Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2013, 15:51   #174
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Która nie miała dla niej znaczenia. Łowczyni nie zamierzała wszak uwieść go na dłużej, niż na potrzeby tego spaceru. I miała własne zmartwienia. Brak obecności Gonzaenmona w polu widzenia budził u Maruiken niepokój. Wędrując spojrzenie zza wachlarza próbowała dostrzec ową białą czuprynę, ale nie mogła jej zobaczyć. Po prostu nie było go w sali głównej. Być może nie było powodu do zmartwień, być może upiorny yojimbo opuścił już budynek i wraz ze swym panem wrócił na zamek. Bo i przecież Hatsuma Umariego też nie było w głównej sali, ne? Ne?

A jeśli.. a jeśli nie? Jeśli zniknięcie tej dwójki miało jakiś związek z pojawieniem się nowego gościa? Na ziemiach Sasaki działał na zlecenie kogoś z klanu, a o ile Hataro nie był wyjątkowo zdolnym aktorem, to był zbyt mało poinformowany o tamtych wydarzeniach aby być panem tego wściekłego psa. Isako z całą pewnością miała swoich własnych, zaufanych ninja, a i łowczyni nie podejrzewała samego daymio o tak nierozsądny ruch jak przygarnięcie białowłosego demona. W świetle takich domysłów kandydatura Umariego na rękę trzymającą smycz Ishikiego zdawała się wielce prawdopodobna. I czyż to nie on popiera Chińczyków? Czyż nie był na wyprawie w ich klasztorze? I czyż to nie tam wybrani samurajowie i bushi przechodzą swe „medytacje”, przez które aż siwieją włosy? Czyż te dwie bestie nie miały właśnie białych czupryn? Czyż.. czyż..

-Mmm.. to brzmi wielce zachęcająco, szczególnie w Twych ustach, Sageru-sama - zaświergotała ze słodyczą spływającą wprost z jej ust na duszę łowcy. Prowadząc go nieprzerwanie ku wyjściu na ogród, zerknęła nań zalotnie znad wachlarza -Ale nic o Tobie nie wiem, szlachetny samuraju. Czy też jesteś jednym z dostojników klanu, który przybył tutaj w poszukiwaniu rozrywek i by ratować damy z opresji?
-Iye. Nie jestem
.- odparł krótko Sageru ujmując dłoń Leiko w swoje dłonie i prowadząc ją do ogrodu. Śmiały ruch, acz nie bezczelny. Mieszczący się w ramach etykiety, choć na jej granicy.- Moją rolą jest usuwanie wyjątkowo szpetnych i wyjątkowo groźnych zagrożeń.
Łowczyni zauważyła, że Sagi jakoś pominął w swej wypowiedzi fakt, że nie jest samurajem. A jedynie roninem. Czyżby się tego wstydził ?
Sageru nachyliwszy się, szepnął jej do ucha.- Opowieści o niektórych mych doświadczeniach mogłyby cię zatrwożyć Utsukushii -san.

Na razie zatrwożyło ją coś innego. Fakt, że miała rację. Ogród był duży i dość uroczy, ale i tak nie potrafił skryć przed oczami “dwójki zakochanych” Ishikiego i jego rozmówcy.





Ishiki, klęczał w poddańczej pozie przed Umarim, wyraźnie będąc jego sługą. I to nie dość godnym, by spoglądać wprost w twarz doradcy daymio. Był niczym... pies. Wytrenowana do zabijania bestia płaszcząca się przed właścicielem i merdająca ogonem. Było to niepokojące bo podstarzały doradca daymio raczej nie wydawał się kimś, kogo można by uznać za zagrożenie.
Gonzaenmon pilnował owej rozmawiającej dwójki z pewnego oddalenia i niechętnym spojrzeniem obrzucił zbliżającą się parkę. Wystarczyło to, by Leiko instynktownie wtuliła się w kimono Sagiego. Strach przed obezwładniającym spojrzeniem tego yojimbo, jeszcze nie znikł z jej serca.

-Wygląda na to, że nie tylko tobie marzył się spacer po ogrodzie Utsukushii -san. Na szczęście jest on dość duży.- rzekł spokojnym tonem Sageru obejmując Leiko mocniej i prowadząc w zakątek ogrodu z dala od pozostałej trójki.
-Najwyraźniej...- mruknęła młodziutka gejsza przyglądając się dziwacznej scence w wykonaniu tych trzech postaci. Bądź co bądź białe czupryny nie były codziennym widokiem, zatem ściągały niewinną, niewieścią uwagę. I tylko skryta za swą maską iluzji łowczyni wiedziała, że jej ciekawość nie wiele wspólnego miała z byciem niewinną.
-Ale możesz mnie sprawdzić – zwróciła się do Sagiego z tym słodkim wyzwaniem o dwuznacznej naleciałości -Opowiedz mi jedną ze swych straszliwych historii. Wszak w najgorszym wypadku jedynie me serce będzie potrzebowało Twego ukojenia, a i to.. nie byłoby aż tak złe, ne?

Sageru uległ życzeniu delikatnej i ślicznej gejszy. Bo i czemuż nie miałby ulec? Wszak lubił najwyraźniej widzieć podziw w dziewczęcych oczach. A choć plany miał zapewne niecne i związane z ciepłym nagim ciałem Yume tulącym się do niego w wyuzdanej pieszczocie, to jednak jego zachowanie było poprawne, a opowieść... zaskoczyła Leiko.
Sageru opowiedział bowiem jak walczył i pokonał straszliwą bestię... Nue, która nawiedzała zamek w Kyōtō.






Był to potwór z głową górskiej małpy, ciałem szopa, łapami tygrysa i pokrytym łuskami ogonie zakończonym pyskiem węża. Bestia kryjąca się w atramentowo czarnej chmurze i zsyłająca koszmary dręczące duszę. Opowieść była dość brutalna i krwawa.
Bestia mąciła umysły i rozszarpywała ciała dworzan, by wzbudzić terror w sercach pozostałych mieszkańców zamku. Niemniej to co zdziwiło Leiko, to fakt że Ginamoto nie walczył z tą bestią sam. A razem z Kunashi Marasakim. Co więcej, nie przypisywał sobie całej chwały za ubicie potwora, podkreślając męstwo Marasakiego. Co jednak nie zmieniało faktu, że ostatecznie samotnie odciął Nue łeb zwyciężając w godnym lepszego narratora, pojedynku na dachu zamkowej wieży.
Czapla okazał się nieco dziwnym osobnikiem, z jednej strony niewątpliwie wpatrzonym w siebie... z drugiej wpatrzonym w siebie, gdyż był naprawdę silnym i utalentowanym łowcą. Był “idealny” i był z tego dumny. I przez to nawet zabawny.
Co do samego Kunashi, określił go jako potężnego i silnego wojownika o dość potężnej technice walki kataną. Oraz... dziecinnego w zachowaniu łowcę, co trochę Ginamoto drażniło. Niemniej określił go mianem.: “przydatnego sojusznika w walce z Oni”.

Leiko słuchała Sagiego, ale dość pobieżnie. Na tyle interesowała się jego historyjką, by w odpowiednich do tego momentach dodawać od siebie pełne przestrachu „ochy” bądź przepełnione podziwem „achy” dla połechtania ego łowcy. Była idealną publicznością dla tak idealnego mężczyzny. Zaciskała kurczowo palce na jego kimonie przy co bardziej poruszających fragmentach, dech gwałtownie zamierał jej w piersiach kiedy trzymał opowieść w napięciu i również wpatrywała się w niego jak w obrazek.. kiedy spojrzenie jej oczu akurat nie uciekało w odleglejsze rejony ogrodu. Bo to właśnie tam, wśród ciemności kryło się prawdziwe źródło jej zainteresowania przyciągające spojrzenie oczu. Bardzo wyjątkowych oczu, bowiem skorzystała ze swego Naimenteki joukei dla rozgonienia mroków nocy.

-Ah, Sageru-sama.. jesteś tak dzielny. Nie wyobrażam sobie spotkać tak okrutną bestię i jeszcze mieć odwagę oraz na tyle opanowania by ją pokonać – prawie rozpłynęła się w zachwycie nad swoim towarzyszem, tak jak od niej wymagano po wysłuchaniu mrożącej krew w żyłach historii -Słyszałam, że klan zmaga się z krwiożerczymi kreaturami nawiedzającymi te ziemie. Czy dlatego tu jesteś? Aby je wyzwolić i pomóc Hachisuka?
-Hai. To jest główny powód.
- potwierdził Sageru, gdy Leiko zerkała w kierunku podejrzanej trójki, obrzucających szczególnym rodzajem spojrzenia. I popisując się swym kunsztem aktorskim, bo jej brzmienie głosu ani na chwilę nie uległo zmianie. Bez względu na to co zobaczyła. Blask jaki otaczał Umariego był ludzki, w doradcy daymio nie było nic niezwykłego.
Natomiast pozostali dwaj... Upiorny blask jaki ich otaczał, był czymś z czym łowczyni spotkała się po raz pierwszy. Nie jarzyły się tak zwierzęta, ani Oni. Czym więc był trening w klasztorze, skoro czynił z nich tak nienaturalne kreatury?

Zatem było spore ziarno prawdy w posłyszanych przez Leiko opisach Ishikiego. Zwykle nadawały mu one cech godnych co straszliwszych bestii i demonów nie z tego świata, tworzyły z niego krwiożerczą kreaturę mogą istnieć tylko w baśniach i legendach. Słyszała, a i sama też określała go mianem „ nieludzkiego „ i „bardziej zwierzęcia niż człowieka”, ale odnosiło się do zaledwie do jego okrutnych czynów i.. niezbyt przyjemnej aparycji. Dopiero teraz łowczyni dostrzegła prawdziwość swych obaw wobec tych dwóch białowłosych osobników. Czym byli? Czym się stali po „medytacjach”? Jakież paskudztwo płynęło w ich krwi i co zarobaczyło ich dusze czyniąc z nich takie wynaturzenia?

-To jest jeszcze jakiś inny powód? Czyżby skusiły Cię opowieści o pięknym Miyaushiro, że aż musiałeś przybyć zobaczyć je na własne oczy? - Leiko zachichotała uroczo wbrew swym ponurym myślom oscylującym daleko od osoby Czapli. Mimo to zapatrzyła się w niego z zafascynowaniem zza niesfornie opadających kosmyków włosów, cały czas będąc czujną i kątem oka wyczekując ruchów od strony podejrzanej trójki -Ale na pewno w swych podróżach widziałeś niejedno równie albo nawet bardziej imponujące miejsce, ne?
-Iye... Większość miast jest do siebie podobna, większość władców, większość bushi.. i kobiet. Z rzadka trafiają się takie perełki, jak ty pani.
- rzekł w odpowiedzi Sageru przybliżając swoje usta w kierunku warg Yume. Łowca postanowił “zaatakować”.
Łowczyni zaś zerkając kątem oka z ulgą stwierdziła, że zarówno ochroniarz jak i rozmówcy nie zachowywali się podejrzanie. Ishiki rozmawiał z doradcą, a rozluźniony Gonzaenmon co jakiś czas tylko zerkał w ich stronę, ale bez większego zaciekawienia. Ot, brał ich za flirtującą parkę.

Maruiken nie miała w zwyczaju się rumienić. W relacjach z mężczyznami to ona panowała nad sytuacją i nadawała im odpowiedni kierunek dla swych celów. Była opanowaną i zabójczą kusicielką wyrabiającą sobie ofiary w dłoniach niby gliniane czarki.
Ale Yume była tylko młodziutką, uroczą gejszą. I dlatego na jej policzkach zakwitły czerwone kwiaty, kiedy Sagi zbliżył się niebezpiecznie. Uniosła rękę i nerwowo musnęła opuszkami usta rozchylające się w wesołym uśmiechu -Ara ara.. czyżbyś parał się także magią i zaklęciami, Sageru-sama? A może sam jesteś sprytnym Oni, który przybrał tak urzekającą, ludzką postać do zniewolenia niewieściego serca?
Odwróciła w zawstydzeniu twarzyczkę nie pozwalają mu się pocałować. W zamian ujęła go miękko za rękę i pociągnęła dalej ścieżką ogrodu. Nieopacznie zbliżającą się w stronę doradcy i jego demonów. Nie zważając jednak na to, lub może będąc zbyt oślepioną doskonałością swego towarzysza, dodała po chwili zamyślenia -Nie spodziewałam się spotkać tutaj łowcy. Większość z nich to bardzo.. ekscentryczni osobnicy, prawda?
-Hai. Większość bywa... niezwykła. I dość nieokrzesana.
-rzekł w odpowiedzi Sageru nie dając po sobie poznać, czy jego dumę ubodła ta porażka. Gdy się zaczęli zbliżać w kierunku rozmówców, także i yojimbo przemieścił się w ich kierunku by odciąć drogę zakochanym do zakątka w którym jego pan pogrążył się w rozmowie ze swym psem.
Także i łowca tulący do siebie Leiko zauważył, że przypadkowo ruszyli w kierunku, który jemu nie odpowiadał. Wszak chciał być ze swą Yume sam na sam.
Dlatego też skinął głową zbliżającemu się ku nim Gonzaenmonowi i ruszył wraz z wybranką w przeciwnym kierunku, ponownie oddalając się od rozmówców, którzy chyba zresztą kończyli rozmowę zważywszy, że Ishiki podniósł się z kolan.

Kobieta przechyliła głowę, by móc tym razem otwarcie zapatrzeć się w zostawianą z tyłu postać białowłosego bez bycia podejrzewaną o nadmierną ciekawość.
-To też bardzo niezwykły bushi. Pierwszy raz widzę kogoś o tak śnieżnobiałych włosach, a przecież jest zbyt młody na posiadanie siwych pasm – szepnęła konspiracyjnie do Sagiego, mając czelność i w ogóle chęć przejawiać w jego tak bliskim towarzystwie zainteresowanie innym mężczyzną. Zaśmiała się cicho na swoją kolejną myśl, po czym dodała zza rękawa kimona, którym przesłoniła swe wargi -Być może służba klanowi jest tak ciężka, że biedny aż posiwiał z nadmiaru obowiązków. Widać daimyo ich nie rozpieszcza.
-Hai. To dziwna przypadłość.
- zgodził się Sageru i musnąwszy wargami uszko towarzyszki szepnął.- Ale w tym mieście można było zobaczyć ciekawszy kolor włosów. Jeden z mnichów ma pukle koloru złota, a i ponoć brat daymio miał barwy ognia. Tak powiadają.
Uśmiechnął się do Leiko mówiąc.- Chyba czas pozwolić się naszym ciałom rozgrzać, ne? Chłodno się robi w tym ogrodzie.
-Naprawdę? Nie poczułam...
- mruknęła „Yume” nieco zaskoczona po zostaniu wyrwaną tym stwierdzeniem ze swym myśli. Opuszczając dłoń przesunęła smukłymi palcami po bielutkiej i jedwabistej skórze swego dekoltu, jedynego fragmentu jej ciała wystawionego na ewentualny chłód i jedynego ukazywanego mężczyźnie i cyklopicznemu oku księżyca podglądającego ich z góry.

Następnie przystanęła i z delikatnym uśmiechem zwróciła się do Czapli. Skłoniła się przed nim z gracją, w wyrazie zarówno przepraszającym co i dozgonnego zobowiązania -Ale gomennasai, jeśli przeze mnie marzniesz, Sageru-sama. Na szczęście już się lepiej czuję dzięki tej odrobinie świeżego powietrza. Ten spacer był dla mnie wybawieniem i jestem.. bardzo wdzięczna za Twe towarzystwo.
-Iye. Przeprosiny nie są konieczne.
- odparł Sageru lekko się skłaniając.- Zdarzało mi się marznąć bardziej. Niemniej proponuję powrót do komnaty głównej i rozgrzanie ciała, czarką ciepłej sake... także.
Czapla “zaatakował” ponownie, jak zwykle trzymając się sztywno etykiety.

-Wierzę, że to rozmowa ze mną jest Ci tak miła, Sageru-sama, że chcesz ten sen przedłużyć jeszcze o kilka chwil. Ludzkie myśli potrafią krążyć nieodpowiednimi ścieżkami i ktoś Twe słowa mógłby zrozumieć.. opacznie – młode dziewczę zachichotało beztrosko, zapewne rozbawione niemądrymi i wielce nieprawdziwymi podejrzeniami co do mężczyzny. Czyż wszak dla niej nie był szlachetnym, ratującym jej życie samurajem, któremu nie w głowie było tak niecne wykorzystywanie kobiecych wdzięków? Ktoś taki nie mógł przecież mieć.. żadnych złych intencji wobec niej, ne?
Sprawiała właśnie takie wrażenie czystej niewinności, ucieleśnienie łatwowierności, pod którym skrywała się złośliwa satysfakcja z bycia sprawczynią kolejnej porażki idealnego Czapli -Ja jednak jutro opuszczam miasto, czeka na mnie dalsza podróż. A dzięki Tobie czuję się już lepiej na siłach, więc mogę bezpiecznie wrócić do gospody, bez obaw o zasłabnięcie..
-Rozumiem, niemniej...
- Sagi przez chwilę się wahał, by po chwili całkiem odpuścić łowy na niewinne dziewczę. Może uznał, że dalsze próby byłyby marnowaniem czasu. A może stwierdził, że odpuszczając dzisiaj, zyska mocny atut przy następnym spotkaniu.- Pozwól jednak odprowadzić cię do bramy posiadłości, lub też do środka budynku.
-Ah, to byłoby bardzo.. bardzo miłe z Twej strony, Sageru-sama
– z tymi słowami pozwoliła mu na tak drobny uczynek względem siebie i względem jego własnej dumy. A także nieposzlakowanej reputacji zdobywcy niewieścich serc, któremu żadna kobieta się nie oprze. Z całą pewnością roztrzaskanie jego ego na drobne kawałeczki byłoby przyjemnością.. ale musiało poczekać.

Idąc wraz z nim w stronę przybytku, Leiko rzuciła za siebie jeszcze jedno, ostatnie spojrzenie.
I ostatni lodowaty dreszcz spłynął wzdłuż linii jej kręgosłupa





***





-Iye, gomen. Jestem tylko zmęczona, siostrzyczko..




Uśmiechnęła się ciepło, acz faktycznie nieco blado do Iruki.
Utsukushii Yume, jak o tym świadczyło znaczenie tego imienia, była jedynie snem. I tak jak te przyjemne, jak i koszmary, tak samo i ona rozpłynęła się niczym mgła na zakończenie nocy. Opadła maska młodziutkiej, niemądrej gejszy igrającej ze swymi wielbicielami obu płci. Powróciła łowczyni, nieco.. wyczerpana wieczornymi rozrywkami wśród śmietanki klanu. Niestety, odejście Yume nie zabrało ze sobą i tego piętna odbitego na duszy przez Gonzaenmona.

Iruka idąc tuż obok szczebiotała w radosny sposób opisując swój czas spędzony z samurajem. Acz Leiko miała wrażenie, że wszystkie te słowa przelatują gdzieś obok, tak samo jak postacie przechadzające się nocą uliczkami miasta i ono samo także. Była daleko myślami. Tonęła wśród ich gęstych, duszących chmur i przez to nie była najbardziej rozmowną towarzyszką.
Nie wyjaśniła dokładnie powodów swego wyczerpania. Trudno rzec, czy nie chciała zamartwiać swej siostrzyczki, czy może sama nie chciała rozmawiać o tamtym zdarzeniu. Było ono jej tajemnicą, sekretem o nagłej, wstydliwej słabością jaka zawładnęła jej ciałem. Bo i nie było to coś, do czego właściwym było się przyznawać w ich rodzinie. Nie pozostawiła jednak Iruki bez ostrzeżenia dotyczącego białowłosego. Surowo zabroniła jej się do niego zbliżać, tłumacząc swą stanowczość dziwnym, ciężkim do opisania niepokojem jaki w niej przywołał.

Był to jedyny element tego wieczoru jaki pominęła. Opowieści o spotkaniu sam na sam z yojimbo Sonoske towarzyszyło rozdrażnienie w głosie, a także pewien niesmak pozostawiony na języku. Nie omieszkała zarzucić tamtej kobiecie wyjątkowej lepkości, braku czujności niegodnej kunoichi, a także bezwstydnego podglądania ich drogiej siostrzyczki. Wiedziała jednak bardzo dobrze, że wszczęcie jakiegokolwiek konfliktu z Isako lub próba nawet skrytego zaatakowania jej, mogłaby nie wyjść nikomu na dobre. Zarówno, oczywiście, samej yojimbo, ale także i Leiko. Była to zbyt niepewna sytuacja, aby sięgać po tak drastyczne środki, a i przecież mogła się ona jeszcze im przydać. Szczególnie, jeśli za jej kochankę podłożyć kogoś.. bardziej zaufanego i ogarniętego niż Sasami-chan. Być może jakieś dziewczę zagubione wśród teatralnej trupy, bądź którąś z wielu siostrzyczek, aby mogła rozpieszczać ciało Isako na wiele wyrafinowanych sposobów. I wyciągać z niej informacje w momentach namiętnej słabości dwóch ciał.

Pod podejrzliwym spojrzeniem Iruki wyczekującej pikantnych szczegółów z pobytu w towarzystwie Czapli, łowczyni opisała także wszystko od samego pojawienia się Ishikiego po scenę w ogrodzie. Podzieliła się nią swymi przemyśleniami dotyczącymi tego zwierzęcia i jego pana – Umariego, nie tylko trzymającego smycz wściekłego psa, ale także zdającego się być w dobrych stosunkach z Chińczykami. Wspomniała też o.. iye. Nie powiedziała nic o upiornym blasku jaki otaczał obu białowłosych. Nie mogła, wszak jedynie Matka wiedziała o.. o.. darze jaki posiadała jej córka. Kolejny element, który musiała zachować przed Iruką w sekrecie. Gomen, siostrzyczko.

Pożegnały się wylewnie pod gospodą. Nie wiedziały wszak, kiedy się znowu spotkają. Ani czy w ogóle. Niebezpieczne to były czasy i groźnymi ścieżki, którymi siostrzyczki miały kroczyć.

Chwilę później Leiko sunęła korytarzykiem przybytku boso i cicho niczym zjawa. Jedynie szmer kimona przesuwające się po podłodze zdradzał jej obecność.
Marzyła o śnie. Marzyła o futonie. Marzyła o miękkim materiale, którym będzie mogła się rozkosznie otulić. Marzyła o zmyciu z siebie tych wszystkich trosk. Marzyła o... o..

Przystanęła przy drzwiach pokoju Płomyczka i palcami delikatnie musnęła ich powierzchnię. Czy Kirisu miałby dzisiaj w sobie tyle ognia, by odgonić przytłaczające jego kochankę chmury ciemnych myśli? Ah, zapewne stanąłby na wysokości zadania z całą swoją młodzieńczą werwą. Tylko, czy to krótkie oddanie się zwierzęcej chuci naprawdę pomogłoby Leiko? Wątpiła, by obecnie potrafiłaby czerpać z tego odpowiednio dużo przyjemności. I nie była to wina Płomyczka. Ani Kojiro, ani Yasuro, ani żadnego innego mężczyzny gotowego stawić się nocą w jej pokoju.

Po tamtym zdarzeniu łowczyni na pocieszenie potrzebowała czegoś.. czegoś.. innego. Ciepła, ale jakże odmiennego od namiętnego splatania się dwóch nagich ciał. Czułości pozwalającej jej na bycie bezbronną i kruchą chociaż przez chwilę. Ramion i kimona, w których na zawsze ukryłyby się łzy strachu i złości.

Nie potrafiła nazwać tego pragnienia, tak samo jak i tego siedzącego głęboko w niej lęku. Ale jednego była pewna, jednego uczucia zaciskającego się na jej krtani niewidzialnymi mackami..
Czuła się bezradna. Pierwszy raz tak bardzo.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem