[user=375]Jackowi nie zniknął uśmiech z twarzy. Musiał być twardy, przecież nic nie widział. Poza tym, co może być bardziej nieżywe niż on. Wstał i wybiegł szybkim krokiem za księciem. Po kilkunastu metrach przypomniał sobie o swojej ślepocie, potknął się rytualnie i zwolnił stukając na nowo strzelbą. Ej panie, czekaj pan panie ksiądz, sprawę mam!
~No przecież muszę się dostać na ten cmentarz. No co za ludzie, człowiek zza grobu się do nich telepie a oni go olewają. Świat schodzi na psy.~
[/user] |