Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2013, 09:33   #41
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY


„Raswijiet” czyli „Jutrzenka” płynęła przez wzburzone morze Japońskie, do portu przeznaczenia – Władywostoku – wraz z gromadką wesołych podróżnych na pokładzie. Podróż, która mogła być najgorszą mordęgą w ich życiu, zmieniła się w prawie przyjemną. Nie dzięki warunkom bytowym: ciasnym kajutom, brudnemu kubrykowi i zgrai obwieści pod wspólną nazwą „załoga”, ale dzięki ich talentom i staraniom.

Panna Kelly swoim głosem i staraniami podbiła serca wszystkich matrosów z Raswijet. Szorstcy faceci, pod wpływem jej pieśni rozpływali się jak wosk. Gdyby Natalie chciała, mogłaby kształtować ich zgodnie ze swoją wolą i przekonaniami, a oni wskoczyliby za nią w ogień.

Alkohol, karty i fizyczne wyzwania zjednały załogę w stosunku do Samuiła, Maxa, Henryka i Iana. Opowieści Maxa, mimo że nie do końca zrozumiałe dla znających zaledwie kilka słów marynarzy, potrafiły przyciągnąć uwagę słuchaczy. Tubalny głos naukowca idealnie pasował nie tylko do przestronnych sal wykładowych, ale sprawdzał się również tutaj, w ciasnym kubryku. Cała czwórka mężczyzn pod koniec podróży wiedziała, że gdy zajdzie taka potrzeba, załoga „Jutrzenki” i sam kapitan Anatolij Sworżenicyn, staną za nimi murem. Pomogą. W granicach rozsądku oczywiście.

Ale największe uznanie swoimi talentami mechanicznymi zyskał James. Nie bojąc się ubrudzić rąk, pomógł w maszynowni, całą drogę czyszcząc, modernizując i naprawiając silnik i maszynerię napędzającą okręt. Mechanik pokładowy znał się na swojej robocie, ale poza praktyką brakowało mu wiedzy teoretycznej, patrzył więc na inżyniera jak uczeń, na mistrza i bardzo chętnie stosował się do jego rad.

Mogła dziwić jedynie nieobecność samego B.E. Chance’a, który przez całą prawie podróż, nie wychodził ze swojej kajuty. Unikał z nimi kontaktu, czy zwyczajnie źle się poczuł? Widząc go, z łatwością można było przyjąć tą drugą wersję. Tak, czy siak, na pokładzie „Jutrzenki” nie mieli za bardzo okazji porozmawiać z nim na temat wyprawy i dalszych działań.

Czy to dzięki ich staraniom, czy to dzięki temu, że „Raswijet” przyspieszył, podróż minęła im szybciej, niż się spodziewali. Już siódmego dnia, dość późnym popołudniem, wpływali na redę we Władywostoku. Wyszli na pokład z ciekawości, również szary na twarzy i wymęczony B.E. Chance. Przyglądając się brudnemu, wręcz paskudnemu portowi, z imponującą ilością różnych okrętów zacumowanych przy nabrzeżach, bez trudu wypatrzyli barykady na ulicach, stanowiska z karabinami maszynowymi i szpetotę tego miejsca.

- Strefa celna – wyjaśnił Sworżenicyn obserwując port z mieszaniną pogardy, niechęci i szacunku wyraźnie widocznej w oczach, bo zarośnięta twarz Rosjanina niczego nigdy nie zdradzała.

Zeszli na ląd godzinę później, kiedy już umundurowani ludzie z czerwonymi gwiazdami na czapkach – uszatkach przeprowadzili wstępną rewizję pokładu „Jutrzenki”. Ten sam oficer, o szerokiej twarzy z lekko wystającymi kośćmi policzkowymi i skośnymi oczami, który nadzorował rewizję okrętu, poprowadził ich w stronę ponurego, prostokątnego budynku z okratowanymi oknami. Nad nim wisiał szyld i napis w trzech językach – w tym również po angielsku – URZĄD CELNY.

Kiedy podchodzili do drzwi, te otworzyły się nagle i dwóch żołnierzy wywlokło na zewnątrz jakiegoś człowieka. Z bliska ujrzeli, że wleczony ma całą twarz zalaną krwią, jakby przed chwilą został pobity. Patrzył na nich błagalnym, przestraszonym wzrokiem, ale doktor Chance odwrócił spojrzenie, dając im do zrozumienia, by zrobili to samo.

- Kto to? – zapytał po rosyjsku prowadzący ich oficer drugiego oficera, który wyszedł z biura zaraz za żołnierzami.
- Japoński szpieg, towarzyszy Chinzi – wyjaśnił drugi oficer, o wyraźnie kaukaskim typie urody. – Próbował przemycić nielegalne dokumenty.
- Przesłuchać a potem zastrzelić.
- Tak jest, towarzyszu Chinzi.

Weszli do środka Urzędu Celnego. Wnętrze było ponure, przytłaczające i w jakiś niewyjaśniony sposób złowieszcze. Na ścianach wisiały dwa portrety ojców rewolucji. Na jednym z nich rozpoznali Lenina. Za kontuarem, za biurkami i na sali pracowało kilkunastu celników. Wszyscy byli w mundurach i uzbrojeni. Jak na wojnie.

Dowodził mężczyzna w sile wieku w charakterystycznym ciemnym, oliwkowym mundurze z czerwonymi gwiazdami na naramiennikach.

Mężczyzna przedstawił się jako komisarz Iwan Zawrijowicz i poprosił o dokumenty oraz wypełnienie dokumentów celnych. Widać było, że trafili na restrykcyjnego i poważnego formalistę. Nie dobrze.

Zaczęła się kontrola dokumentów. Zawrijowicz przejrzał ich papiery i bez mrugnięcia okiem przyjął informacje o tym, że są pracownikami firmy górniczej udającymi się na Syberię w celach badawczych. Po zabraniu kart celnych, na których musieli podać swoje dane personalne, cel podróży – wystarczyło wpisać ZSRR lub Syberia – ale także takie informacje ile gotówki wwożą na terytorium Związku Radzieckiego zaczęła się dopiero prawdziwa odprawa.

Oprócz ich grupy w poczekalni Urzędu Celnego czekało jeszcze kilku cudzoziemców i nim doszło do nich, minęły blisko trzy godziny. Na zewnątrz zrobiło się już całkiem ciemno i zaczął prószyć śnieg. W końcu nadeszła ich kolej.

Na pierwszy ogień poszedł B.E. Chance. Zniknął za solidnymi drzwiami, gdzie wcześniej udawali się inni podróżni i komisarz Zawrijowicz i nie wychodził przez ponad kwadrans. Ale kiedy wyszedł twarz miał nadal szarą, lecz wyraz jego oczu zdradzał, że nie jest zbyt dobrze.

- Mam nadzieję, że nie macie ze sobą niczego nielegalnego – rzucił w ich stronę przechodząc na drugą stronę pomieszczenia, do poczekalni będącej już na terenie Związku Radzieckiego. Niższy rangą urzędnik podał mu podstemplowany paszport, wizę i jakiś nowy, zapisany cyrylicą dokument – jak się później okazało – pozwolenie wjazdu i pobytu na terenie Władywostoku.

- Teraz pani kolej, panno Kelly – Zawrijowicz przywołał do siebie Nataszę i poprowadził ją za sobą do pomieszczenia celnego.

Drzwi za nimi zamknęły się z głuchym stukiem.

Po drugiej stronie B.E. Chcnce, już poza zasięgiem ich głosów, został wyprowadzony za drzwi. Gdzieś, za oknami, zawyła ponuro portowa syrena. Jej dźwięk wydawał się im dziwnie złowieszczy. Jak przedśmiertelny ryk jakiejś prehistorycznej, dzikiej bestii.

W Urzędzie Celnym pozostała tylko ich gromadka. Minął kwadrans, a Natalia nadal nie wychodziła zza drzwi pokoju odpraw. Zaczynali tracić pewność siebie i spokój ducha. Co działo się za tymi przeklętymi drzwiami?!
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 13-01-2013 o 10:32. Powód: literówki
Armiel jest offline