Nie było czasu zastanawiać się skąd wzięło się stado wilków w sercu osady. Cathil najchętniej zajęłaby jakąś wysoką pozycję, ale na to też nie było czasu. Okno natomiast za bardzo ograniczało pole widzenia, wyskoczyła więc na ganek i sięgnęła po strzałę. Naciągnęła cięciwę przy policzku i uspokoiła oddech. Zabić strach. Zabić. Nie patrzyła na ludzi. Istniała tylko ona i wilki.
To nie było zupełnie tak jak w lesie. Tam ukryłaby się na drzewie, albo po prostu uciekła. Jednak tutaj, w ludzkiej siedzibie, ostatnim bezpiecznym miejscu, za palisadą, nie było gdzie uciekać.
Wdech, wydech, bicie serca, wszystko razem, wszystko w harmonii.
Puść strzałę.
I następna.
Zabij.