Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2013, 11:12   #66
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Gzargh podszedł do dziewczyny.

- Co z nim? - spytał gdy elf opadł na podłogę.
Kesa podniosła się na nogi, wyraźnie wstrząśnięta.
- Nie żyje - wykrztusiła - Ten naszyjnik... Sięgnął do niego, ale nie opanował mocy. To czarna magia.

- Co?
- krasnolud splunął gęstą plwociną na drewniane deski. - Pieprzone wynalazki szpiczastouchych.

Odwrócił się na pięcie i potrącając kapłana wyszedł trzaskając drzwiami.

Mateusz podszedł do nieżywego. Przymknął dłonią jego powieki.
- Niech Shaylla ma cię w swojej opiece.

Wstał.

- Dzieje się tutaj na prawdę coś złego - powiedział głośno. - Musicie pomóc rozwiązać tą zagadkę.
Kesa popatrzyła za wychodzącym krasnoludem, a potem na naszyjnik w rękach elfa.
- Nie powinnam była zbierać go z bagien... - odezwała się do Mateusza - Nie dotykajcie wisiora. Na pewno nie gołymi dłońmi.

Kapłan popatrzył na nią, na wisior.
- Możesz go zabrać. Co niby mam z nim zrobić?
Podniósł palce do ust. Zastanawiał się nad czymś intensywnie.
- Przepraszam. Cała ta sytuacja... Muszę spalić ciała. Nie mogę ich tutaj trzymać.
- Dobrze. Co do naszyjnika... Nie wiem. Jest niebezpieczny. Może tu zostać.. potem odniosę go na bagna. Teraz muszę iść odpocząć
.

- Tak... na bagna... Dobrze. Przechowam go.

- Dziekuję
- Kesa skinęła głową i poszła poszukać sołtysa.

Po chwili weszła do karczmy i - lekceważąc dobiegające z góry wrzaski Gzargha - podeszła do sołtysa.

- Elf zaatakowany przez wilka nie żyje – poinformowała go - Cedric również... moja pomoc na nic się zdała. Mimo to odpocząć potrzebuję. Możecie mi wskazać miejsce?

Karczmarz westchnął, po czym wskazując schody, skąd dochodziły wrzaski krasnoluda, powiedział.

- Drugie drzwi na lewo. Izba jest wolna i wysprzątana.

Kesa weszła na piętro spojrzała przelotnie, bez zainteresowania na krasnoluda i niziołka a potem weszła do izby, zaryglowała drzwi, zamknęła okiennice i wyciągnęła się na posłaniu.
Nie miała wielkich wymagań. Posłanie było czyste, nawet wygodne, izba przytulna. Okiennice odcięły dopływ światła. Zmęczone mięśnie powoli rozluźniały się, dziewczyna zamknęła oczy i umysł, starając się odizolować od myśli i bodźców. Nie spodziewała się, że będzie idealnie cicho, ale odgłosy dochodzące z dołu – wrzaski, piski i charczenia - stawały się coraz trudniejsze do ignorowania. Zmęczenie potęgowało irytację.

W końcu, niechętnie, wstała i zeszła na dół. Szybkim spojrzeniem ogarnęła sytuację. Sołtys żył jeszcze, acz nie było to życie komfortowe. Krasnolud wyglądał na wkurzonego, Cathil na rozbawioną, a Niziołek zapomniał języka w gębie. Nena przypatrywała się wszystkiemu z powaga wypisana na twarzy.

Kesa nie była specjalnie empatyczna – skoro lanie po gębie było miejscową rozrywka, nic jej do tego. Miała nadzieję, ze Mateusz zajmie się nastawianiem nosa, a sołtys nie wyzionie ducha – w zamieszaniu, które wtedy powstanie szanse na czystą izbę i posiłek gwałtownie spadną. Westchnęła i podeszła do krasnoluda.

- Przestań – powiedziała stanowczo.

Gzargh spojrzał na uzdrowicielkę spod krzaczastych brwi. Nie wiedzieć, czy zdecydowane słowa dziewczyny, czy może uzyskane już informacje, sprawiły, że przestał kopać leżącego. Ciągle jednak stał przy nim.

Karczmarz zaczął coś tłumaczyć, sepleniąc niewyraźnie - stracił cześć zębów. Spojrzał błagalnie na krasnoluda po czym na Kesę, w której wyczuł obrończynię.

- Potrafię sprawdzić, czy mówisz prawdę, czy kłamiesz - poinformowała Kesa sołtysa - Przyrządzę napój - rośliny mają zaprawdę wielką moc - wypijesz go sam, albo za namową pana krasnoluda. Potem odpowiesz mi na wszystkie pytania, jakie Ci zadam, szybko, szczerze i bez wahania. Bo będziesz marzył o tym, żeby zrobić wszystko, o co poproszę. Wejść na dach stodoły i ściągnąć spodnie. Opowiedzieć żonie, z iloma dziewkami miałeś przyjemność. Ze szczegółami. Albo odciąć sobie własnoręcznie rękę. Lub inną część ciała.
- Napój nie ma smaku. Działa przez godzinę. Potem zapada się w letarg, po którym obudzisz się za dwa dni. Poprawka - większość się budzi. No, sześciu na dziesięciu. Połowa z obudzonych nie pamięta swojego imienia ani do czego służy wychodek. Ale trzech budzi się w pełni sprawny
ch.
Usiadła na ławie, zaraz obok leżącego sołtysa.
- Decyzja? czy chcesz jeszcze o coś zapytać?

- A może mu po prostu po mordzie dać? -
spytał Gzargh filozoficznie. - Bić nie pozwalają a chcą poić jakimiś truciznami. Zrozum tu ludzi...
- Przemoc nie jest rozwiązaniem - poinformowała go Kesa - Poza wszystkim - jesteście mi ciągle winni 10 sztuk złota, a sołtys pozwala mi się stołować za darmo.
- Słowo Gzargha droższe pieniędzy
- warknął krasnolud. - Nie bój. Oddam. Gdy tylko odzyskam swoje.

Kesa pokiwała tylko głową. Najchętniej wyszła by, po prostu, i wróciła do zaproponowanej jej izby. Ciało domagało się odpoczynku. Jeśli jednak zatłuką sołtysa… wieś obróci się przeciwko nim. Kesa miała bolesną świadomość, ze nie poradzi sobie z tłumem rozwścieczonych wieśniaków. I nie da rady uciec. Dlatego potrzebowała rozładować sytuacje.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline