Walka dobiegła końca. Atak nieumarłych na miasteczko został odparty. Kilka domostw płonęło, kilku wieśniaków straciło życie. Truchła agresorów zrzucono na stos, dołożono suchego drewna i spalono za wioską. Płomienie łapczywie chłonęły stare kości, wypalając je do prochu. Zielony płomień zgasł niespodziewanie, gdy ostatnie szczątki ożywionych zmarłych spłonęły, a drewno nie było nawet podgrzane.
Kiedy uporano się już z ogniem trawiącym chaty, ludzie zebrali się przed karczmą. Nawet kobiety, dzieci i starcy wyszli ze swoich domów. Atmosfera była gęsta i nieprzyjemna. Słychać było przerażone szepty ludzi, którzy bali się głośniej odezwać. Nerwowe spojrzenia kierowane były w przejścia pomiędzy domami, w poszukiwaniu kolejnych trupów. Na ich szczęście kolejne nie nadeszły.
Krasnolud dorwał się do wielkiego dzbana wypełnionego po brzegi piwem, z którego łapczywie pił. Widać było, że tego wieczora zaśnie z nadmiaru alkoholu. Drzwi do karczmy otworzyły się, a w progu stanął jej gospodarz. Poprawił portki, podciągając je na opasły brzuch. Podrapał się po łysiejącej głowie i przemówił do ludzi.
- Słuchajta ludziska. Sprawy źle się mają. Zamek znowu żyje. Jak kiedyś. - te słowa wywołały falę przerażonych szeptów i krótkiej, nerwowej wymiany zdań. Karczmarz cierpliwie przeczekał tą chwilę, dając ludziom szansę na przetrawienie bardzo złej wiadomości.
- Mój gość był na miejscu i wszystko widział. - kontynuował, gdy wszyscy zamilkli. Wieśniacy odruchowo spojrzeli na wciąż pijącego krasnoluda. Gdy ten zorientował się o co chodzi oderwał usta od brzegu dzbana i warknął do tłumu.
- Nie na mnie patrzcie, to on tam był. - wskazał ręką w kierunku kapłana, powracając do swojego zajęcia.
Tłum, jak za dotknięciem magicznej różdżki, odwrócił się w stronę Kyllana. Wpatrywali się w niego z mieszaniną podziwu, strachu, wrogości i ciekawości.
- To łon sprowadził na nas te potwory!- krzyknął ktoś z tłumu. Właściciel karczmy zareagował błyskawicznie.
- Zamknij się Tom, gdyby był po jego stronie już by nas nie było. Walczył po naszej stronie przeca. - uciszył podejrzliwego wieśniaka.
- Ogólnie, nie jest już tu bezpiecznie. Musimy coś zrobić. Jako że my som prości ludzie, to niech pan kapłan nam coś doradzi. - i ponownie wzrok wszystkich spoczął na Kyllanie. Poczuł brzemię odpowiedzialności na sobie. Miał pełną świadomość, że mimo jego woli los tych wszystkich ludzi został złożony na jego barki.
__________________ "Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski |