Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-01-2013, 18:30   #181
 
Sir_Michal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodze
- Mogę was tu prosić - rzucił ostrym tonem Duch.
- Sugeruję iść ostrożnie, pod samą ścianą - zauważył Analey.
Rycerz znał ten ton u pirata, pchnął dziewczynę do przodu i mruknął by się nie ociągała.
Jenny zachwiała się i mało nie wleciała prosto na niebezpieczną posadzkę. Zatrzymała się jednak w ostatniej chwili, balansując na czubkach palców. Odetchnęła głębiej i delikatnie, powoli, ruszyła przez pole minowe.
Czekając na dwójkę towarzyszy, Duch zdążył wypytać Jakuba o zdarzenia na górze. Gdy dziewczyna dotarła wreszcie do skrzyń, Donnchad nie miał ochoty na podchody.
- Wiedziałaś o tych pułapkach, prawda - rzucił prosto z mostu. Analey z rycerzem szybko zorientowali się o powadze w słowach swego kapitana, postanowili nie wchodzić mu w drogę i skoncentrować się na dziurach wyrzucających ogień.
- Nie wiedziałam - mruknęła pod nosem Jenny, obserwując uważnie pirata, oczekując ataku.
- Wiedziałaś o skarbie, znałaś tunele, ale nie miałaś pojęcia o zagrożeniach, które się tu znajdują?
Zacisnęła szczękę.
- Nie znałam pułapek dokładnie. Wiedziałam, że mogą tu być - odpowiedziała wreszcie.
- I liczyłaś, że dzięki tym pułapkom pozbędziesz się nas - Donnchadowi nie przypadła do gustu wymówka dziewczyny. - Widzę, że ty masz to po co przyszłaś, a co z nami? Nie zamierzam wracać na statek z pustymi rękoma.
Jenny zagryzła wargę i spojrzała w stronę kufrów.
- Musi być sposób żeby coś zabrać. To wagi, prawdą? - podniosła dłoń, tą którą wcześniej trzymała w płomieniu świecy i patrzyła na nią przez chwilę, a potem na pole ognistych otworów - Albo ...
- I jak ty to sobie wyobrażasz - mruknął Duch. - Dobra, rób jak chcesz. Chociaż, jeśli mnie się o to pytać to zdecydowanie wolę pomajstrować trochę przy skrzyniach.
- Rób jak chcesz - Jenny cofnęła się pod ścianę i usiadła. Nieświadomie zaczęła głaskać swój drogocenny tobołek.
- Wybacz, jeśli przeszkadzam, ale nie toleruję lenistwa wśród swoich ludzi - Duch zamyślił się przez chwilę. Wśród swoich ludzi... Zdecydowanie za bardzo się spoufalam , nawet jej nie znam - pomyślał. - Sprawdźmy te mechanizmy - rzucił i razem z resztą piratów zaczęli oglądać najbliższą skrzynię, tę z bronią.
Była przytwierdzona do podłogi, jak pozostałe. Zaglądając w szparę między podłogą, a krawędzią skrzyni, Donchad zauważył jakiś błysk - mechanizm. Zdaje się, że łączył wszystkie trzy kufry.
- Coś tu jest - stwierdził Donnchad, dając miejsce pozostałym, by mogli się przyjrzeć. - Może wystarczy to uszkodzić - zasugerował.
- Albo nie - mruknęła Jenny - Albo to jedyne co blokuje ogień.
- To może wiesz co trzeba zrobić, by ten ogień wyłączyć, hmm?
- To chyba jakieś wagi, nie? Może je oszukać? - wzruszyła ramionami.
Duch długo się nie namyślając wyjął swój miecz, zamienił miejscem z półtorakiem ze skrzyni i czekał na efekty. Podmiana zadziałała. Ognie rozbudziły się tylko na chwilę gdy nic nie przyciskało wagi, a potem zgasły gdy tylko miecz Donchada spoczął w kufrze.
Duch zaczął wymieniać kolejne elementy ekwipunku, pozostali członkowie załogi stanęli jednak przy nie lada zagadce. Zamiana oręża na parę monet nie była zbyt opłacalna. Zaczęli oglądać się za czymś ciężkim i niewartościowym - obluzowana cegła, kawałek kamienia.
Niestety, otoczenie nie sprzyjało. Mury w tej części podziemi były wyjątkowo porządne.
Gdy inni zastanawiali się, co mogliby podmienić w kufrach, Jenny podeszła do skrzyni która cieszyła się najmniejszym zainteresowaniem. Marszczyła czoło i poruszała ustami, chyba próbowała odczytać tytuły ksiąg.
Donnchad był pod wrażeniem wykonania broni ze skrzyni. Bez dwóch zdań świetnie leżały w dłoni. Analey z Jakubem zainteresowali się księgami, którym przyglądała się Jenny.
Zaczęli odczytywać tytuły na głos. Dużo historii rodu Targaryenów, aż do czasów Starej Valyrii.
- O - Jakub pokazał palcem wyjątkowo cienką i skromnie wyglądającą pozycję. Zaśmiał się - Jak wytresować smoka.
Oczy Jenny zaskrzyły się, a buzia otworzyła się lekko.
- Może zamiast rozglądać się za bajkami, znajdziecie coś o tych skrzyniach - zasugerował Duch. - A skoro już oglądacie książki, to może bylibyście w stanie je wycenić?
Z dwóch towarzyszy pirata, Jakub czuł się pewniej w tej dziedzinie, jednak nawet on nie poczuwał się do roli bibliofila, czy antykwariusza.
- Mogą być naprawdę drogie - powiedział z lekkim wahaniem - Szczególnie te naprawdę stare. Te o starej Valyrii - wzruszył ramionami - Moglibyśmy je zawieźć do Starego Miasta i sprzedać maestrom.
Pomysł rycerza przypadł do gustu piratowi. Może należałoby przyjrzeć się tym księgom bliżej - zastanawiał się Duch.
- Teraz pozostaje tylko znaleźć coś co pomoże unieszkodliwić tę pułapkę - stwierdził Donnchad i pomógł przyjaciołom w przeglądaniu ksiąg.
Znalazł cztery ogromne tomy poświęcone drzewu genealogicznemu Targaryenów i jeden poczet smoków, które wykluły się w Westeros. Był tam też szeroki wybór valyriańskich poematów. Jakub, który badał je dłuższą chwilę, powiedział wreszcie, wahając się, ale z wyraźnym podnieceniem.
- To, o ile dobrze czytam - to w końcu archaiczna wersja valyriańskiego - To chyba kronika upadku Starej Valyrii.
- Zgaduję, że jest to jakiś unikat. Dobrze, weźmiemy stąd jak najwięcej się da, ale jeżeli za chwilę nie znajdziemy czegoś do pozbycia się tej pułapki - machnął ręką w stronę buchających płomieni - to brak paliwa rozwiąże ten problem za nas.
- To może potrwać - mruknął w odpowiedzi Analey, wpatrując się przez chwilę w płomienie. Jenny właśnie zdejmowała buty i wrzucała je do kufra z książkami. Wyciągnęła swoją wymarzoną broszurkę o tresowaniu smoków, była ona jednak zaledwie ułamkiem wagi obuwia. Jakub chwycił Kronikę Upadku. Płomienie przez chwilę się zawachały i ponownie wybuchły. Rycerz zdjął rękawiczkę i wrzucił do skrzyni. Płomienie zgasły.
Duch podobnie jak reszta członków drużyny stracił już nadzieję. Zdjął swoją wierzchnią część ekwipunku zabierając złoto, gdy wszyscy byli gotowi i wzięli to co wziąć mogli zarządził wyjście z komnaty. Wychodząc z korytarza, wpadł jednak na inny pomysł.
- Te drzwi - wskazał na zmurszałe drewno, przy którym został niemal trafiony bełtem. - Może udałoby się je nam wyrwać z zawiasów, z pewnością muszą sporo ważyć.
Jego towarzysze, z odnowionym entuzjazmem zajęli się ciężkimi drzwiami. Gdy przy nich majstrowali, poruszali nimi w tę i we w tę, płomienie zapalaly się i gasły. W końcu Analeyowi udało się znaleźć pozycję, w której płomienie zamierały. Zaczął szperać przy zawiasach i zabezpieczać ukryte tam cienki łańcuszki w odpowiedniej pozycji. Wreszcie - pułapka nieaktywna, kawały solidnych drzwi w rękach - ruszyli na drugą stronę pokoju. Jenny dreptała za nimi, niosąc komicznie duży kawałek drewna.
Zajęli się kuframi i wymianą towarów. Obładowani do granic możliwości - złotem, bronią i w przypadku Jakuba i Jenny książkami ruszyli do wyjścia. Niestety, nie byli świadomi, że wykonane przez Analeya na prędce zabezpieczenie powoli dawało za wygraną. Pierwszy pokonał dystans Donnchad. Zrzucił ciężki ładunek na podłoge i czekał na towarzyszy by ruszyć dalej. Potem Analey. Jakub i Jenny szli na końcu. Ksiązki były bardzo niewygodnym skarbem. Jakub zdążył zejść z niebezpiecznej części posadzki, kiedy dwie rzeczy wydażyły się jednocześnie - Jenny upuściła książkę i schyliła się by ją podnieść, a Analey krzyknął, zauważywszy, że łańcuchy oswobodziły się z zabezpieczenia.
Rycerz wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, chciał ją pochwycić i wyciągnąć z komnaty, ale nie zdążył. Płomienie wystrzeliły do góry, Jakub rzucił się do tyłu jęcząc z bólu i przyciskając do piersi poparzone ramię, Analey przypadł do framugi i zaczął ciągać łańcuchy w różne strony, Jenny krzyczała.
Duch z przekleństwem na ustach, rzucił się pomóc łucznikowi. Już wcześniej odpowiednie ustawienie łańcuchów nie należało do najprostszych zadań, teraz na szali znalazło się jeszcze życie dziewczyny.
Wreszcie, Analey i Donnchad zablokowali łańcuchy i ogień zamarł. Niecałe dwa metry od bezpiecznej granicy komnaty leżała Jenny. Jej ciało było zwinięte w kłębek i osmalone. Nie miała na sobie ani skrawka materiału - wszystko spłonęło, łacznie z jej włosami. Mężczyźni wstrzymali oddech, a ona, poruszyła się. Jakub podbiegł do niej i narzucił jej na ramiona swój gruby płaszcz. Pomógł jej wstać i wyprowadził z niebezpiecznej strefy. Dziewczyna wyglądała na przerażoną, ale nietkniętą przez ogień. Przyciskała do piersi swoje jajo. Donnchad zamrugał, wydawało mu się, że coś dziwnego poruszyło się w ramionach Jenny.
- To niemożliwe - szepnął Analey. Duch jeszcze niedawno miał podobne zdanie, pamiętał jednak co zaszło w jego kajucie.
- Zostawmy to, lepiej sprawdź co u Jacka. Niech tu przyjdzie, przyda nam się parę dodatkowych rąk.
- Jasne - Analey zniknął w poszukiwaniu chopaka.
Ręka Jakuba była poparzona i wymagała medyka. Skóra była czerwona i zaczynały pojawiać się bąble. Ból musiał być okropny, ale w tej chwili i sytuacji Donnchad nie miał jak pomóc swojemu towarzyszowi. Jakub mógł jedynie oczyścić oparzenie z resztek materiału.
Jenny skuliła się pod ścianą, wyglądała na przerażoną, czy może oszołomioną? Straciła ubrania, włosy, brwi, pokryta była sadzą i ściskała mocno ramiona wokół brzucha. Coś się tam wiło, coś wydawało ciche dźwięki. Gdy Donnchad podszedł bliżej. Jenny bez słowa spojrzała na niego swoimi wielkimi bursztynowymi oczami i powoli rozchyliła poły pożyczonego płaszcza. Wyciągnęła wijący się kształt w stronę pirata. Na pierwszy rzut oka, smok wyglądał jak duża, blada jaszczurka. Był koloru świńskiej skóry, brzydki i o ile Donnchad mógł się zorientować, coś było nie tak z jego lewą stroną - jedno błoniaste skrzydło było zdecydowanie mniejsze od drugiego i dziwnie podkurczone, jedno oko zarośnięte i ślepe - zwierze wyglądało jak siedem nieszczęść i wydawało z siebie żałosne dzwięki przypominające kaszlącego kota.
Duch nie wierzył w to co widzi. Ze zdumieniem przetarł oczy, oczekując chyba, że za chwilę wszystko to zniknie i okaże się tylko snem. Nic z tego. Coś pchnęło go, by pomóc dziewczynie. Starał zachowywać się spokojnie, nie wiedział czy może wziąć smoka, by dziewczyna mogła o siebie zadbać. Wyciągnął ręce w wymownym geście zaoferowania pomocy.
Zwierze syknęło i ucapiło Donnchadowy kciuk. Nie bolało, zęby małego stworka były delikatne jak igiełki, a szczęki słabsze niż szczeniaka. Smok przez chwilę mocował się z wyimaginowanym przeciwnikiem, a potem padł ze zmęczenia na dłoni pirata. Jenny płakała i starała się wytrzeć spływającą po twarzy sadzę połami płaszcza. Jakub, zaciekawiony wymianą, której dokładnie nie mógł dostrzec ze swojego miejsca podszedł bliżej - wszystko by nie myśleć o bólu.
- Co właściwie się stało? - zapytał zza pleców kapitana. Jenny milczała.
Donnchad sam nie wiedział, co się stało.
- Nie... Nie wiem. Czy on... - łzy spływające po policzkach dziewczyny nie zachęcały do zadawania tego typu pytań. Pirat delikatnie przykrył smoka drugą dłonią, jakby próbował go ogrzać, a przynajmniej wyczuć puls.
Malutka klatka piersiowa unosiła się i opadała rytmicznie, a ciało było zaskakująco ciepłe. Smok żył. Jenny pociągnęła nosem i opatuliła się szczelniej płaszczem. Jakub nie zdążył dostrzec co Donnchad trzymał w rękach. W tym momencie pojawili się Analey i Jack, nieco zziajani.
- Lepiej się stąd wynośmy - zaproponował łucznik - Na górze coś się dzieje, trąbią na alarm czy coś.
Donnchad oddał stworzenie w ręce Jenny i rozdysponował łup pomiędzy dwóch pozostałych członków drużyny. Duch poprosił Jakuba by zajął się dziewczyną - rycerz podniósł kaptur Jenny, tak by zakrywał głowę i pomógł jej iść.
- Mam nadzieję, że pamiętasz drogę - zauważył pirat.
Pamiętała. Opuścili niebezpieczne podziemia. Mimo wszystko, droga zdawała się krótsza niż za pierwszym razem. Gdy wyszli na świeże powietrze było już ciemno. Przywitało ich czyste niebo i cisza, przerywana jedynie falami uderzającymi rytmicznie o klify Królewskiej Przystani.


~"~

Powrót na statek był o wiele prostszy niż penetracja starych katakumb - w tłumie Kings Landing nietrudno było się wtopić, grupka podróżników niosących zakurzone księgi czy wypełnione worki bardziej przywodziła na myśl tragarzy niż poszukiwaczy skarbów. Najwięcej problemów z pewnością miała Jenny, tu niemałym wsparciem okazał się barczysty Jakub. Pozwolił iść dziewczynie pod rękę, dzięki czemu wyglądała raczej na starą i zawstydzoną małżonkę niż piękną pannę chowającą niezwykle cenną zawartość w kieszeni.

Jeszcze przed wejściem na pokład Duch zorientował się, że Echel Nyiss wykonał swą robotę wyśmienicie. Piraci pałaszowali właśnie zawartość wózków kupieckich, które znalazły się na pokładzie.
- Ahoj, kapitanie. Wojciech przesłał nam podarunek - pierwszy oficer od razu przeszedł do rzeczy. - Paser cierpiał chyba ostatnio na brak towaru. Póki co załatwił nam trochę owoców morza, a ze zmrokiem na statek mają zacząć przybywać wozy z soloną wołowiną, owocami i alkoholem. Chyba uda nam się sprzedać cały łup i to po cenie lepszej niż ostatnio! Będzie za co pić, oj będzie.
- A co u was słychać - do rozmowy włączył się Daseham i odrazu dostrzegł grymas bólu na twarzy Jakuba. Rycerz pokazał ramię medykowi i razem ruszyli w stronę pokoi lekarza.
- Zanim zaczniemy ucztować na dobre, Echelu musisz pomóc nam zaopiekować się ładunkami. Póki co, najrozsądniej będzie je schować w mojej kajucie. Obawiam się, że w ładowniach mogłyby posłużyć co najwyżej za rozpałkę do ognia.

Gdy cała piątka znalazła się w komnacie, Duch zaczął wszystko tłumaczyć Nyissowi.
- Póki co, niech ta wiedza pozostanie między nami. Weź trochę złota i zakup więcej wina. Myślę, że zasłużyliśmy na dłuższy odpoczynek w porcie. Dziś upijmy się za kolejny udany powrót z morza. Jutro upijemy się za naszą eskapadę i za ciebie, przede wszystkim za ciebie dziewczyno!
Pomysł kapitana przypadł do gustu jego towarzyszom.
- Póki co, wypadałoby żebyście coś zjedli - zauważył oficer i wraz z Analeyem i Jackiem opuścił kajutę.
- Rozgość się tu, nikt nie powinien cię niepokoić. Jeśli chcesz możesz wyjść na zewnątrz, rozsądniej jednak będzie tu zostać . Gdy Jakub uwolni się od Krwawobrodego z pewnością zechce ci potowarzyszyć, w końcu ktoś musi zająć się tymi książkami. Nie wiem jak ty, ale ja rzeczywiście zgłodniałem. Jak chcesz to coś ci przyniosę, ostrygi, małże, kraby, ryby, wino, piwo... Ucztujemy tu niemal jak królowie.
 

Ostatnio edytowane przez Sir_Michal : 09-01-2013 o 18:34.
Sir_Michal jest offline  
Stary 10-01-2013, 11:29   #182
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Pierwsza część planu poszła jak z płatka tak jak się spodziewał. Niestety była to najłatwiejsza część całej operacji. Utrzymanie się przy życiu i wyciągnięcie z niej profitów było już daleko bardziej skomplikowane. Robar przez większość swojego życia działał impulsywnie, co w przypadku porwania tak wysoko postawionego człowieka nie koniecznie było słusznym podejściem, na szczęście przebywając w towarzystwie Domerika tak wiele czasu, nauczył się już tego i owego o ostrożności i planowaniu. Nie. Tym razem będzie działał metodycznie. w końcu nie tylko jego życie było na szali. Pod wpływem tej myśli spojrzał na Ferro uśmiechającą się pod nosem, najwyraźniej zadowoloną z nowego płaszcza. Widząc jej minę, sam również nie mógł się nie uśmiechnąć. Ach! Cóż to była za kobieta. Na jej pytające spojrzenie skierowane na chwilę na Wronę skinął twierdząco. Czarny Brat nie był mu potrzebny, a przedłużanie jego agonii mijało się z celem. Rozejrzał się po trakcie, wypatrując ewentualnego zagrożenia, po czym wrócił myślami do Karła, zamarłego w oczekiwaniu. W pierwszej kolejności będzie musiał dowiedzieć się ile mają czasu, zanim rozpocznie się pogoń, a co ważniejsze czy będą zmuszeni kryć się po lasach czy będą mogli wykorzystać konie. Wiedział, że Krasnal jest diabelnie sprytny, mimo to postanowił spróbować podstępu, Tyrion nie musiał wiedzieć, że to on był celem.

Ferro w tym czasie zaczęła ściągać trupy braci w chaszcze otaczające trakt, gdzie utopią trupy w jakiejś sadzawce, których było pełno w okolicy.

- O dwie Wrony mniej! - Powiedział z zadowoleniem, bardziej do siebie niż do kogoś w szczególności. - Popatrzył na Tyriona z udawanym zaciekawieniem. - A teraz powiedz mi mały człowieczku. - Wyciągnął zza pasa ostrze, a jego głos nabrał groźniejszej barwy. - Gdzie są pozostałe ptaszki?

- Zdaje się, że głównie na Murze - mruknął karzeł z lekkim uśmieszkiem. Nie był chyba w stanie się powstrzymać - A ty się chyba trochę zgubiłeś, dziki.

Robar westchnął. - Nie chcesz po dobroci... - Bardziej stwierdził niż zapytał. - Dobrze. Chwycił bezceremonialnie Karła za tylną część kamizelki, w którą był ubrany i podniósł go na tyle wysoko że ten zwisał bezwładnie. Krasnal z pewnością musiał czuć się upokorzony gdyż mamrotał niecenzuralne słowa w stronę Robara, ten jednak niewzruszony zaniósł go w pobliskie krzaki, co z resztą wywołało odpowiedni komentarz ze strony Tyriona. Lepiej było przesłuchać Lannistera z dala od ciekawskich spojrzeń przygodnych podróżnych wędrujących traktem.

Poprosił Ferro by zajęła się końmi, je w końcu też trzeba było ukryć, a sam wrócił ponownie do Krasnala, uprzednio rzuciwszy go na glebę. Karzeł podnosił się niezdarnie, gdy kopnięcie w brzuch wybiło z jego płuc większość powietrza. Robar przykucnął przy nim gdy ten rozpaczliwie starał się złapać oddech.

- Radzę ci słuchać uważnie mały człowieczku. - Nóż Robara krążył leniwie, niebezpiecznie blisko twarzy Tyriona. - Oto zasady. - Powiedział zachowując zimną krew. - Ja pytam...a ty robisz wszystko żeby twoja odpowiedź mnie zadowoliła. Jeśli uznam, że jest inaczej... - Zwiesił głos, gdy jego ostry nóż przejechał po poliku Krasnala, zostawiając niewielką krwawiącą linię. - Po skończonej rozmowie będziesz najbrzydszym karłem we wszystkich waszych zawszonych królestwach. - Dokończył. - A teraz zapytam jeszcze raz...Gdzie reszta oddziału?!?

Tyrion syknął przez zaciśnięte szczęki, działania Robara widocznie były mu nie w smak. Poniżenie, choć było chlebem powszechnym dla karła, nie szło w parze z jego wrodzoną dumą.

- Pojechali przodem, pół dnia drogi, może więcej - zgadzało się to z tym co wiedział Robar.

Robar spodziewał się takiej odpowiedzi, nadal nie był jednak przekonany czy nie natkną się na kolejną grupę kawałek dalej. Karzeł wiedział, że skoro był tu zaczajony nie mógł nie widzieć poprzedniej grupy, to jednak nadal nie oznaczało, że dwoje braci zostało by w tyle dzień drogi, mając pod opieką tak ważnego jegomościa.

- Nie kłamiesz. Dla twojego dobra, mam nadzieję, że faktycznie szybko się uczysz. - Powiedział. - Czy to wszyscy? Jesteś pewien, że w okolicy nie czai się jeszcze kilka ptaszyn? - Zapytał podejrzliwym tonem sugerującym, że wie więcej niż chce przyznać.

Karzeł skrzywił się z irytacją.

- Zostaliśmy z tyłu by zapolować - uśmiechnął się półgębkiem - Widziałeś pewnie wozy. Nie trać czasu i przechodź do rzeczy. Czego chcesz?

- Chcę żebyś mnie zabawiał podczas drogi na Mur. - Robar uśmiechnął się. - Może twoi wroni towarzysze zapłacą za ciebie bronią. - Robar nie zamierzał wdawać się w szczegóły, im mniej wiedział Lannister tym on i Qohorka mieli większe szanse na przeżycie. - Będziesz jechał ze mną, a jak będziesz grzeczny to może nawet cię nie zwiąże. - Robar odczekał chwilę, żeby Krasnal przetrawił jego słowa. - Pierwsza zasada: Odzywasz się tylko zapytany. Jasne?!? - Robar uniósł sztylet na wysokość oczu Tyriona. - Czy może potrzeba ci dodatkowej zachęty, Hę?

Tyrion skrzywił się jeszcze bardziej.

- Znowu Mur? Ja to mam szczęście … - mruknął i zamilkł.

Chwilę później, zostawiwszy Tyriona pod opieką Ferro, Robar pobieżnie zatarł ślady niedawnej walki, choć może egzekucja byłaby lepszym określeniem. Doświadczony łowca i tak będzie w stanie dojść do tego, co się tu wydarzyło, ale może przynajmniej kupi im trochę czasu. Po uprzątnięciu śladów, Robar rzucił czarne ubrania zdjęte z trupów, zdecydowanie zbyt duże na Tyriona, i kazał mu się w nie przebrać. Mały człowieczek wyglądał w nich pokracznie, ale przynajmniej nie miały na sobie Lannisterskich oznaczeń. Dodatkowo owinął go płaszczem zabranym jednemu z braci, a sam poprosił Ferro żeby użyczyła mu swojego. Niestety jego stary wysłużony płaszcz, który tak wiele dla niego znaczył, spłonął razem ze statkiem. Piękna wojowniczka z prychnięciem zdradzającym oburzenie zdjęła swoją najnowszą zdobycz by szorstkim gestem wręczyć narzutę w ręce Snowa. Na szczęście zdawała się rozumieć, że nie na darmo Wrony nazywają się braćmi.

Ustalili między sobą, że najlepiej będzie jeśli będą udawać dwóch wysłanników bractwa wracających na Mur i napotkanej przygodnie kobiety, która przyłączyła się do nich po drodze. Nie była to może najlepsza przykrywka, ale przynajmniej dawała jakieś nadzieje. Tak przygotowani ruszyli Królewskim Traktem. Ferro jechała w pewnej odległości z przodu, aby w razie potrzeby ostrzec przed niebezpieczeństwem. Dzięki trzem koniom podróż powinna nabrać trochę większego tempa a przy okazji dawała dużo większe szanse na wymknięcie się pościgowi.
 
Fenris jest offline  
Stary 14-01-2013, 22:53   #183
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Epilog


Nazywali go Pożeraczem, Czarownikiem, Ogarem, nazywali go Kyr’Wein, miał wiele imion i twarz, która łatwo wtapiała się w tłum. Jednak to mogło nie wystarczyć by wyjść cało z ostatniej kabały, w którą się wpakował. Mieszkańcy Westeros widzieli go, znali, może nie wszyscy wierzyli w to czego byli świadkiem, ale wiedział że znajdą się tacy, którzy uwierzą i ci zechcą go odnaleźć, wykorzystać lub zabić. A był zbyt słaby by się bronić w otwartej walce. Ostatnie posunięcie wiele go kosztowało i nie zakończyło się pełnym sukcesem.
Zasępił się i poluzował lejce. Prosty drewniany wózek, na którym przemierzał bezkres Westeros, nie był zbyt wygodny - podskakiwał i trzeszczał na najmniejszych nawet wybojach. Ukradł go zabitemu tragarzowi, tak jak zdarte ubrania i zapchlonego muła, którego nazwał Danice.
Wiedźma była o wiele sprytniejsza niż mu się początkowo wydawało. Każdy jej krok kolidował z cierpliwie zaplanowanymi posunięciami Pożeracza. Irytowała go każdym swoim oddechem. Parszywa Dzikuska, Prostaczka, Córka Kowala, N’Ourhan. To przez nią był teraz sam, osłabiony, zdany na łaskę i nie łaskę obcego lądu i jego mieszkańców. Trudno było uwierzyć, że przez tyle lat żywiła do niego urazę.
Chwila ciszy omiotła otaczające trakt bagna. Ptaki zamilkły, rozproszone na ułamek sekundy. Ktoś był w pobliżu. Inni podróżni. Po chwili usłyszał stukot kopyt. Odwrócił się na koźle. Jechali za nim, także na północ, w trzy konie. Zmrużył oczy i wpatrywał się przez chwilę w las. Użycie Spojrzenia było jednak wciąż poza jego zasięgiem. Pozostało mu jedynie jechać drogą i wyglądać najżałośniej jak się da. Nie sprawiło mu to wielkiego problemu.
Wyłonili się ze ściany zieleni kilka minut później. Wysoka kobieta z szerokim uśmiechem na ustach, mężczyzna w czerni i karzeł udający dziecko. Przebranie pewnie zmyliłoby prostych mieszkańców tych ziem, jednak Kyr’Wein nie był ani prosty, ani stąd. Kobieta i mężczyzna wyglądali na silnych i sprawnych, byli też niezaprzeczalnie uzbrojeni. Pożeracz pomyślał, że chętnie podróżowałby w towarzystwie wojowników. Potrzebował nowych ludzi, potrzebował strażników i ludzi, którzy wiedzieli jak poruszać się po tym obrzydliwie zimnym lądzie.
Zamachał więc do podróżnych i pokazał im swój najbardziej przyjazny uśmiech.
- Oi! Wy tam! Niech bogowie wam towarzyszą w podróży. Może chcecie uzupełnić zapasy? - wskazał na swój ładunek - Mam tu, co dusza zapragnie, niskie ceny … darmo prawie ...

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172