Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2013, 10:48   #128
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Musiał przyznać, że zrobiło mu się nieswojo, gdy grubaska Olga przeraziła się na jego widok. Posiadanie w sobie demona, to nie było coś, co by mogło człowiekowi sprawić przyjemność. Erich co prawda podejrzewał coś takiego, ale co innego podejrzewać, a co innego dowiedzieć się od kogoś innego. Do diaska miał szczęście, że matka przełożona okazała się kobietą nad wyraz wyrozumiałą. Oczami wyobraźni już widział, jak płonie na stosie.

I co on miał teraz zrobić, żeby pozbyć się tego cholerstwa? Tego wewnętrznego wroga. Póki co musiał podjąć działania zapobiegawcze. Nie mógł pozwolić sobie na utratę świadomości. Spać co prawda musiał, ale dobrze by było gdyby ktoś go na przykład związywał. Upijać się niestety już nie mógł. No w każdym razie nie do utraty przytomności i powinien unikać wszystkiego co związane z chaosem. To ostatnie akurat mogło się okazać najtrudniejsze biorąc pod uwagę te wszystkie wydarzenia odkąd stracił posadę w Zębatce.

Pogrążony w niewesołych myślach wyszedł ze świątyni niemal wpadając na Gomrunda.
Krasnolud widząc skwaszoną kompana wycedził przez zęby.
- Co tak długo? No i czegoś się dowiedział Purpurku tylko oszczędź mi wykrętów?

Erich spojrzał ponuro na krasnoluda, zaś z jego ust wydobył się zupełnie nie pasujący do spojrzenia chichot.
- Nie nazywaj mnie tak. - powiedział tłumiąc śmiech przytykając na chwilę dłoń do nieposłusznych warg. - Nawet w żartach. Nigdy nie wiadomo, kto nas słucha.
Otworzył usta by coś powiedzieć, potem je zamknął z głośnym klapnięciem i zamilkł na dłuższą chwilę.
- Z dobrych wiadomości mogę powiedzieć, że ucięcie ręki nic nie pomoże. - uśmiechnął się krzywo.
- Ze złych, że nawet ucięcie ręki nie pomoże. To jest przekleństwo i kapłanki nie mogą mi pomóc. Potrzeba większej mocy, ale nie wiedzą jakiej. - Oldenbach smutnie pokiwał głową.
- Pięknie, co nie? Acha i odradzała wizytę u Sigmarytów - zakończył.
W sumie mówił prawdę.
- Lepiej uciąć rękę niż pozwolić by całe ciało zgniło, więc nie wiem czy taka dobra wiadomość. - Krasnolud chrząknął wpatrując się w chłopaka.
– Przekleństwo. To już coś. Może i lepiej niż jak mutacja. Ba… na pewno lepiej, bo jednak mój osąd był błędny i może nie okazałeś słabości ducha lub ciała przed plugastwem. Ale czy powiedziały, kto czy co się przeklęło i do czego do zmierza? Od tego zależy czym to będziemy „leczyć”.
Nie dało się nie zauważyć jakiejś ulgi w głosie krasnoluda… i stwierdzenia posiadania wspólnego problemu nie zaś tylko przeklętego Ericha.
- To potęga większa i nie są w stanie z nią walczyć. - Oldenbach rozejrzał się trwożliwie - Gomrundzie. To Pan Przemian. - Szepnął ledwie słyszalnie.
- Błagam. Nie wydaj mnie. - chwycił krasnoluda za rękę. - Dla innych to przekleństwo. Nic groźnego. Dobrze?
Spytał błagalnie.
- Na razie to nie jest mutacja i nie będzie. Chyba. To coś innego. - Erich mówił z trudem unikając wzroku krasnoluda.
- Weź się chłopie nie maż mi tutaj. Oczywista jest że na męki cię nie wydam… co najwyżej sam cię łeb rozwalę. Szybko i bez bólu. - Krzywo uśmiechnął się krasnal. –Ty przecież też byś mi tak pomógł w ostateczności. No, ale o tym wiemy… coś innego?Czyli co? No i mów, co i jak bez pierdoletów i uników. Chcę wiedzieć, dlaczego sigmaryci mogą chcieć spalić ciebie… i mnie.
- No dobra. - Erich westchnął i wysmarkał nosa w palce na modłę wozaków. - Podobno. Podkreślam podobno jest we mnie purpurowy demon o imieniu Kastor.
Spojrzał na krasnoluda ciekawy jego reakcji.
- Który chce się wydostać. Pamiętasz Kemperbad? Przypadkiem trafiłem na symbol Tzee ... no tego co sam wiesz. Wtedy straciłem na jakiś czas kontrolę nad sobą.
Pokiwał smutnie głową, nad swym żałosnym położeniem.
- To się może powtórzyć w pewnych okolicznościach. Bo ja wiem? Jak się spiję jak bela, albo podczas snu. Wtedy to we mnie może zaatakować. To wszystko. Dalej nie chcesz mnie wydać? Ja bym Cię wydał.
Stwierdził w ostatnim przypływie szczerości.
- Wy ludzie mordujecie się, okradacie i wydajecie jeden drugiego… i pewnie gdybyście się nie mnożyli jak gobliny to już dawno byście się sami pozabijali i byłby z wami spokój. Więc może twoje szczęście, że trafiłeś na Khazada. - Powiedział dość patetycznie brodacz. – Cóż nie ma co teraz deliberować bo gardło mi od tego czekania uschło na wiór. Trza się nam napić bo od jutra zaczynasz pracować na przydomek „Święty”. Będę cię miał na oku i jeżeli obaczę, że więcej w tobie tego Kastora to go ubiję. Dobrą śmierć mu dam… przez wzgląd na ciebie. Co zaś do pilnowania się i prób poszukiwania rozwiązania to zacznij główkować bo cierpliwość wszystkich będzie ograniczona.
- No i chcąc nie chcąc musisz coś powiedzieć reszcie. Ci którzy byli z tobą w Bogenhafen to teraz twoi jedyni przyjaciele… Tylko ułomne, długonogie istotki ale jedyni jakich masz. - A po chwili dodał. – I nie wiem czy ta zbłąkana małżonka Dietricha to twoja klątwa czy wybawienie.
- A co ona ma do tego? - spytał Erich zbity z tropu - Nieważne. Słuchaj ...
W oczach Oldenbacha pojawiły się znajome błyski.
- Słuchaj po drodze jest w Handelbezirk taki domek. Madame du Vilmorin się nazywa. Może tam skoczymy na jednego. Ty zamówisz coś do picia, a ja coś innego? - spytał z nadzieją w głosie.
Gomrund spojrzał ponuro.
- No dobra to burdel, ale profesjonalny, nie taki jak w Kemperbadzie. Nie będzie żadnych problemów. Rękę mam zabezpieczoną. Wchodzimy i wychodzimy. Szybki numerek.
Krasnolud wzniósł oczy ku niebu zrezygnowany.
Erich uśmiechnął się i poklepał kompana po ramieniu.
- Zobaczysz będzie fajnie.
Obaj wkrótce ponownie przeszli Wielki Most i znaleźli się na Emmanuelleplatz. Tam ich drogi się rozeszły, bo Gomrund nauczony poprzednim doświadczeniem odmówił uczestnictwa w eskapadzie.

Zatem samotny Erich skręcił w prawo i przez uliczki Kleinmoot trochę błądząc dotarł przed niewielką kamieniczkę z zapaloną czerwoną latarnią przed wejściem. Wykidajło bez słowa przepuścił go do środka uważnie się tylko przyglądając. W środku znajdowała się obszerna sala urządzona w stylu bretoński. Na licznych leżankach i sofach wylegiwały się bezczynne, roznegliżowane kobiety. W pomieszczeniu był jeszcze bar za którego kontuarem stała postawna, niemłoda już kobieta.

Erich tym razem był słowny. Szybko upatrzył sobie zgrabną blondyneczkę i uiściwszy u barmanki należność z jasnowłosą pięknością udał się drewnianymi schodami na pięterko. Nim minęła chwila potrzebna mężczyźnie na osuszenie szklanki czegoś mocniejszego rozanielony Erich już wracał na dół dopinając ubranie. Chichotał przy tym dość naturalnie. W każdym razie nie nerwowo, jak wtedy gdy miał napad.
- Powiedziała, ta mała że ze mnie prawdziwy demon. Hi, hi. Demon rozumiesz?- rzucił do barmanki.

Bez przeszkód wrócił do tawerny, w której tak jakoś naturalnie drużyna urządziła sobie miejsce spotkań. W tym czasie humor Ericha znowu się popsuł. Mały burdelowy przerywnik nie przyniósł ukojenia na długo.

Zamówił piwo i zaczął przeglądać “Rycerza Gołębicy” wziętego ze świątyni. Zabawny pamflecik o choróbskach, choć tak naprawdę wyjątkowo ponury.
Wbrew radom Gomrunda nic nie mówił o swojej wizycie w świątyni. Nie mógł się na razie przemóc. Siedział więc w smętnym nastroju i słuchał co się dookoła dzieje.
- Przyjaciel Panter i Morrytów. Nieźle Gomrund. Może się przydać na przyszłość, jak wdepniemy w jakieś łajno. Furda że nie ma forsy. Najważniejsze jest zdrowie, a nie pieniądze. Ja wam to mówię, a wiem co mówię. - uśmiechnął się krzywo.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 10-01-2013 o 11:00. Powód: Bo Gomrund nie chciał iść na panienki.
Tom Atos jest offline