Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2013, 22:17   #25
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Drużyna sierżanta Mardocka Redda zebrała się w bardzo krótkim czasie na skrzyżowaniu, w pełni wyekwipowana. "W pełni" jak na obecne warunki i rozkazy. Wprawdzie konstrukcja, poszycie i pancerze okrętów były tak solidne, że byle seria z ciężkiego boltera, postrzał z przegrzanego lasera czy nawet eksplozja granatu Krak tak naprawdę nie miały nawet szansy poważnie ich zadrapać. I paradoksalnie, w przeszłości dochodziło do wielu przypadków katastrof z tego powodu - bo o ile wybić w adamantytowym pancerzu grubości wielu metrów za pomocą boltera jest ciężko, to już o poważne uszkodzenia mechaniki i elektroniki przepełniających ściany, podłogi, sufity, podzespoły i drzwi których było pełno na statku, było nietrudno. Zanotowano również przypadki eksplodującej dekompresji przy zbyt ciężkich walkach w "zewnętrznych" partiach okrętów i stacji, głównie z powodu nieszczelności zewnętrznego pancerza i zbyt dużych uszkodzeń wewnętrznych warstw metalu. Wystarczyła niewielka dziura by dokonała się katastrofa w połączeniu z masakrą.

Rozkazy były jasne. Przeciwnik miał zostać wyparty z "Nuntiusa." To oznaczało walkę przede wszystkim tam, w okolicy zewnętrznego pancerza statku. I to wymuszało ostrożność, karność i dyscyplinę - rzeczy, którymi Cadianie szafowali na prawo i lewo.

Wróg został związany walką z początku tylko przez Armsmanów z Bezpieczeństwa Marynarki i uzbrojonych na tą okazję załogantów z zaatakowanych rewirów. Chaosyci, puszczając najpierw sekciarskie i niewolnicze mięso armatnie, dosłownie przetoczyli się po nich, wchodząc głęboko do wnętrza statku - dwa, trzy pokłady na grupę szturmową. I, odziani w pancerne skafandry próżniowe z bajerami, nie byli przeciw używaniu "trudnej" broni. Ba, podkładali i detonowali ładunki wybuchowe aby spenetrować większe połacie statku, odciąć drogę uciekinierom lub odsieczy czy też po prostu dla samej orgii zniszczenia.

Kapelan Magnus Drustar ze swoim wikarym powstrzymali napór najbliższej grupy Łupieżców Chaosu, eliminując hołotę z pierwszego rzutu oraz kilku "właściwych" wrogów, point manów. Dało to chwilę czasu Armsmanom na zabranie rannych i przegrupowanie się. Wtem dotarli właśnie Cadianie, którzy zajęli pozycje i kontratakowali Łupieżców ze wszystkich stron.

Jedną z tych drużyn była ta pod komendą Redda, która natknęła się na działającego w tym rewirze kapelana Drustara. Kilku Gwardzistów niechętnie wzięło oferowane przez niego strzelby ze splądrowanej zbrojowni Armsmanów, ufając bardziej swoim sprawdzonym laserom z Kantrael. Był to błąd, który szybko dał żołnierzom Imperium w kość.

Natknęli się bowiem na szpicę Łupieżców już w następnym korytarzu. Za załomem było ich pięciu, uzbrojonych w ciężkie Auto-karabiny, znacznie silniejsze niż standardowe rodzaje tej broni - o większych zdolnościach penetracyjnych, większej sile wystrzału, większym kalibrze i większemu faktorowi strachu, uzyskiwanemu dzięki celnym, powolnym i miarowym wystrzałom, które huczały i brzęczały w metalowych kawernach okrętu jak uderzenia młotów o kowadła w kuźniach Squatów. Prawie natychmiast skosili wyłaniającego się zza winkla, idącego na szpicy Dereka Tangiera, małomównego czarnoskórego kafara i silnorękiego, doświadczonego żołnierza z cadiańskiego plutonu. Zanim padł, zdążył skosić jednego wroga serią laserowych smug ze swojego pełnowymiarowego Las-karabinu - i został chwilę potem rozszarpany przez kule z pozostałych czterech luf wroga.

Cadianie nie mogli skutecznie uderzyć na korytarz i zasadzonych w jego zakamarkach Chaosytów, którzy ciągle ostrzeliwali wylot korytarza ze swoich ciężkich gnatów. Wydawali się mieć mnóstwo amunicji, bo rozdawali ją jak na świętach. Imperialiści nie mieli granatów i mieli bardzo ograniczone pole manewru. Tylko dwaj ludzie mogli jako tako próbować ostrzeliwać wroga ze swych laserów - bardzo precyzyjnej i celnej broni, co było absolutnie nieprzydatne a nawet przeszkadzało w obecnej sytuacji. Potrzeba było granatów, strzelb, miotaczy płomieni, broni automatycznej... najlepiej krótkiej, klasycznych peemów albo Autopistoletów.

Z pomocą przyszli klerycy doczepieni do kompanii. Korzystając ze sfatygowanej tarczy marynarskiej, zabranej pewnie martwym Armsmanom, wikary Bonitatis wypadł na ciasny korytarz z okrzykiem i zastawił go metalowo-ceramitową płaszczyzną i skrył się za nią prawie w całości.

- Ruszcie się, w Imię Boże! Kurważ wasza mać! - krzyknął na swoich towarzyszy, kuląc się za tarczą. Dziesiątki pocisków brzęczały o jej zewnętrzną stronę. Najwidoczniej owa tarcza drażniła waszych gości spod znaku ośmioramiennej gwiazdy i dawali oni właśnie upust swojemu oburzeniu.

Jeden z nich wyłonił się ponad tarczą, korzystając z przerwy w ostrzale i już miał zamiar wywiercić nową dziurę w głowie Bonitatisa, kiedy dostał lasboltem prosto w gardło. Upuścił karabin i złapał się za przepaloną grdykę, charcząc przeraźliwie. Wikary z przestrachem naparł ciałem na tarczę, obalając krytycznie rannego. Kule znów zabrzęczały o osłonę kleryka, jednakże tym razem odniosły efekt - wikary wrzasnął z bólu.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline