Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2013, 18:32   #13
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- Naprawdę? Ze wszystkich dostępnych wozów musiałeś wybrać właśnie ten?
Moja kwaśna mina musiała wyraźnie sugerować, co sądziłam o wyborze Foxa w kwestii samochodu.

No dobra czepiałam się. Wiadomo, że jechaliśmy tam oficjalnie, więc wszelkie łatwo dostrzegalne tego oznaki były jak najbardziej na miejscu, ale nie byłam w dobrym nastroju. Zamiast siedzieć w biurze i próbować rozkładać sprawę na części pierwsze, starając się przewidzieć kolejne ruchy zabójcy i pokrzyżować mu szyki my musieliśmy marnować czas na jakiegoś oszołoma, któremu puściły nerwy. Zdecydowanie mi się to nie podobało.

- Trzymaj - rzuciłam kamizelkę kuloodporną w stronę Vincenta - Brałam jak na siebie. Mam nadzieję, że nie będzie za ciasna - przyjrzałam się uważniej Foxowi i jego mało imponującej sylwetce - ani za luźna - dodałam utrzymując wyraz powagi na twarzy.

Fox spojrzał na mnie i otworzył tylne drzwi zdejmując tam rzeczy utrudniające ubranie kamizelki.
- Wiesz, w sam raz. Nie wiem, jakim cudem, myślałem, że będzie... Luźniejsza. W sensie więcej ćwiczysz z tymi mieczami i innymi maczetami.
W głosie Vina było słychać ewidentną ironię, ale ciekawe jakby się poczuł gdyby rzeczywiście był drobniejszy ode mnie.

- A co? Wolisz czarnego merca? Skończyły się. Jezu... Jak tu piździ.

- Niee. - Nadal z powagą przypatrywałam się wyczynom Foxa, ale udało mi się niepostrzeżenie zerknąć na samochód. Cholera to chyba nie był merc i telepata właśnie nie próbował mnie nabierać. No, ale jeśli nawet to byłby merc to na pewno nie był czarny, bo czarne logo MRu wyraźnie się odcinało na tle lakieru. - Po prostu to - wskazałam ręką logo MRu i koguta na dachu - kłóci się z wyznawaną przeze mnie ideologią fantomstwa.

Czyli bądź zawsze jak najmniej widocznym a najlepiej żeby nie widziano cię wcale aż do momentu, kiedy będzie już za późno.

- A Fantomom w czarnym nie do twarzy?

- Wiesz, co, gdybyś rzeczywiście załatwił czarnego merca to by napisu MR nie było widać. Hmmm, czyli jednak wolałabym czarnego merca. A Fantomom w czarnym jest bardzo do twarzy. Myślisz, że, po co tak często zakładam tę kuloodporną kamizelkę?

Vin parsknął śmiechem mocując się z kamizelką jednak nie powiedział, co go rozbawiło. Może chodziło o to, że ten typ kamizelek, którą ja miałam już na sobie a on próbował teraz założyć zwykle nosiło się pod ubraniem, ale równie dobrze mogło mu chodzić o cos zupełnie innego.

- A ja myślałem, żeby nie poznać się z znajomymi z gatunku para wielkiego, wydziaranego egzekutora.

- No wiesz, moda, wygoda i ochrona. Wszystko w jednym.

Vin skończył mocować się z kamizelką i zaczął zakładać ciuchy i się uzbrajać na nowo.
- I ciepło do tego te mistyczne znaczki... Do klubu muszę ją kiedyś założyć. Swoją drogą to jakaś tradycja operacyjnych? Gadać przed akcją, na której może polecieć ołów o modzie?

- Jak się denerwuję to zawsze dużo gadam - przyznałam - Chociaż normalnie też raczej sporo, ale gadanie o pierdołach mnie uspokaja.

- Mnie szklanka whisky i papierosy.
Vin wyciągnął szluga i odpalił, po chwili namysłu wysunął w moją stronę.
- Idzie się przyzwyczaić? – Zapytał.

- Nie palę- pokręciłam przecząco głową - i ja się nie przyzwyczaiłam. Zresztą w dniu, w którym się przyzwyczaję i przestanę się przejmować takimi akcjami to rzucę tę robotę.

- I co będziesz robić? Zostaniesz przykładną żoną? Sprzedawczynią w sklepie? Będziesz prowadzić bar? Nie sądzę by to było można zostawić za sobą od tak.

Spojrzałam zaskoczona na Foxa i wybuchnęłam głośnym śmiechem, szczególnie fragment z przykładną żoną mnie rozłożył.
-Ale wybrałeś dla mnie alternatywą wersję przyszłości. Z pewnością znalazłoby się coś ciekawego, co mogłabym robić zamiast pracy dla MRu.

Fox też uśmiechnął się.
- Zawsze możesz pisać książki o walce dobrych rycerzy z MRu z złymi Zdechlakami. Byłby popyt.

- Raczej nie.- Zdecydowanie pokręciłam głową - To byłby dla mnie krok w tył. Zresztą, jeżeli chociaż trochę znam siebie to nie będę musiała rzucać MRu właśnie z tego powodu. Nigdy nie przywyknę, bo o to właśnie w tym wszystkim chodzi. Odpowiedni poziom strachu utrzymuje cię w gotowości i każe myśleć, kiedy dzieje się naprawdę źle. Kiedy przestajesz się bać albo boisz się za bardzo to już praktycznie po tobie. Ale to tylko moje zdanie. Taki Samuel pewnie by się nie zgodził, albo nasza Egzekutorka Ava.

Zresztą sama natura, opatrzność czy cokolwiek innego, co było odpowiedzialne za nasze moce uznało, że Egzekutorzy mieli zepsuty instynkt, kiedy szło o odczuwanie strachu i dlatego wyposażono ich w Zmysł zagrożenia. Dla mnie ich wyczucie zagrożenia nie było niczym innym jak zewnętrznym sposobem na to żeby dać im znać, kiedy powinni się bać. Inni Łowcy dostali Zmysł Śmierci, więc kiedy wyczuwali Nieumarłego już sami z siebie wiedzieli, że należało być ostrożnym, podejrzliwym i przezornie odczuwać odpowiedni poziom lęku. Jak widać Wszechwiedzący Ktoś uznał, że przy Egzekutorach takie coś nie zdałoby egzaminu i dał im moc na miarę ich potrzeb. Tylko jak w takim razie miała się moja teoria w stosunku do Żagwi, którzy nie dostali absolutnie nic z tych rzeczy?

- Złoty środek we wszystkim. Chyba faktycznie na tym polega ta fucha. Chociaż nie... Jest jeszcze nasza pensja.
Uśmiech na twarzy Foxa wskazywał, że niezbyt poważnie podchodził do tego, co mówił.

- No i nie zapominaj o przepięknym miejscu, które czeka na każdego poległego Łowcę na cmentarzu. Najlepsza kwatera i inne bajery.

- O proszę, potrafisz żartować. A już myślałem...

- Co myślałeś?- Zapytałam mrużąc oczy, bo nie spodobał mi się jego ton.

Zaciągnął się papierosem jakby chciał zyskać parę sekund.
- Że to, co mówią o słynnej Emmie Harcourt to prawda. Mogę Ciebie o coś spytać? Związanego z naszą robotą?

- Tak naprawdę to możesz mnie pytać o wszystko, co tylko chcesz. Tylko, że ja nie na wszystko pewnie będę miała ochotę odpowiadać. – Stwierdziłam.

- Czemu przyszłaś do MRu?

Musiał zobaczyć moją niezbyt mądrą minę, ale tak mnie zaskoczyło to pytanie, że miałam problem nad zapanowaniem nad własna twarzą.
- Ha no takiego pytania się nie spodziewałam. Myślałam, że będziesz pytał o konkrety a nie o takie coś.
Potarłam nerwowo podbródek myśląc intensywnie, co mu odpowiedzieć. Burknąć, że to nie jego sprawa, nakłamać czy powiedzieć prawdę. Tylko, jaka była ta prawda? Sama już się w tym wszystkim pogubiłam. Dalej chodziło tylko o wiedzę i jej zdobywanie czy też już o coś zupełnie innego.

- Konkrety? W sensie o te plotki o nie spaniu i tak dalej? Czy o jakąś mroczną sprawę, o której szeptają po kątach? Albo o ulubionego drinka? Powód naszej pracy też jest konkretem.

- Konkrety, czyli informacje na przykład o mocnych i słabych stronach jakiś istot albo coś podobnego, a co do snu to nawet wampiry zapadają w letarg, czemu ja miałabym nie sypiać? – Zeźliłam się jak cholera, nawet Fox wyciągał te opowieści o nie spaniu, tak jakbym już nie była człowiekiem.
.
- Bo jesteś Emmą Harcourt - Żagiew zdusił niedopałka butem i uśmiechnął się - a co do słabych stron to wystarczy, że jedna osoba pokazała mi gdzie są tętnice, nerki i reszta całego syfu.

- To, że nikt nigdy nie widział jak śpię to nie oznacza, że tego nie robię, prawda?- Nie mogłam odpuścić - A niektóre stworzenia mają trochę inną budowę niż typowo ludzka, chyba, że interesują cię tylko słabe strony ludzi.

- Nie interesuje mnie zabijanie. A to, że ktoś mnie kiedyś uczył... Ale czekaj. To ja tu jestem od kręcenia ludziom w głowach a Ty zmieniasz temat. Dobra d’Arc to, jaką najbardziej przerażającą istotę kiedykolwiek spotkałaś?

- Mało precyzyjnie zadane pytanie. “Spotkałam” to znaczy według ciebie, że i ta istota widziała też mnie czy wystarczy, że tylko ja widziałam ją?

Przewrócił oczami.
- Fantomka. Wiesz, o co mi chodzi. W jaki sposób i za co ta straszliwa maszkara została ubita srebrnym mieczem przeznaczonym na potwory.

- Hmm – Aż mnie szarpnęło gdzieś tam w środku w trzewiach. Zwiesiłam na krótko głowę, żeby się opanować i podniosłam ją dopiero jak już uznałam ze udała mi się ta sztuka -Ta straszliwa maszkara jeszcze nie została ubita srebrnym mieczem i nie wiem czy kiedyś w ogóle zostanie.

- Kontynuuj proszę.

- A co tu jest do kontynuowania.- Wzruszyłam ramionami.

- Liczyłem, że mi opowiesz jak z tym walczyć.
Głos Vina stracił lekko kpiący ton.

- Z czym? Z własnym strachem? – O mały włos nie wybuchnęłam.

Telepata pokręcił głową.
- Zaskakujesz mnie d’Arc. Zaskakujesz. Dobra, widzę naszą Egzekutorkę. Chodźmy ratować zagubioną duszyczkę.

-Zagubioną? Naprawdę wierzysz, że de Orre nie wiedział, kogo brał na swoich zakładników?- Wróciłam do naszej wcześniejszej rozmowy, tej jeszcze w biurze.

Telepata spojrzał mi w oczy.
- Myślę Emmo, tak zupełnie poważnie, że jest chorym sukinsynem, który przekroczył pewną linię.

- Na taką odpowiedź liczyłam. - Pokiwałam głową usatysfakcjonowana - Chciałam usłyszeć od ciebie, że nie będziesz liczył na to, że facet cię nie zastrzeli tylko, dlatego, że jesteś człowiekiem. Bo nie będzie liczył, prawda?

- Emma. Nie zabijam, nie pracowałem w terenie, ale nie jestem jakimś popieprzonym idealistą.

Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Mnie samą to zaskoczyło. Zrobiłam krok do przodu i przyjacielsko wręcz poufale objęłam Foxa ramieniem i poklepałam go po plecach.
- No i bardzo dobrze, Vincent bo tacy to lądują w wariatkowie.
Cofnęłam rękę, ale nie dość szybko, bo Fox zdążył odwzajemnić uścisk, co jeszcze bardziej mnie zmieszało.

Poprawiłam coś przy ubraniu starając się ukryć skrępowanie i władowałam się na tylne siedzenie samochodu.

- Ej, bo to powoli zaczyna przypominać scenę z filmu tuż przed śmiercią jednego z bohaterów, tego z większą wiedzą. A ja się nie nadaję na mściciela. – Rzucił Vincent.

- Nie mam pojęcia, o jakim filmie mówisz ani dlaczego nagle zacząłeś mnie nazywać d’Arc. Kolejna nie wyjaśniona tajemnica wszechświata. – Odpowiedziałam.

Telepata zaśmiał się.
- Widzisz d’Arc. Wszechświat jest ich pełen, nie tylko Fantomkom można je mieć.
Vincent odwrócił się i podszedł do Egzekutorki wyciągając z kieszeni kluczyki od samochodu.

Przeanalizowałam jeszcze raz moje sentymentalne wystąpienie i doszłam do wniosku, że ujrzałam w Vincencie młodszego brata. Nie żebym miała kiedykolwiek brata albo siostrę. Rodzice nie zafundowali mi innego rodzeństwa, nawet przyrodniego gdzieś na boku, ale chyba tak się właśnie człowiek czuł, kiedy od dzieciństwa pętało się za nim jakieś gówniarstwo. Trochę przypominało to tę specjalną aurę, którą otaczał się Kantyk i sprawiał, że ludzie chcieli mu pomagać i go chronić. Ale czy Vincent mógłby...Do diaska, przecież był telepatą, oczywiście, że mógłby coś takiego zrobić. Ale czy odważyłby się użyć swoich mocy na mnie? Trzeba będzie zbadać tę kwestię.
 
Ravanesh jest offline