Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2013, 17:50   #70
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
#12. Wtargnięcie.
Wszyscy.
Osada. Chata Sołtysa.

Przesłuchiwany sołtys był przerażony sposobem przesłuchania. Podobnie przerażona była jego rumiana córeczka, która z szeroko otwartymi oczyma i ustami zasłoniętymi drżącą dłonią przysłuchiwała się całemu przesłuchaniu.

Wizja namalowana przez Kesę podziałała na wyobraźnię karczmarza tak bardzo, że nieświadomie puścił mocz. Kto wie jak skończyłaby się kaźń, gdyby nie pewne zdarzenie, które puściło tok wydarzeń na zupełnie nowe tory. Może karczmarz przyznałby się do rzeczy, których nikt nie podejrzewał? Może okazałoby się jednak, że tajemnica, którą skrywał była błaha, nie mająca znaczenia?

Przez otwarte na ościerz okiennice, przez krzyk karczmarza przebił się rejwach, który przykuł uwagę zebranych w sali karczemnej. Wszyscy po kolei wyjrzeli na zewnątrz. Wszyscy, prócz karczmarza, który z mokrymi spodniami leżał na zakrwawionej podłodze z obitymi żebrami i przestawionym nosem, starając się doliczyć brakujących zębów.

Na głównym placu zaś działa się rzecz niezwykła. Ludzie, kobiety i dzieci, biegli w panice w stronę karczmy. Z początku nie widać było przyczyny takiego stanu rzeczy. Wkrótce jednak wszystko stało się jasne, gdy futrzasta kula wyskoczyła zza chaty i wyskoczywszy na plecy ostatniej z biegnących przewróciła ją i zatopiła zęby w karku kobiety.

Kolejne zwierzęta wyskoczyły zza chat. Nie wiedzieć skąd, nie wiedzieć dlaczego, po osadzie biegały wilki w liczbie bliżej nieokreślonej robiąc regularne polowanie.

- Sucze syny! - zareagował właściwie na tę okoliczność Gzargh wybiegając na zewnątrz z toporem w dłoni.

Łapiąc za broń, wszyscy obecni, może za wyjątkiem karczmarza i jego rumianej córki, pobiegli za krasnoludem na pomoc lub stając w otwartych oknach gotowi byli do odparcia ataku.

Na placu trwała jatka. Większość mieszkańców zdążyła się schować w swoich chatach, Ci jednak nieliczni, których napaść wilków zastała między uliczkami lub na placu biegła teraz w kierunku chaty sołtysa tam szukając schronienia przed niechybną śmiercią.

Gzargh odważnie wyszedł na ganek przyjmując postawę bojową, na rozstawionych nogach, z jedną wysuniętą nieznacznie do przodu, lekko przygiętych kolanach i dzierżąć topór w obu dłoniach. Przygotowany do ataku.

Ciała tych, którzy już nie uciekną leżały porozrzucane po całym placu. Jednak pięciu ludzi ciągle biegło. Przodem mężczyzna i młody, kilkunastoletni chłopak. Z tyłu matka z dzieckiem na ręku, ciągnąc za rączkę przerażoną, może pięcioletnią dziewczynkę. W oczach kobiety można było wyczytać strach i desperację. Malec na ręku płakał i wyrywał się. Dziewczynka z rozwianymi blond lokami biegła z zaciśniętymi w kreskę bladymi usteczkami.

Za nimi goniło osiem dorosłych wilków. Ile jeszcze wypadnie spomiędzy chat? Szybko zmniejszająca się odległość między goniącymi je wilkami a ludźmi nie pozostawiała wątpliwości, że nie zdążą. Mężczyzna i chłopak mieli jeszcze szansę. Kobieta z dziećmi... nie bardzo. Do chaty zostało im dziesięć, piętnaście metrów. Za dużo. Może gdyby kobieta puściła rączkę dziewczynki... może gdyby porzuciła dziecko, które wrzeszcząc wyrywało jej się z rąk... może...
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline