Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2013, 16:41   #58
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- No i kto powiedział, że to kradzież? - Dodał Engan z nawet nieukrywaną ulgą.

Jak nigdy nie miał już dziś ochoty na okładanie się po mordzie. Wymęczył go ten wieczór. Już nawet nie podróżą, bo ta tylko w dupsko piekła. Wpierw prezentem jaki Alysa umyśliła podarować ojcu. Potem raportem, który mimo iż skrzętnie wcześniej przećwiczony i tak sprawił mu kilka zgryzów...

- Co o tym sądzisz? - oczy Lorda Dowódcy gdy patrząc na niego zaciskał swoją dłoń na ramieniu córki były jak zawsze uważne. Stary może i miał tendencje do wkurwiania się czasem o dziwne rzeczy, ale wbrew marudzeniu, na które czasem można sobie było pozwolić, zawsze poważnie traktował rewelacje swoich ludzi. Kamyk zastanawiał się tylko czemu Alysa jest tego wszystkiego świadkiem. W taki sposób to raczej lord móglby potraktować syna, któryby miał przejąć po nim schedę. Zapatrzona w zawartość kubka z winem Alysa... nieee... Bzdura. Lady Dowódca na Czarnym Zamku...
- Sądzę... że Qhorin się pomylił co do Skagosów. Ktoś chciał, żeby to wyglądało tak jak wygląda. Nikt z naszych, bo tu każdy może głowę dać. Dzikich też nie podejrzewam. Za bardzo się boją. No i gdyby to się wydało, że to oni to byśmy im z sojusznikami przecież taką czystkę zrobili, że prędzej by się jednorożca w okolicy Muru zobaczyło niż dzikiego.
- A ty córko co na to? Ma rację nasz Zarządca Kamyk?
Engan nie mógł oprzeć się wrażeniu, że dziewczyna patrzyła na wirujące w kielichu wino jak marynarz na nadchodzący sztorm.


No i potem był jeszcze Hwarhen ze swoją chęcią niesienia otuchy dla chorego Qhorina. A że na samą otuchę braci stróżujących zapewne by się nie przekonało do wpuszczenia wielkiego Skagosa, wraz z nią wnieśli też wielgachne łoże z dobrze zaimpregnowanej, ciężkiej jak cholera dębiny jakoby dla maestra, który jak na złość przebywał właśnie w szpitalu. Aemon szybko wskazał miejsce dla solidnego mebla i bez skrupułów, a może i znając ten jego chytry łeb, z premedytacją, poprosił też o przyniesienie drwa. Jego oczom napewno nie umknęło, że wraz z ostatnim kursem Hwarhen pozostał przy łóżku Qhorina, ale nie przeszkodziło mu to by jeszcze trochę wykorzystać Engana. Wszak cztery mosiężne kotły same się wodą nie napełnią. No i trzeba było przekazać wieści dla Alysy. Wyjątkowo ani o robakach, ani o jednorożcach. O potworze z morza.

***

Na Septę natknął się koniec końców w drodze do suszarni gdzie miał nadzieję spotkać Alysę, przekazać jej wieści o potworze i najchętniej glebnąć się choćby gdzieś tam w sianie i spać póki go ktoś rankiem do wymarszu nie zbudzi. W drodze choć nie zupełnie po drodze. Nawet nie chciało mu się myśleć o ponownej wyprawie na wschód. Kierunek zawsze lubił. Po prostu o niczym już nie chciało mu się myśleć. Trudno więc było w takim nastroju sprostać pokusie dorwania się do ulmerowego składzika. Siedli więc i pić zaczęli. A że żołądek Kamyka był zbyt jak na takie ekscesy pusty, a samogon Rysiowej Mordy wcale mocny, to i szybko mu we łbie zaszumiało. Obaj jednak zgodnie uznali, że dziś to tylko tak dla zdrowotności i spokojnego snu, a na bardziej tęgi ochlaj szansy przecież w najbliższych dniach nie zabraknie. Rozeszli sie więc po rozchodniaczku w swoje strony. Willam na Mur, a Engan do suszarni.
Stawiając nierówne i odrobinę taneczne kroki w kierunku na wpół zrujnowanego budynku, Kamyk stwierdził, że taki niegroźny rausz to to czego było mu na zakończenie dzisiejszego dnia potrzeba. Odrobina wypuszczonej z ryzów starej dobrej męskiej bezproblemowości. Bo i czym tu się przejmować? Będzie wojna? To będzie... Nie będzie? To nie będzie. Ot i cały sekret tych wszystkich knowań. Planów w planach jak to mawiał Uhoris o duszy rzemiosła jakim jest przemyt.
Bez skrępowania otworzył zębami znalezioną w piwnicy flaszkę i powąchał by wychwycić to co Ulmer nazywał bukietem. Słodycz trochę w nozdrza gryzła. I przyprawy. Jak te lustra z południa. Pociągnął łyczek i mlasnął kilka razy niezdecydowany. W ostatecznym rozrachunku pociągnął raz jeszcze.
Trochę tłustawe, ale rozgrzewało iście zacnie. Nada się.

***

Była tam. Wybierała do swojego kuferka podróżnego zielska ze zbiorów maestra. Wpierw go nie zauważyła i tylko przymróżonym okiem w świetle kaganka oceniała jakość próbek. Naruszone rośliny roztoczyły w pomieszczeniu kręcący w nosie zapach suszu i kurzu. Dornijce zdawał się nie przeszkadzać, ale Engan po chwili aż kaszlnął. I wtedy go zobaczyła. Nawet uśmiechnęła się na widok Zarządcy. I jakoś tak ładnie, że skojarzenie samo wpadło mu do głowy. Ona wcale nie przypomina ojca.
- Alyso - przywitał się - maester prosił by Ci przekazać, że potwór z morza, którego wyznają przy cokołach dzieci z lasu istnieje od tysiąca lat. Wcześniej jakby go nie było.
Podszedł do niej i spojrzał na kolekcję badyli, która w zgrabnych drobnych snopkach czekała na spakowanie. Tutaj już nie czuł zielska tak bardzo. Poczuł natomiast coś innego. Zduszony i jakby rozcieńczony, ale wyraźny. Symbol siły, dzikości i wolności. Alysa pachaniała morzem.
- Jedziesz z nami? Powiedz, że jedziesz... - zawachał się i skrzywił - Znaczy we Wschodniej nie bardziej niebezpiecznie niż tu, a przecież...
No i znów westchnął. Co on właściwie chciał powiedzieć?
- Nie szukasz może towarzystwa na noc?

***

- GORE!!!
Dopiero teraz poczuł jak zapach morza niknie przesłonięty duszącym dymem.
- GORE!!!
I wrzaski. Coś co jeszcze przed chwilą było gwizdem wiatru nabrało na nagle na bólu i przerażeniu. Oboje wybiegli na dziedziniec. Ktoś zacząl bić na alarm. Ktoś inny probował wyważyć drzwi do Bastionu. Zauważył wśród próbujących sforsować wejście jakiegoś Skagosa. Chwilę później Jorana, który usiłował przejąć nad biegającymi op dziedzińcu ludźmi dowodzenie. Septa zniknął we wnętrzu płonącej stajni. I jakiś mały zwinny kształt na daszku stajni. Dziewczęcy o ile go oczy nie myliły. To ta skagijka z poselstwa... Zręcznie wyskoczyła z płonącej wieży na słomianą strzechę i w dół do drzwi...
- Muszę im pomóc - powiedział do Alysy wskazując na usiłujących wyważyć drzwi braci - Ale jest drugie wejście do Bastionu. Z tego murku co łączy Bastion z wieżą Hardina. Tam są schodki. Wejdź i zobacz, czy da sie otworzyć. Jakby coś to wołaj Jorana. Tam jest.
I tymi słowy ruszył biegiem do frontowego wejścia do Bastionu. Drzwi były iście mocne. Może nawet jak brama Winterfell. W środku jednak niczym chopskie jadło pichciła się masa ludzi.
Biegiem zahaczył o pniaczek na którym wartownicy przygotowywali sobie drwa do rozgrzania się przy ognisku i zgarnął z niego dwie siekiery.
Dobiegłysz jedną z nich rzucił najroślejszemu z obecnych braci.
- Obuchem w mur przy zawiasach! - zawołał i jął napieprzać co sił w swoją część - A jak to nic nie da to w zamek! W to drewno to i z godzinę by tłukł a by nie rozwalił.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline