Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2013, 23:47   #129
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
No i wyglądało na to, że ich pobyt w Nuln dobiegał końca… co było do załatwienia chyba każdy załatwił. Kto miał się czego dowiedzieć to się dowiedział, kto miał co kupić to kupił… a co Gomrund miał naprawić to naprawił. Siedząc przy stole przy jakimś ciepłym posiłku i szklaneczce czegoś mocniejszego ustalali i chyba co do kierunku wszyscy byli zgodni – Grissenwald.

Krasnolud był raczej w niezbyt wesołym nastroju. To czego dowiedział się od Ericha nie było w najmniejszym stopniu radosną nowiną. Tak samo jak kolejna próba zaspokojenia chuci przez wozaka. Jasne chłop swoje potrzeby miał jednak ciurlanie w takich okolicznościach jakoś się nie widziało brodaczowi. Pomny na ostatnie jego figle w burdelu tym razem zostawił go samemu sobie. W gospodzie pojawił się znacznie wcześniej niż on. Dlatego zagadywany przez kompanię o wynik wizyty w świątyni stwierdził dość krótko i raczej kategorycznie – Nie jest dobrze, ale to chyba powinien wam zakomunikować sam Erich. W każdym razie jak go złapią to poderżnięcie gardła będzie dla niego łaską… a jak go nie złapią to pewnie też. My pewnie też jesteśmy w owczej dupie. Nie zamierzał wyręczać młodzika w braniu odpowiedzialności. Tym bardziej nie chciał mu ułatwiać. Póki nie zacznie się sam mierzyć ze swoimi demonami to nic nie wskórają… a ucieczka nigdy nie była dobrym rozwiązaniem. Przynajmniej w ocenie Norsmena. Chociaż taka śmierć w walce to by była dobra ucieczka…

***

Tego dnia jakby odeszła z niego cała radość. Szanse na to, że będzie musiał ukatrupić Olenbacha były dość duże. W jego ocenie za duże… i bał się tego. Wcześniej ta myśl krążyła mu po głowie. Teraz jednak był świadomy powagi sytuacji. Powtórzył mu ostatni raz, zupełne jakby recytował słowa usprawiedliwienia przed czynem którego jeszcze nie popełnił. – Pamiętaj, od jutra jesteś cholernie święty.

Opróżnił kolejną szklanicę z okowitą. Nie liczył już którą. Dzisiaj chciał zagłuszyć tęsknotę i strach…


Hugo Kramp jakby chciał przywrócić mu wiarę w ludzi… rzecz jasna nie wszyscy mogli to zrozumieć. Gdzie złoto? Gdzie kasa? Gdzie forsa? Jak mantrę powtarzali… - Eh z wami to się nie da. Czasem mam wrażenie, że sprzedalibyście własne żony i matki za trochę złota. Naprawdę was ludzi nie rozumiem… macie wszystko, a tego nie rozumiecie. Ten papier jest krokiem przybliżającym mnie do założenia rodziny… Może to dla was dziwne i niezrozumiałe. Macie kobiet tyleż samo ilu mężczyzn. Dzieciaki rodzą się niczym kocięta i nie widzicie, że to szczęście i dar… Nim ja dostąpię takiego zaszczytu będę musiał stępić jeszcze wiele mieczy, powgniatać wiele pancerzy i przelać morze swojej krwi. Być może kiedy za mną będą szły takie świadectwa, któryś z ojców zdecyduje się oddać mi córkę… ale tylko być może. Bo nie płynie we mnie ani jedna kropla szlachetnej krwi. I jakby próbując uczynić ją bardziej wartościową wlał w siebie jednym haustem zawartość kubka. Kolejnego. Pił szybko i się nie oszczędzał. – Być może będę miał żonę i doczekam się potomka… jeśli nie zginę. A wy żeby spłodzić bachora zadzieracie kieckę pierwszej lepszej babie i opuszczacie portki… Potem zaś pomiatacie lub porzucacie owoc waszych lędźwi i małżonka. Eh… nie rozumiem was i chyba nigdy nie zrozumiem.

Z namaszczeniem poskładał pismo i wetknął je sobie głęboko za pazuchę. Podniósł się z ławy z niemałym wysiłkiem. Coś miał powiedzieć ale tylko zgarną flaszkę i odwrócił się na pięcie.
 
baltazar jest offline