Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2013, 18:15   #223
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Raetar wyszedł ze swego pokoju w pełnym ekwipunku i zupełnie obojętny na to co się stało z Wulframem, Yenicem i Aislin. Wszak byli na wyprawie wojennej, a na takiej się ginie jeśli nie jest się wystarczająco ostrożnym. Jakikolwiek był powód jego długiego przebywania w swej i paladyna komnacie, nie zdradził go .
Jedynie jego spojrzenie było dziwaczne, oczy odbijały wizerunki innych w sposób wypaczony.
Z drugiej jednak strony, czyż ich samozwańczy lider nie był zawsze dziwaczny?
Tak czy siak powroty zostały przepędzone, prawie wszystkie... o czym Samotnik dobrze wiedział.
I dlatego zamierzał zejść na dół i rozprawić z zagrożeniem... poprzez swych przywołanych pomocników.
Został jednak ubiegnięty.

Łotrzyca nie była zadowolona, iż na zewnątrz karczmy nikogo nie napotkała. Zaproponowała, że sama tam niepostrzeżenie wejdzie i się rozejrzy co tam się czai, w ciemnościach i tak jak za dnia dobrze widziała. Za wiele i tak tam miejsca nie było na całą bandę. I maga z włócznią wywijającego nią na lewo i prawo. Zeszła po schodkach na dół, z resztą tuż za plecami... a ona tam wciąż na nią czekała, skryta między skrzyniami.
- Już? - Szepnęła Una, bacznie przyglądając się zarówno Saebri, jak i stopniom prowadzącym do kuchni.
-Wiedzą, że tutaj jesteś.. dobrze by było, gdybyś znów mi.. znikła sprzed oczu, jak poprzednio. Poza karczmę. - wypowiedziała cicho, lecz było słyszeć w jej głosie zdenerwowanie.
- Dlaczego? - Szepnęła równie cicho, co ona, świecąc swymi ślepkami w mroku piwniczki.
-Moi towarzysze sobie.. z twoimi poradzili, większością, i mogą wejść tutaj lada chwila. - Pośpiesznie odpowiedziała.
- I mnie nie obronisz? - Tak jakby pisnęła, wciskając się w pierwszy lepszy kąt, podczas gdy na schodach rozległy się pierwsze kroki kogoś poza Saebrineth...
Łotrzyca zasępiła się na to pytanie, mając butelkę wiecznego dymu pod ręką.
Schody do piwnicy zatrzeszczały pod ciężarem, który po nich się poruszał. Masywna sylwetka żywiołaka ziemi powoli schodziła w dół po schodach całkowicie blokując swą sylwetką tą drogę ucieczki.
A w głowie Saebrineth rozległ się mentalny szept, typowy dla wielkiego nieobecnego podczas pojedynku na schodach.“-Zmęczyło mnie czekanie... Albo niech się podda, albo ucieka, albo zginie. Nie zauważyłem... odgłosów walki. A jej umysł jest mi obcy.
Tuż za żywiołakiem szedł Foraghor z toporzyskiem w dłoniach, a za nim Daritos i Meggy, gotowi rozprawić się z kolejnym wrogiem...
-Chyba bym tej obrony nie przeżyła.. teleportuj się, bo do trupów dołączysz...! - Wysyczała w jej kierunku.
- Nie zostawię cię tu samej. - Szepnęła.
Żywiołak postawił już stopy na piwnicznej podłodze i obrócił “głowę” w kierunku kobiet. Po czym ruszył do przodu. Zaś tuż przy wejściu do piwniczki pojawiła się bulgocząca masa tkanek organicznych formująca kolejnego łańcuchowego diabła. Ani chybi twór Raetara.
Zaklinacz wraz z “Meggy” i barbarzyńcą też już niemal weszli do piwniczki. Daritos, widzący lepiej od pozostałej dwójki w ciemnościach, bez trudu dostrzegł Saebrineth.
- Znalazłaś coś? - spytał łotrzycy.
-Głupie pytanie. Musiała coś znaleźć. Jest tam obcy umysł.”- odparł telepatycznie Raetar, fizycznie siedzący w pełnym rynsztunku u wyjścia z tej piwniczki.
Daritos odwrócił na chwilę głowę, zaskoczony głosem Samotnika w swoim umyśle, po czym spojrzał pytająco na Łotrzycę. Dopiero po dłuższej chwili zobaczył rogatą postać za nią, a dokładniej między skrzyniami.
- Co to ma być?! - krzyknął Zaklinacz, cofając się o krok. - To ty przywiodłaś tu swoich rogatych koleżków?! A ty jej w tym pomogłaś?! Odpowiadać! - wrzasnął zarówno w kierunku rogatej, jak i Saebrineth.
Rogata jednak tylko syknęła, chowając się bardziej za skrzynie, całe tłumaczenie spoczęło więc najwyraźniej na Elfce...
- Połaskotam ją toporem, to może zacznie gadać? - Powiedział do Zaklinacza Foraghor, mając oczywiście na myśli rogatą.
Kamienny strażnik Raetara zablokował swym ciężarem wyjście ze schodów, a łańcuchowy diabeł, za pomocą swych łańcuchów przeskoczył ze schodów na podłogę piwniczki, po czym zbliżył się do rogatej. Otulające go łańcuchy ożyły.
- Lepiej zacznij gadać, chyba że chcesz skończyć jako gulasz. - powiedział Zaklinacz do rogatej, krzyżując ręce na piersi.
- Straszyć to se możecie kogo innego - Burknęła demonica, wijąc nerwowo ogonem - A Saebrineth nie ma z tym nic wspólnego. To sprawka moich braci i sióstr...
-O których to nie raczyłaś nas poinformować, a przez co biedny Yenic wyzionął ducha.”- mentalny szept wypełnił głowy trójki rozmówców w podziemiach.-”Gdybyśmy wiedzieli, że ta cała karczma to jedna wielka pułapka piekielników, to moglibyśmy się przygotować. Tak czy siak, poddaj się naszej łasce lub giń z naszej ręki.Twój wybór rogata paskudo.
Daritos uniósł znacząco brew i patrzył się nadal na rogatą, oczekując jej reakcji na groźby Samotnika.
- Tak, i co jeszcze? Może mam przeprosić, że nie ostrzegłam was, że mają was zamiar za chwilę zjeść? I że to tylko taki przypadek, i strasznie mi z tego powodu przykro? - “Una” prychnęła, kręcąc rogatą głową - A wy, jak w jakiś jaskiniach rąbiecie Gobliny albo inne takie, to potem też tych co przeżyli przepraszacie? Poddam się wam łaskawie i co dalej, zwiążecie mnie, będziecie torturować, odpłacicie pięknie za śmierć towarzyszy, czy może pogrozicie paluszkiem i puścicie wolno? Wy, śmiertelnicy czasem macie naprawdę wyjątkowo pokręcony sposób myślenia....
- Pokręcony sposób myślenia to akurat ty w tym momencie pokazujesz. - powiedział Daritos z rozbawieniem. - Jednak w tym wypadku to Gobliny was porąbały, bo to wy się na nas zasadzaliście. Więc tak, przeprosiny byłyby na miejscu.
- Pocałuj mnie w rzyć - Powiedziała rogata, po czym spojrzała na Saebrineth i... zniknęła. Tak po prostu, “puf” i jej nie było. Zostali więc w piwniczce sami, jak i w sumie sami w karczmie, w której przyszło im się wpakować w cały ten bajzel...

- Wygląda na to, że to by było na tyle... - skomentował po chwili Daritos, patrząc na Saebrineth. - Zechcesz się wytłumaczyć, czy mamy cię zachęcić?
-W niczym nikomu nie pomagałam w ataku, a sama swoje życie wystawiałam na szwank, choćby Tarina osłaniając. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą.
-Atak, który byłby łatwiejszy do odparcia, gdybyśmy wiedzieli że nastąpi. Nieprawdaż?”- telepatycznie rzekł Raetar.
- Tak, przewidziany atak były łatwiejszy do odparcia. - Przytaknęła żywiołakowi ziemi. - Gdyby było uprzednio wiadome, co się wydarzy.
-Także i agent wroga czasami musi się poświęcić i zranić w walce po właściwej stronie, w imię ukrycia swej prawdziwej tożsamości.”- kontynuował Samotnik.-”Dlatego tak ważne jest byś wyjaśniła całą tą sytuację, z tą rogatą istotą.
- Właaśnie... - powiedział powoli Daritos wpatrując się w kąt w którym zniknęła rogata. - Kim ona jest i skąd się znacie?
- Taak, “zaledwie” skaleczyli tylko moją nogę. Dziękuję im bardzo, że nie wywlekli moich wnętrzności na zewnątrz. Nie ich to jednak przysługa, że mnie bardziej nie pokiereszowali. - Nastąpiła krótka przerwa. -Znam tyleż samo i tak długo co wy znacie obsługę tego.. przybytku.
-Doprawdy? Ja tam nie zauważyłem rogów wśród obsługi. Migasz się panienko od wyjaśnienia tej sytuacji. Co się wydarzyło w piwnicy, czemu nie walczyłaś z rogatą... tylko... właśnie, co tu robiłyście, co tu się działo? ”- Raetar jakoś nie był przekonany.
-Biesy mają swoje sztuczki, by ukrywać swój prawdziwy wygląd pod płaszczem magii. A mowę pokrętną swą używają, gdy nie starcza im pazurów, gdy bliskie są przegranej, i próbują mamić i pozyskać “wrogie szpony.
-Więc... co tu się działo?”- spytał Samotnik nadal uparcie czepiając się jednego tematu.
-Chciała mnie zauroczyć, i pewnie przeciw wam użyć... choć ostatecznie mieć czas na ucieczkę, i swoją skórę ratować.
- Powiedzmy, że prawdę mówisz - Odezwał się do tej pory milczący Foraghor - Ale czy można to jakoś sprawdzić, choćby czarem magików, nie miałabyś nic przeciw? - Barbarzyńca błysnął intelektem, zadziwiając nawet siedzącą do tej pory na schodku Meggy, z... nudów przeglądającą swoje paznokcie.
-Ty to taki skory magicznych sztuczek używać czaromiotów? Cóż, nie miałabym nic przeciwko, jeśli zbyt mało przekonująco brzmię. - Błysnęła oczyma.
-Brzmisz... dość... niespójnie. Długo migałaś się od odpowiedzi.”-stwierdził Raetar.-”Aislin żyje, więc przesłuchanie jest możliwe jak tylko kapłance rozum wróci na swoje miejsce.
Łotrzyca przytaknęła głową z wolna.
-Czyli... ustalone.”- rzekł mentalnie Samotnik, podczas gdy jego diabeł łańcuchowy rozpadał się wpierw w bulgoczącą breję macek i organów wewnętrznych.. a potem w błoto.
- Jak dla mnie to strata czasu. - Daritos pokręcił głową, zaczynając wychodzić z piwniczki i biorąc po drodze “Meggy”. - Jak mówi, że nie miała z tym nic wspólnego to jestem skłonny jej zaufać. Najwyżej przy następnej wpadce skróci się ją o głowę... albo więcej.

Trudno było ocenić czy Samotnik uwierzył Saebrineth. Był bowiem osobą skrytą i o pokręconym sposobie myślenia. Taką która może być gotowa poświęcić towarzyszy broni by osiągnąć swój cel... jakikolwiek on był.
Niemniej teraz Raetar podszedł do głównej sali w karczmie i będąc pewnym że wszyscy są w zasięgu jego telepatii przesłał im telepatyczne polecenie.-”Pakujemy się, uzupełniamy zapasy żywności i wszelakie inne jakie są tu możliwe do polecenia. Grzebiemy Yenica, jego ekwipunek tymczasowo ładując na jego wierzchowca. A potem... podpalamy karczmę. Mają z niej zostać zgliszcza. Nie widzę jednak potrzeby czekania aż całkiem zgorzeje. Czas nas nagli. Kapłanką i Wulframem zajmiemy się po drodze... lub przy wieczornym obozowisku. Na karku może nam siedzieć kilka czartów, więc miejcie oczy i uszy otwarte.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline