Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2013, 10:49   #114
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Sprawdzenie Evans nie było zajęciem prostym, choć w międzyczasie Ferrick dowiedziała się sporo o jej wewnętrznych tajemnicach. Niestety znalezienie nadajnika nie rozwiązało niczego. Jego rodzaj i umiejscowienie dowodziły ponownie, że mają do czynienia z poważnymi przeciwnikami, których nie należy lekceważyć, a wyjęcia urządzenia powinien się podjąć specjalista od neurochirurgii i cyberwszeczepów. W tej sytuacji lekarka postanowiła jednak uruchomić znajomości, których posiadania wcześniej tak bardzo się wypierała. Ann nie skomentowała tego zastanawiając się ponownie jakiego rodzaju człowiekiem jest Jack Evans.

Kiedy Evans wyszła z garażu Ann spakowała swoje rzeczy i też opuściła to miejsce. Schowała wszystko do samochodu i odjechała jak najszybciej. Zaparkowała niedaleko na miejscu postojowym i wyciągnęła holofon:
- Nathaly? - Odezwała się słysząc sygnał połączenia. - Problem o którym mówiłam wcześniej okazał się bardziej skomplikowany. Na szczęście chyba znajdzie się ktoś inny, kto będzie mógł go rozwiązać. Chciałabym się jednak z tobą spotkać. Najlepiej jak najszybciej. Proponuję kawiarnię Denis.
Nie musiała tłumaczyć kuzynce, że chodzi o kawiarnię The Randolph przy Broome Street, była to bowiem ulubiona kawiarnia młodszej siostry męża Nathaly, Denis. Czasami spotykały się tam we trójkę na babskie ploty.
Ciemne przytulne wnętrze, wyłożone ciemnym drewnem i oświetlone lampami imitującymi światło świec, dawało poczucie intymności i odosobnienia. Można było spokojnie porozmawiać nie obawiając się ciekawskich spojrzeń, a gwar wokół gwarantował bezpieczną rozmowę.

Umówiły się za godzinę. Nathaly pojawiła się jak zwykle piękna, elegancka i ściągająca na siebie pełne aprobaty męskie spojrzenia. Wyglądała jak jej równolatka. Nikt patrząc na elegancką panią Donaldson nie podejrzewałby, że jest kobietą, która już kilka lat temu przekroczyła wiek lat czterdziestu. Nikt też nie uwierzyłby w to, w przebywając choćby kilka minut w jej towarzystwie. Emanowała energią i witalnością, której pozazdrościć mogła jej niejedna nastolatka.
Ann, która przyszła pierwsza zajęła odosobnione, dyskretne miejsce w ciemnym rogu kawiarni, uniosła się na jej powitanie i cmoknęła kuzynkę w policzek. Nathaly usiadła, doskonale pamiętając wcześniejszą wiadomość, więc bez uśmiechu i zbędnych uprzejmości przechodząc od razu do rzeczy.
- Co się dzieje?
- Naraziłam się niebezpiecznym i pozbawionym skrupułów ludziom. mama i Dawid przenieśli się do dziadków, ale było włamanie do naszego domu. Pewnie przeszukali prywatne rzeczy, a to oznacza, że mogli się natknąć na informacje o innych członkach rodziny. Najlepiej byłoby wyjechać na jakiś czas. Wakacje na wyspie u cioci Libby to najlepsze rozwiązanie jakie przychodzi mi do głowy. Najlepiej polećcie czarterem do innego miasta i dopiero stamtąd za granicę. Nie mam pojęcia czy nie obstawiają lotnisk i nie sprawdzają kto opuszcza kraj. Sprawa powinna się wyjaśnić w ciągu kilku dni, ale do tego czasu wszystkim moim bliskim może grozić poważne niebezpieczeństwo. Proszę Nathali nie lekceważ tego
- Chwyciła ją za rękę i popatrzyła w oczy. - Przepraszam za kłopoty, ale mam jeszcze jedną sprawę do Morgana. Potrzebuję dziesięciu fiolek z dna. Wiem, że przetrzymuje próbki klientów do hodowli tkanek. - Nachyliła się nad nią jeszcze niżej i szepnęła prosto do ucha:
- Mam próbki najdoskonalszego, sztucznego dna jakie dotychczas stworzono. W zamian za te próbki przekaże mu jedną do testów.
Nathaly spojrzała jej głęboko w oczy, które uśmiechały się w pewien subtelny sposób, choć usta nawet nie drgnęły.
- To zapłata dla niego. Jak mi wynagrodzisz te trudności?

Ann wiedziała, że nie otrzyma innej odpowiedzi, bo wiadomość została przyjęta.
- Nathaly - skośnooka dziewczyna odwzajemniła jej spojrzenie - Zrobię dla ciebie co tylko sobie zażyczysz, a co będzie w zakresie moich możliwości.
- Och, przecież jesteśmy spokrewnione, takie rzeczy są niedozwolone
- Nathaly mogła mieć pokręcone poczucie humoru, może też próbowała napięcie widoczne w spojrzeniu Ann. - Więc ostrożnie z takimi deklaracjami. Na jak długo?
- Myślę, że kilka dni. Wszystko zmierza do finału, którym będą najbliższe wybory. Coś się szykuje.
- Nawet nie chcę o tym myśleć. Wystarczy mi ten ostatni wybuch.
- Nathaly delikatnie uścisnęła dłoń Ferrick i tym razem uśmiechnęły się także jej usta. - O nas się nie martw. Mamy zabrać też pozostałych?
- Ojciec nie może wyjechać. Ale zabierzcie moją mamę, brata i dziadków, choć tych ostatnich pewnie ciężko będzie przekonać.
- Musisz się tylko trochę więcej uśmiechać i każdego przekonasz. Taka ładna dziewczyna, a jeszcze trochę i pomyślę, że jesteś jakimś zwiastunem złych wieści. Chyba już wiem jak mi się odwdzięczysz
- sama uśmiechnęła się niezwykle pięknie, wręcz uwodzicielsko. Albo wiadomość Ann jej nie przestraszyła, albo niesamowicie dobrze panowała nad nerwami. - Powiedz im, aby do nas przyjechali. Ja załatwię resztę spraw.
- Komu?
- Ann popatrzyła na nią lekko skonsternowana. Miała wrażenie, jakby umknęła jej część rozmowy. Nie zawsze udawało jej się nadążyć za sposobem myślenia Nathaly.
- Swojej rodzinie, kochanie - kobieta zaśmiała się cicho. - Już się nie mogę doczekać tej edukacji ze stosunków międzyludzkich, bardzo tego potrzebujesz. Od razu znajdziesz sobie jakiegoś odpowiedniego pana. Albo panią - wyglądała, jakby się nad tym zastanawiała.

Panna Ferrick zbladła nieco. Trudno było to wprawdzie dostrzec na jej jasnej skórze Azjatki. Przez jej głowę przebiegła myśl, że cena za bezpieczeństwo rodziny jeśli chodzi o nią, będzie naprawdę bardzo wysoka. Przełknęła ślinę i skinęła głowa zrezygnowana:
- Oczywiście Nathaly. Przyślę ich do ciebie. Daj mi znać gdy załatwisz sprawę próbek. I... - uścisnęła jej smukłą, wypielęgnowana dłoń - dziękuję.
- Dla ciebie wszystko
- w zamian otrzymała jeszcze jeden uśmiech. - Po próbki wpadniesz, czy wolisz skądś je odebrać?
- Wolałabym nie pojawiać się w okolicy waszego domu. To mogłoby być niebezpieczne...
- zastanowiła się chwilę: - Zostaw je w skrytce w domu towarowym De Hua. Tam mają kody zamiast kluczy.
Pani Donaldson skinęła głową i ruszyła do wyjścia. Ann jeszcze chwilę po jej wyjściu siedziała bez ruchu zastanawiając się w co właściwie dała się wpakować. Potem westchnęła i wyjęła telefon. Czekała ją trudna rozmowa z matką, którą należało bezwzględnie przekonać o konieczności wyjazdu.

- Mamo, to ja Ann. Nie mogę długo rozmawiać. – Zaczęła gdy tylko usłyszała ciepłą barwę głosu matki, w którym mimo prawie trzydziestu lat spędzonych w Stanach, ciągle pobrzmiewał cudzoziemski akcent. – Nie wiem czy tata ci mówił o włamaniu do naszego domu, ale to oznacza, że dom dziadków nie jest już bezpieczny. Nathaly i Morgan wyjadą na kilka dni na wyspę i zabiorą was ze sobą. Koniecznie zabierz cie też dziadka i babcię. Przepraszam za kłopoty, ale to naprawdę ważne. Kocham was.
Rozmowa okazała się łatwiejsza niż Ann przypuszczała. Nathan zdążył już wcześniej uprzedzić o wszystkim swoją żonę. Jak można się było spodziewać Susan Ferrick była poważnie zmartwiona zaistniałą sytuacją. Ani córka, ani mąż nie należeli do osób łatwo wpadających w panikę, a ostatnie ich działania i zachowanie wyraźnie wskazywały, że sprawa jest poważna. Nie miała ochoty pozostawiać części swojej rodziny, zdawała sobie jednak sprawę, że pozostanie w mieście mogłoby jeszcze bardziej wszystko skomplikować sytuację.
Ann pożegnała się z matka obiecując, że dołączy do nich na wyspę najszybciej kiedy będzie to możliwe, a potem, kiedy sprawy się uspokoją razem wrócą do domu.
Obietnice.
Wcale nie była w stu procentach pewna czy zdoła ich dotrzymać...

***


Zaledwie zakończyła rozmowę zadzwonił Remo. Chciał sprawdzić jedno z miejsc, które wskazał im Carlos. Zgłosiła się bez wahania do tej akcji. Skoro była to szansa by czegoś się dowiedzieć należało ją wykorzystać. Zaplanowali spotkanie koło 23:00. Ann przypomniała sobie, co jej ostatnio przyszło do głowy i wysłała do hakera wiadomość z prośbą o sprawdzenie jednego z kandydatów do najbliższych wyborów.
Teraz pozostała jej tylko jedna sprawa do załatwienia.
Po drodze do Kevina wstąpiła do jednego ze sklepów na 5th Avenue. Nie wzięła z domu żadnej sukienki, a kolacja przy świecach wymagała jednak jakiejś dodatkowej oprawy.

Ponownie rozdzwonił się jej holofon. Najpierw zadzwoniła Evans. To była dziwna rozmowa. Ann nie miała pojęcia czego oczekuje kobieta. Jeśli chciała znaleźć empatyczną pocieszycielkę trafiła najgorzej jak mogła. Saperka zanotowała jednak namiary, które Jack przesłała jej na holofon, zanim przekazała je dalej Remo i wykasowała z urządzenia. Z kolei Walters zapraszał ja na jakieś podobno ważne spotkanie w Extasy na Manhattanie na 22:30. Zaproszenie z bronią i samochodem wydawała o się interesujące, ale skoro wcześniej umówiła się na wyprawę z Kye, odmówiła proponując ewentualne przełożenie spotkania na inną godzinę. Biorąc pod uwagę obojętność z jaką Ed przyjął jej odmowę nie było to do końca tak istotne. Z drugiej strony Walters miał swoje tajemnice.

***


Do mieszkania Albrighta dotarła po siódmej wieczorem i od razu poszła do łazienki by się odświeżyć i przygotować. Gdy wyszła po kilkunastu minutach miała na sobie elegancką, czerwoną suknię do połowy uda, a włosy specjalnie wydłużone na tę okazję, upięła w elegancki kok.

Spojrzenie, którym obrzucił ją ubrany w elegancki garnitur przyjaciel wyrażało pełna zachwytu aprobatę. Bez słowa podał jej okrycie.
W drodze do lokalu nie rozmawiali wiele. Kevin skupiony na drodze, Ann zajęta swoimi myślami. Dopiero gdy kelner podał pierwsze danie i z ukłonem pozostawił ich samych, można było podjąć rozmowę na poważniejsze tematy, a przynajmniej tak uważała Ann, bowiem Kevin wcale nie miał ochoty rozmawiać o pracy czy innych rzeczach w chwili, gdy siedziała przed nim ubrana tak, jak widywał ją rzadko. O ile w ogóle kiedykolwiek wcześniej.
- Mówiłem już, że powinnaś się tak ubierać znacznie częściej?
Ann uśmiechnęła się kpiąco:
- To nie jest zbyt wygodny strój przy mojej pracy. Obawiam się jednak, ze w najbliższej przyszłości może się tak stać, bo moja kuzynka Nathaly ostrzy sobie na mnie pazurki. Chce mnie wyedukować w sferze stosunków międzyludzkich - zakończyła z westchnieniem, a potem postanowiła poruszyć temat, który martwił ją najbardziej:
- Kevin... ja nie żartowałam w kwestii twojego zniknięcia na kilka dni. Sytuacja robi się coraz poważniejsza.
Spojrzał na nią z dezaprobatą.
- Znów zaczynasz na poważnie. Może faktycznie potrzebujesz pewnej edukacji - westchnął. - Choć kilka minut cieszenia się chwilą?
Jego wzrok mówił, że przynajmniej jej widokiem się cieszył.
Przez chwilę spojrzenie dziewczyny wyrażało zniecierpliwienie, potem jednak skinęła głową:
- O czym więc chcesz rozmawiać?
Mężczyzna wywrócił oczami i pokręcił głową:
- O czymkolwiek. Choć widzę, że obecnie myślisz tylko o tej swojej robocie. Szkoda, mogliśmy przełożyć tę kolację na jakiś spokojniejszy moment.
Uśmiechnął się słabo, wyglądając na zrezygnowanego.
- Przepraszam Kevin – Wyciągnęła rękę i położyła dłoń na jego leżącej na blacie stołu dłoni. - Nagle okazało się, że ta praca bardzo skomplikowała życie wszystkim ludziom z mojego otoczenia. Moja rodzina wyjeżdża z miasta. Nie chciałabym się musieć martwić o ciebie. Jesteś moim najlepszym przyjacielem.
Zaplótł ręce na piersi.
- Nie ruszę się stąd, dopóki mi nie wyjaśnisz o co chodzi. Nie chcę szczegółów, ale dlaczego wplątałaś się w coś paskudnego? A jeśli się zgodzę, to winna mi będziesz jeszcze jedno takie spotkanie i jeszcze jedną sukienkę.
Wydawał się mówić to zupełnie poważnie i dziewczyna skinęła głową godząc się z jego ultimatum. Potem pochyliła się w jego kierunku i zaczęła mówić jak najciszej. Dla postronnego obserwatora wyglądało to tak, jakby szeptali sobie czułe słówka.
- Wszystko zaczęło się całkiem niewinnie. Chodziło o proste zlecenie dla C-T. Ktoś ukradł im przesyłkę i chcieli ją odzyskać. Dostaliśmy namiar na złodzieja i włamaliśmy się do jego domu. Nie było tam naszej zguby, ale w nasze ręce wpadło kilka innych interesujących rzeczy. To coś... nie mogę dokładnie powiedzieć o co chodzi, ale są bardzo cenne, raczej nielegalne i zdecydowanie niebezpieczne, zwłaszcza w niepowołanych rękach... Ludzie, którzy chcą je dostać w swoje ręce nie mają skrupułów. Porwali mężczyznę jednej z osób z naszej grupy, bo nie zachowała wystarczającej ostrożności. Teraz ją szantażują. Nie mogę dopuścić by coś takiego stało się komuś z bliskich mi ludzi.
- I myślisz, że jak wyjadę to coś zmieni? Nie posiadam własnej armii, którą mógłbym się otoczyć
- uśmiechnął się ironicznie. - Musieliście im to kraść?
- Nie znajdą cię u dziadka. Musimy dowiedzieć się o nich jak najwięcej, a potem zajmą się nimi inni. Myślę, że coś się musi stać do wyborów. To tylko kilka dni.
- Pominęła milczeniem ostatnie pytanie. Jaka bowiem byłaby na nie sensowna odpowiedź?
- Skoro wygląda to tak a nie inaczej, to domyślam się też, że tego co ukradliście nie przekazaliście korporatom - patrzył na nią uważnie. - Zaczynam się zastanawiać, z kim ja się zadaję.
Na ustach Ann pojawił się delikatny uśmiech. Wyciągnęła dłoń i lekko musnęła palcami policzek przyjaciela.
- Czyżbyś mnie dotąd uważał, za grzeczną dziewczynkę oraz praworządną i oddaną korporacji obywatelkę? - Uśmiech zniknął z jej twarzy gdy zabierała rękę – Niestety muszę cię rozczarować.
Dalszą rozmowę przerwało im przybycie kelnerów, którzy zabrali puste talerze i położyli przed nimi kolejne danie.
Kevin przez chwilę milczał, wzruszając ramionami. Odezwał się ponownie, gdy kelner był już odpowiednio daleko.
- Zawsze sprawiałaś takie wrażenie, Ann. Idealnie uporządkowana, nie czyniąca żadnych zbędnych gestów, kochająca rodzinę. Szczerze to nie spodziewałem się, że zaryzykujesz rozgniewanie potężnych osób dla kilku przedmiotów.
Ann przez chwilę jadła w milczeniu najwyraźniej nad czymś się zastanawiając:
- Może gdyby to zależało tylko ode mnie, myślałabym inaczej? Ale nie jestem całkiem tego pewna. To co znajduje się w naszym posiadaniu jest naprawdę bardzo niebezpieczne, a drugiej strony daje niesamowite możliwości jeśli ktoś by je wykorzystał. Poza tym to nie jest tylko moja decyzja. Owszem mogłabym machnąć na wszystko i wyjechać na wyspę razem z rodziną ale... - popatrzyła mu w oczy – mówiąc szerze to co przeżyłam w ciągu ostatnich kilku dni wiele mnie nauczyło i tak wiesz... chyba pociąga mnie ryzyko i życie na krawędzi. Może właśnie dlatego, że zawsze byłam taka uporządkowana i na właściwym miejscu?
Nie wyglądał na przekonanego. Ani trochę.
- Może. Ale to się ze sobą kłóci, Ann. Będziesz okłamywać rodzinę? Jak im powiesz wszystko, będą tak zagrożeni jak ty... - westchnął. - Zresztą, to nie moja sprawa. Głupi nie jestem, nie będę się natrętnie wpychał, gdzie mnie nie chcą. Tylko nie zawsze wszyscy będą skakać jak zechcesz, bo ktoś cię goni. Mi jest nie po drodze wyjeżdżać.
Haker wydawał się być rozdrażniony, chociaż jednocześnie powstrzymywał się jak mógł.
Ann zamknęła oczy i przez chwilę trwała tak analizując rzeczy pozostawione w domu. Może rzeczywiście Kevinowi nie groziło obecnie wykrycie? Może ogarnęła ją nadmierna ostrożność? W przeciwieństwie do innych członków rodziny nie gromadziła osobistych rzeczy i pamiątek. Wszystkie wspomnienia przechowywała w swej pamięci. Nie potrzebowała zewnętrznych obrazów czy zapisów by w każdej chwili przywołać odpowiednie wspomnienie. Dlatego nikt, ktokolwiek tam grzebał nie mógł znaleźć w domu informacji na temat Kevina czy innych jej znajomych nie związanych z rodziną. Problemem mogły być jednak połączenia telefoniczne. Ktoś mógł się dobrać do bilingu jej rozmów. W ciągu ostatnich kilku dni przeprowadzili kilka rozmów, które z pewnością skierują uwagę ewentualnego przeszukującego na jego osobę. Otworzyła oczy i popatrzyła na Kevina:
- Co mam zrobić by cie przekonać, że to naprawdę poważna sprawa? Przepraszam, że wplątałam cię w to wszystko. Obiecuję, że to już nigdy się nie powtórzy. Ten jeden ostatni raz, proszę zrób o co cię proszę.
- Nigdy nie mów nigdy
- spojrzał w jej oczy. - Szkoda, że nie bierzesz pod uwagę, że inni tak samo się boją o ciebie. Uważasz, że nikt sobie nie poradzi prócz ciebie? Umiem o siebie zadbać. Mogę zniknąć. Ale nie wyjadę.
Skinęła głową:
- Wystarczy jeśli przez jakiś czas nie pojawisz się w mieszkaniu. Zabiorę dzisiaj swoje rzeczy. Wiem, że inni się o mnie martwią. Postaram się nie narażać niepotrzebnie. Zawsze byłam ostrożna i to się nie zmieniło. Poza tym dobrze mnie wyszkolono jak sobie radzić w razie kłopotów.
Nawet ona widziała, że nie przekonała go ani trochę. A nawet gorzej, w spojrzeniu Kevina pojawiło się coś twardego, co nie istniało wcześniej, jeszcze przed tą rozmową. Skinął głową i zajął się jedzeniem. Dziewczyna też wróciła do jedzenia. Wiedziała, że straciła coś ważnego. Już nigdy nie będzie tak jak było kiedyś. Nie miała pojęcia jak to wszystko się skończy, ale niezależnie od tego, Kevin nie będzie już prawdopodobnie częścią jej przyszłości.

Wrócili w milczeniu, które nie było już tak przyjazne jak to w którym jechali na kolację.

Po powrocie panna Ferrick przebrała się w swoje typowe ubranie i zapakowała wszystkie rzeczy, które miała w mieszkaniu Kevina. Wysłała do Remo wiadomość z prośbą by po nią przyjechał. Gdyby się nie zgodził musiała skorzystać z taksówki, co z powodu dziwacznego wyposażenia które przewoziła, z pewnością zwróciłoby na nią uwagę. Nie miałaby jednak innego wyjścia, bo nie chciała już więcej nadużywać znajomości z Kevinem. Skoro podjęła decyzję postanowiła trzymać się jej jak najściślej.
Na szczęście Kye nie zawiódł jej oczekiwań. Kiedy podjechał pod dom podeszła do Kevina i dotknęła jego dłoni:
- Uważaj na siebie. - Powiedziała, a potem przeniosła swoje rzeczy do windy. Patrzyli na siebie ze smutkiem, gdy drzwi z cichym szelestem zasunęły się, odcinając ich barierą niekoniecznie większa niż ta, którą stworzyli między sobą w ciągu ostatniej godziny.

Dziewczyna spakowała do samochodu Remo walizki z rzeczami oraz urządzenie od Dirkuera, a kiedy usiadła koło mężczyzny oparła głowę na poduszce siedzenia i powiedziała wyraźnie spiętym głosem:
- Mamy jeszcze trochę czasu do akcji. Masz jakiś wynajęty pokój? Jeśli nie to znajdźmy coś. Potrzebuję chwili odprężenia.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 13-01-2013 o 11:30.
Eleanor jest offline