Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-01-2013, 13:53   #81
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
W drodze na kolejne spotkanie swojego oddziału Tunia rozmyślała o minionych godzinach.

Wojna zmieniła w niej bardzo wiele. Jeszcze kilka lat temu, mimo praktyki na studiach miałaby duże opory żeby umyć i „upiększyć” zwłoki jakiegoś człowieka. A teraz patrząc na ciało zmarłej esesmanki przekonała się jak kruche jest życie każdego z ludzi. Nawet ona, wróg w mundurze bestii miała pewnie jakieś marzenia, może kogoś kochała. Leżąca na stalowym cokole, zimna jak lód, naga i pozostawiona na pastwę jej rąk wydawała się Tuni wręcz groteskowa.

Dlaczego wojna tak wypaczała ludzi? Dlaczego zwykli ojcowie, matki czy dzieci stawali się nieludzcy, okrutni i pełni nienawiści? I nie miała tutaj na myśli jedynie wroga. Widziała nieraz, jak jej bliscy koledzy czy nawet rodzony brat pieniąc się z wściekłości rzucali się na drugiego człowieka w imię jakichś przekonań czy też dużo niższych pobudek.
A ona nie chciała nienawidzieć! Chciała być od nich lepsza. Ale nie była. Wcale nie była…

*Warsztat*

Jakby wyczuwając nastrój Natalii atmosfera w warsztacie była jakaś przybita. Wszyscy koledzy chmurni jak burze gradowe patrzyli gdzieś w nieznaną sobie przestrzeń. Do tego wszystkiego Beniaminek ostentacyjnie polerował broń.

Coś było nie tak, tylko co?

Natalia otarła spocone czoło starą i spraną chustką w kratę i usiadła na jakiejś zakurzonej beczce. Ciekawa była czy któryś z kolegów przyniósł lepsze wieści.

- To może ja zacznę - odezwała się kiedy już sprawdzili czy są sami - Szpital jest bardzo dobrze chroniony. Udało mi się co prawda dostać do środka, ale nie miałam okazji pomyszkować głębiej, bo mnie pilnowano na każdym kroku. Obserwowałam dłużej to miejsce z okien zakładu pogrzebowego - tu zająknęła się na chwilę przypominając sobie chłodne ciało zmarłej esesmanki - a..ale w ciągu dnia nie pojawił się nikt, ze znanych nam Niemców. Nie dostrzegłam też możliwości ukrycia Sybilli.

Gdyby wiedziała, że tymi słowami wywoła burzę, pewnie wolałaby się nie odezwać.

Ostatnie czego oczekiwała było podejrzenie jednego z jej grupy o zdradę ojczyzny!

Natalia z wypiekami na twarzy przysłuchiwała się przesłuchaniu i patrzyła jak Beniaminek w końcu chowa pistolet. Odetchnęła z wyraźną ulgą kiedy Stryjek wytłumaczył się z zarzutów. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęli zabijać się nawzajem. Swoją drogą to nie było zbyt mądre ukrywać taki kontakt. Oblizała spierzchnięte usta.

*kilka chwil później*

Tunia jak zaczarowana przysłuchiwała się słowom Doktorka. Gdyby nie wiedziała, że studiował medycynę to pomyślałaby, że zwariował, ale w obliczu ostatnich wydarzeń gotowa była mu uwierzyć. Nie odważyła się jednak powiedzieć tego na głos, spuściła jedynie oczy, żeby nie było widać w nich podniecenia. To wszystko musiało się jakoś wiązać z Sybillą i zapiskami w ukradzionym notatniku.
Najważniejsze jednak, że znalazł miejsce, w którym prawdopodobnie ukryli ją hitlerowcy.

Teraz potrzebny był jedynie dobry plan.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 14-01-2013, 14:53   #82
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
post zbiorowy

Beniaminek stał oparty o betonowy filar nieco zbyt ostentacyjnie polerując broń. Miał na sobie robocze spodnie i podkoszulek spod którego straszyła sina siatka blizn pamiętających pewnie wojnę z Bolszewikami. Albo naprawdę zafrapowała go konstrukcja niemieckiego pistoletu, albo jego myśli krążyły gdzieś daleko poza bieżącymi sprawami. Na wyczekujące spojrzenia oddziału burknął tylko krótkie "meldować", jednak sprawozdania “Tuni” zdawał się słuchać jednym uchem gapiąc się w jakiś punkt za jej plecami.

- Zatem skreślamy szpital, dobra robota... psia mać, za stary jestem na pieprzone ciuciubabki. - Przeniósł wzrok na Konstantego. - Stryj, gdzieś był wczoraj po spotkaniu?

Stryj popatrzył na dowódcę. Jego ton zaniepokoił chłopaka, ale odpowiedział po krótkiej chwili:

- Ja sprawdziłem, zgodnie z tym co ustaliliśmy, okolicę klasztoru sióstr karmelitanek. Dzięki uprzejmości jednej siostry wszedłem na kościelną wieżę i obserwowałem wszystko z wysokości. Niestety nie zauważyłem nic specjalnego. Widziałem w sumie tylko dwa konwoje jadące przez most w kierunku dworca i nic poza tym. O jedenastej zszedłem z wieży i przyszedłem prosto tutaj. - powiedział smutnym tonem.

- Poszedłeś tam wczoraj, od razu po spotkaniu? Skup się chłopcze, bardzo dużo zależy od twojej szczerej i możliwie dokładnej odpowiedzi. Gdzie byłeś?*
Stryj lekko się zdziwił zarówno tonem, jakim do niego przemawiano, jak i pytaniem.

- No... nie - rzekł niepewnie - Po spotkaniu udałem się jeszcze do Urzędu, by spróbować zdobyć jakieś informacje o poszukiwanej przez nas dziewczynce. W Urzędzie znam jednego szkopa, SS-mana, który za łapówki pomaga mi, czy to przekazać jakiś list, czy paczkę do obozu, wskazuje w którym obozie przebywa jakiś schwytany w czasie łapanki człowiek i takie tam. Rozmowa przebiegła dość typowo. Mainhoff był jak zwykle oschły i opryskliwy, ale obiecał sprawdzić, co z tą dziewczynką.
Po spotkaniu złapałem tramwaj i jeszcze przed godziną policyjną byłem w domu. Rano udałem się do klasztoru, by tam wybadać teren.
Stryj zrobił krótką przerwę i spojrzał na Beniaminka.
- Ale o co chodzi? - spytał - Po co te wypytywanie? Zrobiłem coś źle?

Piotr cały czas patrzył Konstantemu prosto w oczy. Cisza znów robiła się niepokojąco długa.
- Niech cię cholera, młody. - westchnął wyciągając z kieszeni pojedynczego, wymiętego papierosa i paczkę zapałek. Schował pistolet, z namaszczeniem odpalił papierosa, zaciągnął się, przetrzymał dym w płucach i wypuścił po dłuższej chwili. Widać było po nim wyraźną ulgę, ale i złość. - Tyle brakowało żebym cię kropnął. Rozumiesz? A tobie się nie pluton należy a przełożenie przez kolano i pasy na gołą dupę. Dokładnie o tym mówiłem ostatnio. Meldować, kurwa, o takich rzeczach, a nie, żebym ja się, do jasnej anielki, od dowództwa dowiadywał... wam się Stryj wydaje, że to dalej harcerka? Że to jakaś zabawa? Oni, tam na górze, nie uwierzą we wróżki! Dla nich to proste jak drut: nasz oddział zalicza wpadkę za wpadką, jeden z nas bez konsultacji odwiedza niemiecki urząd, połącz kropki. Tarcza w to nie wierzył, ja też nie, ale gdyby padł rozkaz obaj byśmy gówno mieli do powiedzenia.

Przysiadł na stercie worków. Przymknął oczy i znów zaciągnął się papierosem.

- Ten fryc... Mainhoff. Ufasz mu? Nie wypaple, że ktoś pyta o Sybillę swoim kolegom?

Stryj wyraźnie się zmieszał i zwiesił głowę niczym zbity pies. Ostra reprymenda i to w obecności innych członków oddziału oraz widmo plutonu egzekucyjnego sprawiły, że chłopak prawie się rozpłakał. Ostatkiem sił powstrzymał się i drżącym z emocji głosem powiedział:

- Ale..ale.. ja nic nie zrobiłem. Gdy pytałem Tarcze o wytyczne, to mnie zrugał i kazał działać samodzielnie, bo on nie jest niańką. A teraz gdy podejmuję samodzielne działania, prawie otrzymuje wyrok śmierci. Nic nie rozumiem. - rzekł z wielkim żalem w głosie.

- A Mainhoffowi nie ufam. To świnia i to jedna z najgorszych. Za pieniądze sprzeda własną matkę, jak uzna, że warto. To kłamliwy sukinsyn, który wykorzystuje swoją pozycję i urząd. Muszę jednak z nim współpracować, gdyż jest moją jedyna szansą na kontakt z ojcem. Przy okazji pomagam też innym. W obecnej sytuacji, gdy nie mamy punktu zaczepienia uznałem, że warto spróbować i tego źródła informacji. Mimo, że Mainhoff jest bydlakiem pierwszej wody to ma dostęp do wielu informacji i za odpowiednią zapłatę może wiele. Oczywiście jak ma dobry humor. - dodał po chwili przerwy.
Wyrzuciwszy z siebie żale i uzasadniwszy swoją motywację, Stryj usiadł na jakieś skrzynce ze zwieszoną głową i pogrążył się w swoich myślach.
Zaczął się zastanawiać, czy on się w ogóle nadaje do pracy w podziemiu, a zwłaszcza do tego typu, co by nie mówić bojowych akcji. Lepiej chyba sprawdzał się w pomaganiu ludziom i zwykłej pracy roznosiciela niż bojownika. Po spotkaniu będzie musiał pomówić na osobności z Beniaminkiem i ponownie zapytać, czy nie powinien przypadkiem zrezygnować i dać sobie spokój z tego typu działalnością.

Natalia z wypiekami na twarzy przysłuchiwała się rozmowie i patrzyła jak Beniaminek chowa pistolet.Odetchnęła z wyraźną ulgą kiedy Stryjek wytłumaczył się z zarzutów. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęli zabijać się nawzajem. Swoją drogą to nie było zbyt mądre ukrywać taki kontakt. Oblizała spierzchnięte usta.

- Działałeś na mój rozkaz. Zgłosiłeś swój kontakt, a ja, ze względu na przecieki, nie podałem tego wyżej. - powiedział Beniaminek powoli i z namysłem. - Postąpiłeś dobrze, nic lepszego bym na twoim miejscu nie wymyślił. Procedurę złamaliśmy już zgadzając się na poszukiwanie wróżki. Przyjmuję i jestem gotów ponieść konsekwencje za cały oddział. Ale to oznacza, że muszę być przygotowany na świecenie oczami przed dowództwem za nas wszystkich, w czym jak pewnie zdążyłeś zauważyć nie jestem najlepszy. Dlatego potrzebuję bieżących informacji o tego typu działaniach. Siedzimy w tym gównie razem. W porządku? - Piotr podszedł do chłopaka i wyciągnął w jego stronę łapę wielkości bochna chleba.*
Stryj bez wahania również wyciągnął rękę. Jednak nie uśmiechnął się, nadal był w szoku. Był to prosty żołnierski uścisk dłoni na zgodę.

Doktorek do tej pory jedynie słuchał rozmowy, miał sam dużo do powiedzenia, a nie wiedział jak zacząć. I nie zdążył zacząć. Cała sytuacja, wydarzenia od momentu wizyty w willi u Fursta były dla niego bardziej horrorem, opowieścią jak ze strasznego snu. Momentami miał wątpliwości co jest jawą a co snem … i teraz rozmowa a właściwie przesłuchanie Beniaminka, uzmysłowiło mu, zresztą nie po raz pierwszy, jaka jest stawka. Czy on naprawdę mógłby zabić kogoś z nich? Myśli pędziły przez głowę, pot ciekł po plecach, nie z samego upału. Zdecydował się, a może odważył odezwać:
- Sybilla jest w miejscu które odwiedziłem. Na pewno. Tam jest willa, jak niewielki pałacyk- tam ją trzymają. Charakterystyczna, z czerwonym dachem.

- Myślę że wypracowałem też możliwość dostania się tam. Przez dostawę pieczywa. Szef piekarni jest dość skory do współpracy za pieniądze. Pewnie za odpowiednią sumę i przekazałby nam cały samochód dostawczy … Może … W każdym razie tak się tam dostałem, z jego kierowcą. I zobaczyłem jego - Fursta.
Doktorek cały czas wahał się jak wiele powiedzieć, czy go nie wyśmieją … ale nie dał już rady dłużej tego trzymać w sobie.
- Ja go już raz zabiłem, wtedy w jego domu, gdy poszedłem za Martyną. Powiedział to monotonnym głosem, patrząc w podłogę, obawiając się reakcji … najbardziej Beniaminka. - Tam wtedy zabiłem go. I teraz, dziś rano widziałem stojącego pod willą. Wiem jak to brzmi … ale to jest coś tajemniczego, dziwnego, ta dziewczynka … jej oczy … w domu mam dokumenty które zabrałem z domu Fursta. Tam ona jest.
Doktorek mówił monotonnie, jednym tchem wypowiadał zdania, serce mu waliło .. bał się, a najgorsze, że nie pojmował tego co się wydarzyło w ciągu ostatnich dwóch dni ..

- Że niby co wy mi tu, Doktorek? Że upiór jakiś, czy co? - Beniaminek westchnął i pokręcił głową. - Mogłeś go źle strzelić. Ciągle wam powtarzam, wróg źle strzelony bywa gorszy niż spudłowany. Szczęście, że wam tam na miejscu jaj nie odstrzelił. To, że uwierzyliśmy w medium, nie znaczy, że musimy wierzyć w wampiry, jak dla mnie najważniejsze, że udało ci się namierzyć miejsce przetrzymywania Sybilli. Dobra robota. Nie jestem miejscowy, wiemy coś o tym pałacyku?

- Ja go zabiłem. Świecznikiem, potem sprawdziłem oznaki życia, leżał w kałuży własnej krwi, i potem … nadal leżał. Odparł krótko, nie chciał się spierać z Beniaminkiem, a i nie czuł takiej potrzeby … no może poza jedynie chęcią przekazania, że jest pewien że tamtego Szwaba zabił. - Tak, najważniejsze, że wiemy gdzie jest ta dziewczyna. A o willi, ja wiem jedynie tyle co było w danych operacyjnych. Również nie jestem ze stolicy.

Tunia jak zaczarowana przysłuchiwała się słowom Doktorka. Gdyby nie wiedziała, że studiował medycynę to pomyślałaby, że zwariował, ale w obliczu ostatnich wydarzeń gotowa była mu uwierzyć. Nie odważyła się jednak powiedzieć tego na głos, spuściła jedynie oczy, żeby nie było widać w nich podniecenia. To wszystko musiało się jakoś wiązać z Sybillą i zapiskami w ukradzionym notatniku.

-Kiedyś to było mieszkanie przedsiębiorców mających Żydów za przodków. Moim zdaniem “szlachetni rycerze Hitlera” dokopali się do ich przeszłości i całe zło ów pałacyku postanowili wypędzić-wzruszył ramionami własną kpiną dobitnie dając do zrozumienia co myśli o Niemcach.

-Teraz “rycerze Adolfa”... To znaczy SS-wtrącił dla zasady.

-Oddali go pod komendę jakiegoś aryjczyka. Lub pseudoaryjczyka. W każdym razie jest tam jakiś ważny Szwab.

- Sama możliwość przedostania się do tej dzielnicy nie wystarczy. To miejsce jest tak dobrze strzeżone, że każda akcja zbrojna to samobójstwo. Musielibyśmy wykraść ją jakoś, nie rozpętując przy okazji prywatnej wojny. - Tunia rzuciła kiedy Sprzęgło skończył. - Poza tym należałoby zastanowić co zrobimy z małą w przypadku powodzenia akcji.
-To jasne, że będą jej szukać. Warszawa nie będzie bezpieczna. Mało to humanitarne, ale można by było małą w sporej walizce wywieźć za miasto. Każdy Szwab będzie miał jej rysopis. Można byłoby przykryć ją łachami i położyć obok butelkę wódki jakby Niemcy jednego z nas zatrzymali. Przy kontroli bagażu zobaczą tylko ubrania, a butlę można im podarować. Jedna osoba mogłaby ją nieść, zaś reszta trzymałaby się w pewnej odległości takiej, by ustalony wcześniej człowiek bez problemów mógł pochwycić walizkę i uciec. Przekazując ją następnej w kolejności osobie. Wtedy uciekinier skupiłby na sobie uwagę tyle, ile dałby radę. No i oczywiście należałoby ustalić punkt spotkania.
Większy problem stanowi jej rodzina. Mogliby wskoczyć do kanałów i w ten sposób przedostać się na granice miasta. Oni nie mogą znać naszego punktu, bo w razie złapania mogą nas wydać.
Ktoś musiałby z nimi zostać. Najlepiej osoba choćby z grubsza znająca rozkład kanalizacji lub mająca zaufanego znajomego o takiej wiedzy.

- Z moją niewielką siłą niewiele się przydam jeśli dojdzie do targania walizki. - odpowiedziała Tunia - ale pomysł sam w sobie dobry. Również ten z kanalizacją. Czasu mamy niewiele. Jedynie tyle ile Szkopy dadzą Sybilli na wypoczynek. Potem będą mogli łatwo nas wyłapać. Dlatego nawet dla własnego bezpieczeństwa musimy ja odnaleźć i odbić. Doktorek na ile miałeś czas i możliwości żeby przyjrzeć się jak dobrze strzeżony jest ten dom? - spytała kolegę.

Beniaminek tymczasem rozłożył plan miasta. Przysłuchując się rozmowie uprzątnął parę metrów kwadratowych podłogi magazynu i zaczął na nich rozstawiać worki, kawałki sznurków, łańcuchów i wszystkiego co znalazł pod ręką. Duży worek w miejsce pałacu. Po chwili na podłodze zaczęła majaczyć pokraczna makieta terenu. Po słowach Tuni postawił przed doktorkiem skrzynkę butelek po mleku.

- Powiedzmy, że to Niemcy. Ustaw tylu, ilu pamiętasz. I dorzuć wszystko co dasz radę sobie przypomnieć. Drzwi, przejścia, budki strażnicze i tak dalej.

Dokorek powoli przeszedł wokół worka. Sięgnął po butelkę.
- Tu jest wejście do pałacyku, tu ulica, a on stał tutaj, przed wejściem. Energicznie postawił butelkę. - Ten sam który już powinien być martwy. Był w mundurze taki sam jak go zobaczyłem pierwszy raz. Willa była ogrodzona metalowym ogrodzeniem, jednopiętrowa z poddaszem. Na ulicy nie było budek strażniczych, nie była specjalnie strzeżona. Przynajmniej z zewnątrz nie wyglądała na szczególnie chronioną.
Zygmunt zmarszczył czoło, próbował sobie przypomnieć inne szczegóły - Na podwórzu pojedyncze iglaki, i stare drzewa dająca niewielkie schronienie. Na pierwszym piętrze niewielki balkon, taras, elewacja z szerokimi szparami, bez trudu zapewnie dałoby się po niej wejść i zejść. Na ulicy, dosłownie naprzeciwko jest studzienka, tylko tą jedną zapamiętałem, bo jest nierówna i jadąc najechał na nią Mietek, kierowca i wtedy siarczyście zaklął .. dzięki temu zapamiętałem.

- Studzienka brzmi świetnie - zareagowała Tunia - gdyby zaparkować nad nią spreparowane auto z klapą w podłodze można by nawet wnieść broń na teren dzielnicy i wprowadzić więcej ludzi... Co o tym sądzicie?

-Jest bardzo dobra w drugą stronę. W pierwszą... Musielibyśmy zadbać, by nas nie wyczuli... W kanałach fiołkami nie zajeżdża. Poza tym elementem jest całkiem nieźle.

Stryj milczał. Z uwagą tylko słuchał słów kolegów z oddziału i czekał na rozkazy. Dzisiejszy dzień był dla niego ostrą przestrogą i nauką. Konstanty z każdym dniem wojny oraz swej działalności w Podziemiu nabierał żołnierskiej ogłady oraz uczył się prawideł prowadzenia walki i partyzanckich sposobów życia. Słowa Beniaminka i cała ta sytuacja na pewno na długą zapadną mu w pamięć i zmienią jego podejście. Na gorącą głowę młodzieńca spadł niezwykle zimny prysznic i nauka ta będzie jego kompasem i wyznacznikiem przyszłych czynów i podejmowanych decyzji.

- Gdyby dało się dotrzeć kanałami do tej studzienki, wtargnąć do budynku, odbić dziewczynę … snuł plan Doktorek, trochę oprzytomniały … i gdyby tam czekał na nas transport, właśnie np w postaci ciężarówki - to byłaby dla nas droga ucieczki. To jest dzielnica dla Niemców, ale wjazdu broni tam jedynie szlaban i budka strażnicza a nie ciężkie działa … zatem sprawna ucieczka ciężarówką mogłaby się udać. Doktorek spojrzał w kierunku Beniaminka …

- Nocą, późną nocą musielibyśmy się dostać do budynku, a rankiem transport pieczywa musiałby nas odebrać. Czekał na reakcję dowódcy.

Beniaminek dłuższą chwilę milczał krążąc wokół makiety ze zmarszczonym czołem.

- Dwa oddziały, jeden wkrada się do willi w nocy i stara się znaleźć dziewczynkę i notatnik, drugi podjeżdża dostawczakiem i ją odbiera. Reszta ewakuuje się kanałami. - Dla ilustracji przestawił parę butelek i pudełek na miakiecie po czym znów zastygł w bezruchu pocierając wąsy dwoma palcami. - Mamy tylko parę godzin na przygotowania.
Przyjrzę się kanałom. Dokąd i czy w ogóle da się nimi uciec. Takie wille lubią mieć rozbudowane podziemia, może jest jakieś połączenie. Doktorek: piekarnia i załatwienie samochodu. Zapłać ile trzeba. Sprzęgło, obejrzysz ten samochód i doprowadzisz do stanu operacyjnego - nie chciałbym, żeby akcja posypała się przez zalane świece. Jeśli uznacie za stosowne i starczy czasu możecie dodać jakieś innowacje w stylu dziury w podłodze, byle z zewnątrz podejrzanie nie wyglądało.
Stryj, Tunia: wy się przejdziecie do archiwum konserwatora zabytków - w czasie wojny, o ile w ogóle funkcjonuje, pewnie siedzi tam jakiś cieć bez pojęcia o niczym. Udawajcie pasjonatów, dajcie mu w łapę, albo po prostu się włamcie. Ta część miasta jest dość stara, jeśli pałacyk jest zabytkiem, to w archiwum powinny być jego szczegółowe plany.
Widzimy się przed godziną policyjną w dziupli kontaktowej w starej szwalni. To rzut kamieniem od naszej piekarni, na granicy z niemiecką dzielnicą. Pytania? - Powiódł po oddziale wzrokiem sugerującym, że pytał retorycznie. - To do roboty.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 14-01-2013 o 14:55.
Gryf jest offline  
Stary 14-01-2013, 21:55   #83
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY


W starym warsztacie panował straszliwy zaduch. Ubrania lepiły się do spoconych ciał, a wdychane powietrze zdawało się być tak gorące, jak to, które najpewniej unosi się nad pustyniami. Każdy oddech był niczym mordęga. Niczym wdech w pobliżu pieca hutniczego.

W takich warunkach umysł nie funkcjonował najlepiej, no a oni przecież nie mogli pozwolić sobie na najmniejszy błąd. Stawką w grze, którą podjęli było ich życie. Czym to się jednak różniło od codziennej służby? Od piekła, jakie Warszawie i całej Ojczyźnie zgotowali nazistowscy najeźdźcy. Teraz mieli pewien cel. Musieli uratować małą dziewczynkę. I jeśli nawet nie wierzyli w jej mistyczne zdolności wieszczki, to przecież była to, do licha ciężkiego, mała dziewczynka. Gdyby ocalili chociaż to jedno niewinne istnienie poczuliby, że ich walka ma jakiś sens. mimo, że codziennie ginęło w okupowanym mieście wiele innych dziewczynek. Głównie malutkich Żydówek, których niemiecka propaganda uczyniła bezimiennymi ofiarami w oczach katów w niemieckich mundurach.

Potrzebowali tego zwycięstwa. By przez chwile poczuć, że ich walka i ich poświęcenie mają jakiś cel. Dla nich samych i dla małej Sybille.
Gdyby tylko mogli domyśleć się, co przyniesie ich decyzja? Gdyby wiedzieli, co czeka na nich na końcu tej mrocznej drogi, możliwe że postąpiliby inaczej.
Plan jednak został ustalony. Decyzje zapadły. Teraz pozostało wcielić je w życie.

Prze chwilę przez ich głowy przebiegła dziwna myśl. Czy Sybilla to przewidziała? Czy wie, że jutro spróbują ją wyrwać ze szponów SS-manów? Niedługo mieli się przekonać.

STRYJ, TUNIA


Stryj opuścił punkt konspiracyjny razem z Tunią. Młodzieniec był dziwnie milczący, ale dziewczyna doskonale wiedziała, co jest powodem tego milczenia. Przed chwilą niemal został oskarżony o kolaborację, o zdradę ich ideałów. Niewinnie oskarżony, jak się oczywiście okazało. Chłopak musiał czuć się podle. Zraniony, może nawet rozgoryczony. Albo zły na siebie lub „górę”, że w ogóle pomyśleli o tym, że on może być kapusiem. Że może pracować dla Szwabów.

Nic więc dziwnego, że całą drogę do centrum głównie przemilczeli. Ani stan ducha, ani żar lejący się na ich z nieba, nie zachęcał do konwersacji.
Upał wysysał z ludzi życie. Wysysał chęć do jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Nawet Niemcy zdawali się być bardziej ospali. Warszawa zaczynała śmierdzieć. Specyficznym zapachem ludzkiego potu, wydzielin organizmu, spalenizny, gotowanej kapusty. Śmierdzieli tłoczący się w tramwajach ludzie. Śmierdzieli mijani na ulicy przechodnie. Śmierdział też Stryj i śmierdziała Tunia. Na szczęście w tym warszawskim smrodzie nikt na to nie zwracał uwagi. Zmysły przyzwyczajały się. Gdyby tak łatwo, jak do smrodu, było się można przyzwyczaić do reszty wojennych okropieństw.

Ratusz był jednym z głównych urzędów kontrolowanych przez Niemców. Dostać się do środka nie było łatwo. A znaleźć kogoś, kto miał dostęp do przedwojennych planów Warszawy też nie było prosto. Zresztą trudno było zadawać takie pytania, bez zwracania na siebie uwagi.

Stryj miał pewne kontakty w urzędach. Znał ludzi. A oni znali ludzi. W końcu dotarli do Pana Józia. Dozorcy budynku. Jednego z wielu.

Pan Józiu był niewysoki, żylasty. Wysłuchał ich a potem pokazał uniwersalny ruch dwoma placami. Znaleźli jeden banknot, podarowany im na cele operacji przez Beniaminka. Szeleszczący papierek dyskretnie znalazł się w kieszeni pana Józia.


- Dobra. Plan jest taki. Wprowadzę was do ratusza w strojach sprzątaczy – chudy mężczyzna pochylił się w ich stronę łypiąc oczami. – Mam klucz do starego archiwum, gdzie fryce przetrzymują różne dokumenty sprzed wojny. Geodezja. Plany. Urbanistyka. Ja się na tym nie wyznaję. Wejdziecie tam. Niby coś naprawić. Znaczy ty wejdziesz, bo panienka będzie sprzątała ze mną korytarz. by zobaczyć co robią fryce. Po pół godzince wychodzimy. Czy znajdziecie to, czego szukata, czy nie. Jasne.

Pokiwali głową, że jasne, że zrozumieli.

- O trzeciej czekajta na mnie w „Magdalence”. To taka kafeja dwie ulice stąd. Przyjdę po was, coś zjem i wrócimy tutaj. Jasne.

Znów pokiwali głową. Plan wydawał się dobry. A oni mieli okazję odpocząć godzinkę przy zimnej lemoniadzie.


SPRZĘGŁO, DOKTOREK


Rozkazy zostały wydane i obaj mężczyźni opuścili zatęchły warsztat. Na ulicach, jak szybko się przekonali, było jeszcze gorzej. Upał zdawał się nagrzewać cegły do czerwoności, palić beton pod ich stopami.

Miasto śmierdziało i trudno było dobrze oddychać. Człowiek idący ulicami pocił się, jak nie przymierzając, jakaś świnia, a po przejściu kilkuset kroków marzył o cieniu i szklance wody. Jednak obaj nie mieli możliwości uświadczyć tych dobrodziejstw. Musieli dotrzeć do piekarni jak najszybciej, bo przecież tego typu miejsca nie pracowały dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zapewne piekarnia pracowała nocami, a w dzień.... Właśnie. W dzień musieli się przekonać.

* * *

Nim dotarli na miejsce była prawie druga. Najgorsza pora w taki upał. Mieli wrażenie, że gardła mają zeschnięte na popiół.

Piekarnia, jak się obawiali, była zamknięta. Na próżno chodzili wokół, pukali do zamkniętych na głucho drzwi i szukali innego wejścia. Obok był mały sklepik sprzedający pieczywo, ale i on okazał się już nieczynny. Cóż. Reglamentacja mąki powodowała, że chleba nie starczało na długo. I mimo, że nie każdego było na niego stać, to i tak rozchodził się błyskawicznie.

Już mieli odejść z kwitkiem, kiedy los uśmiechnął się do nich. Drzwi do sklepiku otworzyły się lekko i stanął w nich wyraźnie zaspany jegomość, w którym Doktorek bez trudu rozpoznał Ludwika Biernackiego – właściciela piekarni, z którym rankiem załatwiał interesy.

- Chleba nie ma – warknął gniewnie piekarz. – Idźta stąd.
- Panie Biernacki, to ja – powiedział z uśmiechem Doktorek. – Sprawę mam do pana. Da się chwilę pogadać.

Nauczony porannymi doświadczeniami wyjął „górala”, którego dostali na akcję. Taka gotówka musiała zmiękczyć każdego, a już na pewno chciwego przecież człowieka, jakim był Biernacki.

Oczy piekarza błysły i po chwili znaleźli się w sklepie, a właściciel zamknął za nimi drzwi uważnie obserwując ulicę.

- Potrzebujemy jednego z pana dostawczaków. Do jutra.
- Za pińcset? – zapytał Biernacki chciwym tonem.
- Za tysiąc – to były resztki środków, ale z tym człowiekiem nie dało się raczej grać inaczej. – Pod warunkiem, że zapomni pan o wszystkim i o tym spotkaniu.

Biernacki pokiwał głową.

- Ja, panie, głupim nie jestem – powiedział zaczepnym tonem. – Ja wiem, że wy jesteście z konspiracji. Widać to, przeca. Nie obchodzi mnie, co i jak. Ale jutro o ósmej zgłaszam kradzież policmajstrom. Nie chcem mieć problemów, rozuminy się.

To było rozsądna propozycja, a jak będą działać zgodnie z planem, o tej porze zgłoszenie im nie zaszkodzi.

- Samochód zostawcie gdzieś nad Wisłą. Jakby co. Znajdę szkopy, to mnie oddadzą. A dzień później przyjdta do sklepa. Z drugim górolem.

Spojrzeli mu w oczy. Było prawie pewne, że nie wsypie ich, jeśli tylko dadzą mu pieniądze. Był przedsiębiorczym człowiekiem, który w czasie wojennej zawieruchy robił zapewne interesy. Typkiem, dla którego liczyły się pieniądze, nie honor czy Ojczyzna. Ale dla takich ludzi też walczyli. By później tacy Biernatcy mogli dorabiać się w wolnej Polsce.

- Umowa stoi, panowie partyzanty?
- Stoi. – zapewnili.
- Chodźta za mną.

Poprowadził ich przez pachnące mąką zaplecze do piekarni, z którą sklep był połączony. Stał tam samochód. Jeden z dwóch, jak wiedział Doktorek z porannej „pracy” dla Biernackiego.

- Bierzta ten – wskazał ręką jedną z furgonetek. – Kluczyki są w środku.
Ruszył, by otworzyć im drzwi wyjazdowe, ale zawahał się jeszcze na chwilę.
- Zara, panowie ładni – podał im dwa uniformy wiszące w pobliżu. – Tutaj mata strój. A rano podjedźta do mnie, to dam wam jeszcze pieczywo. Łatwiej wam będzie udawać komiwojażerów. W końcu mogliśta ukraść samochód tuż przed odjazdem, nie?

Spojrzeli na niego zdziwieni.

- No to tak się wybałuszata, panowie. Ja też ich nie lubia, tych fryców zafajdanych.

Po chwili byli już w drodze na warsztat. Tam mogli spokojnie przyjrzeć się samochodowi, jak chciał Beniaminek.


BENIAMINEK


Wydał rozkazy i sam postanowił zająć się kanałami. To wymagało troszkę zachodu. I sprytu. Ale powinien dać radę. W warsztacie znalazł mały łom. w sam raz do ukrycia za paskiem. I tak miał przy sobie spluwę, więc jeden kawałek żelaza specjalnej różnicy nie robił.

Musiał dostać się jak najbliżej dzielnicy niemieckiej i znaleźć jakąś nie rzucającą się w oczy studzienkę. W przebraniu kanalarza, które bez trudu można było nabyć na Pigalaku, nie powinien za bardzo zwracać uwagi. Do tego jakaś latarka. I może zrobić rekonesans.

Potem potrzebowali jeszcze broni. Tak na wszelki wypadek. Jeśli plan z samochodem wypali, to można było pokusić się o jakieś giwery maszynowe. By zwiększyć swoją szansę wydostania się cało, gdyby coś poszło nie tak. Na wszelki wypadek. Po drodze może przekazać gryps Tarczy. Przez jednego gońca na Pigalaku. Tak. To dobry plan.

Opuścił stary warsztat ostatni. Do wieczora nie zostało za wiele czasu, a on miał naprawdę sporo do zrobienia.

* * *

Zdobycie potrzebnych rzeczy na targowisku zajęło mu ponad godzinę. Spocił się przy tym niemiłosiernie. Słońce najwyraźniej chciało ich wszystkich wysmażyć na skwarki. Rozumiał, ze Szwabów, ale czemu zaraz i uczciwych, polskich patriotów. To nie było sprawiedliwe.

Potem, z rzeczami w torbie mechanika, dotarł w pobliże dzielnicy willowej, którą zajęły sobie niemiaszki. Sporym problemem było znalezienie jakiejś studzienki, na tyle na uboczu, by nie zwrócił uwagi wszystkich wokół, gdy ją otworzy i zejdzie na dół. W końcu, kiedy już tracił nadzieję, znalazł jedną w sam raz. W bocznej ulicy. W bramie szybko przebrał się w kombinezon i korzystając z łomu odsunął, nie bez trudu, właz pośród wyłożonej brukiem ulicy.

Po chwili schodził w dół po stalowej drabince nie zapominając zasunąć włazu nad swoją głową.


TUNIA, STRYJ


Magdalenka była typową knajpą okupowanej Warszawy. Niezbyt duża, z dość skromnym menu za wygórowane w stosunku do jakości i oferty ceny. Wygórowane, rzecz jasna, w porównaniu do cen sprzed wojny. Ale musieli się czegoś napić. Uzupełnić nadwątlone siły, jeśli chcieli mieć energię by sprostać czekającym im w ciągu kilkudziesięciu najbliższych godzin wyzwaniu.
Zimna lemoniada szybko znikła z ich szklanek. Zamówili kolejną porcję. O pieniądze nie musieli się martwić. Tarcza zadbał o odpowiednie finanse na poszukiwanie notesu. Po przekazanej im na łapówki kwocie widać było, że górze zależy na odzyskaniu notatnika. Bardzo.

Siedzieli blisko drzwi, skąd widzieli całą ulicę. I to ich uratowało.
Zobaczyli idącego na spotkanie z nimi pana Józia. Ale nie był sam. Towarzyszyło mu trzech uzbrojonych niemieckich żołnierzy, w tym jakiś podoficer. Pan Józio jednak okazał się być sprzedajną szują i najwyraźniej postanowił wydać ich w ręce Szwabów, słusznie domyślając się, że za ich zainteresowaniem archiwum i mapami kryje się coś więcej, niż ciekawość pasjonatów.

Musieli uciekać, jeśli nie chcieli wpaść w ręce wroga!


DOKTOREK, SPRZĘGŁO


Stary warsztat, w którym się spotykali, nadawał się do ich celów doskonale. W samochodzie znaleźli skrzynkę z narzędziami. Wystarczyła ona na działania serwisowe, za które Sprzęgło wziął się z zapałem. To było to, na czym znał się wręcz doskonale. Mechanizmy. Urządzenia. Zasady ich funkcjonowania i złożony, lecz piękny system złożoności i powiązań pomiędzy nimi.

Dla Doktorka z kolei cała ta mechaniczna krzątanina była czymś na tyle niezrozumiałym, co tajemniczym. Ale w warsztacie często przydaje się druga para rąk do pomocy: przytrzymania czegoś, podania narzędzia, dźwignięcia cięższego elementu, – więc nie miał powodów do nudy. Pomagał, jak tylko potrafił najlepiej, nie bojąc się pobrudzić czy spocić. Co jakiś czas wyglądał tylko, czy ich praca nie przyciągnęła czyjejś uwagi.

Godzinę później był pewien, że samochód spokojnie podoła zadaniu. Silnik był sprawny, świece przeczyszczone, hamulce i reszta sprawna. Klapa w podłodze, aczkolwiek kusząca, była trudna do zmajstrowania tymi narzędziami, które posiadali.


BENIAMINEK



Kanały śmierdziały, tak jak przypuszczał. Ale przynajmniej były chłodne, jak się pocieszał. To był inny świat. Świat ciemności, stłumionych dźwięków dochodzących gdzieś z góry i szumu wody. Beniaminek szybko przekonał się, że powinien też zaopatrzyć się w gumiaki. Co prawda poziom syfu w kanałach nie był zbyt duży, ale i tak były momenty, że zmuszony był brodzić w nieczystościach po kolana.

Latarka działała słabo i co rusz musiał podkręcać korbą jej akumulator. A światło, jakie dawała było niezbyt jasne.

Płoszył szczury. To był ich świat, a on był intruzem. Beniaminek szukał drogi. Starał się zapamiętywać schemat tuneli i szukał drogi pod ulicę, na której znajdowała się willa z Sybillą. Niestety, bez planów nie dał rady precyzyjnie określić położenia.

Gdyby miał więcej czasu, może Tarcza skołowałby kogoś, kto zna system kanalizacyjny Warszawy. A tak mógł jedynie przypuszczać, że znalazł drogę. Zaznaczył ją kredą na ścianach i wrócił po nich do punktu, z którego wyruszył.

Nawet, jeśli nie trafił w cel, to jednak miał szansę wyprowadzić kanałami oddział.

Kiedy był już blisko wyjścia i miał zamiar wspiąć się na drabinę usłyszał jakieś hałasy dochodzące z ulicy. Krzyki, tupot butów, nawet chyba jakiś płacz dziecka.

Stłumione dźwięki nie pozostawały wątpliwości. Nad głową trwała łapanka.
Spojrzał w górę, a potem zorientował się, że w tunelu, poza światłem latarki ktoś stoi. Jakiś nieduży kształt. Beniaminek wyraźnie wyczuwał na sobie czyjś wzrok. Przeszedł go dreszcz.
 
Armiel jest offline  
Stary 21-01-2013, 10:51   #84
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Jakby na przekór całej wojnie lato było upalne i suche tego roku. Tunia wyobrażała sobie jak radośnie ćwierkają w lesie ptaki nie wplątane w ludzkie konflikty, jak miło by było zanurzyć się w chłodnym polskim morzu, nad które jeździli z Witkiem każdego lata.

Tutaj, w Warszawie zgnębionej i wyniszczanej masowo przez wroga gorące miesiące nabierały innego znaczenia. Mimo upływu lat nie mogła przyzwyczaić się do tego smrodu i brudu, który towarzyszył jej na każdym kroku.

Dlatego teraz, siedząc ze Stryjem w „Magdalence”, przy szklaneczce zimnej lemoniady miała ochotę po prostu po babsku się rozpłakać. Jeszcze parę chwil temu o mało co nie doszło do samosądu towarzyszącego jej chłopaka. A z jakiego powodu? Dlatego, że chciał sam z własnej inicjatywy wspomóc ich sprawę.
ICH SPRAWĘ. Jak pięknie to brzmiało. Nie, Tunia nie wątpiła w sens tego co robili. Bo przecież właśnie to działanie dawało jeszcze jakąkolwiek nadzieję na odzyskanie wolności. Była tylko zmęczona wiecznym pechem, który zdawał się prześladować ich ostatnio. I zmęczona ciągłą ucieczką, upałem, smrodem własnym i innych, biedą i całym tym nieszczęściem, które spadło na Polskę. A może po prostu jej nastrój wynikał z faktu, że utraciła ostatnią rzecz, która łączyła ją z dawnym życiem. Rodzinny dom.

Natalia wzięła spory łyk chłodnego płynu, a potem przez chwilkę rozkoszowała się tym, jak spływa strużką do jej żołądka przyjemnie chłodząc rozpalone ciało.

Miała nadzieję, że wraz z planami budynku, który mieli sprawdzić nareszcie skończy się zła passa.

Jej nadzieja skończyła się w momencie kiedy Stryj zwrócił je uwagę na stróża kierującego się do kafejki w towarzystwie przeklętych Szkopów. W pierwszym odruchu miała ochotę zerwać się i uciekać w panice jak najdalej się da. Tylko siłą woli powstrzymała się od tego głupiego, w swoich konsekwencjach, kroku, ale w jej głowie ciągle brzmiało jedno słowo: UCIEKAJ! UCIEKAJ!

Na szczęście nie była sama. Wzrok i głos Stryja podziałał jak zimny prysznic.
- Tylnym wyjściem - szepnął Stryj do Tuni - Szybko i bez ceregieli. Wybiegamy na podwórze i byle dalej stąd. Zgoda?

Kwinęła twierdząco głową i podążyła zaraz za nim w stronę zaplecza. Podeszli spokojnie, a przynajmniej na tyle spokojnie, na ile potrafili do kontuaru, żeby w końcu rzucić się biegiem na tyły kafejki. Ich zachowanie wywołało zamieszanie. Kelnerka krzyczała za nimi coś o chamstwie.

Nie zważali jednak na nic, nie oglądali się za siebie, miała wrażenie, że nawet przez chwilę przestali oddychać. Tunia słyszała jedynie pulsowanie krwi we własnych uszach. Po raz kolejny rozpoczęli walkę o życie.

Kiedy w końcu dostrzegli drzwi z napisem “WYJŚCIE KUCHENNE” miała ochotę histerycznie się zaśmiać. Drzwi były zamknięte, ale Stryj manipulował właśnie wciąż tkwiącym w nich kluczem. Czyżby miało im się udać?

Wtedy usłyszła odgłosy pogoni. Prawdopodobnie Niemcy zorientowali się, że “zwierzyna” im się wymyka i ruszyli w pościg.

Co robić? Co robić? – myślała, kiedy już drzwi stanęły otworem, a oni wyjrzeli na zewnątrz.

Jedna z bram w podwórzu, które dostrzegli wydawała się odpowiednia. Mogli nią przedostać się na ruchliwe ulice Warszawy, wmieszać w tłum, zgubić wrogów. Na szczęście droga ucieczki wydawała się czysta.

Wtedy przyszło nagłe olśnienie. Wiedziała już jak kupić im drogocenną chwilę, potrzebną do ucieczki.

Szybkim ruchem wyciągnęła klucz z zamka, wypchnęła lekko Stryja na podwórze i zamknęła drzwi bezzwłocznie na klucz od zewnątrz odcinając, przynajmniej na chwilę, drogę pogoni.
Teraz pozostawało wydostać się jedną z bram na ulice i umknąć pościgowi.

- Widzimy się tam gdzie wskazał Beniaminek? - spytała Natalia dając do zrozumienia, że bezpiecznie będzie się rozdzielić.

Rozumieli się bez słów. Szybko ruszyli w kierunku bramy i upewniwszy się, że na ulicy jest bezpiecznie rozstali się po krótkim pożegnaniu.

Tunia była przygnębiona wściekła i szczęśliwa jednocześnie. Nadal była wolna, ale nie wywiązali się ze Stryjem z powierzonego im zadania. Wiedziała, że Beniaminek nie będzie zadowolony.
Co jednak mogli zrobić? Włamanie nie wchodziło w grę, kupiony przez nich człowiek okazał się kolejnym zdrajcą. Gdyby mieli więcej czasu mogliby go odnaleźć i przycisnąć, ale nie mieli. Kto jeszcze mógł im pomóc?
Mogła poprosić Johanna. Ale czy na pewno? A jeśli zacząłby węszyć i naraziłaby tym cały oddział no i Sybillę? Wolała już zebrać burę od dowódcy.
Szła dość żwawo, udając spieszącego się przechodnia i wkrótce wsiadła do jednej, ze stojących przy chodniku riksz.

Miała jeszcze niecałe cztery godziny do umówionego spotkania w starej szwalni. Musiała pogadać z Witkiem. Może on mógłby jakoś pomóc? Choćby przycisnąć starego sprzątacza?
Podała rikszarzowi adres pewnej knajpki w pobliżu mieszkania Witka.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 21-01-2013 o 11:50.
Felidae jest offline  
Stary 21-01-2013, 16:23   #85
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EJsfHBAHoq8[/MEDIA]


Ciałem wstrząsnął niekontrolowany dreszcz. Od dawna zapomniany atawistyczny, irracjonalny lęk. Coś gapiło się na niego z wilgotnej ciemności. Znał to spojrzenie. Znał to uczucie. Gdy Piotr miał jakieś 10 lat w jego rodzinnej wiosce Łagiewniki coś zamieszkało w rzece. Coś złego, coś co lubiło wciągać pod wodę. Nazywali to utopcem. Jedni mówili, że to bzdury, ale Piotr nie ignorował oczywistych dowodów. Dwa martwe dzieciaki wyławiane co roku z rzeki nie brały się znikąd. Kuba, jego brat, kiedyś TO widział, ale ojciec zlał mu dupsko pasem i zabronił rozpowiadać banialuki. Ale Piotr nie dał się zwieść. TO tam było. TO obserwowało go z szuwarów, gdy wracał po zmroku do domu. TO czaiło się tuż pod powierzchnią mętnej wody, gdy przechodził rozchwierutanym drewnianym mostkiem. Łapy TEGO mogły w każdej chwili wystrzelić z przegniłych dziur w moście. Nieważne jak szybko przez niego przebiegał, TO zawsze było tuż za nim. Wiedział, że kiedyś go dopadnie. Jak tego starego pijaka z Kościeliska, jak bliźniaki Myszkowskich, jak tego carskiego urzędasa... dopadnie i wypuści dopiero, gdy Piotr zmieni się w sinego, opuchniętego trupa, któremu ryby wyżrą oczy, któremu...

Szlag, im starszy tym durniejszy.
- Beniaminek uświadomił sobie, że sterczy wlepiając wzrok w ciemność, doskonale widoczny w bladym świetle wpadającym tu przez kratkę odpływową.
Ktoś w ciemności kanałów patrzył prosto na niego. Po ponad dwudziestu latach służby takie rzeczy się po prostu czuje. Był tego tak pewien jak dotyku przemoczonych nogawek oblepiających mu uda. Nie, raczej nie Niemiec, ten już by strzelał, w najlepszym razie domagał się wyjaśnień. Pewnie jakiś żydowski dzieciak albo harcerz, który prysnął przed łapanką.
Mazur porozumiewawczo położył palec na ustach i cofnął się w tył poza pasiastą plamę światła. Kształt w ciemności po jej drugiej stronie zareagował jakimś niemożliwym do zidentyfikowania ruchem, któremu towarzyszył cichy plusk, jednak pozostał na miejscu. I wciąż wybałuszał gały na Piotra.

Czekał. Tymczasem na powierzchni tupot i nerwowe pokrzykiwania pomału się wyciszały. Aż nastała cisza niemal idealna. Pojedyncze kroki wojskowych butów. Krótkie wyszczekiwane po niemiecku komendy. Niewyraźne, płaczliwe mamrotanie w odpowiedzi. Strzał. Głuche uderzenie ciała o asfalt. Stłumiony krzyk. Tupot panicznej ucieczki. Dwa strzały. Cisza. Znów spokojne miarowe kroki. Kolejne pytania w łamanej polszczyźnie... Beniaminek stał po kostki w wodzie zaciskając pięści. Trwało to długo. Aż w końcu się skończyło. Krótka komenda. Ludzie zaganiani na pakę ciężarówki. Skrzeczenie zapalanego silnika. Pojazd oddala się. Po jakiejś minucie na ulicy znów zaczyna być słychać pierwsze, nerwowe rozmowy. Po kolejnej wraca zwyczajny gwar.

Piotr najpier spojrzał w górę, potem skierował wzrok wgłąb kanału. Postać wciąż tam stała. Z ciemności wyraźnie mógł wyłowić kontur ciała -dziecka, lub skulonego dorosłego.

- Już dobrze. - szepnął robiąc krok w stronę mroku. - Pojechali. Już nic ci nie grozi.

Cień drgnął, ale nie ruszył się z miejsca. Piotrowi zdawało się, że widzi odbłysk światła w białkach rozszerzonych oczu. Ich ułożenie sugerowało, że postać przekrzywiła głowę w groteskowym geście zaintygowania. Beniaminek nieco pewniej zrobił parę kroków do przodu. I zdębiał. Światło latarki wyłoniło z ciemności... nic. Pustkę. Absolutnie pusty kanał. Zdzwiony zrobił jeszcze kilka kroków świecąc przed siebie i po ścianach. Nic. Żadnej postaci, żadnego dziecka, żadnej zgarbionej sylwetki, nawet zasranej starej opony, którą w ciemności mógłby wziąć za człowieka. Poziom wody po paru dniach upału był dość niski, więc dno kanału zalegała płytka warstwa mułu. Oświetlona bladym światłem latarki rozwiała ostatnie wątpliwości - żadnych śladów, nikogo tu nie było, od dawna. Piotr zaklął pod nosem. Wzrok i wyobraźnia płatały mu figle. Niedobrze, ale nie miał czasu na użalanie się nad sobą. Jeszcze dwa kroki i znalazł się dokładnie w miejscu, gdzie wydawało mu się że widział postać. Wyłączył latarkę.

I spojrzał prosto w połyskujące w mroku oczy. Kilka centymetrów od swojej twarzy. Wyłupiaste, przekrwione gały, jak u jebanego utopca. Ze strachu omal nie wrzasnął. Odskoczył do tyłu wyszarpując zza paska broń.

- Ktoś ty, kurwa?! - warknął starając się zebrać do kupy resztki poczytalności. Czarna sylwetka rozprostowała się i przekrzywiła głowę. Beniaminek wycelował broń i latarkę między ślepia, lewym kciukiem musnął włącznik. Błysk latarki wyłonił z ciemności pusty kanał. Pusto. Postać zniknęła, jakby nigdy jej tu nie było. Czy domniemane oczy mogły być tylko mroczkami przed jego zmęczonymi ciemnością oczami? Szczerze wątpił. Piotr nie eksperymentował dłużej. Nie opuszczając latarki ani pistoletu zaczął krok po kroku cofać się w stronę wyjściowej studzienki. Gdy odszedł na tyle, by światło latarki przestało sięgać do feralnego miejsca, znów wydawało mu się że coś zobaczył.
Nie przyglądał się. Szybko schował broń i ruszył w górę.

Opuszczając kanał wciąż miał wrażenie, że ktoś na niego patrzy. Nie obejrzał się za siebie.

Trasa została oznaczona. Przed akcją nawiedził jeszcze kryjówkę w magazynie i zgarnął stamtąd komplet roboczych kombinezonów i wysokich, solidnych gumiaków. Jeśli mieli niezauważeni poruszać się po willi i przy wyjeździe podawać się za piekarzy, nie mogli sobie pozwolić na luksus ubabrania się od stóp do głów szlamem. I latarki. Komplet dla całej ekipy. Ze sprawdzonymi po cztery razy żarówkami... ot tak na wszelki wypadek.
Potem, jeśli starczy czasu, zamelduje się jeszcze u dowództwa i zamknie sprawę Stryja. Tak jak przekazał na odprawie: Stryj działał za wiedzą i zgodą Beniaminka. Przeprowadzone przesłuchanie potwierdziło jedynie to, co było dla niego oczywiste od początku. Wcześniej nie meldował ze względu na podejrzenia przecieków, zupełnie ostatnimi czasy uzasadnionych, sam Tarcza przyznasz. Niech szukają szpicla u siebie, kurwie ich macie, dzieciak jest w porządku.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 21-01-2013, 17:32   #86
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
W “Magdalece”
Stryj był zmęczony, strasznie zmęczony i to zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Miał dość tego wszystkiego, co go otacza. Wojny, smrodu i ciągłego ryzyka, jakie im towarzyszyło nieustannie. Sytuacja z warsztatu i słowa Beniaminka ciągle dudniły w jego głowie. Chłopak marzył o tym, aby zapomnieć o tym wszystkim, iść nad rzekę wykąpać się i błogo i bezczynnie poleżeć na trawie.
Nie pozwalały mu na to zarówno jego charakter, jak i wychowanie. Podjął się pewnych zobowiązań i niezależnie od okoliczności zamierzał je wypełnić. Mimo, że od początku tej akcji z notesem, prześladował go pech i zdarzały mu się ciągłe błędy, nie zamierzał rezygnować. Postanowił, że ze wszystkich sił będzie się starał uratować tą małą, niewinna dziewczynkę. Gdyby mu się to udało w jego szarym życiu pojawiłaby się iskierka nadziei. Nadziei na to, że to co robią ma sens, prawdziwy sens i cel.

Nie dane mu było zażyć kąpieli w rzece, ale chwila relaksu jaką dostali od losu wręcz upajała. Zimna lemoniada gasiła pragnienie i orzeźwiała. W napięciu oczekiwali na przybycie stróża z ratusza.
Stryj miał złe przeczucia, ale nie mówił o tym Tuni. Sam nie wiedział, czy jego przeczucia wynikają ze złego samopoczucia, czy z faktycznego zagrożenia. A może zwyczajnie popadał już w paranoję. Zaczynał wariować. Tracił zaufanie do ludzi i każdego podejrzewał o zdradę i złe intencje. Próbował się uspokoić i myśleć pozytywnie. Zamówił kolejne lemoniady, ale złe przeczucia ciągle wracały.

Gdy tylko Konstanty zauważył stróża w towarzystwie niemieckich żołnierzy, poczuł silne ukucie w sercu.
- Znowu, znowu to samo - pomyślał.
Gestem głowy wskazał Tuni idących w stronę kawiarni Niemców i pana Józia. Stryj chwilę się zastanawiał.

- Tylnym wyjściem - szepnął Stryj do Tuni - Szybko i bez ceregieli. Wybiegamy na podwórze i byle dalej stąd. Zgoda?
Gdy Tunia kiwnęła głową na zgodę, Stryj ruszył szybkim i zdecydowanym krokiem w stronę drzwi prowadzących na zaplecze. Nie oglądał się na nikogo, ani nikomu nie patrzył w oczy. Po prostu szedł pewnie przed siebie, jakby miał zamiar podejść do kontuaru. Za drzwiami zamierzał puścić się biegiem przed siebie, nie zważając na nic. Na szyi poczuł zimny oddech strachu i paniki. Śmierć była blisko czuł to.

Przy drzwiach z napisem “Tylko dla personelu” przyśpieszył. Pchnął je z całych sił i wpadł na wąski korytarz z kilkoma drzwiami. Nad jednymi z nich ujrzał zbawienny napis “WYJŚCIE KUCHENNE” więc rzucił się pędem w jego stronę modląc o to, aby były otwarte. Tunia biegła tuż za nim, nie odwracając się za siebie. Nie zwracając uwagi na oburzone krzyki kelnerki.

Drzwi były zamknięte, ale klucz tkwił w drzwiach. Stryj chwycił go szybko, wsadził w zamek czując, jak jego serce pompuje krew coraz szybciej i szybciej i po kilku nerwowych sekundach był już na zewnątrz.
Drzwi prowadziły na szerokie podwórze jakiejś kamienicy. Jedna z bram wydawała się odpowiednia. Mogli nią przedostać się na ruchliwe ulice Warszawy, wmieszać w tłum, zgubić wrogów. Na szczęście droga ucieczki wydawała się czysta.

Jednak Tunia, która była za plecami Stryja słyszała już odgłosy pogoni. Prawdopodobnie Niemcy zorientowali się, że “zwierzyna” im się wymyka i ruszyli w pościg. Znów zaczynał się bieg po życie.

Tunia nie zwlekała. Szybkim ruchem wyciągnęła klucz z zamka, wypchnęła lekko Stryja na podwórze i zamknęła drzwi bezzwłocznie na klucz od zewnątrz odcinając, przynajmniej na chwilę, drogę pogoni. .
Teraz pozostawało wydostać się jedną z bram na ulice i umknąć pościgowi.
- Widzimy się tam gdzie wskazał Beniaminek? - spytała Natalia dając do zrozumienia, że bezpiecznie będzie się rozdzielić.
- Jasne - odparł szybko Konstanty.
Stryj z zadowoleniem pokiwał głową widząc zaradność dziewczyny. Gdy znaleźli się na podwórzu Konstanty rozejrzał się wokół. Na szczęście byli tutaj sami. Szybki krokiem ruszył w kierunku bramy. Będąc tuż na jej skraju, wychylił się ostrożnie, by sprawdzić czy na ulicy jest bezpiecznie.
Gdy się upewnił, że można iść pożegnał się z Tunią, przeszedł na drugą stronę ulicy i ruszył w kierunku przystanku tramwajowego.

Kolejna ich akcja zakończyła się niepowodzeniem. Kolejna zdrada i kolejne igraszki ze śmiercią.
Stryj był zmęczony. Bardzo zmęczony.
Gdy udało mu się zbiec spod ratusza, udał się na skromny posiłek do jednej z jadłodajni, a później wprost na spotkanie z Beniaminkiem i innymi członkami ich drużyny.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 21-01-2013, 19:51   #87
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Odetchnął w duszy gdy już siedział obok swojego towarzysza w aucie. Nawet nie mógł powstrzymać się aby nie uśmiechnąć się do Sprzegła w akcie zadowolenia.
- No i okazał się całkiem w porządku ten cały Biernacki. Krótko rzucił do kolegi.

Gdy dotarli do warsztatu, bez zbędnych ceregieli zabrali się do pracy. Doktorek w mechanice najlepiej znał się na podawaniu narzędzi i nie uchylał się od zadania. Usługiwał jak mógł najlepiej koledze, który w oczach Zygmunta zyskiwał co raz więcej z każdą minutą pracy. Porusza się jak wprawny chirurg w tym gąszczu rurek, wydechów i śrubek ... pomyślał Zygmunt.

Co kilkanaście minut Doktorek sprawdzał czy przed posesją z warsztatem wszystko gra. Czy nie ma wścibskich oczu, albo czegoś niepokojącego. Uwagę przykuli dwaj mężczyźni stojący z pięćdziesiąt metrów od warsztatu, po drugiej stronie ulicy. Chwilę ich obserwował z ukrycia .. nie był w stanie stwierdzić jednoznacznie czy to zagrożenie. Jednak uznał, że musi to wyjaśnić, bo jeśli to będzie wpadka to po nich, a tak przynajmniej zdołają uciec. Na szybko zameldował Sprzęgle że musi to sprawdzić i poprosił go aby został chwilę sam.

Wyszedł na ulicę, nie rzucając się w oczy, spokojnie i dyskretnie i oddalił się w przeciwnym do mężczyzn kierunku. Jakieś dwieście metrów za rogiem znalazł to czego szukał. Kilkoro wyrostków grających w zośkę. O to chodzi! Pomyślał.

- Hej. Młodzieńcy. Dzień dobry. Zagadał.
- Dzień dobry Panu.
- Jest zadanie dla prawdziwych twardzieli. Patrzyli na niego nieco nieufnie.
- Tam z drugiej strony stoi dwóch mężczyzn. Kontynuował. Możecie mi powiedzieć czy są stąd? Niechże się któryś wychyli i spojrzy ... Obawiam się czy nie są ... , no wiecie obcy. Bo jak są to trzeba ich stąd przepędzić ... a choćby żartując, pograć koło nich, pobiegać, pohałasować .. niech nie niepokoją ludzi .. sami wiecie jak to bywa dziś. Niech idą stać gdzie indziej a nie tu na ulicy ...
- A to na cukierka. Wyjął monetę i wręczył najstarszemu dzieciakowi ...

Już po chwili okazało się że chłopaki ich nie znali i chętnie poszli grać właśnie tam. Mężczyźni ruszyli w swoją stronę opuszczając okolicę ...

- Gotowe! Panie Zygmuncie. Oznajmił Sprzęgło.
- To wygląda że damy radę. Z uśmiechem na twarzy odrzekł Doktorek.
- Przydało by się mieć gnata. Mój leży schowany w domu .... Głośno myślał Zygmunt, zastanawiając się czy iść po broń teraz, czy potem po drodze do szwalni- co mogłoby się okazać ryzykowne- nie zbyt dużo środków byłoby narażone na ryzyko. Musi iść teraz, zanim pojadą na miejsce spotkania ...

- Sprzęgło, mamy trochę czasu. Ja pędzę po gnata, będę za godzinę. Nie czekał na odpowiedź kolegi. Nie chciał stanąć przed Beniaminkiem z miną dzieciaka co zapomniał zabawek zabrać do piaskownicy. Ruszył ... w godzinę da rady obrócić .. jeśli nic, nic się nie zdarzy.

Zdołał bezpiecznie wrócić. Za niedługo jechali już razem na miejsce spotkania ...

broń: Vis wz.35
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"

Ostatnio edytowane przez Szamexus : 21-01-2013 o 20:17. Powód: kwestia broni
Szamexus jest offline  
Stary 21-01-2013, 21:33   #88
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY


Popołudniem w końcu słońce troszkę ustąpiło. Od strony Wisły powiał wiatr niosąc ulgę wymęczonym ludziom. Gdzieś, na wschodniej krawędzi nieba pojawiały się pierwsze, ciemne chmury. Zanosiło się na deszcz. Może nawet na letnią burzę.

Piątka żołnierzy podziemia szykowała się do akcji, którą nie wszyscy z nich mogli przeżyć. Ryzyko, jakie podejmowali żołnierze AK w każdej godzinie swojej służby. Każdy. Bez wyjątku. Przysięgali stać nieugięcie na straży honoru Ojczyzny i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary życia swego. Przysięgali w imię Boga. I przysięgi tej mieli zamiar dochować.

Ludzie honoru. W czasie horroru. Jedni z wielu, ale zarazem wyjątkowi, chociaż nikt z nich jeszcze nie wiedział, jak bardzo.

Do ustalonej godziny każde z nich załatwiło kilka własnych spraw. Niektórzy zbierali siły, inni jeszcze próbowali coś ustalić, zdobyć jakieś informacje, przygotować się. Ale tak naprawdę wszyscy wiedzieli, że nie mają już czasu na przygotowania. Że próbę odbicia Sybilli i jej rodziny będą musieli przeprowadzić „z marszu”. To było bardzo ryzykowne, lecz nie mieli wyjścia.

Beniaminek spotkał załatwił kombinezony i stroje, spotkał się z Tarczą przekazując meldunek.

Doktorek poszedł do swojego mieszkania, gdzie z kryjówki wyciągnął broń. Uzbrojony skierował się na miejsce

Tunia pogadała z Witkiem. Rozmowa nie dała za wiele. Witek miał swoje problemy i nie za bardzo mógł zaangażować się w sprawy Tuni. Nie z marszu. Nie dzisiaj. Może jutro? To było przykre, ale musiała go zrozumieć.

Stryj odpoczął. Zjadł coś w przykościelnej jadłodajni. Napił się. Odsapnął. To było mu potrzebne. Nerwy zjadały go od środka. A to w przypadku życia, jakie prowadził, mogło doprowadzić go wprost pod lufy wroga. Musiał czasami odpocząć. Chociaż psychicznie nigdy w pełni nie potrafił.

Sprzęgło do końca dnia walczył ze zdobytym samochodem. Wykorzystał całą swoją wiedzę i całe by samochód był nie tylko na chodzie, ale i maksymalnie efektywny. W końcu od tego zależało ich życie.

* * *

Wraz z pierwszymi podmuchami wiatru, siekącymi piaskiem w oczy i niosącymi śmieci z ulic Warszawy. Niebo chmurzyło się coraz bardziej. Burza nocą była wręcz pewna.

Spotkali się w starej szwalni. Kolejnym budynku niezbyt często wykorzystywanym przez ruch oporu. Zarządzał nim stary dozorca – Adolf Frust. Mimo szwabskiego nazwiska i nietrafionego przez rodziców imienia był to lojalny patriota nie raz i nie dwa pomagający żołnierzom AK. Doskonały łącznik.

Niewysoki, starszy już mężczyzna o chudej, ptasiej szyi, sprawiał wrażenie lekko upośledzonego, lecz umysł miał bystry i czysty. A posądzenie go o półgłówka nie raz ratowało mu skórę.

Adolf wpuścił ich przez zawiewane wiatrem podwórze, przez zamykaną bramę i wprowadził do zamkniętego magazynu.

- Okna są zasłonięte, ale nie ruszajcie zasłon, jak używacie lampy. Czasami kręcą się tu szkopskie patrole.

Otworzył im drzwi do magazynu.

- Na stole postawiłem wam dzbanek zbożówki, pół chleba, ser i kiełbasę. Jedzcie na zdrowie. Jak będziecie wychodzili, zapukajcie w okno od mieszkania.

- Wiemy, wiemy – Baniaminek nie pracował z Adolfem pierwszy raz. Znał chłopa i cenił.

- Czołem – pożegnał ich Adolf zostawiając klucz.

Po chwili mogli zacząć odprawę.

* * *


W dwóch punktach Warszawy, oddalonych od siebie dość spory kawałek, stało przed lustrem dwóch różnych ludzi. Jeden ubrany w mundur oficera SS, drugi w zwykłym, cywilnym garniturze.

Niemiec wpatrywał się w taflę zwierciadła mrucząc coś pod nosem. Jego usta poruszały się powoli, jakby żyły własnym życiem. Z rozciętej dłoni na deski podłogi kapała krew.

Mężczyzna w garniturze nic nie mówił. Wpatrywał się w lustro z napięciem. Jakby widział w nim coś więcej, niż zwykłe szkło. Jego twarz oblewał pot. A ciemne oczy były wielkie, nieruchome, jak u hipnotyzera.

Za oknami zbierało się na burzę. Ale dwaj mężczyźni nie martwili się nagłym załamaniem pogody. Niczym poskowce wyczuwali krew, która miała zostać niedługo przelana. Czuli ją, lecz nie wiedzieli jeszcze, z czyich ran się poleje.
Za oknami dało się słyszeć pierwszy, odległy grzmot.

* * *

Zajęli miejsca w ciemnym warsztacie szwalniczym. Siadając na rozklekotanych krzesłach w półokręgu, wokół małej naftowej lampy.

Na zewnątrz przetoczył się grzmot.

Zadrżeli. Mieli wrażenie, jakby w ciemnej szwalni poza nimi ktoś jeszcze był. I wpatrywał się w nich ze skupieniem i napięciem. Złe przeczucia nie opuszczały ich od początku tego spotkania.
 
Armiel jest offline  
Stary 25-01-2013, 17:48   #89
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
W czasie narady Stryj nie mówił nic. Słuchał i patrzył obojętnym wzrokiem to w ścianę, to w swego dowódcę. Miał złe przeczucia. Bardzo złe. Nic im się nie udawało od początku tej całej sprawy z notesem. Teraz czekała ich wyprawa do jaskini lwa. Nabierająca mocy burza za oknem, nastrajała go jeszcze bardziej pesymistycznie. Czekał, aż dowódca przedstawi im plan i wyznaczy role, jakie mają w nim odegrać. Konstanty mimo wrodzonej ambicji i chęci pomocy i wykazania się, nie zamierzał udzielać się przy planowaniu akcji. Już zbyt wiele razy jego pomysły i działania kończyły się klęską. W głębi serca obawiał się jednak, że to czy coś powie w czasie narady, czy udzieli jakieś rady, czy też nic, kompletnie nic nie zmieni. Czuł wiszącą w powietrzu tragedię i bał się. Potwornie się bał. Starał się jednak zachowywać spokój, by nikt nie spostrzegł jakie myśli go dręczą.

Beniaminek przedstawił plan i poprosił o zgłaszanie się do poszczególnych zadań.
Konstanty, ani nie nadał się na kierowcę, gdyż nie umiał prowadzić, ani nie był mistrzem kamuflażu. Nadal siedział, więc cicho i czekał. Czekał, aż inni wybiorą sobie zadania, albo dowódca powie mu co ma robić.
Czuł kulę strachu rosnącą mu w gardle. Strach wręcz go paraliżował. Zdawał sobie sprawę, że akcja jest kompletnie nie przygotowana i ze zwykłego wojskowego punktu widzenia nie ma szans powodzenia. Musi się ona skończyć strzelaniną i być może śmiercią kogoś z nich, albo i nawet wszystkich.
Brak możliwości wyboru i fatalizm całej sytuacji sprawiał, że Stryj był jeszcze bardziej przybity i rozżalony. Liczyli na łut szczęścia, ale Stryj nie miał złudzeń. Tragedia wisiała w powietrzu, a śmierć tylko czekała by zabrać ich z tego świata.

Obracając w kieszeni mały różaniec, który kiedyś podarowała mu matka, prosił Boga o siłę do walki, a w razie ostateczności o szybką śmierć.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 25-01-2013 o 19:10.
Pinhead jest offline  
Stary 28-01-2013, 18:19   #90
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Zmieniająca się pogoda świetnie dopasowała się do nastroju Natalii. Rozumiała, że Witek nie mógł jej pomóc, a mimo to jakoś było jej przykro.
Żeby zająć ręce i oczyścić myśli zajęła się przygotowaniem kanapek dla reszty oddziału. Dopiero krojąc chleb i kiełbasę poczuła jak bardzo była już głodna. Pomyślała z wdzięcznością o panu Adolfie.
- Nie popisaliśmy się ze Stryjem - zameldowała Beniaminkowi - Udało nam się co prawda wejść do budynku archiwum i przekupić stróża, ale ten sprzedał nas Szkopom i tylko cudem udało nam się zwiać.
Tunia nie zamierzała owijać w bawełnę. Było jej wstyd, że dali się podejść jak dzieci.

- To źle. Czeka nas dużo improwizacji. - Zwykle w takich sytuacjach mniej więcej w tym miejscu padała długa reprymenda zaczynająca się nieśmiertelnym “i może krzyża walecznych się za to spodziewacie” a kończąca niezmiennie wspomnieniami jak takie problemy rozwiązywano za wojny z kacapami w dwudziestym. Tym razem chyba jednak te parę słów najwyraźniej wyczerpało temat. Dowódca zlecił im coś niemal niemożliwego do zrealizowania w tak krótkim czasie i chyba właśnie zdał sobie z tego sprawę. Tymczasem wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki wymięty plan miasta i rozłożył na stole, między kanapkami i kubkami z kawą zbożową. Od ostatniego spotkania plan wzbogacił się o naniesione ołówkiem trasy kanalizacji. - Dobra wiadomość: będzie burza. Ograniczona widoczność dla patroli z ulicy, możemy też trochę pohałasować. Zła wiadomość: cóż, będzie burza, a my będziemy w kanałach przeciwburzowych, od paru dni było sucho, więc potopić się nie powinniśmy, ale trzeba mieć poprawkę, że będziemy się nimi poruszać dużo wolniej. Ale dość pitolenia, do roboty. Ktoś ma jakieś pomysły? Pytania? Sugestie?

*

Narada była równie burzliwa, co krótka. Po jakichś dwóch kwadransach byli gotowi. Grzmiało już całkiem zdrowo, pierwsze krople deszczu zadudniły o szyby, wiatr wył jak zgraja cmentarnych upiorów. Drzewa targane porywistym wiatrem zdawały się pokracznymi łapskami usilnie starającymi się wybić szyby i dorwać grupkę spiskowców w swoje pazury. Ci jednak nie zwracali na nie szczególnej uwagi - mieli swoje, dużo bardziej realne, problemy.

- Dobra, powtórzmy wszystko od początku. - Beniaminek zaciągnął się papierosem i strząsnął popiół do kubka po kawie. - Faza pierwsza: PRZYGOTOWANIE.
Tunia uzgadnia z Witkiem wyłączenie prądu gdzieś między 2:30 a 3:00.
Stryj bierze czysty zeszyt i zapełnia go fikcyjną dokumentacją rozwoziciela, z której ma wynikać, że "owszem, willa zamawiała skrzynkę pieczywa, przecież stoi tu jak byk herr obengruppenfuhrer, proszę spojrzeć". Nie musicie być zbyt pedantyczni, to notatnik piekarza, nie oficjalna dokumentacja Rzeszy.
Sprzęgło, Doktorek, zostajecie w szwalni, jeśli będzie trzeba przejdziecie się jeszcze do warsztatu. Przegląd broni. Każdy ma mieć sprawną dziewiątkę z tłumikiem. Niezawodną, naoliwioną, naładowaną z zapasowym magazynkiem. Sprawdzić możliwości bezpiecznego ukrycia broni dla Doktorka i Tuni w furgonetce.
Ja korzystam z burzy, wybijam kratkę i robię zwiad na działce. Namierzam drogi wejścia, luki w obronie, przebieg kabli telefonicznych (i elektrycznych tak na wypadek, gdyby akcja z zaciemnieniem nie wyszła). Jak do tej pory wszystko jasne?

Od pół godziny wałkowali temat na każdy możliwy sposób, więc jedyną odpowiedzią był tylko szybki komplet skinięć głową.

- Faza druga, ZAJĘCIE POZYCJI. Wszyscy dostają broń. Przeprowadzam Sprzęgło i Stryja kanałami na działkę. Czekamy pod kratką i obserwujemy. Tunia i Doktorek przebierają się w fatałaszki piekarzy, zabierają fałszywą dokumentację i pieczywo z piekarni, parkują furgonetkę tak, by widzieć wyłączenie prądu. O 2:30 wszyscy mają być na miejscach gotowi do akcji.

Beniaminek rozstawił kilka kubków po kawie oznaczając pozycje na mapie miasta.

- Faza trzecia: ATAK. Sygnałem będzie wyłączenie prądu lub godzina 3:15 (w razie gdyby awaria nastąpiła przed 2:30 lub nie nastąpiła wcale).
Tunia i Doktorek, podjeżdżacie pod posesję blokując wyjazd, staracie im wcisnąć poranne pieczywo i solidną porcję zawracania dupy. Doktorek jest kierowcą i roznosicielem towaru, Tunia to urocza, rezulotna, choć nieco zagubiona volksdeutschka odpowiedzialna za dystrybucję pieczywa. Kazano wam dostarczyć pieczywo bezpośrednio do willi, choćby jej właściciele mieli swoje zdanie na ten temat. Macie dwa zadania: po pierwsze blokować wyjazd, po drugie zagadywać i ściągać uwagę Niemców, przekonująco sprzedać pomyłkę z dostawą bułek i czarować ich jak długo się da. Doktorek zostaje trochę z tyłu i jest gotów odstrzelić parę szwabskich łbów, gdyby coś się posypało.
Sprzęgło, Stryj i ja. włamujemy się do willi tyłem. Najpierw odcinamy telefony i - ewentualnie - prąd. Jeśli nie uda mi się wypatrzyć lepszego miejsca, wchodzimy drzwiami warsztatowymi i dalej z warsztatu do części mieszkalnej. Priorytetem jest Sybilla. Oczyszczamy teren, wchodzimy do piwnic. Gdy dotrzemy do dziewczynki, Stryj biegnie z nią do kanałów. Ja i Sprzęgło osłaniamy waszą ucieczkę, po czym zajmujemy się dziennikiem i rodzicami Sybilli. Jeśli jakimś cudem do tej pory nie zostaniemy odkryci, a grupa "piekarnia" wciąż będzie przed domem, sygnałem dla Tuni i Doktorka będzie odstrzelenie gadającego z nimi szkopa.

Nie, to nie był żart, choć Beniaminek wydawał się swoim ostatnim zdaniem setnie ubawiony.

- Faza ostatnia: UCIECZKA. Przy tym poziomie improwizacji możemy założyć tyle, że grupa uderzeniowa i jeńcy prawdopodobnie zwieje kanałami, a piekarze furgonetką, którą gdzieś porzucą i dalej też użyją kanałów. Jednak do tego miejsca wiele może się skomplikować, więc bądźcie otwarci na improwizację. To co jest na tym etapie najważniejsze: Stryj, odpowiadasz za Sybillę. Od momentu w którym ją przejmujesz jest dla ciebie ważniejsza niż oddział, ważniejsza niż twoja cholerna prawa ręka. Uciekasz z nią jak najszybciej i jak najdalej, nie oglądając się na nic. Sprzęgło - to samo, tylko z rodzicami, jeśli uda nam się ich namierzyć i odbić. Za dziennik odpowiada Stryj lub Sprzęgło, zależnie od tego na jakim etapie go znajdziemy. Doktorek i Tunia w czasie ucieczki musicie pilnować się nawzajem, prawdopodobnie nie będzie nikogo, kto będzie mógł osłaniać wam tyłek. Doktorek, Tunia do rozmowy nie będzie mogła wyjść uzbrojona i całą uwagę będzie musiała skupić na czarowaniu. Jesteś jej oczami, uszami i dziewiątką z tłumikiem. W czasie całej akcji i w czasie ucieczki. Ja osłaniam tyły w kanałach, zatrzymuję i opóźniam pościg. Po zgubieniu ogonów, zbieramy się wszyscy w warsztacie.

Przerwał. Na dłuższą chwilę zapadła cisza, w której słychać było jedynie bicie zegara i nadciągająca coraz większymi krokami burzę.

- Zespół jest optymalny do tego zadania, większa siła ognia tylko zwracałaby niepotrzebną uwagę. Akcja jest trudna, ale nie niewykonalna. Niech każdy robi co do niego należy, a wszystko powinno się udać. A teraz panienki, panno Tuniu, oficjalnie zaczynamy fazę pierwszą. Niech was Bóg ma w swojej opiece. Wykonać!


 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 28-01-2013 o 19:25. Powód: literówki
Gryf jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172