Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2013, 20:16   #175
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Obudziła się w nocy. Gdzieś tam szemrały cykady zwołując się nawzajem. Tuż obok niej było ciepłe ciało Kogucika. Jak Kirisu trafił do jej pokoju? Nie miało to znaczenia. Muskała czuprynę pomrukując.-Mój ty Płomyczku.
Nagle jego głowa odwróciła się, mimo że leżał plecami zwrócony w jej stronę!
Niemożliwe...



Możliwe, gdy głowa nie była już częścią ciała... odcięta w zastygłym na twarzy grymasie udręki. Odrąbana w sposób brutalny i krwawy. Nie jednym cięciem jak to by zrobił wprawny bushi, tylko kilkoma uderzeniami. Wyłącznie po to, by Kirisu umierał długo i boleśnie. I ten ból zastygł w wyszczerzonych martwych oczach, zaciśniętych zębach tłumiących krzyki i jęki... po to, by nie dać satysfakcji oprawcy.
Głos w ustach Leiko zamarł, płuca odmawiały współpracy, ni jęk ni pisk przerażenia nie był w stanie się wydostać.
Ciało Kirisu nie było ciepłe, tylko stygnące. Cała podłoga wokół niego przesiąknięta była posoką młodzieńca.
Zapach krwi narastał, wręcz dusił swym odorem.
Jak ? Co? Kiedy?... Pytania które powinny cisnąć się na usta łowczyni, utknęły jej w gardle.
Chłodne opanowanie gdzieś zniknęło, pozostał tylko czysty zwierzęcy strach.
Patrzyła na tą topornie odrąbaną głowę Kirisu niezdolna do żadnego działania.
Nagle kątem oka zauważyła ruch. Ktoś nonszalancko wyłonił się z cienia.
Szczupła sylwetka, nieco urodziwe oblicze, szare włosy przechodzące w biel, ciemne kimono... nikt wyróżniający się pozornie, ale... jego widok wprawił Leiko i w panikę i w przerażenie.

Gonzaenmon

Znalazł ją ! Wytropił! Zabije!


Trzymał obnażoną katanę w dłoniach, szykował się do ciosu idąc powoli w jej kierunku cichy i delikatnie uśmiechnięty. Cały we krwi... ale nie swojej. Oblicze miał ubrudzone posoką Kirisu, dłonie, ostrze miecza.
Zabije ją. Ale nie szybko. Będzie pastwił się nad nią, nim wreszcie zakończy jej życie. Tak jak to zrobił z Płomieniem.
A ona nie będzie w stanie zrobić, nic, nIC, NIC! Ani się bronić, ani błagać o litość, ani ofiarować rozkoszy swego ciała w zamian za życie.
Jedynie patrzeć jak podchodzi i czekać na pierwszy z wielu ciosów.
Ostrze wzniosło się w górę, zatoczyło łuk prosto w jej prawy bark... coraz bliżej, bliŻEJ, BLIŻEJ!

Leiko obudziła się nagle i rozejrzała gwałtownie. W jej pokoju nikogo nie było. Ani Kirisu, ani Gonzaenmona... ani śladu krwi. Była spocona, była bezpieczna, była... sama.
Jeszcze mając żywym w pamięci koszmar instynktownie zaczęła szukać broni przeciw niemu, czegoś co odgoni złe myśli, czegoś co uśpi lęk. Palce minęły rękojeść wakizashi. Pochwyciły coś innego, zacisnęły się na tasiemce. Na marnym kawałku tkaniny, który w nagłym odruchu łowczyni przycisnęła do swej piersi.
Dopiero gdy nieco ochłonęła, gdy przyciskanie owej tasiemki do włosów pozwoliło ukoić skołatane nerwy.
Dopiero wtedy spojrzała na nią.


“Błękitną tasiemkę. Drobiazg w pośpiechu porzucony wśród traw lub w zapomnieniu zaplątany pomiędzy liśćmi drzewa. Symbol wiary w przybycie dzielnego samuraja na pomoc, nim Tsuki no Musume zostanie skradziona przez mnichów..”


Jej broń przeciw mnichom.
Tasiemka. Kojiro. Jej tygrys, jej źródło informacji, rozkoszy. Jej... obrońca.

“Czy kiedykolwiek.. zawiodłeś się na intuicji swej Tsuki no Musume.. Kojiro-san?

Iye. I będę w pobliżu ufając twym zdolnościom. I dbając... o twe bezpieczeństwo...”

Zaciskając dłoń na tym wątłym pasku tkaniny zamknęła oczy i zamyśliła się. We wspomnieniach widziała swego tygrysa walczącego z Jiang Shi w Nagoi. Lekki pewne ruchy, wręcz lekceważące zagrożenie. Zupełnie jakby nie brał nieumarłego za godnego siebie przeciwnika.
Trzymając tasiemkę wspominała rozmowy i budujące się pomiędzy nimi erotyczne napięcie. Które później eksplodowało... wielokrotnie podczas ich wspólnych spotkań.
Pamiętała walczącego go na dachach Miyaushiro z białowłosymi Oni. Iye. Sasaki-san nie walczył wtedy. Nie można było nazwać walką tych wyprowadzanych od niechcenia cięć, które kończyły się dekapitacją białowłosych pokrak. Kojiro nie walczył z nimi, tylko odpędzał się od nich jak od much. Niemniej każdy niemalże ruch jego katany kończył się ich śmiercią.

Szczególnie te wspomnienie napawało ją otuchą. Gdy oczami wyobraźni widziała odcinane jego mieczem głowy Gonzaenmona i Ishikiego... Ishiki.
Zamyśliła się przez chwilę... Że też tego nie zauważyła. Sposób w jaki Kojiro wypowiadał jego imię, ta ukryta gorycz... a może wrogość nawet ? Owszem, wiedziała że jej osobisty tygrys żywi niechęć do Ishikiego i że Kojiro musiał go znać osobiście. Ale, może kryło się coś jeszcze?
Rozmyślania te sprawiły, że usnęła tuląc do serca tasiemkę.
A w snach, naga tuliła się do białego tygrysa. Dużej straszliwej białej bestii o miękkim futrze. I pomrukującej znajomym głosem. W snach nie przejmowała się bestiami, kryjącymi się za drzwiami jej pokoju. Nie, gdy jej osobisty tygrys pilnował bezpieczeństwa Maruiken.

***

Ranek przyniósł nowe wieści, ustami których się nie spodziewała. Siostry karczmarza. Przybyła ona poplotkować z bratem i wtedy to Leiko usłyszała smutną dla wielu wieść. Żona daymio wyzionęła ducha tej nocy. Kobieta ta była obojętna łowczyni. Leiko nigdy jej nie spotkała, nigdy nie poznała jej imienia.
Dotąd była tylko enigmatyczną żoną daymio, matką jego dzieci. Dla Maruiken... nikim. Ale tutejsi zdawali się współczuć Sonoske-dono i szczerze opłakiwać Kashiko-hime.
Śmierć żony daymio niewątpliwie poruszyła całe miasto, co innego jednak poruszyło Kirisu.
Gdy dotarli na miejsce, gdy spojrzeli drewnianą tablicę zawieszoną na drewnianym słupie, Płomień zaczął niecierpliwie czekać, aż Leiko znajdzie to czego szukali. Bowiem czytać też nie potrafił.
I zdał się w tym przypadku na łowczynię.

Łowczyni przesunęła spojrzeniem po tablicy szukając wpierw swego imienia. Znalazła. Pomiędzy znanymi jej imionami.

Hirami Kasan

Akado Yoru
Kazama Sogetsu
Kunashi Marasaki
Maruiken Leiko
Takami Kohen

Na tablicy nie było chińskich imion, pewnie nie było powodu ich podawać. Za to były japońskie nazwiska i imiona. Opiekun i łowcy którzy mieli go chronić. Leiko znała wszystkich poza Yoru. Trójka łowców z Nagoi, Kuma... rubaszny łowca z którym planowała łowy na Mugin Jie. Miły, niezbyt wychowany ale... niewątpliwie sympatyczny wojownik. Osoba która mimo swych wad i bezpośredniości, potrafi przyciągnąć ku sobie kobiece spojrzenia.
Hirami Kasan... Kasan... Kasan. Leiko powtórzyła cicho kilka razy jego imię. Smakowała jego brzmienie.
Po czym smętnie pokiwała głową.
Nic. Z niczym go nie kojarzyła. Żadna twarz. Żadne wydarzenie. Żadna wypowiedź nie łączyła się z tym imieniem. Mimo że brzmiało znajomo, dla Maruiken było tylko zlepkiem dźwięków.

Zaś Kirisu był zawiedziony tym, że trafił do innej grupy łowców i załamany tym, że niewdzięczna karma znów splotła jego losy z Sakurą. I Jednookim Wilkiem. On również był w grupie Płomienia. Pozostałe imiona nowych towarzyszy Kirisu były dla łowczyni obce.
Nie wypatrzyła też imienia Yasuro... czemu go tam nie było? Czemu nie prowadził żadnej z grup. Czyżby... znalazł się w niełasce w związku z wydarzeniami na ziemiach Sasaki?
Może tak, może nie... Może zdoła go zapytać.
Może powinna wybadać przez Irukę. Ale... czy może nakładać na swą siostrzyczkę nowe brzemię. Już i tak poprosiła o wiele. Przysłuchiwanie się plotkom dotyczących doradców, przysłuchiwanie się opowieściom o dziwnych zdarzeniach, przysłuchiwanie się plotkom o mnichach. I znalezienie odpowiedniej kochanki dla Isako. To ostatnie było najtrudniejsze. Iruka nie miała w swej trupie innych kobiet. Jako że wolała być jedyną podziwianą w niej ślicznotką. Nie ufała tutejszym gejszom, ale zamierzała posłać list do mateczki. A nuż kolejna siostrzyczka wesprze siostry w ich zadaniu?
Tyle że to wymagało czasu. Na razie Isako musiała poczekać.
A Marasaki ? Nie był może młodzikiem, ale nie był też ani szpetny, ani odporny na wdzięki kobiet.
Łatwiejszy do manipulowania niż dziwny Sogetsu czy też mroczny Kohen. No i jeszcze Yoru … i Kasan.

***

On na nią czekał. Gdy zjawiła się w końcu w gospodzie, on już na nią czekał.


Sztywny i spokojny, o zimnym spojrzeniu budzącym ciarki na grzbiecie. I dziwnej fryzurze. Hirami Kasan, teraz go poznała. Ile to już czasu minęło odkąd spotkali się w Nagoi. Wtedy nie zwróciła na niego uwagi.
Dasate Yasuro, Jing-Fei, Dasate Ginari... Byli bardziej od niego interesujący.
Teraz znów się pojawił.
-Spotkaliśmy się już, ne ? Niemniej pozwól, że przedstawię się jeszcze raz. Hirami Kasan, yoriki w służbie Hachisuka Sonoske-dono.- skłonił się sztywno, choć łowczyni miała wrażenie, że patrzy na maskę. Jego zachowanie, jego mina nie pasowały do jego spojrzenia. Zupełnie jakby odgrywał jakąś rolę, lub... ukrywał prawdziwą naturę za maską etykiety. Niemniej tytuł yoriki robił wrażenie: Pomocnik wojskowy samego daymio.
Kasan kontynuował wypowiedź.- Jesteś ostatnią osobą z mej grupy. Z resztą już się rozmówiłem. Wyruszamy jutro, co prawda później niż pozostali, ale trasa nasza jest krótsza. Za to bardzo trudna i wyczerpująca. Dwie wioski w których się zatrzymamy, a potem jałowe zbocze góry i zniszczone ziemie.
Wyruszamy jutro o świcie, spod głównej bramy miasta.

Po przedstawieniu swego zalecenia.- Jeśli masz jakieś pytania lub wątpliwości, zadaj je teraz Maruiken-san. Potem może nie być okazji.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-01-2013 o 23:45. Powód: poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem