Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2013, 17:05   #106
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Nierówne Szale.
Równowaga sił.


- Jeśli tego pragniesz, to wygrany zajmie się nim. - odparł Faust ponoru, materializując w ręce swe białe ostrze. Kolejnym z przedmiotów, które zawitały na ten świat był jakże słaby i niewinny pierścień. W zamian jednak zniknął właśnie uzyskany pergamin.
-[i] Powo-[i/] - rozpoczął powoli, tylko po to by zniknąć pojawiając się kolejno przed przeciwnikiem, na starej pozycji, jak i za nim. Każda z materializacji zdawała się atakować, zaś za sprawą szybkości, która tylko teoretycznie powinna być osłabiona w tak małym pomieszczeniu, zdawało się że istnieją one równolegle. O ile pierwszy z ruchów ofensywnych był tylko fortelem, to drugi celował w prawą nogę przeciwnika, zamierzając rozpocząć konsumpcję jego duszy. Blondyn nawet nie łasił się na to, że ochrona pierścienia zdoła zniwelować zadane mu obrażenia, jednak w połączeniu z unikiem, który dosłownie był błyskiem - mogła zapewnić mu namiastkę defensywy.

[Media]http://www.youtube.com/watch?v=D_KGHnj7VtI [/Media]

Biała katana wbiła się, a dokładniej przeniknęła przez nogę oponenta, który nawet nie zdażył drgnąć z miejsca, drug z Faustów, nim zaczął się rozmywać, również zdawało się iż uderza w przeciwnika, o skórze czarnej jak jego dusza. Jednak Faust nie poczuł, jak miecz zabiera to co dla każdego jest najcenniejsze, a po chwili okazało się dlaczego.
-..li -dokończył rozpoczęte przez Fausta słowo jego przeciwnik, kładąc dłoń na ramieniu blondyna, kiedy to czarne ciało zmaterializowało się za ubranym na czerwono osobnikiem, a przebita sylwetka, rozmyła się tak samo jak i klon stworzony przez Fausta.
- Nie tylko ty zdobyłeś wiedzę o prędkości. Kto jest szybszy, twój rumak, czy moc boskiego posłańca? -zapytał mężczyzna z uśmiechem, po czym wyszarpnął z pochwy przy pasie czarną niczym dusza diabła katanę. Idealne przeciwieństwo ostrza dzierżonego przez Fausta, Ying i Yang wśród cudów kowalskiej sztuki właśnie miało się zderzyć.
- Moja kolej. -stwierdził osobnik i zniknął, by po chwili trzech takich jak on pojawiło się dookoła blondyna, każdy z uniesionym ostrzem, każdy z rozwianymi włosami, każdy z nutką ciekawości w oczach. Ale przede wszystkim wszyscy szczerze uśmiechnięci.
- Rumak ruszy szybciej, pewniej. - blondyn zaśmiał się, komentując wypowiedź przeciwnika. Cóż, jak widać inspiracja starożytnymi bóstwami tego konkretnego rejonu była znacznie większa. Kolejni z nich pojawiali się wokół Fausta, lgnąc do niego niczym ćmy do ognia. Niewątpliwa różnica między strażnikiem równowagi i piewcą chaosu niewątpliwie polegała na przychylności bóstw. Jeśli Hermes został wykorzystany dokładnie tak samo jak Dionizos, pozostając nieprzychylną czarnowłosemu skorupą ukrytą gdzieś głęboko, to większość zdolności nie osiągnie swej całkowitej siły, nie mówiąc już o mieszance mocy źródła jak i użytkownika.
Uśmiech Fausta nie zniknął nawet gdy trójka przeciwników pojawiła się tuż wokół niego. Sam bowiem znalazł się na dachu, by odbijając się od niego znaleźć się w miejscu rozpoczęcia ofensywnego formatu rozmowy.
- Szkarłatny kacie, pora na egzekucję - mruknął sam do siebie, licząc że coraz bardziej rozpalona do walki osobliwość, skrywająca się pod postacią białej katany wesprze jego starania chociaż trochę.
- Scarslash - odparł ku uciesze nieistniejących jeszcze fanów jego skromnej osobistości. Fala uderzeniowa, będąca tak naprawdę mieszanką zdolności Ksantosa jak i kata, miała wykorzystywać zdolności ich obu. Wszystko dzięki wizycie w obozie pewnego bandyty, oraz krótkiemu treningowi, a właściwie ujrzeniu swych błędów na krucjacie w imię Calamitiego. Jak się dzisiaj okazało, pierwszej z nich.
Nigdy nie przepadał za brutalnymi atakami, tu jednak wiedział że nie jest w stanie zranić wroga, chodziło tylko i wyłącznie o pozbycie się pozostałych przeciwników, oraz nałożenie krótkiej zasłony na kolejny ruch blondyna, który gdy tylko atak opuścił jego ostrze, wykorzystał go jako mieszankę kamuflażu i swoistej trampoliny umożliwiającej szybszy start. Zamierzał znaleźć się na drugim końcu pomieszczenia, by gdy atak zderzy się z przeciwnikiem, neutralizując jego kopie, znaleźć się za tym prawdziwym, wykonując szybkie, lecz płytkie cięcie po lewym ramieniu wroga. Czy przy takim planie coś mogło pójść nie tak? Chyba wszystko, dlatego też zamierzał on korzystać ze swej podstawowej formy obrony - mieszanki pomniejszego przedmiotu jak i zdolności szybkiego ruchu.
Gdy fala uderzeniowa, która była wyraźnym hołdem dla kunsztu jaki stary bandyta osiągnął jedynie przy pomocy siły swych mięśni, rozbiła dwa fałszywe obrazy czarnowłosego, Faust już pędził na jedynego który pozostał na placu boju. Jego oponent nie kłopotał się z unikaniem ataku blondwłosego chłopaka. Atak Fausta nie miał siły tak druzgoczącej jak cięcia których używał pierwotny właściciel tej techniki, rozcięły one skórę strażnika nieładu, jednak ta zasklepiła się szybko gdy moc pradawnej hydry ujawniła się w jego ciele. Burza czarnych włosów zawirowała, gdy czerwonooki mężczyzna wykonał szybki obrót, a ostrze jego czarnego ostrza, stanęło na drodze perlistobiałej katany. Miecze uderzyły o siebie ze zgrzytem, gdy dwaj szermierze zbliżyli się do siebie, niczym para kochanków szukających ratunku w objęciach partnera.
- Nieźle. -skwitował wesoło wygięty w łuk, piewca nowej równowagi, po czym jego ręka poruszyła się z niesamotiwą prędkością, by zaatakować Fausta seria pchnięć z każdej możliwej strony, zaś zainspirowany kreatywnością blondyna z uśmiechem, dodał kolejna nazwe do słownika ciosów, które w swym życiu usłyszał Faust. - Hermes Rain.
Ciosy jednak napotkały na barierę, która utworzył dookoła łamacza kobiecych serc, pierścień pochodzący z przybytku rozkoszy. Niezwykła prędkość boskiego rumaka, pozwoliła mu zaś odskoczyć do tyłu, nim ciosy przełamały ta magiczną sztuczkę.
- Wzajemnie - blondyn skwitował kombinację ruchów przeciwnika. Walka coraz bardziej wpływała na sposób postrzegania świata przez tą dwójkę. Adrenalina pompowała przez ich serce roskosznie stymulowała zarówno ciało jak i umysł toczących starcie. Ba, presja którą obaj obarczali otoczenie zdawała się być wyczuwalna, nic dziwnego jeśli wszystkie istoty potrafiące wyczuwać magię zaczną pojawiać się, lub, co dla nich znacznie lepsze - uciekać z tej okolicy. Biorąc zaś pod uwagę lokację areny, jaką stał się mały sklepik, to istot nadnaturalnych będzie w tym obszarze więcej niż mniej.
Przynajmniej żaden z nich nie musi martwić się o postronnych.
Oczywiście nie zmieniło to nic...
Dwójka samotników była skupiona prawdopodobnie najbardziej od dłuższego czasu.
Co mogło kontrować dwójkę broni, styl który był zarówno bliski, jak i obcy blondynowi? Z jednej strony przewaga siły, jednak na nią Faust nie mógł liczyć. Z drugiej jednak było coś, co trzeba było zapłacić za niemal dwukrotnie zwiększoną częstotliwość zadawanych cięć. Pchnięcia, jak i obrona przed nimi, czy to była główna wada korzystania z dwóch jakże potężnych mieczy?
Oddech blondyna zaczął być niereguralny, jeden z wdechów był dłuższy, drugi krótszy. Jedne pojawiały się częściej, inne rzadziej. Choć brzmi to śmiesznie, to już ta metoda miała obustronne zastosowanie, przede wszystkim pozwalała blondynowi skupić się w pełni na polu walki i przeciwniku znajdującym się w jego barierach. Jednak to był tylko dodatek, proste ćwiczenie na koncentrację.
Prawdziwy haczyk znajdywał się w czymś tak częstym w szermierczych pojedynkach jak próby odczytania ruchu przeciwnika. Wszystko, nawet oddech wroga zdawał się być ważnym aspektem, ba, nawet dominującym dźwiękiem! Prosta sztuczka, prawdopodobnie nie godna wykorzystania w tak pełnej magii i tajemniczości potyczce była jedną z nielicznych iluzji nie opierających się na magii, a co za tym idzie - nie możliwych do zanegowania w prosty sposób.
Blondyn zniknął, by niemal w tym samym momencie pojawić się przed przeciwnikiem, zaś cała jego ręka, łącznie z nadgarstkiem wykorzystała znaną mu wiedzę, by ostrze niemalże wystrzeliło z jego normalnej postury, zbliżając się z zawrotną prędkością do wątroby przeciwnika, by za pomocą gwałtownego ruchu dłonią zmienić kąt ataku, tak by celem stało się serce.
Oczywiście, bo jakże by inaczej, nie był to główny atak adresowany w stronę jakże wymagającego przeciwnika, który zdawał się powalić już dzierżyciela rozpaczy, jak i radzić sobie dobrze z czarnoskórym piratem. Wręcz przeciwnie, zamierzał on tylko zmusić przeciwnika do jakiejkolwiek reakcji - ta zbrojna była nie możliwa, cóż takie są prawa natury. Jednak odskok i przyjęcie pozycji defensywnej - owszem, lecz właśnie tutaj zaczynała się zabawa. Wytrącony z równowagi przeciwnik powinien być wolniejszy niż blondyn, którego środek ciężkości już był wysunięty w jego kierunku.
Blondyn zamierzał podążyć za przeciwnikiem, by zdzielić jego głowę obrotowym kopnięciem. Czerwona koszula, coraz bardziej targana przez wiatr zdawała się rozpadać na oczach strażników - gladiatorów walczących za przekonanie, zniknęła jednak po raz kolejny, by zaatakować od przodu tą samą techniką co za pierwszym razem. Obrona, która zdawała się nie mieć tutaj większego sensu, miała być taka sama jak poprzednio.
- Niedoścignione ostrze - oświecił wroga nazwą tej kombinacji.

Czas wydawał się zwolnić swój strumień, by jak najlepiej obejrzeć zaistniałą w błyskawiczny sposób sytuację. Blondyn w oczach wszechmogącego czasu ruszył ze swego miejsca, z gracją i delikatnością, niemal stapiając się ze strumieniami powietrza, jego czarnowłosy oponent, zaparł się nogami o ziemię, którą popękała delikatnie pod jego przepełnionym moca dotykiem. Tak i ziemia po której stąpał Faust, nie pozostawała taka jak wcześniej, pęd rozrywała krucha strukturę desek starego budynku, kiedy to strażnik równowagi niczym duch wiatru zmniejszał dystans między sobą a oponentem. Czas wiedział, że czarnowłosy nie jest wstanie dostrzec tych pełnych gracji ruchów, zobaczył je dopiero gdy mężczyzna w czerwonej koszuli, był już tuż przy nim a biała niczym esencja niewnności katana pędziła by spotkać się z sercem czarnym niczym węgiel. Strażnik Chaosu zareagował tak jak przewidział to jego przeciwnik, sięgając po moc Hermesa, odskoczył do tyłu z niezwykłą pędkością, jednak nawet magia nie może oszukać fizyki w pełni. Wielka prędkość, której szybko się wyzbędziemy, zabierze ze sobą część naszej równowagi. Tak tez stało się tym czasem, a noga Fausta wykorzystała to bezwzględnie, unosząc się do góry i uderzając w twarz czarnego wojownika. Ten zachwiał się, ale nie uległ wpływom grawitacji, zaparł się mocniej, a z kącika jego ust popłynęła krew, gdy czarną dłonią odsunął od twarzy nogę blondyna. Lekka czerwień, na czerni policzka sugerowała ,że twarz piec będzie strażnika chaosu przez kilka dni.
- Powinszować. -odparł ze szczerym podziwem w głosie po czym odepchnął nogę Fausta, która wróciła na ziemię i ugiął lekkonogi przechodząc do kontrataku. Wyskoczył do góry, posyłając za siebie deszcz drzazg z starej podłogi, a jego dłonie otworzyły się, gdy wykonał w powietrzu piękny piruet, a w otwartych rękach pojawiły się pociski ciemności, błyszczące całkowitym przeciwieństwem światła tuż nad głową Fausta. Blondyn oczywiście odskoczył pospiesznie, jednak jego przeciwnik tylko na to czekał. Czarne kule zniknęły z jego dłoni, jak gdyby nigdy ich tam nie było, a on opadł na ziemię, opierając się o nią rękoma i stopami, niemal składając całusa na drewnianej posadzce. Odbił sie od razu w stronę Fausta, powoli unosząc się, wyginając przy tym całe ciało w łuk, a jedna z dłoni musnęła podłożę by po chwili zacisnąć się w pięść.
Cios znany od czasów jaskiniowców,zero techniki, zero precyzji i gracji. Jedynie pokaz siły, argument którym kiedyś prowadzono rozmowy.


Pięść przedarła się przez powietrze, by uderzyć w brodę Fausta, odrywając jego stopy od podłoża, by te po wykonaniu pięknego salta, ponownie tam powróciły.
- Oddaje co mi ofiarowałeś...to twoja równowaga. -zaśmiał się czarnowłosy gdy krew napłynęła delikatną ilością do usta osobnika w czerwieni.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=QhQ7Es4xG1Y [/MEDIA]
- OST vol 2. Walka długa.

- Phi - blondyn skomentował krótko, wypluwając drobinki krwi ze swoich ust. Wargi które na chwilę zakosztowały krwi szybko zaczynały jej łaknąć. Ból, zemsta? Nie, nie do końca. Raczej sprowadzenie równowagi do rangi tak niskiej, że opisującej zwyczajny pokaz brutalności, w którym co gorsza, to Faust ciągle posiadał inicjatywę. Czerwona koszula zaczynała mieć coraz mniej kwiatów, gorliwie ustępujących miejsca szparom i lukom. Nie chodziło tutaj wcale o obrażenia, czy też upływającą energię, problem miał nieco inną naturę. Tempo, jakie posiadała walka sprawiało że tarcie, zwyczajnie powietrze zdawało się nie chcieć ustąpić coraz to szybszej dwójce.
Powietrze, które ciągle było wydychane w różnym, zmiennym rytmie, zdawało się przechodzić przez usta strażnika równowagi w dziwnie kojący, spokojny sposób. Miało mieć jednak całkowicie odwrotne zastosowanie na przeciwniku, wyczulone zmysły powinny być bardziej podatne na jakże prymitywną iluzję, w której dźwięk rozbiega się minimalnie z tym, co następuje przed oczyma jednego z walczących. Od zabawa godna dzieci z przedszkola, jednak - mogła ona zadziałać. Między ręką blondyna a jego ostrzem pojawiło się kilka związanych bandaży, ot zwykły, nieco przydługi dodatek kosmetyczny, mający nadrobić za znikającą coraz szybciej hawajską koszulę.
Krew upadła na ziemię, dając znak czerwonej koszuli, że wystarczy już przerwy, jak i kolejnych nieregularnych wdechów. Powietrze rozmyło się, zdradzając brak strażnika dopiero w momencie gdy ten pojawił się tuż przed przeciwnikiem, wykonując pchnięcie w jego kolano. Po ran kolejny cel był prosty - niemożność realnego zablokowania pchnięcia przez użytkownika dwóch ostrzy.
Szybkość perłowej katany była tak wielka, że niezależnie od efektu jego ataku, tego czy wróg straci kolano, czy też nie - ostrze wbije się w ziemię, tylko po to by stać się katapultą to następnego skoku, dzięki któremu kolano Fausta miało zaliczyć bliski, niemalże tajski, kontakt z nosem przeciwnika, zaś wleczone kawałek za sobą ostrze - znaleźć się w ręce blondyna, oraz... głowie czarnoskórego. Obrona nie miała wielkiego celu, jednak blondyn starał się być gotowy nie do zwyczajowego wycofania, jednak do błyskawicznego pchnięcia w serce przeciwnika, a raczej znalezienia się za nim i wykonanie takowego.
Gdy Faust pojawił się przed czarnowłosym, ten uśmiechał się szeroko.
- Drugi raz w ten sam sposób strażniku? Czy to nie dziecinne?- mówiąc to zerknął w dół, a rozpędzony Faust, poczuł ukucie na swojej piersi. Jego oponent w momencie gdy ciało osobnika w czerwieni, ponownie jednoczyło się z wiatrem, po prostu wysunął przed siebie swoje czarne ostrze, tak, że Faust który chciał zbliżyć się jak najbardziej do piewcy chaosu, napotkał barierę w postaci miecza. Przez to plan chłopaka załamał się niczym domek z kart na wietrze, a osobnik o czerwonych oczach miał możliwość przejęcia inicjatywy. Wykonał wypad do przodu, a czarny miecz rozdarł bok Fausta, na nic zdała się magiczna bariera pierścienia, czy szybkość. Zadziałało zaskoczenie i chwila której umysł potrzebował na opracowanie nowego planu, a taki ułamek czasu to w walce zdecydowanie za dużo. Krew z rany spłynęła po skórze, wojownika równowagi, zaś czarny miecz zupełnie nią nie splamiony cofnął się do defensywnej pozycji pozwalając Faustowi na odskoczenie do tyłu, by tam chwycić się za nową ranę.
- Ciekawe - westchnął blondyn, gdy jego twarz przybrała grymas znacznie inny niż ten należący do rozbawionego, nigdy nie traktującego życia poważnie mężczyzny. Tym razem nawet zabawa oddechem ustała. Chłopak nie zamierzał nawet naśladować ruchów przeciwnika, czy też udawać że posiada w starciu przewagę. Kontynuował tylko dzięki szczęściu pomieszanym z dobrym pomyślunkiem. Z jednej strony dobijało go to, z drugiej, gdyby warunki były bardziej pożyteczne, prawdopodobnie zmiótł by przeciwnika z powierzchni ziemi.
Czymś, co dopiero po dłuższej chwili dotarło do blondyna, to nieaktywność jednego z ostrzy. To w połączeniu z potyczką, którą ponoć prowadził na dole.
To ciekawe, że ból często działa jak soda trzeźwiąca, innym razem niemalże jak bezpośrednie zwiększenie potencjału rannego. Tym razem, ku niewątpliwemu szczęściu Faust tylko na tym zyskał. Przynajmniej takie miał wrażenie.
Blondyn przygryzł wargę, ruszając do kolejnego, prawdopodobnie jednego z ostatnich ruchów jakie piewca równowagi wykorzysta przed wyciągnięciem ostatnią, najbardziej sprawiedliwą ze wszystkich kart ukrytych głęboko w jego rękawie.
- Ex- - wymruczał, rozpływajać się w powietrzu. Tym razem plan był znacznie inny, bardziej prymitywny. Koszula mignęła tylko za ladą, zaś wraz z nią powietrzne cięcie, które rozpałatało mebel na kawałki, wysyłając je w przeciwnika. Właściwie nie była to zmyłka, jednak daleko było temu do głównego dania. Blondyn zmienił uchwyt ostrza, które tym razem kierowało się w dół, niemalże równolegle do ręki blondyna.
- -exu - wyszeptał, by pojawić się przy czarnowłosym, niezależnie od jego obecnego położenia. Jeśli pozostał na swoim miejscu, to nie posiadał teraz żadnej defensywy, jeśli w innym - niewątpliwie analizował teraz sytuację, a to był wieeelki błąd. Pomyłka znacznie większa niż ta, której dokonał Faust. Tym razem ciało zatrzymało się tuż przy czarnym ostrzu, częstując je szybkim, obrotowym kopnięciem tuż pod kolano przeciwnika. Oczywiście, jak to u przodownika równowagi bywało, ten atak również był zmyłką, którą gotowy był przerwać w każdym momencie, by bez względu na to, czy uderzenie dosięgło celu, czy też nie, znaleźć się po stronie czerwonego ostrza, blisko metr nad ziemią z rozłożoną zarówno ręką uzbrojoną w miecz, jak i nogą. Ruch obrotowy nadany dzięki magii Kstantosa sprawiał, że łokieć będący we władzy nad czerwonym ostrzem, jak i reszta ciała na tej wysokości, która dzięki dziwnemu ułożeniu broni zwiększyła swój zasięg najprawdopodobniej stracą swą duszę. Jednak, jakby tego było mało - atak posiadał również drugą stronę - stopę z zawrotną prędkością zbliżającą się do ciała czarnowłosego. Z tak powstałych “szczypiec” nie da się uciec.
--cu- - podsumował, gdy noga zetknęła się z głową, służąc za punkt startu do kolejnego odbicia. Tym razem blondyn zamierzał pojawić się za przeciwnikiem, jeszcze przed tym, gdy ten się zatrzyma, znajdując się nieco bliżej strony przywdzianej w czerwone ostrze.
- -tion - odparł, kończąc kombinację cięciem nad głową przeciwnika.
Cały świat na chwile zamarł, jak gdyby oczy wszechświata zwróciły się w stronę małego sklepiku, miejscu gdzie toczyła się walka tak niezwykła w swej prostocie. Walka widowiskowa, niczym pojedynek mistrzów sztuki kowalskiej. Dwóch władców przeciwnych sobie ostrzy walczyło ze sobą, niczym dawni gladiatorzy, sprawiając, że wszyscy zapierali dech wyczekując na kolejne ciosy. Co najśmieszniejsze, walka tocząca się w podziemiach dokładnie pod domostwem tez zbliżała się do wielkiego finału, a mimo braku widowni, mierzyły się tam tak samo potężne siły, jeżeli nawet nie silniejsze.
Mężczyzna o włosach w kolorze słońca ponownie zniknął, a meble w całym pomieszczeniu zostały poprzecinane serią szybki cięć perlistej katany. Niczym grad strzał wszystkie ruszyły w stronę czarnowłosego, który zniknął w tym samym momencie co jego przeciwnik. Stażnik chaosu ostrzem ciemniejszym od duszy diabła, poszatkował najbliższe drewniane odłamki posyłając je, we wszystkie strony. Drewno uderzało o siebie nawzajem, tworząc sferę w miejscu gdzie pojawili się obrońcy dwóch różnych wartości. Faust nisko przy ziemi, biorąc szeroki zamach nogą by kopnąć przeciwnika w nogę, jego oponent zaś wykręcony, z mieczem nisko przy ziemi, gotowym by ciąć, odebrać nogę swego przeciwnika tak by nigdy jej już nie odzyskał , z druga pusta ręką uniesioną do góry niczym w geście powitania, dla Blondyna który dopiero pojawił się przed nim.
Faust tak jak planował, widząc zagrożenie wycofał swoje kopnięcie, chcąc przejść do kolejnej części swej egzekucji… tym razem jednak przeciwnik okazał się sprytniejszy. Uśmiechnął się złowrogo, gdy ciało blondyna wyginało się , niczym bicz by uderzyć z druzgoczącą potęgą równowagi, w ciało piewcy chaosu. Czarnowłosy, zademonstrował jednak jak przebiegły jest chaos, oto miecz w jego dłoni zniknął nagle, by pojawić się w drugiej. Czarne ostrze w swej nieprzewidywalnej naturze, postanowiło zmienić swoje położenie, co zaważyło na losach tej potyczki. Ręka strażnika nieporządku, okazała się szybsza, od ataku blondyna. Za sprawa mocy boskiego posłańca, kończyna niemal zniknęła, a towarzyszył temu krzyk mężczyzny w czerwonej koszuli, bowiem czarna katana przebiła się przez jego nogę na wylot, przytwierdzając ją do podłoża. Ból, oraz szok przerwał cały atak, który tak misternie zaplanował Faust, a by pokazać mu jak bezsilnym wobec potęgi chaosu jest, jego przeciwnik o oczach czerwonych niczym piekło, pochwycił jeden z ostrych drewnianych odłamków i niczym mityczni pogromcy wampirów, skierował go nie w serce, a w stronę oka swego przygwożdżonego przeciwnika. Serce Fausta na chwile zamarło, na krótki moment pomyślał, że to koniec, że nic go nie uratuje, ale wtedy w jego głowie odezwał się cichy głosik.
- Zasłużyłeś –stwierdził Bachus, a krew blondyna rozgrzała się niczym po wypiciu najlepszego trunku w jego życiu. Zareagował błyskawicznie, rękoma odbijając się od podłoża, mimo bólu który przeszył w tym momencie jego przebita nogę, uniknął ataku drewnianym odłamkiem o włos. Kołek, wbił się w podłogę tuż ponad jego głową, a mężczyzna chwyciwszy swoja katanę wykonał szeroki zamach, by dopaść prawy bok odsłoniętego przeciwnika. W tym też momencie Faust zauważył, jak strumyczek czerwonej energii wpływa do ostrza, przy pasie jego przeciwnika, które nie brało dotąd udziału w tej walce. Ręka przeciwnika ponownie zniknęła i wyrwała z pochwy szkarłatne ostrze, które uderzyło w biała katanę, chroniąc tym samym ciało strażnika chaosu przed utrata duszy. W momencie zaś gdy czerwony miecz opuścił swoje sanktuarium, czarna katana rozwiała się niczym dym, uwalniając nogę Fausta. Ta wolnośc jednak nic mu nie dała, bowiem po zablokowaniu ciosu, czarnowłosy kopnął strażnika równowagi mocarnie w twarz, a czerwone ostrze, znalazło się od razu przy gardle blondyna.
- Przegrałeś Fauście. –stwierdził poważnym tonem jego przeciwnik …po czym schował ostrze o rubinowej barwie i odwróciwszy się zaczął iść w stronę wyjścia. – To jest właśnie Chaos… nie przewidzisz jakie będzie zakończenie. –dodał nie odwracając się, aczkolwiek ton głosu wskazywał na wyraźne rozbawienie, po czym zatrzasnął za sobą drzwi, pozostawiając blondyna w cichym zniszczonym pomieszczeniu.
 
Zajcu jest offline