Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2013, 17:09   #107
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Nierówne szale.
Odwrotności; osobliwości.

- Kur*a - blondyn zaklnął gdy tylko jego noga została zraniona przez ostrze przeciwnika. To, czy szczęście opuściło go, czy też po prostu wykorzystał cały jego zapas zdawało się być już bez znaczenia. Każde bóstwo której było ono doktryną zdawało się nie pochwalać akcji Fausta, lub też po cichu kibicować czarnowłosemu. Jednak czerwona koszula, niemalże na złość wszystkiemu nie zamierzał ustąpić, poddać się. Przyznać do porażki.
Nawet jeśli ta potyczka, starcie wielkich mocy miało okazać się bez znaczenia dla ostatecznego wyniku całego zajścia, zaś leżący na ziemi lubujący w spożywaniu własnych, czy też kamieni udających takowe miał pozostać uśpiony na długie, albo raczej biorąc pod uwagę stukające do wrót miasta szaleństwo, krótkie godziny, nie zaś tak jak miało być pierwotnie - lata. Na nic zdawało się w jego samozaparcie, wiara w siebie. Nawet zwyczajny zdrowy rozsądek, który kazał się wycofać. Żaden czynnik nie był w stanie zatrzymać krwi która zdawała się krążyć w blondynie coraz szybciej.
- Kimże jest ten, który klęczy przed wami? - zapytał, zamykając oczy. Błyskawicznie oddalił się w miejsce, którego nie znały nawet największe księgi. Znalazł się u wrot czegoś, co wydawało się dla niego całkowicie unikalne. Czas zatrzymał się, czarnowłosy nie zdążył nawet wykonać kroku przez całe zajście. Przynajmniej nim nie dojdzie do wyniku. Ostatecznego.
Blondyn rozglądał się widząc pustą halę po raz pierwszy, jednak nie miał w sobie nawet grama niepewności. Wiedział po co tu jest, co dokładnie chce zrobić.
- Istoty wyższe! - zawołał, nie siląc się nawet na zbędne komplementy. To była zwyczajna forma grzecznościowa wypowiadana niemalże ze strachu. Niepewności pomieszanej z wiarę w swe możliwości, jak i siłę przebicia.
- Niektórych z was do siebie już przekonałem, innych nie... - chciał powiedzieć, jednak zostało mu to beznamiętnie przerwane.
- Dawno tu nie byłem... -wszedł mu w słowo czarnowłosy, który o dziwo stał tuż obok Fausta, nie zaś na miejscu oskarżonego. - Bo widzisz... -te słowa skierował bezpośrednio do Fausta.-... tamci sa ode mnie. -mówiąc to wskazał nową ławę, która pojawiła się w hali, wypełnioną przez dziwne nieznane Faustowi istoty. Najstarsze byty związane z Chaosu, które zaczynały skrzeczeć coraz głośniej w stronę tych przywołanych przez Fausta. Pochwili dookoła dwóch stażników wybuchła prawdziwa kłótnia, większych i ważniejszych istnień.
- Ty i ja możemy zakończyć to tylko osobiście. Bez ich udziału. -mówiąc to niespodziewanie przejechał otwarta dłonią, po ostrzu białej katany, która dalej trzymał Faust. - Zostałem stworzony w taki sposób by nawet twoje zdolności kradzieży duszy mi nie zaszkodziły... bo po prostu jej nie mam. -stwierdził dość smutno mężczyzna o czarnej cerze.
- Cisza! - krzyknął blondyn ignorując wypowiedzi czarnego, adresując swój krzyk do wszystkich zgromadzonych.
- Morda! - jego gardło wydawało dźwięki głośniejsze niż zwykle. - Paszcze i ryje! - zakończył kierując drwiny w stronę bytów utożsamiających się z chaosem. Jego mowa ciała, postura, wszystko zmieniło się. Teraz nie tolerował on odmowy. Może było to ulotne wrażenie, jednak to on był panem tego miejsca, prawowitym światkiem, oskarżonym, jak i wezwanym. To on miał prawo zasiadać na równi z tymi bytami, nie zaś coś, co zostało stworzone tylko by pozbawić go zdolności, których nawet nie zdążył jeszcze wykorzystać.
Uniósł obie ręce, każdą kierując otwartą stroną do jednego ze zgrupowań. To nie było spotkanie dobra i zła, tutaj liczyło się coś znacznie ważniejszego. Umiejętność balansowania nad przepaścią, a może nawet umiejętnego do niej skoczenia tylko po to, by chwilę później odbić się. Właściwie, to była to batalia o sens istnienia świata. O to, wokół czego cały kręci się.
- Ciekawi mnie, że jedna ze stron coraz bardziej odnosi się do kreacji. - powiedział spokojnie, jednak nie zamierzał pozwolić innym na wypowiedzenie jakichkolwiek słów. Starał się, by wiatr, energia, czy cokolwiek, w końcu miał być to JEGO wymiar zablokowała otwory gębowe wszystkich, tak by mógł kontynuować wypowiadanie kolejnych słów. Chłonął widok tego miejsca, każde uczucie, które tu emanowało. Nawet obecność czarnowłosego, który zdawał się być idealnym, niemalże sztucznym przeciwnieństwem strażnika równowagi. Właściwie nawet nie można było stwierdzić, czy chaos jest broniony przez tą istotę, czy też maszynę. On nie kłopotał się akcjami defensywnymi, zamierzał tylko siłą wprowadzać zmiany. Coś co nie zawsze było porządane.
Czy to było właśnie czymś, co decydowało o słuszności tych dwóch przeciwstawnych pojęć? Czy można stwierdzić, że ci którzy nie narzucają swoich racji, raczej zaś pozwalają je przyjąć, dobrowolnie przejść na lepsze? Oczywiście odpowiedzi nie było, zaś blondyn nie był teraz w sytuacji która pozwalała mu na takie rozważania.
- Jestem z tego dumny - powiedział w kierunku wspierającej czarnowłosego loży. Blondyn przemawiał ciągle z czystym umysłem, to on był medium tego miejsca. On może nie tyle jest stworzył, co wykreował. Piewca chaosu był tylko gościem. Nie powinien mieć tylu praw co on.
- Baardzo dumny - zaśmiał się na cały głos, nie kłopocząc się nawet z ukrywaniem radości. To była naturalna część niego, może powinien odnosić się do niej nieco częściej? Wziął głośny oddech, wypełniając swe płuca tutejszym odpowiednikiem powietrza, czy może używając tylko wszelakiego placebo.
- Tworzycie Szaleństwo, sztuczne byty. - wymienił zasługi istot, które zdawały się być jego przeciwnikami, chociaż może również to było ulotnym wrażeniem? Powolnym okazem przebijania się dobra i zła, czy może po prostu obu stron medalu? Na świecie było coraz mniej czystych istot, kto wie, może nawet bogowie nie potrafili być już tylko po jednej stronie.
- Gratuluję! - wykrzyczał, unosząc obie ręce w górę, mierząc nimi w iluzoryczny sufit miejsca, które istniało tylko w pewny sposób.
- Nie sądzicie jednak, że wasze zaplanowane działania - westchnął, trzymając ręce nad głową. - Są nieco za mało chaotyczne? - zaśmiał się głęboko, nie ukrywając nawet najmniejszego fragmentu rozbawienia, które wypełniało teraz jego duszę.
- Tu nie ma zasad, lecz my i tak gramy w zgodzie z nimi. - wyznał zasmucony, opuszczając ręce. Jedną z nich wskazał osobników, którzy z niewiadomych jeszcze do końca przyczyn go wspierali. Rozejrzał się czy znajduje się tam upadłe bóstwo, Bachus.
- Może jednak zakończymy to w lepszy sposób? - zaproponował, zaś jeśli miał jakieś ukryte intencje, zdawały się one kłębić się zbyt daleko we wnętrzu jego duszy.
- Łączący obie strony? - zaproponował. - Chaos i równowagę! - zaśmiał się nad mostem, który może właśnie stworzyć.
- Dajcie nam możliwość walki bez żadnych zdolności. Ot sprawdźmy podstawę waszych kreacji ! - zaproponował, wypuszczajac z płuc resztkę powietrza. Wiedział że teraz rozpęta się piekło, zaś on nie miał już zamiaru hamować gwaru.
Bachus był wśród sędziów równowagi, jednak nie patrzył w stronę blondyna, zmęczonym wzrokiem wodząc po ścianie. Widać nie chciał, by czarnowłosy powiązał jakoś Boga wina i zabaw z mężczyzną w czerwonej koszuli. Gdy Faust skończył swoją przemowę, o dziwo nie rozpętała się kłótnia, wszystkie oczy przeniosły się zaś na czarnowłosego... niektóre ze spojrzeń były wyraźnie rozbawione inne zaś ze zdziwieniem chłonęły posturę przybysza.
- Wielkie byty... -zaczął przymilnie czarny mężczyzna, który miał prawo do swej obrony w tym świecie. - Propozycja wysunięta przez stróża wszelakiej równowagi, jest niezwykle interesująca... ale jednocześnie przeczy temu czego strzeże.- mówiąc się zaśmiał się.
- Równowagą nie jest to że wszyscy zostają sprowadzeni do tego samego poziomu, temu bliżej do chaosu. Każdy ma to na co zapracował, na co zasłużył, odbieranie nam tego na rzecz jednego pojedynku, zaburzy szalki wagi. Zresztą nasze formy nie są równe... -zakończył...z pogardą w głosie? Tak przynajmniej to brzmiało w ustach osobnika o czerwonych oczach. - To moja linia obrony. -zakończył kłaniając sie przesadnie, co wywołało rechoty wśród wielu przedstawicieli chaosu.
- Przyznaję rację. - powiedział blondyn z którego najwyraźniej złość zaczynała odpływać. Chodziło już tylko o urażoną dumę? Nie, Faust dawno, jeśli nawet nie nigdy nie myślał o sobie patrząc przez nią. Przeważnie, może nawet zawsze, nie chodziło tutaj o niego. Tak też zdawało się być tym razem. Chociaż to on zwołał to zebranie, to nie miał na nie żadnego wpływu. Zdawało się to być największą słabością przywdzianego w czerwoną koszulę strażnika równowagi, jednak sam fakt świadomości tych braków był dla stronników wspierających go nadzieją na... lepsze? Na zmiany?
Może nawet nie dawał on im sztucznych uczuć, złudzeń na ich przewagę. Z całą pewnością był jednak czymś, czego trzeba było być świadomym i to nie zależnie od miejsca z którego obserwowało się całą sytuację. Co byłoby gdyby młodzieniec spróbował osiągnąć wszystko co tylko jest możliwe, za pomocą dowolnych metod? Porzucić przykazania, zapomnieć o wszystkim, zaś moce, miast przyjmować, wymuszać?
- Sam jednak twierdzisz- - rozpoczął powoli, jakby chcąc dać czas wszystkim słuchaczom na ukrócenie swoich rozterek, które niewątpliwie miały miejsce w ich głowach. - że nasze formy nie są równe, niewątpliwie jesteś ponad mną. - dodał po chwili, z trudem powstrzymując się od wzbogacenia swej wypowiedzi o jeszcze jedno słowo - “jeszcze”. Nie uczynił on jednak tego, jakby podtrzymując wiarę w nieświadomość piewcy chaosu.
- Czy z perspektywy tego jednego starcia - raz jeszcze przerwał, jakby chciał powtórzyć w głowie to, co za chwilę wypłynie z jego ust, by nasycić umysły słuchaczy. - Równowaga nie zabliźnia się z chaosem? - wysnuł głośno tezę, którą kilka, może kilkanaście minut temu zasłyszał od czarnowłosego.
- Owszem. -odparł krótko z uśmiechem oskarżony. - Ale jednocześnie też nie. -stwierdził unosząc palec i przymykając jedno oko. - Chaos jest tak nieprzewidywalny, że zarazem jest wszędzie jak i go nie ma. -zakończył z szerokim uśmiechem.
- Myślę że sprawa została wyjaśniona - odparł rozbawiony prostotą tej sentencji. Może cała wizyta w tym miejscu nie miała polegać na czymś tak trywialnym jak rozprawienie się z przeciwnikiem, który okazał się zbyt ciężki dla barków blondyna. Nie czuł już wobec niego urazy, zwłaszcza że w pewnym stopniu i on odniósł zwycięstwo. Nawet za sprawą porażki, oraz małej ceny w postaci tymczasowej rany nogi. Nawet jeśli wyglądała ona na coś poważnego dla szarego obywatela, to dla wiecznie uśmiechniętego strażnika równowagi była tylko dodatkowym powodem do zagłębienia się w uzyskany tuż przed potyczką z czarnowłosym pergamin.
Sama wizja tej lektury, jak i możliwości które pojawią się przed adeptem tej sztuki, sprawiała że wszechpotężne byty zdawały się nie tak straszne jak jeszcze kilka chwil temu. Blondyn przekrzywił nieco głowę to w jedną, to drugą stronę, zbliżając się tym samym do każdego ze stronnictw. - Myślę że sprawa została rozjaśniona, tak jak i me roszczenia - wyjawił, biorąc glębszy wdech.
-Jednak werdykt należy do was moi mili - zakończył z wyraźną ulgą w głosie.
Głosowanie było bardzo proste, byty formowały nad sobą świetliste kule, czerwone lub zielone zależnie od ich decyzji. Wszyscy powoli naradzali się, w starożytnych językach a światła poczęły rozświetlać stopniowo komnatę. I jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, los postanowił nawet w to głosowanie wpleść drobny żart, bowiem ilość świateł była równa. Zielone i czerwone ogniki w tej samej ilości zebrały się w sali... a przynajmniej tak się wydawało, bowiem jedna osoba jeszcze nie zagłosowała. Wszystkie boskie i chaotyczne stworzenia wlepiły swe oczy, oczodoły oraz często puste oblicza w ostatniego głosującego... którym był Bachus. Bóg zabawy ,wina oraz orgietek siedział zamyślony, by po chwili przenieść wzrok na Fausta jak i strażnika chaosu. Kozioł westchnął i odwrócił ponownie oczy, a nad jego głową uformowało się czerwone światło - Bóg nie zgodził się na walkę.
- Do następnego - westchnął blondyn, który najwyraźniej nie miał, lub też nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
Wymiar powoli rozpływał się w powietrzu, falowały sylwetki bóstw jak i dwóch strażników. Rozmyty czarnowłosy spojrzał na blondyna z wesołymi ognikami tańczącymi w oczach. - Kiedy spotkasz niosącego rozpacz... przekaż mu, że zapraszam go do swego zamku. Mam tam coś, co kiedyś należało do niego. Można by powiedzieć, że jego szczęście. - zaśmia łsię i już niemal znikając zdołał dodać jeszcze. - Spadające Łzy. - po czym zniknął. Gdy Faust zaś pojawił się na podłodze dawnego sklepiku, nie było tu czarnowłosego... jak i wszystkich mebli czy przedmiotów. Ot pusta stara chatka, przypominająca bardziej opuszczony warsztat niżeli sklep czarnomagiczny. Widać wszystko było wielką mistyfikacją, która miała wciągnąć w swoje sidła blondyna.
Blondyn zaklnął cicho, dając chociaż tymczasowy upust swojej złości, a może nawet rezygnacji która ogarnęła jego ciało, jak i, co znacznie gorsze - duszę. Rana nie przytłaczała jego świadomości, raczej urażała tylko dumę, pozostawiając na metaficznej zbroi jego duszy wielką rysę. Ot, coś co na zawsze będzie mu przypominało o tym spotkaniu, o jedynej słabości jego kontraktu ze Szkarłatnym Katem, istocie, która miała być jego idealnym przeciwieństwem. Mężczyzna pokuśtykał z budynku, znalazł jakiegoś młodzieniaszka, by wykorzystując kilka złotych monet zapewnić sobie całkowicie bezpieczną podróż do tymczasowego lokum. Barwne ulice zdawały się zlewać w jedno, zaś piewca równowagi skupiał swą uwagę tylko na jednym, literach układających się w coraz większą i bardziej potężną całość.
Czy wieczór można spędzić lepiej niż na lekturze książki wspartej nieco obfitą ilością winnego trunku.
 
Zajcu jest offline