Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2013, 20:02   #112
Nadiana
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Ciężko było nie zauważyć na twarzy Jack rozczarowania, kiedy badanie dobiegło końca. Nie miała jednak zamiaru dać mu wyrazu werbalnego.
- Ok, dzięki za znalezienie tego gówna. Na pewno nic nie jestem winna? Jak nie ot wybaczcie, ale muszę jechać.
- Mój znajomy jest bardzo dobrym chirurgiem, ale zajmuje się głównie chirurgią plastyczną. Nie jestem pewna czy poradzi sobie z czymś co wymaga wiedzy z zakresu neurochirurgii i cyberwszczepów. To cholerstwo jest umiejscowione w gardle więc odpada wersja, że będziesz udzielała pomocnych instrukcji w trakcie zabiegu. Naprawdę nie znasz nikogo, kto byłby specjalistą w tych dziedzinach? - Ann popatrzyła na lekarkę.
- Mam i dlatego udaje się do szpitala. Wolałam tego uniknąć, ale najwyraźniej się nie da - Evans wzruszyła lekko ramionami.
Ferrick skinęła głową:
- Załatw jakiegoś szczura laboratoryjnego i przeszczep mu ten nadajnik. Być może by zastawić pułapkę będzie musiał działać w żywym organizmie.
- Ciężko będzie jednak szczurowi wypowiedzieć hasło. Całkiem możliwe, że konkretny ruch strun głosowych go uaktywnia. Ale nie mam pewności, może wystarczy je powiedzieć w obecności i nadajnik zadziała.
- Może będziesz w stanie to stwierdzić po wyjęciu nadajnika.
- Może, miejmy nadzieję. Jak bądź z tym cholerstwem w środku nie mogę normalnie działać.
- Zdecydowanie pozbądź się tego jak najszybciej.


To tyle. Jack jeszcze wzięła numer telefonu od Ann i opuściła garaż.
Zagłuszacz wyłączyła dopiero po opuszczeniu taksówki, nie chciała by ktokolwiek za wcześnie trafił do tamtego miejsca. Podobnych skrupułów nie miała stojąc przed jednym z moteli, które zajmowali, a na parkingu którego czekał jej motor. To był jeden drobny przystanek przed wizytą w szpitalu. Szkoda, że nie było do tej pory czas by zmienić blachy, ale trudno: skoro udawała się do swojego oficjalnego miejsca pracy to i tak nie miało znaczenia. Czując swoją maszynę między nogami odzyskała małą część radości życia.

- O doktor Evans, myślałam, że jest pani na urlopie -
gruba recepcjonistka ucieszyła się na jej widok. Pyskata czy nie trzeba przyznać, że Jack umiała żyć dobrze z personelem niemedycznym.
- Bo jestem Martho. Wpadłam tylko w odwiedziny, doktor Goldstein jest?
- Kończy właśnie zabieg. Potem kończy już na dziś.
- Wybornie. To ja poczekam przy gabinecie. Przy okazji świetny wzór na paznokciach. Tygrysie paski się nie starzeją.

***

Zabieg na szczęście nie trwał długo i już po chwili drzwi gabinetu się otworzyły wypuszczając matkę z, na oko dziesięcioletnim, synem, a za nimi wychylał się brodaty żydowski medyk wyglądający jak pułkownik z pewnej podupadającej sieci fastfoodów.


Na jego widok Jack włożyła rękę do skórzanej kurtki i włączyła zagłuszacz.
- Tak jak się umawialiśmy pani Connor, nadajnik w uchu Bena pozwoli zawsze poznać pani jego lokalizację z dokładnością do dziesięciu metrów.
- Dziękuje panie doktorze, tyle niebezpieczeństw wkoło. Będę spokojniejsza.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Jakby coś szwankowało ma pani mój telefon, ale wszystko powinno być w porządku. Ben to dzielny chłopak -
Goldstein zmierzwił ręką włosy dzieciaka, a ten odwdzięczył się spojrzeniem, które mogłoby zabijać. Evans mu się specjalnie nie dziwiła.
- Co tam Jackie? Nie byczysz się Hawajach? - kiedy tylko rodzinka odeszła lekarz spojrzał na czekającą blondwłosą i uśmiechnął się sympatycznie.
- Nie tym razem. Ma doktor chwilę?
- Nawet dwie, wejdź.

Medyczne wyposażenie gabinetu podziałało na dziewczynę kojąco. Eh, gdyby tylko problem nadajnika dotyczył kogo innego mogłaby zadziałać natychmiast.
- Potrzebna mi pomoc. Urlop dostałam z korporacji na zajęcie się innymi sprawami CT.
- A słyszałem plotki, ale wiesz jakie nie stworzone rzeczy ludzie tu gadają.
Jack wiedziała.
- Podstępem przeciwnicy zmusili mnie do połknięcia nadajnika, który jest obecnie dobrze umiejscowiony w gardle. Muszę się go pozbyć jak najszybciej. Sama na sobie zabiegu nie przeprowadzę niestety.
Spojrzała prosząco na brodacza. Mężczyzna przyglądał się jej przez dłuższą chwilę.
- Jest w tym jakiś haczyk? Zwykłych podsłuchów nie zakłada się w gardle, doskonale o tym wiesz. Za duże zakłócenia.
- Nie wiele o nim wiem - przyznała z niechęcią - Wiem, że powinien aktywować się na hasło, ale nie mam pewności czy nie monitoruje mnie cały czas. W gruncie rzeczy nie mam pewności, czy nie ma tam kapsułki z jakimś gównem, która może mnie zabić.
Podrapał się po brodzie, ciągle się namyślając.
- Muszę zrobić dokładne zdjęcia, zanim zacznę coś grzebać. One zostaną w tutejszej bazie. Wiesz, że nie mogę tego obejść tutaj. A bez zdjęć nie podejmę się tego.
- Zgoda, dziękuje za pomoc. - skinęła głową naprawdę wdzięczna. A o pomoc przy zdjęciach poprosi się Roya albo ostatecznie Remo.

Przeszli do pomieszczenia obok, gdzie stało niewielkie urządzonko dysponujące potężną mocą. Obok była tuba pozwalająca zeskanować całą sylwetkę, ale tego nie potrzebowali. Goldstein chwycił niewielką słuchawkę, którą nakierował na miejsce wskazane przez Evans. Skanowanie chwilę trwało. Lekarz szukał najlepszego ujęcia, a to z boku, a to z tyłu, aż w końcu uzyskał w miarę dobry obraz nadajnika. Zdjęcie wprowadzone do komputera wyświetliło się trójwymiarze i wielokrotnym powiększeniu. Trzeba przyznać, że ten rentgen był cackiem, jednym na cały szpital. Bez wsparcia korporacji nie mogli by sobie na niego nigdy pozwolić.

Po zrobieniu zdjęć wrócili do gabinetu, gdzie wczuwając się w rolę pacjentki Jack usiadła na leżance. Dziwny był świat z tej perspektywy.
Goldstein oglądał nadajnik przy pomocy swoich narzędzi, sprawnie manipulując robotem, wkładającym ostre i nieprzyjemne kawałki metalu do gardła Jack. Trwało to dobre dwadzieścia minut, gdy wyjął narzędzia, dzięki czemu mógł z kobietą porozmawiać.
- Nie mam dobrych wieści. To niezwykły technologicznie kawałek materiału, ktoś się na tym świetnie znał. Niemal na pewno ma bardzo delikatny aktywator, który zniszczy całkiem ten nerw. Nie zabije raczej, ale sparaliżuje. Mam obecnie tylko dwa pomysły. Pierwszy to zablokowanie poniżej i powyżej tego nerwu, wycięcie nadajnika i operacja, którą będzie musiał zaraz potem przeprowadzić neurochirurg. Zniszczenie powinno być tak małe, że odtworzy nerw prawie w idealnym stanie. Druga możliwość to stworzenie fałszywki, niegroźnej, i zamiana tego co masz. Wtedy aktywator będzie otrzymywał dane i nie uruchomi się. Minus jest taki, że ciągle możesz w sobie część tego mieć no i najpierw musimy sprawdzić jak to faktycznie działa po wypowiedzeniu hasła. Sama się też na tym znasz, może masz jakieś inne pomysły? Nie da się tego ot tak wyciąć, przykro mi.
Kurwa, kurwa, kurwa. Pierdoleni profesjonaliści.
- Przetestowanie nie wchodzi w grę. Nie mogę ryzykować wypowiedzenia hasła nawet w obecności wygłuszacza, nie ufam mu na tyle. Jak myślisz jak szybko dałoby się zorganizować operację? Jest szansa jeszcze dziś?
Nie było jej w szpitalu parę dni, nie wiedziała jakie są zaplanowane zabiegi i kto pełni dyżury.

Zastanowił się po raz kolejny. Zawsze tak miał, że wolał przemyśleć każdą poważniejszą kwestię.
- Dziś... może. Ale nie za darmo. Wiesz, to teoretycznie nie jest sprawa życia i śmierci, a na dyżurze jest tylko Heinrich. Kończy jakoś późnym wieczorem, trzeba by go przekonać do pozostania dłużej. No i ja także muszę się przygotować. Tu na takie zabiegi zwykły zjadacz chleba czeka rok albo i nawet dłużej. Wiesz jak jest.
- Wiem -kiwnęła głową - Daj mi chwilę na kilka telefonów. Dam ci znać za parę minut, ok?

Na korytarzu wyjęła holofon i zawahała się. Mogła praktycznie wybrać miedzy Ann a Felipą. Tyle, że tej pierwszej nie lubiła, a ta druga ostatnio poszła na imprezę i po prostu się upiła. Szkoda, że nie wzięła numeru od Waltersa. Z ciężkim westchnieniem postawiła na profesjonalizm.
- Hej tu Jack mamy problem - od razu przestąpiła do opisu problemu - To kurestwo jest dobrze zamontowane i są w sumie dwie opcje. Pierwsza, że wyjmą nadajnik i zastąpią go fałszywką. Lipna sprawa, bo trzeba aktywować hasło, żeby sprawdzić jak to działa. Odpada, bo po pierwsze nie zaryzykuje życia ludzi w szpitalu, po drugie nawet jak zagłuszacz ukryje hasło to i tak nic już z nadajnikiem nie zdziałamy i ciężko będzie założyć pułapkę. Druga opcja zakłada operację, neurochirurg jest na dyżurze, więc w sumie można by to przeprowadzić dziś, ale nie wiem kiedy będę zdatna do użytku: prawdopodobnie najdalej rano, ale może być, że i za tydzień. Mogę się jednak dogadać, żeby za opłatą włożyli to gówno w jakiegoś zwierzaka z laboratorium i jakby coś przekazali go komuś z was. Na wszelki wypadek jakbym ja została wyłączona z akcji
- Hmm czy jednak ta druga opcja nie uszkodzi nieodwołalnie urządzenia? Zdajesz sobie sprawę, że jak to się stanie nie będziemy w stanie skontaktować się z porywaczami, a to oznacza, że możesz już nigdy nie zobaczyć Diego, przynajmniej żywego?

- Jest taka możliwość. Ale jeżeli zostawię to gówno w moim gardle to przy wypowiedzeniu hasła mnie sparaliżuje.
- Ale wtedy będzie je można bezpiecznie wyjąć?
- Tyle, że to mi wiele nie da. Zostanę już sparaliżowanym warzywkiem.

- No to nieźle. - Powiedziała Ann - Słuchaj Evans. Ja nie wiem czego ode mnie oczekujesz. To jest twoja decyzja. Twoje życie i twój facet i to ty musisz ją podjąć oraz żyć z jej następstwami. Nie mam zamiaru niczego ci radzić, bo potem będziesz miała na kogo zwalić w razie niepowodzenia.

- Nie szukam rady. Przekazuje informację. Prześle ci namiary na szpital. Jak się za jakiś czas odezwę to gitara, jak nie... dam ci też namiary na lekarza. Może uda im się wszczepić to gówno w szczura i może przy odrobinie szczęścia uda się wam uratować Diego.
- Dobrze. Powodzenia i daj znać gdybyś potrzebowała czegoś konkretnego.
- Jeszcze jedno -
Jack przypomniała sobie o zdjęciach - Jak możesz skontaktuj się z Remo. W bazie szpitala są zdjęcia tego cudeńka lepiej by chyba było jakby je w miarę możliwości pokasował nim jakiemuś garniakowi będzie chciało się to przejrzeć.
- Przekaże mu tę wiadomość.
- Dziękuje
- Nie ma sprawy.

Krótka konkretna rozmowa. Jack przesłała adres szpitala i namiary na Goldsteina. Była gotowa.

- Dobra, niech będzie operacja. Zapłacę oczywiście. Mam jednak prośbę, jakby w miarę możliwości dało się to wyjąć nie uszkodzone i zaaplikować, któremuś ze zwierząt z laboratorium pod ziemią? Jak nie uda mi się szybko dojść do siebie wtedy zgłosiłby się po to jeden z moich przyjaciół. Proszę, to bardzo ważne.
Zgodził się złoty człowiek. Z Heinrichem było gorzej, ale pieniądze każdego przekonają. Jack miała jeszcze zapłatę od CT i nie zamierzała się targować, ot dziś są jutro ich nie ma. W końcu podał zadowalającą stawkę i Evans mogła się przygotować do operacji. Szczerze żałowała, że nie była bardziej religijna; modlitwa i wsparcie boże bardzo by się jej przydało.
 
Nadiana jest offline