Epilog
Nazywali go Pożeraczem, Czarownikiem, Ogarem, nazywali go Kyr’Wein, miał wiele imion i twarz, która łatwo wtapiała się w tłum. Jednak to mogło nie wystarczyć by wyjść cało z ostatniej kabały, w którą się wpakował. Mieszkańcy Westeros widzieli go, znali, może nie wszyscy wierzyli w to czego byli świadkiem, ale wiedział że znajdą się tacy, którzy uwierzą i ci zechcą go odnaleźć, wykorzystać lub zabić. A był zbyt słaby by się bronić w otwartej walce. Ostatnie posunięcie wiele go kosztowało i nie zakończyło się pełnym sukcesem.
Zasępił się i poluzował lejce. Prosty drewniany wózek, na którym przemierzał bezkres Westeros, nie był zbyt wygodny - podskakiwał i trzeszczał na najmniejszych nawet wybojach. Ukradł go zabitemu tragarzowi, tak jak zdarte ubrania i zapchlonego muła, którego nazwał Danice.
Wiedźma była o wiele sprytniejsza niż mu się początkowo wydawało. Każdy jej krok kolidował z cierpliwie zaplanowanymi posunięciami Pożeracza. Irytowała go każdym swoim oddechem. Parszywa Dzikuska, Prostaczka, Córka Kowala, N’Ourhan. To przez nią był teraz sam, osłabiony, zdany na łaskę i nie łaskę obcego lądu i jego mieszkańców. Trudno było uwierzyć, że przez tyle lat żywiła do niego urazę.
Chwila ciszy omiotła otaczające trakt bagna. Ptaki zamilkły, rozproszone na ułamek sekundy. Ktoś był w pobliżu. Inni podróżni. Po chwili usłyszał stukot kopyt. Odwrócił się na koźle. Jechali za nim, także na północ, w trzy konie. Zmrużył oczy i wpatrywał się przez chwilę w las. Użycie Spojrzenia było jednak wciąż poza jego zasięgiem. Pozostało mu jedynie jechać drogą i wyglądać najżałośniej jak się da. Nie sprawiło mu to wielkiego problemu.
Wyłonili się ze ściany zieleni kilka minut później. Wysoka kobieta z szerokim uśmiechem na ustach, mężczyzna w czerni i karzeł udający dziecko. Przebranie pewnie zmyliłoby prostych mieszkańców tych ziem, jednak Kyr’Wein nie był ani prosty, ani stąd. Kobieta i mężczyzna wyglądali na silnych i sprawnych, byli też niezaprzeczalnie uzbrojeni. Pożeracz pomyślał, że chętnie podróżowałby w towarzystwie wojowników. Potrzebował nowych ludzi, potrzebował strażników i ludzi, którzy wiedzieli jak poruszać się po tym obrzydliwie zimnym lądzie.
Zamachał więc do podróżnych i pokazał im swój najbardziej przyjazny uśmiech.
- Oi! Wy tam! Niech bogowie wam towarzyszą w podróży. Może chcecie uzupełnić zapasy? - wskazał na swój ładunek - Mam tu, co dusza zapragnie, niskie ceny … darmo prawie ...