krąg. - Będziemy musieli ich mylić zmianami kierunku. Dziewczynie knebla nie wyjmujcie, by nas wrzaskiem nie zdradziła gdy się ocknie.

Rulf niósł Lu’ccię, Aust prowadził. Petru zamykał tyły i przepatrywał niebo. Wkrótce mężczyźni zmienili się. Gdy Petru odpoczął znowu przejął dziewczynę. Wtedy zaczęła odzyskiwać świadomość. Pospiesznie i ostrożnie ułożył ją na ziemi po czym odsunął się.
- Lepiej żeby znajome twarze widziała w pobliżu, po tym wszystkim co przeszła. Będę pilnował tyłów - szepnął do Skuldyjczyków.

Jak powiedział tak zrobił. Pilnował i badał mrok ponad ich małą grupą, nasłuchiwał i jedynie od czasu do czasu rzucał okiem na Austa i Rulfa rozmawiających z Lu’ccią. Potrząsnął głową. Zrobił co mógł, miał nadzieję że dziewczyna wyszła z tego bez większego uszczerbku na ciele i umyśle … a potem zganił się w myślach, gdy na granicy widzenia dojrzał pierwszy łopoczący błoniastymi skrzydłami kształt.
- Krogeyny - ostrzegł harcowników. - Zaczyna się, musimy uciekać.

Spojrzał po sobie. Był skąpany w krwi i wymiocinach … najłatwiej będzie go wyczuć. To upraszczało sprawę.
- Jeśli zrobi się naprawdę gorąco zabierajcie dziewczynę i nie oglądajcie się na mnie, jeśli łaska Pelora będzie z nami odciągnę ich - pospiesznie wyłuszczył swój plan słysząc jak druga krogeyna przelatuje gdzieś blisko. Potem zajął tyły z mieczem w dłoni, ale na tyle blisko by dzięki nienaturalnie przenikliwemu wzrokowi zdążyć przyjść im z pomocą gdyby coś z przodu lub z góry próbowało ich dopaść pod osłoną mroku.

Przez krótką chwilę wbrew wszystkiemu uśmiechał się. Jeśli ktoś chciałby na niego polować, to na pewno nie w ciemnościach. A tu - niespodzianka! - zasłona mroku spowijała nieszczęsne pustkowie. Gorzej że Skuldyjczycy nie mieli tak czułych zmysłów, ale na to nic nie mógł już poradzić. Nic poza próbą pociągnięcia za sobą pogoni i przetrzebienia jej, co bez wątpienia nie ucieszy goniących...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline