Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2013, 22:43   #10
GenTZ
 
GenTZ's Avatar
 
Reputacja: 1 GenTZ nie jest za bardzo znany
Izbylut przełknął ślinę. Kobieta z nożem stanowiła zagrożenie, natomiast dowolne zagrożenie powinno być błyskawicznie i skutecznie likwidowane. Starzec pięknie wiedział, iż znalazł się w fatalnej sytuacji - nawet lekkiego, nieświadomego drgnięcia ręką wystarczyłoby żeby wykrwawił na śmierć. Żarty są niepolecane, zresztą staruch nigdy nie żartował gdy ktoś próbował przeciąć mu krtań.

Dziadek uśmiechnął się nieznacznie i uważnie ocenił sytuację. Nóż był ostry, zrobiony z jakościowego metalu, oznaczało to jedno - gildia lub inna bogata organizacja, może arystokracja chociaż wyglądem źródło zagrożenia arystkokratkę nie przypominało. Działać trzeba było prędko, zagrożenie należało zdekoncentrować, następnie zadać cios - bolesny, głęboki i śmiertelny...

Izbylut
przypomniał sobie, że kusza jest dobrze schowana pod płaszczem na plecach, nóż natomiast był podpięty do pasa. Staruch znajdował się wysoko na dachu i w razie zwarcia najpewniej był w stanie zrzucić przeciwnika na brudne, śmierdzące gnojem i błotem ulice. Twarz starego wilka przebrała złowrogi, kamienny wyraz, spojrzał jej prosto w oczy, uważnie obserwował każde drgnięcie mięśnia na jej twarzy, czekał, aż coś odpowie.

Kobieta patrzyła na Izbyluta z nieodgadnionymi uczuciami, ale przebijała się przez nie wszystkie nienawiść i podejrzliwość.

- Więc Konstraktin w końcu nas wykrył... Tylko dlaczego wysłał nieudolnego starca, zamiast fachowego zabójcy? Gadaj, coś za jeden!

- Nie myślałem, że masz znajomych w gronie miłośników historii. Widocznie mamy wspólne upodobania.

Izbylut mocno zacisnął palce na rękojeści ostrego noża schowanego pod ciepłym, długim płaszczem oraz serdecznie się uśmiechnął udając przyjaciela.

Groźne ostrze nie zniknęło. Kobieta zmrużyła złowrogo oczy.

- Dziwnie się zachowujesz, dziadku... Słowo daję, że jeśli natychmiast nie zobaczę obu twoich rąk bez żadnej ukrytej broni, położonych na szczeblu drabiny, poderżnę ci gardło. Jeśli rzeczywiście również jesteś wrogiem tego sukinsyna, przyda nam się nawet twoja pomoc, ale jak mam ci do demona zaufać, skoro w samych twoich oczach jest fałszu tyle, co w całej naszej gildii?

Starzec puścił rękojeść ostrza i powoli ukazał grube, brudne palce. Nadal był w stanie błyskawicznie sięgnąć po broń.


Izbylut wiedział, że potrzebuje sprzymierzeńców. Wiedział też, iż każdy sojusznik zostanie śmiertelnym wrogiem gdy skarbiec zostanie otworzony. Postanowił więc sprawdzić czy bandytka wie coś o kluczu do skarbca szeregiem pytań.

- Nie myślałem, że tak mocno respektowana gildia nie potrafi sobie poradzić ze zwyczajnym historykiem. Ciekawie cóżeście mu uczynili?

- My? Widać nie wiesz, w co się mieszasz. On nie jest zwyczajnym historykiem. To przykrywka. I nie poluje na niego cała gildia... Powiedzmy, że to sprawa osobista. Obraza. Nie interesuje mnie, co zrobił tobie. Jeśli liczysz na bogactwa, w nas nie znajdziesz konkurencji. Zależy nam jedynie na ludziach i pewnych rzeczach, które nie mają żadnej wartości materialnej. A teraz odsunę się, a ty tu wejdziesz i spróbujesz mnie przekonać, że mogę ci zaufać.

Niemrawym krokiem Izbylut wdrapał się do środka, nadal nie spuszczał oczu z kobiety.

- Chcesz go zabić?

W oku kobiety pojawił się błysk.

- Dokładnie. I uwierz, że nie tylko to miasto powinno mi być za to wdzięczne.

- Nie uda Ci się wślizgnąć do jego dworu, mi się nie udało... Znam jednak niezawodny sposób jak go można wyciągnąć. Nie mogę Tobie jednak zaufać, lecz potrzebuję wsparcia.

Konstraktin potrzebował klucza żeby otworzyć drzwi do skarbca, ku wielkiemu szczęściu nie wiedział gdzie się znajduje. Arystokrata zaciekawił się z tego powodu starożytną historią, zamierzał poświęcić swe życie żeby zdobyć pewną rzecz... Rzecz która mogła odmienić wszystko.

Izbylut od niepamiętnych czasów myślał o tym żeby wywabić złodzieja do tajemnych drzwi, lecz wiedział, że nie potrafiłby sprostać w walce jego najemnikom. Potrzebował sprzymierzeńców, lecz wiedział, że byłby zmuszony ich zabić. Skarb, którego broniły olbrzymie, metalowe drzwi mógł być zbyt niebezpieczny w rękach obcej osoby. Należał tylko do niego i jego rodziny.

Twarz kobiety wykrzywiła się.

- Nie chcesz mi ufać, a ja mam zaufać tobie i jeszcze ci pomóc? Dziadku, może za twojej młodości to działało. Teraz nikt nie jest tak naiwny. I nie powiedziałeś mi nic odkrywczego. Zgaduję, że nawet nie wiesz, dlaczego nie możemy tam wejść?

- Pokażę ci coś.

Izbylut wyciągnął swój dziennik. Szybko przemierzając strony otworzył go na stronie z mapą rezydencji Konstraktina.

- Naliczyłem dwadzieścia pięć możliwych wejść. Cztery są niedostępne nawet dla najlepszych wspinaczy. Dwa wejścia są pułapką, pięć szczelin w ścianach prowadzą prosto do ochroniarzy. Próba wejścia przez piwnicę skutkuje natychmiastową śmiercią z powodu trucizny. Siedem nieogrodzonych żelaznymi kratami okien są wejściem do szczelnie zamkniętych komnat. Tylko szaleniec spróbuje wdrapać się do środka wejściem głównym. Dwa wejścia ze strony ogródka są ciągle chronione najlepszymi zawodowcami. Wejścia przez jaskinie pod rezydencją zostały dotkliwie zniszczone po nieudanych próbach dostania się do środka widocznie przez twych ludzi. Widzisz dziewczyno, nie marnowałem czasu. Nie bawiłem się cały ten czas z wnuczkami jak zapewnie myślałaś.

- Gratuluję wspaniale wykonanej roboty - podsumowała sarkastycznie nieznajoma - Właściwie wszystkie wejścia, o których mówisz, to atrapa. Zostały umieszczone na planach rezydencji przez samego Konstraktina, który pilnuje uważnie, żeby sprawiać pozory ich istnienia. Przejścia przez jaskinię poza miastem istnieją rzeczywiście, ale nie zostały zniszczone podczas wdzierania się do środka. Próbowano stamtąd uciekać. I nie chcę nawet myśleć o tym, jak pokraczne stwory usiłowały tego dokonać... Jedyne wejście poza głównym jest ukryte. Znajduje się w gildii skrytobójców, ale tam również nie łatwo jest się dostać. I podejrzewam, że również może być chronione tą przeklętą barierą...

-Więc życzę powodzenia ze zmierzaniem się z tą barierą. Ze skrytobójcami też...

Izbylut zamknął notatki i odwrócił się w kierunku wyjścia.

Gdy staruszek tylko wykonał obrót, zobaczył dwa miecze skierowane w swoją pierś i dwóch mężczyzn w kapturach te miecze dzierżących.

- Jesteś głupcem. Nie wiem, czego chcesz, ani nawet nie chcę wiedzieć. Ale muszę przyznać, że znajdując wszystkie te wejścia atrapy wykazałeś upór, o który cię nie podejrzewałam. Tyle, że nie myślałeś chyba, że nie wezwałam pomocy, gdy usłyszałam hałas?

Izbylut tylko się uśmiechnął. Czarne ptaszysko przeleciało nagle nieopodal. To była okazja...

-Sprawdzimy czy się nadajecie...

Jednym gwałtownym susem starzec zedarł z siebie płaszcz i rzucił go w kierunku mieczników. Półobrót i kusza już była w dłoniach Izbyluta. Następnie rozległ się strzał.

Bełt pomknął w kierunku kobiety, która zdążyła jednak podstawić pod niego nóż. Pocisk odbił się wbijając się w ścianę, ale nóż wypadł jej z ręki. Czym prędzej wyszarpnęła rapier przytroczony do pasa i rzuciła się do starca wykonując zamach od dołu, prosto w okolice genitaliów... Wiedziała, jak unieruchomić i trwale uszkodzić faceta tak, żeby go nie zabić.

Tymczasem jej dwaj towarzysze zdążyli się wyplątać ze szmaty. Spod kapturów łypały złowrogie oczy.

Łuczysko kuszy Izbyluta posiadało niezbyt wąski otwór służący do rozbrajania napastników. Była to ostatnia nadzieja dziadka w przeważającej go liczebnością przeciwników walce. Celnym i szybko przemyślanym ruchem Izbylut spróbował skierować otwór łuczyska w kierunku lecącego na niego rapiera. Prawa noga starucha była gotowa wykonać zgrabny ruch żeby wytrącić kobietę z równowagi.

Napastniczka w ostatniej chwili zauważyła dziwny ruch przeciwnika i rezygnując z ataku wykonała przewrót przez ramię znajdując się po przeciwnej stronie dziadka. Miała przed sobą odsłonięty bok. Wykonała silne uderzenie tępą stroną broni.

- Uspokuj się, kretynie! Po co ci ta walka?! Aż tak chcesz umrzeć?

Izbylut syknął i zrobił jeden krok do tyłu.

- Teraz jestem przekonany, że poradzisz sobie. Jego najwierniejszy sługa - Gogoła, jest znacznie szybszy ode mnie.

Na twarzy starca dziewczyna ujrzała paskudną, długą bliznę.

Zanim rozwścieczeni mężczyźni zdążyli dobiec, kobieta podniosła uspokajająco dłoń. Dyszała jednak z powodu adrenaliny, a jej klatka piersiowa, której natura nie poskąpiła obfitości, falowała szybko. Izbylut poczuł, że mimo wieku nie jest jednak obojętny na kobiece wdzięki.

- Cieszę się, że zmądrzałeś. Jestem Cieżpisława. A to Erdymir i Altesław. Ufam, że nie będziesz już sprawiał problemów?

Utkwiła w nim badawcze, ale tym razem o wiele mniej wrogie spojrzenie.

Izbylut wyciągnął pergamin.

-Ten pergamin zawiera najdroższą dla Konstraktina informację - opis drogi do pewnych drzwi. Tylko ja wiem gdzie się one znajdują, ponieważ wiedza ta została przekazana dla mnie przez mego ojca. Otworzyć drzwi może tylko osoba znająca starożytny alfabet mojego rodu, czyli tylko ja i... Konstraktin też. Ten szaleniec zrobi wszystko żeby się tam dostać, możliwie sprzeda nawet cały swój majątek żeby wynająć perfekcyjnych zabójców oraz najemników. Konstraktin będzie musiał zbliżyć się do drzwi, tam na niego będzie czekała zasadzka, uważam, że będzie to najlepsza okazja go zgładzić. Ryzykowne podejście, ponieważ jeżeli uda mu się otworzyć drzwi...

Wyraz twarzy starca przybrał raptownie odcień przerażenia.

-Nieważne co się wydarzy wtedy! Oddaję Ci ten pergamin. Gdy go mu przekażesz rozpęta się burza.

Mina dziewczyny uspokajała się powoli, ale jednocześnie wydawała się w tej chwili poważnie zdziwiona.

- Czy ty nie wiesz w ogóle, kim naprawdę jest Konstraktin, czy tylko udajesz? Nie wiem, czy istnieje jakikolwiek niebezpieczny przedmiot, za który nie byłby gotowy oddać całego majątku. Ale o tym jednym akurat nie słyszałam, także już się spisałeś. Nie chcemy bogactw twojej rodziny, ani tym bardziej tego przedmiotu. Jesteśmy uczciwymi włamywaczami, nie podpisujemy paktów z Czarnym Sprzątaczem, ani nikim mu podobnym, czy demonem. I nie chcemy mieć z tym nic wspólnego. To... Ma szansę powodzenia. Ale śmierć tego drania nie otworzy dostępu do jego rezydencji, a na nim zależy nam równie mocno.

-Powiedz więc co mam czynić.

- Potrzebujemy ludzi, żeby dostać się do gildii skrytobójców, a następnie tunelami do rezydencji. Gdybyśmy wiedzieli, którędy biegną, przebilibyśmy się gdzieś pomiędzy nimi, ale niestety żaden plan podziemi miasta nie uwzględnia przejścia. Z tobą będzie nas już czworo, jeśli rzeczywiście można ci zaufać. Tyle wystarczy, żeby przeprowadzić włamanie dziś wieczorem. Niebanalne włamanie.

Na samą myśl oczy Cieżpisławy pojaśniały i zaczęły kipieć ekscytacją. Izbylut również aż kipiał z ekscytacji patrząc na jej imponującą figurę. Że też nie spotykał takich kobiet, gdy jeszcze zwracały na niego uwagę!

-Ten plan jest mniej ryzykowny... Lecz jeżeli nas złapią Konstraktin zrobi wszystko żeby wyciągnąć z nas informację o tych... Drzwiach. Zresztą chyba nie zamierzasz wymordować wszystkich w środku? Rezydencja jest zbyt dobrze chroniona.

- Uważasz, że jeśli nie jesteśmy skrytobójcami, nie damy rady wybić psów Konstraktina, zanim zdążą nas zauważyć? To, że zajmujemy się głównie włamaniami, nie znaczy, że nie potrafimy zatopić ostrza w gardle. I nie bój się, z nas o drzwiach nie wyciągną nic, nawet, jakby nas złapali, bo nie zamierzamy o nie pytać. Więc jak, pomożesz nam?

-Pomogę, lecz nie możecie pozwolić aby mnie złapali. Trup nie potrafi ujawniać tajemnic.

- Nie ma sprawy, jeśli tak ci na tym zależy, możemy obiecać ci, że w razie zbyt wielkiego zagrożenia nawet nie poczujesz, jak umierasz.
 

Ostatnio edytowane przez GenTZ : 26-02-2013 o 11:04.
GenTZ jest offline