Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2013, 22:53   #104
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Bohaterska desperacja
Part II


- Zabijanie, walka, zabijanie, walka... jesteście tacy prostoliniowi. -westchnął czarny strażnik i ponownie usiadł w powietrzu. - Dziwne że Faust z wami podróżuje... aczkolwiek w sumie pasuje to do tej jego śmiesznej równowagi. Taka stateczność. -zamyślił się głośno czarnowłosy po czym spojrzał na rycerza niosącego rozpacz. - Twoim zdaniem by go tu zwabić powinienem was po prostu pozabijać, czy może tortury będą lepsze?
Rycerz nadal usiłował się podnieść, ale nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Nawet jego zbroja zaczęła mu niezwykle ciążyć.
- Jakie... - Rycerz zakrztusił się purpurową wydzieliną. - To ma... znaczenie... i tak... zrobisz co... zechcesz... - Calamity, zaczął czuć strach, przed tym że zejdzie z tego świata, zanim dopełni swoją misję, zanim dowie się kim jest, zanim pozna prawdziwą definicję szczęścia.
- Gort... ty możesz... jeszcze... uciec...ja spróbuje... - Po tych słowach znów padł na kolana, próbując się podnieść.
Słowa Calamitiego przyniosły zgoła odwrotny efekt niż ten się spodziewał, gdyż pirat jedynie wykrzywił usta w grymasie i pogroził rycerzowi zaciśniętą pięścią.
- Phi! Nie żartuj sobie! Jakbym miał się przestraszyć jakiegoś wymoczka! - krzyknął rozeźlony Gort. - Skoro nie mogę go zranić, to zrobię sobie z niego worek treningowy! Co ty na to, popaprańcu!?
Ostatnie słowa wielkolud skierował do człowieka w czerni, po czym złożył razem dłonie w których pojawiła się rosnąca z każdą sekundą skalna kula, która po chwili miała już półtora metra średnicy, a przymocowany był do niej kamienny łańcuch.
- Bari Bari no Wrecking Ball! Iwababababababa! - roześmiał się murzyn, kręcąc nad głową młynki dopiero co wymyśloną nową bronią. - Prędzej zginę, niż zostawię na śmierć swojego nakama! A ty jesteś tylko kolejnym świrem, którego rozgniotę jak małą muchę!
To powiedziawszy murzyn zakręcił jeszcze raz kulą wyburzeniową, która poleciała na spotkanie czarnego dziwaka. Nie wiedział on jednak o tym, że była ona wzmocniona siłą jego ambicji, które buzowały w nim w tej chwili jak nigdy dotąd od początku tej wyprawy. W końcu udało mu się trafić na silniejszego od siebie przeciwnika, więc z oczywistych względów ucieczka nie wchodziła w rachubę. Tym bardziej jeśli na szali znajdowało się również życie jego drogiego towarzysza i przyjaciela.
Czarnowłosy spojrzał na murzyna, który począł rozkręcać kamienną kulę, która ze świstem przecinała powietrze zalegające w starożytnej celi.
- Jesteś naprawdę... cudaczny. -stwierdził czarnowłosy i stanął na ziemi. - Ale dobrze, pobawię się z tobą, póki jeszcze nie namyślałem się co z wami zrobić. - mówiąc to ruszył przed siebie i ślizgiem przeleciał pod kamienną kulą, która uderzyła w ścianę sali... o dziwo nie czyniąc jej żadnej szkody, odbiła się jedynie od dziwacznych płyt stanowiących ściany więzienia. Czerwonooki wróg uśmiechnął się i machnął na odlew czerwonym ostrzem, które przesunęło się po piersi murzyna odrywając z niej elementy kruszcu.
- Masz bardzo ciekawe ciało. -stwierdził rozbawiony oponent.
- Tylko nie podziwiaj za długo, bo może cię zaboleć - odparł Gort, który odskoczył do tyłu i zakręcił jeszcze raz kamienną kulą. Miał teraz swojego przeciwnika tam gdzie chciał. Murzyn miast atakować, zamierzał owinąć go łańcuchem na którym zawieszona była jego broń, a następnie skoczyć na niego i zacząć okładać po twarzy pięściami wzmocnionymi haki.
Oponent pirata uśmiechnął się i widząc co się święci, machnął mieczem, z którego wyleciała struga tnącej energii. Tak wyzwolona moc uderzyła w kamienny łańcuch, który pękł niczym gałązka pod stopami nieuważnego podróżnika. Ciężka kamienna kula odleciała w stronę ściany i po chwili sturlała się po sferycznej komnacie na sam jej dół, paradoksalnie nie uderzając w związanego osobnika, a zatrzymując się milimetry od niego. Kolejny atak zaś ugodził ciemnoskórego w rękę, tym razem odłupując od niej większy kawałek niż poprzednio.
- Naprawdę można się tak rozerwać. -stwierdził osobnik po czym zwrócił się do Calamitiego. - Tak właściwie niosący rozpacz rycerzu, jak Ci się żyje w tym ciele. Musze przyznać ze przed przemianą byłeś trochę przystojniejszy.
Upiorne zębiska rycerza aż, zgrzytnęły gdy usłyszał słowa osobnika w czerni. Zdawałoby się że ten typ znał rycerza, co gorsza może to on jest winny obecnego stanu zbrojnego.
- Ty... mi to... zrobiłeś?! - Warknął chwiejnie podnosząc się do pionu. Z trudem utrzymując równowagę ponownie przejechał dłonią po ostrzu, to zamajaczyło delikatną fioletową poświatą. Calamity miał zamiar poczekać na otwarcie, bo nie miał siły na kolejny wystrzał, w tym wypadku liczył na Gorta, który skutecznie potrafił zając sobą przeciwnika.
- Nie, nie ja. -zaśmiał się czarnowłosy. - Nie do końca, osobnik który Ci to zrobił był moim pomocnikiem. A dokładniej marionetką. Nim go zabiłeś, zdążył Ci się na szczęści odwdzięczyć w moim imieniu. -odparł śmiejąc się czarnoskóry chudzielec i ruszył biegiem na Gorta.
- Zewrzyj gębę kmiocie i walcz! Bari Bari no Giga Punch! - krzyk wielkoluda rozdarł powietrze, gdy w jednym momencie jego prawe ramię pokryło się kamieniami i urosło co najmniej dziesięciokrotnie, a gigantyczna kamienna pięść uniosła się i spadła z góry na człowieka w czerni.
Gort nie wiedział dla czego, ale między jego atakami czoło przeciwnika, co jakiś czas zraszały kropelki potu, jak gdyby większy wysiłek sprawiało mu stanie bez ruchu, niż walka z wielkim piratem.
- Wybacz wilku morski...prowadzę teraz ważniejszy pojedynek niż ta zabawa.- mówiąc to uniósł swój czerwony miecz i uderzył nim w kamienną rękę giganta, która pękła na pół niczym zwykła deseczka. Mężczyzna podskoczył w górę i kolejnym cięciem ostrza o szkarłatnej barwie,uciął potężne ramie Gorta, które z głuchym trzaskiem opadło na pomost. - Dalej chcesz to ciągnąć? -zapytał celując ząbkowanym mieczem w twarz czarnoskórego.
- Powiedziałem że nie pozwolę ci zabić mojego przyjaciela! - wrzasnął Gort, wyprostowując lewą rękę z której poczęła szybko wyrastać metrowej grubości kamienna ściana, która zasłoniła zarówno murzyna, jak i rycerza. Pirat użył przy tym całej siły woli jaka mu pozostała aby wzmocnić ją swoimi ambicjami. - Uciekaj, Puszka! Ja go tu zatrzymam!
“Despair” utraciło świecącą poświatę, gdyż rycerz wpadł na niekoniecznie dobry pomysł. Z całej swojej siły dźwignął się do góry i podszedł do krawędzi mostu, Spojrzał w dół, po czym po prostu zeskoczył. Nie wylądował jednak na podłożu z dziwnych płyt, a w swoim “portalu”, gdzie następny pojawił się po przeciwnej stronie kuli. Tą czynność powtarzał kilkakrotnie aż, nabrał dużego pędu, do tego zaczął sam obracać się zwinięty w “kulkę” z wystawionym mieczem. Po kilku chwilach zamienił się w latającą piłę tarczową, która nagle ni stąd ni zowąd wystrzeliła w stronę czerwonookiego. Celowanie było więcej jak trudne, ale Calamity chciał trafić miecz lub przynajmniej w rękę przeciwnika.
Osobnik uzbrojony w czerwone ostrze powolnym krokiem ruszył w stronę kamiennej zasłony, zupełnie ignorując poczynania przeklętego rycerza. Czyżby myślał że Calamity oszalał, a może uznał że osłabiony rycerz nie jest już żadnym zagrożeniem? To wiedział tylko on sam, a gdy jego kroki przerodziły się w bieg jasnym było że nie ma zamiaru poprzestać tylko na obronie. Ostrze o kolorze czerwonym niczym rubin przecięło powietrze, gdy uderzył nim o ścianę która powstała z dłoni Gorta, i ponownie ostrze nie zatrzymało się na kamiennej barierze, przecinając ją niczym masło.
- Nie ma na tym świecie materiału którego nie jest wstanie przeciąć ostrze Chaosu. –wymówił sentencją osobnik o czarnej skórze, niczym modlitwę czy tez mantrę, po czym przeszył swym złowieszczym spojrzeniem Gorta. – A teraz przetnie ona nici twojego życia. - wyrecytował unosząc swoje Sotrze, do ostatecznego ataku na potężnego pirata.
Wtedy jednak Calamity podjął swój ostatni desperacki atak. Niczym pierwotny gniew wszystkich mieczy, wystrzelił w stronę przeciwnika, ze świstem tnąc powietrze. Niczym żywa piła tarczowa, której jedynym celem było niszczenie wszystkiego co spotka. Zdawać by się mogło, że plan jest idealny, że przeciwnik nie ma szans na obronę… ten jednak w ostatniej chwili obrócił się trzymając miecz prosto przed swoją twarzą, tak że rozpędzony dzierżyciel rozpaczy, uderzył w szkarłatne ostrze.
Iskry zaczęły strzelać na wszystkie strony, gdy kręcący się Calamity, napierał całym pędem na blokującego mężczyznę, który począł sunąc po posadzce, mimo iż zapierał się nogami z całych swych sił. Żaden miecz, zaś nie odnosił uszczerbku, czy nawet nie myślał o stępieniu się, niczym starzy przyjaciele zaciskający sobie mocarnie dłonie, ostrze chaosu i rozpaczy siłowały się ze sobą.
- Mogę przeciąć wszystko na tym świecie… ale twoja rozpacz wykracza poza jego granicę. –wydyszał mężczyzna, z trudem blokując atak swego oponenta.
I wtedy to się stało.
Ostrze Calamitiego błysnęło na chwile purpurą, a on naparł ostatkiem sił na swego wroga co sprawiło, że czerwone ostrze, wyleciało z dłoni piewcy chaosu i obracając się niczym bumerang wzniosło się aż pod sufit pomieszczenia. Czarnowłosy mężczyzna zrobił zdziwioną minę, poczym jego ciało zafalowało niczym duch, a on jak i miecz zniknęli z przedwiecznego więzienia.
Mijały kolejne ciche sekundy, przerywane jedynie ciężkimi oddechami dwóch pozostałych tu bohaterów i nic więcej się nie działo.
Calamity nie miał nawet chwili na uczczenie zwycięstwa, gdyż zaraz po tym jak przeciwnik rozpłynął się w powietrzu, zbrojny zatoczył się kilkakrotnie i runął na twarz. Wszystko bez przerwy wirowało, nie wiedział gdzie jest góra a gdzie dół.
- Uda..udało... się? - zapytał niemal całując podłogę.
- Tak - wykrztusił pirat, dysząc przy tym ciężko. Pot zraszał jego czoło, a utracona ręka regenerowała się wolniej niż zwykle. Odtworzenie jej mogło zająć szatańskiemu duchowi nawet godzinę.
- Puszka... udało ci się! Skopaliśmy dupę temu popaprańcowi! Dobrze tak kmiotowi! Niech świat zadrży przed potęgą drużyny Czarnoskórego i Calamitiego!!! - zaryczał Gort, unosząc tryumfalnie zdrową rękę, gdy niespodziewanie zdał sobie sprawę, że na sali nie ma nikogo kto mógłby podziwiać ich zwycięstwo i już z mniej zadowoloną miną podszedł do rycerza, unosząc go i biorąc pod ramię.
- To co teraz? - zapytał murzyn, rozglądając się dookoła. - Idziemy obejrzeć tego dziwaka na dole, czy wracamy na górę? Nie widzę tutaj żadnych skarbów, więc nie mam tu nic więcej do roboty.
- Nie... wiem... powinniśmy... sprowadzić tutaj... Fausta... - odrzekł równie zdyszany, co Czarnoskóry. Nadal wszystko wirowało, gdy Calamity powstrzymywał się przed opróżnieniem żołądka na podłogę.
- Musze... chwilkę odpocząć... znajdź Fausta za ten czas... - Dodał próbując niezdarnie utrzymać równowagę, po raz kolejny na tej wyprawie korzystając z pomocy Gorta.
- Chyba masz tam trochę racji - odparł pirat, opuszczając Calamitiego z powrotem na ziemie, a następnie podrapał się po głowie. - Lepiej żeby obejrzał go jakiś mądrala. Skoro wrzucili go do paki w tak dziwacznym miejscu to pewnie lepiej go nie ruszać.
Gort odwrócił się plecami do rycerza i ruszył z powrotem w kierunku kanałów.
- Tylko nie daj się nikomu zabić! - rzucił jeszcze za siebie, gdy ciężkie buciory głuchymi stąpnięciami obwieszczały odejście Czarnoskórego.
- Jestem... z blachy.. co nie? nie martw... się... - Uśmiechnął się pod hełmem zbrojny, ściągając go na moment. Korzystając z oparcia jakim było “Despair” przysiadł łapiąc parę oddechów. Ta rzecz... która była owinięta w bandaże wydawała się potężnym bytem, poza możliwościami konkurowania. Z góry przyglądał się tajemniczej istocie, oczekując powrotu Gorta. W tym momencie poczuł satysfakcję z wygranej. Po raz kolejny udało mu się zgładzić byt który zagrażał wszystkiemu co dobre, lub może mu się wydawało tylko ze go zabił. Tego zbrojny nie mógł wiedzieć. Teraz jego spaczony umysł zamartwiała inna sprawa... czy reszta grupy była cała? Co mu mówiło, że niekoniecznie...
 
Tropby jest offline