Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2013, 14:53   #82
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
post zbiorowy

Beniaminek stał oparty o betonowy filar nieco zbyt ostentacyjnie polerując broń. Miał na sobie robocze spodnie i podkoszulek spod którego straszyła sina siatka blizn pamiętających pewnie wojnę z Bolszewikami. Albo naprawdę zafrapowała go konstrukcja niemieckiego pistoletu, albo jego myśli krążyły gdzieś daleko poza bieżącymi sprawami. Na wyczekujące spojrzenia oddziału burknął tylko krótkie "meldować", jednak sprawozdania “Tuni” zdawał się słuchać jednym uchem gapiąc się w jakiś punkt za jej plecami.

- Zatem skreślamy szpital, dobra robota... psia mać, za stary jestem na pieprzone ciuciubabki. - Przeniósł wzrok na Konstantego. - Stryj, gdzieś był wczoraj po spotkaniu?

Stryj popatrzył na dowódcę. Jego ton zaniepokoił chłopaka, ale odpowiedział po krótkiej chwili:

- Ja sprawdziłem, zgodnie z tym co ustaliliśmy, okolicę klasztoru sióstr karmelitanek. Dzięki uprzejmości jednej siostry wszedłem na kościelną wieżę i obserwowałem wszystko z wysokości. Niestety nie zauważyłem nic specjalnego. Widziałem w sumie tylko dwa konwoje jadące przez most w kierunku dworca i nic poza tym. O jedenastej zszedłem z wieży i przyszedłem prosto tutaj. - powiedział smutnym tonem.

- Poszedłeś tam wczoraj, od razu po spotkaniu? Skup się chłopcze, bardzo dużo zależy od twojej szczerej i możliwie dokładnej odpowiedzi. Gdzie byłeś?*
Stryj lekko się zdziwił zarówno tonem, jakim do niego przemawiano, jak i pytaniem.

- No... nie - rzekł niepewnie - Po spotkaniu udałem się jeszcze do Urzędu, by spróbować zdobyć jakieś informacje o poszukiwanej przez nas dziewczynce. W Urzędzie znam jednego szkopa, SS-mana, który za łapówki pomaga mi, czy to przekazać jakiś list, czy paczkę do obozu, wskazuje w którym obozie przebywa jakiś schwytany w czasie łapanki człowiek i takie tam. Rozmowa przebiegła dość typowo. Mainhoff był jak zwykle oschły i opryskliwy, ale obiecał sprawdzić, co z tą dziewczynką.
Po spotkaniu złapałem tramwaj i jeszcze przed godziną policyjną byłem w domu. Rano udałem się do klasztoru, by tam wybadać teren.
Stryj zrobił krótką przerwę i spojrzał na Beniaminka.
- Ale o co chodzi? - spytał - Po co te wypytywanie? Zrobiłem coś źle?

Piotr cały czas patrzył Konstantemu prosto w oczy. Cisza znów robiła się niepokojąco długa.
- Niech cię cholera, młody. - westchnął wyciągając z kieszeni pojedynczego, wymiętego papierosa i paczkę zapałek. Schował pistolet, z namaszczeniem odpalił papierosa, zaciągnął się, przetrzymał dym w płucach i wypuścił po dłuższej chwili. Widać było po nim wyraźną ulgę, ale i złość. - Tyle brakowało żebym cię kropnął. Rozumiesz? A tobie się nie pluton należy a przełożenie przez kolano i pasy na gołą dupę. Dokładnie o tym mówiłem ostatnio. Meldować, kurwa, o takich rzeczach, a nie, żebym ja się, do jasnej anielki, od dowództwa dowiadywał... wam się Stryj wydaje, że to dalej harcerka? Że to jakaś zabawa? Oni, tam na górze, nie uwierzą we wróżki! Dla nich to proste jak drut: nasz oddział zalicza wpadkę za wpadką, jeden z nas bez konsultacji odwiedza niemiecki urząd, połącz kropki. Tarcza w to nie wierzył, ja też nie, ale gdyby padł rozkaz obaj byśmy gówno mieli do powiedzenia.

Przysiadł na stercie worków. Przymknął oczy i znów zaciągnął się papierosem.

- Ten fryc... Mainhoff. Ufasz mu? Nie wypaple, że ktoś pyta o Sybillę swoim kolegom?

Stryj wyraźnie się zmieszał i zwiesił głowę niczym zbity pies. Ostra reprymenda i to w obecności innych członków oddziału oraz widmo plutonu egzekucyjnego sprawiły, że chłopak prawie się rozpłakał. Ostatkiem sił powstrzymał się i drżącym z emocji głosem powiedział:

- Ale..ale.. ja nic nie zrobiłem. Gdy pytałem Tarcze o wytyczne, to mnie zrugał i kazał działać samodzielnie, bo on nie jest niańką. A teraz gdy podejmuję samodzielne działania, prawie otrzymuje wyrok śmierci. Nic nie rozumiem. - rzekł z wielkim żalem w głosie.

- A Mainhoffowi nie ufam. To świnia i to jedna z najgorszych. Za pieniądze sprzeda własną matkę, jak uzna, że warto. To kłamliwy sukinsyn, który wykorzystuje swoją pozycję i urząd. Muszę jednak z nim współpracować, gdyż jest moją jedyna szansą na kontakt z ojcem. Przy okazji pomagam też innym. W obecnej sytuacji, gdy nie mamy punktu zaczepienia uznałem, że warto spróbować i tego źródła informacji. Mimo, że Mainhoff jest bydlakiem pierwszej wody to ma dostęp do wielu informacji i za odpowiednią zapłatę może wiele. Oczywiście jak ma dobry humor. - dodał po chwili przerwy.
Wyrzuciwszy z siebie żale i uzasadniwszy swoją motywację, Stryj usiadł na jakieś skrzynce ze zwieszoną głową i pogrążył się w swoich myślach.
Zaczął się zastanawiać, czy on się w ogóle nadaje do pracy w podziemiu, a zwłaszcza do tego typu, co by nie mówić bojowych akcji. Lepiej chyba sprawdzał się w pomaganiu ludziom i zwykłej pracy roznosiciela niż bojownika. Po spotkaniu będzie musiał pomówić na osobności z Beniaminkiem i ponownie zapytać, czy nie powinien przypadkiem zrezygnować i dać sobie spokój z tego typu działalnością.

Natalia z wypiekami na twarzy przysłuchiwała się rozmowie i patrzyła jak Beniaminek chowa pistolet.Odetchnęła z wyraźną ulgą kiedy Stryjek wytłumaczył się z zarzutów. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęli zabijać się nawzajem. Swoją drogą to nie było zbyt mądre ukrywać taki kontakt. Oblizała spierzchnięte usta.

- Działałeś na mój rozkaz. Zgłosiłeś swój kontakt, a ja, ze względu na przecieki, nie podałem tego wyżej. - powiedział Beniaminek powoli i z namysłem. - Postąpiłeś dobrze, nic lepszego bym na twoim miejscu nie wymyślił. Procedurę złamaliśmy już zgadzając się na poszukiwanie wróżki. Przyjmuję i jestem gotów ponieść konsekwencje za cały oddział. Ale to oznacza, że muszę być przygotowany na świecenie oczami przed dowództwem za nas wszystkich, w czym jak pewnie zdążyłeś zauważyć nie jestem najlepszy. Dlatego potrzebuję bieżących informacji o tego typu działaniach. Siedzimy w tym gównie razem. W porządku? - Piotr podszedł do chłopaka i wyciągnął w jego stronę łapę wielkości bochna chleba.*
Stryj bez wahania również wyciągnął rękę. Jednak nie uśmiechnął się, nadal był w szoku. Był to prosty żołnierski uścisk dłoni na zgodę.

Doktorek do tej pory jedynie słuchał rozmowy, miał sam dużo do powiedzenia, a nie wiedział jak zacząć. I nie zdążył zacząć. Cała sytuacja, wydarzenia od momentu wizyty w willi u Fursta były dla niego bardziej horrorem, opowieścią jak ze strasznego snu. Momentami miał wątpliwości co jest jawą a co snem … i teraz rozmowa a właściwie przesłuchanie Beniaminka, uzmysłowiło mu, zresztą nie po raz pierwszy, jaka jest stawka. Czy on naprawdę mógłby zabić kogoś z nich? Myśli pędziły przez głowę, pot ciekł po plecach, nie z samego upału. Zdecydował się, a może odważył odezwać:
- Sybilla jest w miejscu które odwiedziłem. Na pewno. Tam jest willa, jak niewielki pałacyk- tam ją trzymają. Charakterystyczna, z czerwonym dachem.

- Myślę że wypracowałem też możliwość dostania się tam. Przez dostawę pieczywa. Szef piekarni jest dość skory do współpracy za pieniądze. Pewnie za odpowiednią sumę i przekazałby nam cały samochód dostawczy … Może … W każdym razie tak się tam dostałem, z jego kierowcą. I zobaczyłem jego - Fursta.
Doktorek cały czas wahał się jak wiele powiedzieć, czy go nie wyśmieją … ale nie dał już rady dłużej tego trzymać w sobie.
- Ja go już raz zabiłem, wtedy w jego domu, gdy poszedłem za Martyną. Powiedział to monotonnym głosem, patrząc w podłogę, obawiając się reakcji … najbardziej Beniaminka. - Tam wtedy zabiłem go. I teraz, dziś rano widziałem stojącego pod willą. Wiem jak to brzmi … ale to jest coś tajemniczego, dziwnego, ta dziewczynka … jej oczy … w domu mam dokumenty które zabrałem z domu Fursta. Tam ona jest.
Doktorek mówił monotonnie, jednym tchem wypowiadał zdania, serce mu waliło .. bał się, a najgorsze, że nie pojmował tego co się wydarzyło w ciągu ostatnich dwóch dni ..

- Że niby co wy mi tu, Doktorek? Że upiór jakiś, czy co? - Beniaminek westchnął i pokręcił głową. - Mogłeś go źle strzelić. Ciągle wam powtarzam, wróg źle strzelony bywa gorszy niż spudłowany. Szczęście, że wam tam na miejscu jaj nie odstrzelił. To, że uwierzyliśmy w medium, nie znaczy, że musimy wierzyć w wampiry, jak dla mnie najważniejsze, że udało ci się namierzyć miejsce przetrzymywania Sybilli. Dobra robota. Nie jestem miejscowy, wiemy coś o tym pałacyku?

- Ja go zabiłem. Świecznikiem, potem sprawdziłem oznaki życia, leżał w kałuży własnej krwi, i potem … nadal leżał. Odparł krótko, nie chciał się spierać z Beniaminkiem, a i nie czuł takiej potrzeby … no może poza jedynie chęcią przekazania, że jest pewien że tamtego Szwaba zabił. - Tak, najważniejsze, że wiemy gdzie jest ta dziewczyna. A o willi, ja wiem jedynie tyle co było w danych operacyjnych. Również nie jestem ze stolicy.

Tunia jak zaczarowana przysłuchiwała się słowom Doktorka. Gdyby nie wiedziała, że studiował medycynę to pomyślałaby, że zwariował, ale w obliczu ostatnich wydarzeń gotowa była mu uwierzyć. Nie odważyła się jednak powiedzieć tego na głos, spuściła jedynie oczy, żeby nie było widać w nich podniecenia. To wszystko musiało się jakoś wiązać z Sybillą i zapiskami w ukradzionym notatniku.

-Kiedyś to było mieszkanie przedsiębiorców mających Żydów za przodków. Moim zdaniem “szlachetni rycerze Hitlera” dokopali się do ich przeszłości i całe zło ów pałacyku postanowili wypędzić-wzruszył ramionami własną kpiną dobitnie dając do zrozumienia co myśli o Niemcach.

-Teraz “rycerze Adolfa”... To znaczy SS-wtrącił dla zasady.

-Oddali go pod komendę jakiegoś aryjczyka. Lub pseudoaryjczyka. W każdym razie jest tam jakiś ważny Szwab.

- Sama możliwość przedostania się do tej dzielnicy nie wystarczy. To miejsce jest tak dobrze strzeżone, że każda akcja zbrojna to samobójstwo. Musielibyśmy wykraść ją jakoś, nie rozpętując przy okazji prywatnej wojny. - Tunia rzuciła kiedy Sprzęgło skończył. - Poza tym należałoby zastanowić co zrobimy z małą w przypadku powodzenia akcji.
-To jasne, że będą jej szukać. Warszawa nie będzie bezpieczna. Mało to humanitarne, ale można by było małą w sporej walizce wywieźć za miasto. Każdy Szwab będzie miał jej rysopis. Można byłoby przykryć ją łachami i położyć obok butelkę wódki jakby Niemcy jednego z nas zatrzymali. Przy kontroli bagażu zobaczą tylko ubrania, a butlę można im podarować. Jedna osoba mogłaby ją nieść, zaś reszta trzymałaby się w pewnej odległości takiej, by ustalony wcześniej człowiek bez problemów mógł pochwycić walizkę i uciec. Przekazując ją następnej w kolejności osobie. Wtedy uciekinier skupiłby na sobie uwagę tyle, ile dałby radę. No i oczywiście należałoby ustalić punkt spotkania.
Większy problem stanowi jej rodzina. Mogliby wskoczyć do kanałów i w ten sposób przedostać się na granice miasta. Oni nie mogą znać naszego punktu, bo w razie złapania mogą nas wydać.
Ktoś musiałby z nimi zostać. Najlepiej osoba choćby z grubsza znająca rozkład kanalizacji lub mająca zaufanego znajomego o takiej wiedzy.

- Z moją niewielką siłą niewiele się przydam jeśli dojdzie do targania walizki. - odpowiedziała Tunia - ale pomysł sam w sobie dobry. Również ten z kanalizacją. Czasu mamy niewiele. Jedynie tyle ile Szkopy dadzą Sybilli na wypoczynek. Potem będą mogli łatwo nas wyłapać. Dlatego nawet dla własnego bezpieczeństwa musimy ja odnaleźć i odbić. Doktorek na ile miałeś czas i możliwości żeby przyjrzeć się jak dobrze strzeżony jest ten dom? - spytała kolegę.

Beniaminek tymczasem rozłożył plan miasta. Przysłuchując się rozmowie uprzątnął parę metrów kwadratowych podłogi magazynu i zaczął na nich rozstawiać worki, kawałki sznurków, łańcuchów i wszystkiego co znalazł pod ręką. Duży worek w miejsce pałacu. Po chwili na podłodze zaczęła majaczyć pokraczna makieta terenu. Po słowach Tuni postawił przed doktorkiem skrzynkę butelek po mleku.

- Powiedzmy, że to Niemcy. Ustaw tylu, ilu pamiętasz. I dorzuć wszystko co dasz radę sobie przypomnieć. Drzwi, przejścia, budki strażnicze i tak dalej.

Dokorek powoli przeszedł wokół worka. Sięgnął po butelkę.
- Tu jest wejście do pałacyku, tu ulica, a on stał tutaj, przed wejściem. Energicznie postawił butelkę. - Ten sam który już powinien być martwy. Był w mundurze taki sam jak go zobaczyłem pierwszy raz. Willa była ogrodzona metalowym ogrodzeniem, jednopiętrowa z poddaszem. Na ulicy nie było budek strażniczych, nie była specjalnie strzeżona. Przynajmniej z zewnątrz nie wyglądała na szczególnie chronioną.
Zygmunt zmarszczył czoło, próbował sobie przypomnieć inne szczegóły - Na podwórzu pojedyncze iglaki, i stare drzewa dająca niewielkie schronienie. Na pierwszym piętrze niewielki balkon, taras, elewacja z szerokimi szparami, bez trudu zapewnie dałoby się po niej wejść i zejść. Na ulicy, dosłownie naprzeciwko jest studzienka, tylko tą jedną zapamiętałem, bo jest nierówna i jadąc najechał na nią Mietek, kierowca i wtedy siarczyście zaklął .. dzięki temu zapamiętałem.

- Studzienka brzmi świetnie - zareagowała Tunia - gdyby zaparkować nad nią spreparowane auto z klapą w podłodze można by nawet wnieść broń na teren dzielnicy i wprowadzić więcej ludzi... Co o tym sądzicie?

-Jest bardzo dobra w drugą stronę. W pierwszą... Musielibyśmy zadbać, by nas nie wyczuli... W kanałach fiołkami nie zajeżdża. Poza tym elementem jest całkiem nieźle.

Stryj milczał. Z uwagą tylko słuchał słów kolegów z oddziału i czekał na rozkazy. Dzisiejszy dzień był dla niego ostrą przestrogą i nauką. Konstanty z każdym dniem wojny oraz swej działalności w Podziemiu nabierał żołnierskiej ogłady oraz uczył się prawideł prowadzenia walki i partyzanckich sposobów życia. Słowa Beniaminka i cała ta sytuacja na pewno na długą zapadną mu w pamięć i zmienią jego podejście. Na gorącą głowę młodzieńca spadł niezwykle zimny prysznic i nauka ta będzie jego kompasem i wyznacznikiem przyszłych czynów i podejmowanych decyzji.

- Gdyby dało się dotrzeć kanałami do tej studzienki, wtargnąć do budynku, odbić dziewczynę … snuł plan Doktorek, trochę oprzytomniały … i gdyby tam czekał na nas transport, właśnie np w postaci ciężarówki - to byłaby dla nas droga ucieczki. To jest dzielnica dla Niemców, ale wjazdu broni tam jedynie szlaban i budka strażnicza a nie ciężkie działa … zatem sprawna ucieczka ciężarówką mogłaby się udać. Doktorek spojrzał w kierunku Beniaminka …

- Nocą, późną nocą musielibyśmy się dostać do budynku, a rankiem transport pieczywa musiałby nas odebrać. Czekał na reakcję dowódcy.

Beniaminek dłuższą chwilę milczał krążąc wokół makiety ze zmarszczonym czołem.

- Dwa oddziały, jeden wkrada się do willi w nocy i stara się znaleźć dziewczynkę i notatnik, drugi podjeżdża dostawczakiem i ją odbiera. Reszta ewakuuje się kanałami. - Dla ilustracji przestawił parę butelek i pudełek na miakiecie po czym znów zastygł w bezruchu pocierając wąsy dwoma palcami. - Mamy tylko parę godzin na przygotowania.
Przyjrzę się kanałom. Dokąd i czy w ogóle da się nimi uciec. Takie wille lubią mieć rozbudowane podziemia, może jest jakieś połączenie. Doktorek: piekarnia i załatwienie samochodu. Zapłać ile trzeba. Sprzęgło, obejrzysz ten samochód i doprowadzisz do stanu operacyjnego - nie chciałbym, żeby akcja posypała się przez zalane świece. Jeśli uznacie za stosowne i starczy czasu możecie dodać jakieś innowacje w stylu dziury w podłodze, byle z zewnątrz podejrzanie nie wyglądało.
Stryj, Tunia: wy się przejdziecie do archiwum konserwatora zabytków - w czasie wojny, o ile w ogóle funkcjonuje, pewnie siedzi tam jakiś cieć bez pojęcia o niczym. Udawajcie pasjonatów, dajcie mu w łapę, albo po prostu się włamcie. Ta część miasta jest dość stara, jeśli pałacyk jest zabytkiem, to w archiwum powinny być jego szczegółowe plany.
Widzimy się przed godziną policyjną w dziupli kontaktowej w starej szwalni. To rzut kamieniem od naszej piekarni, na granicy z niemiecką dzielnicą. Pytania? - Powiódł po oddziale wzrokiem sugerującym, że pytał retorycznie. - To do roboty.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 14-01-2013 o 14:55.
Gryf jest offline