Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2013, 20:08   #224
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Karczma "Stary Kłos"
7 Ches(Marzec)
4-ty dzień wyprawy
początek dnia

Pobyt w "Starym Kłosie" okazał się brzemienny w skutkach. Paladyn Yenic zginął, Kapłanka Aislin była ciężko ranna, a Wulfram... no cóż, ten znajdował się w dziwnym stanie, wyglądem przypominając w tej chwili stuletniego, wysuszonego dziada. Wszystko zaś przez Demony(czy też i Diabły) urządzające w owym przybytku pułapkę na przypadkowych gości, którzy zbiegiem okoliczności, byli właśnie grupką z Silverymoon, mającą do wykonania ważne zadanie.

Przez resztę feralnej nocy nikt już raczej nie spał, poruszony wydarzeniami w tym przybytku. Wulframa oddano chwilowo pod opiekę Foraghora, Aislin z kolei przebywała w towarzystwie Vestigii i Saebrineth. Pierwsza z Elfek zdecydowanie nie miała ochoty na spędzanie czasu samotnie w swej izbie, co też zresztą się dziwić...a Arasaadi znów odwiedziła Raetara, pozostając z nim jeszcze przez kilka godzin.


~


Rankiem Kapłanka poczuła się już na tyle lepiej, że zajęła się Wulframem. A mężczyzna cierpiał, wijąc się z bólu, zupełnie, jakby nocne wydarzenia miały wpływ aż na samą jego duszę...
- Więcej zrobić nie mogę - Szepnęła Aislin, kończąc swe modły nad jednookim.

"Karczmarz" odzyskał w końcu dawną postać, swój wigor, i odpowiedni dla żywych kolor skóry, wciąż czuł się jednak podle. I dodatkowo, poza wspomnieniami, utratą magicznego przedmiotu, i kacem moralnym, miecz nie do końca zdawał się leżeć jak powinien w jego dłoniach...

....

Yenica pochowano w prostej mogile, wśród cichej modlitwy, i kilku słów otuchy, wypowiedzianych przez Aislin. Kobieta wyraźnie była przygnębiona jego śmiercią, oraz zaistniałymi wcześniej sprawami. Karczmę zaś, po dokładniejszym przeszukaniu (i odnalezieniu w piwniczce ciał karczmarza, jego żony, córki, syna, i jeszcze jakiś dwóch osób) spalono, zabierając wcześniej rzeczy, które mogły pomóc śmiałkom w ich wyprawie.

Płonące budynki wywołały z kolei dziwny stan u Meggy. Dziewczyna wpatrywała się przez dłuższą chwilę w szalejący ogień z wyraźnymi wypiekami na twarzy, drżąc na całym ciele...a gdy Daritos w końcu przywołał ją do porządku, spojrzała na niego wyjątkowo nietypowo. Zupełnie jakby jej wzrok zdawał się wprost krzyczeć o więcej.


***


Awanturnicy działający w imieniu Silverymoon ruszyli w końcu w dalszą drogę na zachód, kierując się na Grzbiet Świata, by wyjaśnić przyczynę panoszących się na ziemiach Północy Orków. Bogatsi w nowe doświadczenie, zdeterminowani, a i nieco... poddenerwowani, pokonywali konno kolejne kilometry.

Godzina za godziną, kilometr za kilometrem, poprzez różny teren. Lasy, pola, łąki, trakt prowadził ich coraz dalej i dalej od "Klejnotu Północy". Nigdzie zaś żywej duszy po drodze, czy to podróżnych, czy i przypadkowych osób blisko drogi, jak chociażby pasterzy, rolników i tym podobnych. Wszędzie pustki, i kolejna spalona wioska na ich drodze. Nietrudno było się domyślić przyczyn takich zajść...


A dokładnie w południe, rozległ się z kieszeni Wulframa znany wszystkim głos.
- Powoli zaczynamy się martwić. Czy wszystko z wami w porządku? Proszę o wyjaśnienie obecnej sytuacji, w końcu nie odzywacie się już od dobrych paru dni - Poprzez magiczny kamień przemówiła sama Alustriel.

~

Kilka osób rozmyślało choć sporadycznie w drodze o pewnych sprawach, dotyczących ich (nie)skromnych osóbek, na co miała zdecydowanie wpływ dogorywająca już dosyć daleko za nimi karczma. Wszak wcale nie byli tacy do końca niezniszczalni, jakby się mogło komuś wydawać...

Daritos wpatrywał się w Meggy. Dziewczyna zadziwiała go co chwilę, czasem niepokoiła, często zawstydzała, i chyba zawładnęła nim na dobre. Zaklinacz nie był całkowicie pewien, czy ta ognista dziewoja była gotowa związać się na stałe, zdawało mu się jednak, iż wystarczyłoby powiedzieć jedno słowo... chociaż nie. On sam nie był przy niej niczego pewien, a tym bardziej i siebie.

~

Vestigia wspominała Larsena, Iriela i Frubena, wspominała zarówno tych żywych, jak i już tych, którzy odeszli. Co porabiali towarzysze pozostawieni w Silverymoon, co porabiał właściciel dwóch fretek, czy on także o niej rozmyślał? Czy te spędzone razem chwile coś dla mężczyzny znaczyły? A co ważniejsze... czy znaczyły coś i dla niej?

~

Raetar, tocząc często wewnętrzne, zagmatwane dysputy w swej jaźni, miał powoli już serdecznie dosyć wszystkiego i wszystkich. Pierwsze zadanie zlecone przez cholerne Silverymoon okazało się jednym wielkim bagnem... i to dosłownie, a drugie zmierzało mu temu stanowi na pełnej szybkości. Brak organizacji, zdrowego rozsądku, a przede wszystkim sensu pewnych działań drażnił Samotnika. Do tego wszystkiego zaś przypomniała mu się Zinnaella Darkeyes, i aż się skrzywił. A obecnie i dochodziła jeszcze sprawa Isabelle oraz najnowszej panienki, chcącej namieszać w jego życiu - Arasaadi.

~

Wulfram z naprawdę dużą dozą szczęścia uniknął śmierci, z rąk rogatej kusicielki. Czy się opłacało? To pokaże czas... a czy było to uczciwe wobec osób, które zostawił w domu? Może "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal"? Ale co by się stało, gdyby naprawdę zginął w taki sposób, o czym z pewnością by się już dowiedziała Wandahana i Ravalove?. No i Nerris, oraz jeszcze nie narodzony brzdąc, musiałyby dorastać bez ojca, lub ze świadomością, że ten zginął w trakcie...

~

Tarin poznał w swym życiu już wiele kobiet, do tej pory jednak raczej nie trafił na wartą uwagi, i a sam nie był pewien, czy tak naprawdę, naprawdę takowej szukał. No bo na przykład, taka Carsaadi to z pewnością się nie zaliczała do grona osóbek interesujących, a Alistine Milner... no cóż. Być może to była tylko przelotna znajomość, wszak nikt nic nikomu poważniejszego nie zasugerował? Kiedyś przyjdzie czas, i ta odpowiednia, a póki co, hulaj dusza po szerokim świecie póki sił starczy... a jak się skończy samotnie i zdziadziale, to nic złego, wszak wielu potężnych czarujących nie jest w żadnym związku?

~

Saebrineth zastanawiała się całkiem poważnie nad swym dalszym życiem. Z jednej strony w pewien pokręcony sposób poczuwała się do... obowiązków, honoru i takich tam, do stylu życia, jaki do tej pory prowadziła, z drugiej jednak była Una. Zawładnęła w kilka chwil umysłem Elfki, dając jej uczucia, jakich nie otrzymała jeszcze od nikogo w całym swym życiu. Łotrzyca toczyła więc ciężką wewnętrzną batalię, czy nie czas może rzucić tego wszystkiego w cholerę, i wskoczyć w nieznane, opuszczając może nawet i ten Plan?


~

Tuż po popołudniowym posiłku, gdy towarzystwo ponownie dosiadło swych rumaków, i jedynie od godziny znajdowało się w siodłach, do uszu jeźdźców dobiegły specyficzne odgłosy toczącej się całkiem blisko potyczki. Po paru chwilach zaś, i pokonaniu niewielkiego wzniesienia, oczom śmiałków ukazał się niecodzienny widok.

Most przecinający rzekę Rauvin, duży, kamienny kolos wybudowany przez Krasnoludy, broniony był przez właśnie oddział owych dzielnych brodaczy, stawiających opór zielonoskórym gnidom. Widok był zaś iście nietypowy... dwa tuziny Krasnali twardo stawiało czoła znacznym siłom Orków, starającym się pokonać przeprawę, jednak drugie tyle gryzło już piach, najwyraźniej tracąc systematycznie w liczebności w tym nierównym starciu. Kiełgęb było z kolei naprawdę sporo, choć nie tylko tych. Kilka Ogrów, Trolli, i Złowieszczych Tygrysów wciąż naprzykrzało się broniącym, a wśród walczących z łoskotem, walało się już wielu zabitych, zalewających posoką ziemię.


Od tej małej bitwy awanturników dzieliła jakaś ponad setka kroków, i póki co, jeszcze pozostawali niezauważeni przez obie strony potyczki.











***

Komentarze albo dziś albo jutro...

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline