Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2013, 22:48   #103
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Blade of Despair vs Blade of Chaos
part 1

Gort uniósł brwi na widok przedziwnej sferycznej sali. W swoim życiu pełnym przygód i najprzeróżniejszych dziwactw, to z pewnością plasowało się na pierwszym miejscu. Wszak wszystko co do tej pory widział mógł od biedy chociaż rozpoznać i zgadywać do czego mogło służyć, a miejsce do którego wkroczyli nie przywodziło mu na myśl kompletnie nic znajomego, czy normalnego. Z jednej strony było to przytłaczające uczucie, ale z drugiej budziło w nim niezmierzone pokłady ciekawości. Zaś osobnik w czerni wydał mu się na tyle nietypowym jegomościem, że od razu miał ochotę rzucić mu wyzwanie. Powstrzymał się jednak przez wzgląd na Calamitiego i chęć dowiedzenia się wpierw cóż to za dziwaczne miejsce przypadkowo znaleźli.
- Jestem kapitan Czarnoskóry! I jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie przypadkowym, to zarobisz w czerep! - okrzyk wielkoluda rozniósł się echem po sali, po czym z jakiegoś powodu pirat postanowił po raz pierwszy ściszyć głos, co w jego wykonaniu brzmiało wręcz nienaturalnie. - A tak w ogóle to coś za jeden i co to za powalone miejsce? - murzyn zakończył wskazując wielkim paluchem na człowieka w czerni.
- To nie istotne kim jestem... można powiedzieć, że innym strażnikiem niż wasz przyjaciel Faust. -stwierdził mężczyzna w czerni i wzruszył ramionami. - A to miejsce? Cóż to wiezienie, bardzo stare lochy.-stwierdził bez ogródek.
- Więzienie? - wielkolud dla odmiany założył ręce pod boki. - Dla tamtego dupka w szmatach? Powiem ci że byłem w jednym z najstraszniejszych wiezień na świecie i nawet tam nie budowali tak wielgachnych cel dla jednego przestępcy. Więc co to jest za cudak i za co tutaj siedzi?
To miejsce cuchnęło śmiercią i niewyobrażalnym głodem, niestety widok nieszczęśników ponabijanych na haki wywarł małe wrażenie. Wiele razy miał okazję oglądać takie okrucieństwa, automatycznie wyobrażając sobie przebieg ich cierpienia.
- Takie potworności... w imię czego? Tej... abominacji? - kończąc zdanie zbrojny wyszarpnął miecz i wskazał nim na tajemniczego jegomościa w czerni.
- Zabijmy to... Gort... - Rzekł równie ponuro jak zwykle, nie miał zamiaru rozmawiać z demonicznym osobnikiem. Co tylko utwierdzała w tym przekonaniu przybrana postawa bojowa.
- Może Faust... będzie wiedział... co z tamtą istotą... zrobić... - rycerz wziął głębszy wdech, po czym kontynuował.
- Postarajmy się... tego nie... przebudzić... - Ta prośba była nieco absurdalna, gdyż Calamity jak i Gort do najsubtelniejszych nie należeli. Zbrojny, jednak postanowił o tym wspomnieć. Zastygnowszy w miejscu czekał na dalszy rozwój sytuacji, gdy jedyną oznaką życia była sporadycznie buchająca para z otworu w hełmie.
- Ale czy ten koleś nie powiedział, że robi tutaj za klawisza? - zauważył trzeźwo Gort. - Niech pierwta powie nam co wie, a potem się zobaczy.
Gdy to powiedział, na twarzy wielkoluda zagościł szeroki uśmiech, sygnalizujący, że również i on nie miałby nic a nic przeciwko zmierzeniu się ze strażnikiem tego miejsca.
Calamity kiwnął delikatnie głową na znak, że zgadza się z propozycją murzyna, poza tym nie drgając nawet o centymetr z wymierzonym czubkiem miecza w “klawisza”.
Czarny osobnik wpatrywał się zaciekawiony w dwójkę bohaterów, po czym leniwie przeniósł spojrzenie czerwonych oczu na Gorta.
- Cóż nie dziwie się, że nie budują wam takich cel. Im więcej ktoś osiągnął, im większym respektem był darzony tym więcej przestrzeni potrzebuje, nawet w niewoli. -osobnik uśmiechnął się tajemniczo, po czym podniósł jedną nogę, następnie drugą... i usiadł po turecku w powietrzu, wzdychając ciężko. - Powiedzmy, że najprościej mówiąc siedzi tu za zamordowanie sporej ilości dzieci. -mówiąc to “klawisz” uśmiechnął się lekko i dodał. - I nie jestem tutaj strażnikiem... a przynajmniej nie oficjalnie. Widzicie ja to bym nawet wolał żeby on się uwolnił, dla tego przyniosłem mu trochę dekoracji. -mówiąc to rozłożył ręce wskazując na wiszących na hakach osobników.
Na słowo “dzieci” ślepia rycerza zajarzyły się intensywnie i towarzyszyło temu ciche warknięcie.
- Jak ktoś...taki... może być... darzony respektem?! - rzekł ozięble, zaciskając mocniej dłoń na rękojeści.
- Wiesz...dużo stworzył. -zaśmiał się osobnik i zerknął na związaną postać na krześle. - Zresztą to były jego dzieci, kto mu bronił je pozjadać?
- Więc widzę że z ciebie też niezły popierdoleniec - stwierdził murzyn, zerkając jeszcze raz z obrzydzeniem na ociekające krwią ciała. - To co z nim robimy? Mi tam się już znudziły gadki z tym popaprańcem.
- Mi też... - Odparł Calamity, uspokajając się na moment. Rycerz przejechał dłonią po ostrzu “Despair”, co spowodowało na nim fioletową poświatę. Kolejno z niespodziewaną jak na niego szybkością odwrócił się dwa razy wokół własnej osi, przy każdym obrocie wypuszczając pręgę fioletowej energii. Litera “X” którą utworzyły poszybowała w stronę przeciwnika.
W tym samym momencie Gort wciągnął w płuca powietrze i wypluł grad kamyczków które błyskawicznie poszybowały w kierunku człowieka w czerni z prędkością kul pistoletowych.


Mężczyzna w czerni uniósł brwi widząc nadlatujące pasma fioletowej energii, dalej siedząc w powietrzu, chwycił mocniej swój czerwony miecz i z wprawą uderzył w fioletowy znak. Powietrze zawiało mocniej przy uderzeniu, zaś fioletowa energia rozprysnęła się na boki, ucinając nogi jednemu z wiszących, jednak nie trafiając w czarnoskórego oponenta. Kamyczki Gorta miały dzięki temu jednak czas by, ugodzić w pierś mężczyzny, jednak nie uczyniły one wiele szkody, przeciwnik bowiem zawirował w powietrzu unikając większości z nich. Jedyne co ucierpiało to koszula mężczyzny która zyskała kilka dziur, oraz jego bok który został rozcięty przez jeden z pocisków. Jednak nim z rany na dobre popłynęła krew, ta zasklepiła się.
- Wybaczcie, znałem kiedyś pewną hydrę i nauczyłem się od niej jak zajmować się swoimi ranami. -zaśmiał się czarnowłosy i wolną ręką poklepał po zasklepionej ranie.
- Nie chce być niemiły... ale raczej nie jesteście dla mnie godnymi przeciwnikami. Może jeszcze szanowny rycerz rozpaczy byłby wstanie coś zrobić, ale ty piracie jesteś tylko bezwartościowym śmieciem. -mówiąc to podparł policzek na dłoni i uśmiechnął się szerzej.
- Ale mam dla was odpowiednich przeciwników! Na pewno się wyżyjecie! -dodał z szerokim uśmiechem i machnął dwoma palcami w górę, zaś mostek zaczął pękać, tworząc dwie szczeliny, z których po chwili poczęły wysuwać się czyjeś dłonie.
- Wiecie, wam to pewnie dużo nie powie, ale Hades też mnie trochę nauczył. -mówiąc to mężczyzna spojrzał na pierwsza osobę która opuściła dziurę w ziemi. A była nią Sashi. Z pustymi oczyma, pokryta ziemią i zaschnięta krwią, ale wciąż była ta samą kobietą która niedawno pogrzebali. - To dla Ciebie rycerzu. -stwierdził czarnowłosy i poprawiając swoją czuprynę wskazał na drugi dół. - A to dla naszego szanownego pirata. -mówiąc to z dziury wyskoczył osobnik o białych włosach, równie białym stroju... oraz dziurą w piersi tam gdzie powinno być serce. Azar, osobnik który poległ na początku wyprawy, teraz stał na moście po drugiej stronie barykady.
- Sa..sa... - Rycerz zamarł a jego fioletowe ślepia rozszerzyły się. Nie wyobrażał sobie tego, że ma ją zgładzić. - Sashi? - Opuścił nieco miecz przyglądając się z niedowierzaniem poległej towarzyszce. Ale jednego był pewien, byli teraz wrogami.
- Błagam... zejdź... mi z drogi... - uniósł ponownie miecz, z rozpaczą w głosie. Jeżeli zostanie zaatakowany, spróbuje ją po prostu odrzucić w tył, niczym lalką.
Sashi dobyła miecza i tarczy, powoli przesuwając się w stronę rycerza. Jej pusty wzrok spoczął na jego sylwetce, a ona otworzyła usta i morowym głosem odezwała się w strone dzierżącego rozpacz. - To ty Calamity?
- Wspominałem już, że większość ich wspomnień dalej jest nienaruszonych? -zapytał lewitujący facet, który miał niesamowity ubaw z całej sytuacji, ledwo dawał radę unosić się prosto w powietrzu tłumiąc śmiech.
- Iwabababa! Nie lekceważ Czarnoskórego jeśli nie chcesz szybko zginąć! - zawołał pirat do człowieka w czerni. - Myślisz, że takie chucherko mnie zatrzyma!?
Ręce wielkoluda ponownie zamieniły się w kolczaste kule, po czym zaszarżował on na białowłosego, uderzając raz po raz lewym i prawym sierpowym, starając się tym sposobem zrzucić z mostu poległego towarzysza jednym silnym uderzeniem.
Jeden z czterech pierścieni na palcu Azara błysnął jasnym blaskiem, a w dłoniach mężczyzny pojawiły się dwie błyszczące katany. Ciosy Gorta zostały z łatwością wyminięte, mimo że Azar był nieboszczykiem to wciąż był zwinny niczym kot. Podobnie zresztą jak zabójca z którym Gort walczył w jaskiniach pod Czarną Wodą. Mężczyźni wymienili się kilkoma ciosami, wszystkie zostały zablokowane lub tez uniknięte, jedynie dwie malutkie ranki pojawiły się na ich policzkach, kropelki krwi popłynęły z ciała Azara gdy kolec rozdarł skórę, a kilka kamyczków odpadło od twarzy Gorta, kiedy ostrze Katany musnęło jego ciało.
- Nie... nie zbliżaj się...błagam Sashi... - rzekł Calamity łapiąc miecz oburącz, celując szpicem w chwiejną posturę zbrojnej. Jednak jej chód coś mu przypominał, przecież on sam poruszał się w taki sposób. Czy on sam też był tylko skorupą swej dawnej osoby? Jednak to nie był czas ani miejsce na takie rozmyślanie się.
- Będziesz cierpiał! - Niemal wrzasnął dzierżyciel rozpaczy do lewitującego osobnika.
- Cierpienie to pojęcie względne. -stwierdził filozoficznie mężczyzna, pokazowo przystawiając pięść do czoła niczym myśliciel.
Sashi zas zamachnęła niezgrabnie mieczem, jednak martwe ciało było w tym wypadku ociężałe i pozbawione dawnej lekkości, kobieta wywróciła się na moście. - Czemu nagle tu się pojawiłam. Gdzie jesteśmy? -zapytała z trudem podnosząc się z ziemi.
Calamitiego ogarnął wielki smutek widząc w jakim stanie jest Sashi.
- Zabił cię... kozioł... a teraz... wykorzystuję cię.. - Rycerz przełknął ciężko ślinę. - To monstrum, które... lewituje za tobą... - rycerz czuł się kompletnie bezradny, powoli dochodził do wniosku, czy nie lepiej byłoby skrócić jej męki. - Wybacz.. mi... - Z tymi słowami wziął potężny zamach z nad głowy na wojowniczkę, z zamiarem użycia całej swojej siły.
Gort wyczuł, że kamienie pod jego stopami były jakieś dziwne. Nie mógł nimi w żaden sposób manipulować, więc nie miał nad przeciwnikiem takiej samej przewagi jaką wcześniej miał w jaskini. Mógł teraz polegać wyłącznie na tym co było w stanie wytworzyć jego ciało. Zdawał też sobie sprawę, że Calamity jest teraz w niemałych terapatach, więc musiał rozprawić się z białowłosym tak szybko jak to tylko możliwe.
- A co powiesz na to!? I na to! I na to!! I NA TO!!! - wrzeszczał murzyn, wymierzając Azarowi kolejne ciosy kamiennymi kulami, gdy nagle przy ostatnim który zadał specjalnie tuż przed nosem przeciwnika, pewny że ten go wyminie, kula niespodziewanie zamieniła się w kamienny młot, zwiększając tym samym o kilkadziesiąt centymetrów zasięg jego uderzenia.
Miecz przeklętego rycerza opadł w dół niczym gilotyna na głowę skazańca. Sashi niczym marionetka uniosła tarczę, jednak siła Calamitiego była wręcz monstrualna. Niosący rozpacz, rozbił tarczę w perzynę, a jego miecz ugodził prosto w głowę kobiety, rozrywając ją na połowę. Kawałki czaszki i hełmu rozprysneły się na wszystkie strony, krew zalała most, lecz nie uczyniła na nim plam, powoli poczęła spływać w dół jak gdyby szukała ucieczki od pięknych kamieni. Rycerz zadrżał lekko na ten widok i uniósł swój miecz, jednak to nie był koniec jego koszmaru... dziewczyna bowiem poczęła po omacku wstawać. Mimo, że jej głowa była rozłupana na pół, mimo że oczy wypłynęły z oczodołów, ona powstała z ziemi wymachując na ślepo mieczem, niczym lalka na sznurkach.
W tym czasie Gort toczył zawzięty pojedynek z Azarem, mężczyźni wymieniali się wściekłymi ciosami, ale murzyn miał jedną przewagę. Mógł samodzielnie myśleć. Podstęp okazał się idealnym rozwiązaniem, młot bowiem gruchnął w bok głowy białowłosego, miażdżąc część jego twarzy. Szczęka opadła bezwładnie, ledwo trzymając się reszty czaszki, ucho zmieniło się w krwawa miazgę, a jedno oko nie wytrzymało siły uderzenia i wyskoczyło z oczodołu. Jednak białowłosy, jak gdyby w ogóle tego nie zauważył, odskoczył jedynie w tył, a jego katany zniknęły, a ich miejsce zastąpiła pokaźnych rozmiarów świetlista kosa. Widać teraz on postanowił zwiększyć dystans.
Czarnoskóry pirat uniósł do góry młot i zamachnąwszy się cisnął nim w Azara, po czym zaszarżował na niego, rozkładając szeroko ramiona, gdy jego druga ręka na powrót zamieniła się w normalną dłoń, zaś całe jego ciało pokryła niewidzialna zbroja. Rozumowanie Gorta było proste - ciasna przestrzeń działała na jego korzyść, więc jeśli uda mu się wytrzymać uderzenie kosy, pochwycić białowłosego w niedźwiedzi uścisk i wyrzucić za barierkę, to zabawa będzie skończona, a on ruszy na pomoc Calamitiemu. W tym celu postanowił zajść przeciwnika z lewej strony - tam gdzie przez utratę oka miał ograniczone pole widzenia, a Gortowi łatwiej było wyminąć jego ataki.
Ataki rycerza wydawały się beskuteczne, wobec ożywionej Sashi, była po prostu marionetką, która będzie walczyć dopóki będzie miała czym. Do tej pory rycerz tylko raz był zmuszony do użycia tej obrzydliwej zdolności. Bez słowa, wbił miecz obok siebie, po czym zaczął dziwacznie dygotać. Towarzyszył temu także równie kuriozalny bulgot zewnątrz pancerza. Calamity padł na kolana trzymając się za boki, bez przerwy dygocząc. Na ułamek sekundy zastygł, by nagle wydać z siebie najpotworniejszy i przerażający ryk, a z jego otworu w hełmie wyleciała chmara demonicznej szarańczy. Potworki szybko wyszukały swojego posiłku, i niekoniecznie miały się zatrzymać na Sashi.


Gort rozpoczął swój bieg, gdy nagle usłyszał bzyczenie setek skrzydeł. Zdezorientowany rozejrzał się, zobaczywszy że z otworu w hełmie Calamitiego wylatują setki, a nawet tysiące rozwścieczonych owadów. Szarańcza, obsiadła ciało Sashi jak i Azara zaczynając pożerać ich na miejscu. Kilka sekund zajęło by z przeciwników pozostały jedynie bielejące kości, które opadły na most.
Czarnowłosy mężczyzna wyglądał na zdziwionego pojawieniem się roju owadów, bowiem zrezygnował z lewitacji i opadł na ziemię, by od razu położyć nań dłoń. W moście ponownie otwarta została szczelina, tym razem jednak zamiast wypuścić kolejnych przeciwników, zawiało zimne powietrze, które poczęło wsysać przywołane owady. Gdy ostatni z nich zniknęło w czeluściach, strażnik otarł delikatnie pot z czoła. Widać, że ta technika wymagała od niego sporo wysiłku.
- A więc to była rozpacz którą w sobie nosisz? -zapytał zerkając na klęczącego rycerza.
- Przepraszam... Gort... musisz go... zabić...sam... - Calamity kaszlnął obrzydliwie, wypluwając z siebie resztkę larw owadów. Już miał się przewrócic gdy nagle chwycił się “Despair” i nieudolnie próbował podciągnąć się w górę. Beskutecznie jednak, gdyż ten atak zużył całą jego siłę.
- Puszka! Do kroćset! - zawołał wielkolud, podbiegając do rycerza. - Kim jest ten popapraniec!? Niech go diabli porwą!
Gort stanął naprzeciwko człowieka w czerni. Teraz wszystko leżało w jego rękach. Obawiał się tylko, że słowa strażnika mogły okazać się prawdziwe, gdyż nawet w tej chwili nie miał pojęcia jak mógłby zranić ich przeciwnika..
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline