Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2013, 07:54   #3
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Wczoraj miałem zły sen. Wizja jaką zobaczyłem, przypominała mi Devo. Ale to nie był on, a jedynie mutant do bólu go przypominający, którego później musiałem zastrzelić. Dzisiaj z kolei wstałem lewą nogą. Byłem nie miało zestresowany na myśl o tym, co mnie będzie czekać. Musimy wybrać nowego dowódcę. Znam już chłopaków jakiś czas i jedno co mogę stwierdzić to, to, że żaden nie ciągnie się do dowodzenia. Tam na dole trudno jest utrzymać własny tyłek w całości, co dopiero osłaniać dupy kompanów. Znam ja ich głosy. Wybiorą mnie. Arty był moim dobrym kumplem. Jeśli w ogóle miał jakiś przyjaciół. Tak czy owak, zawdzięczam mu sporo, między innymi to żelastwo, w którym mam przyjemność się przemieszczać. Przez cały poranek łaziłem bez celu. Nie wybrałem się nawet do Pięknej Liliy, chociaż tym razem sobie obiecałem. Kiedy miałaby przyjść pora, chciałem być przygotowany.


Stało się. Trochę to odwlekaliśmy, jednak decyzja musiała zapaść. Woleli mnie niż kogoś z zewnątrz. Też tak myślałem. Teraz nie ma odwrotu. W zasadzie nic się nie zmienia, tylko tyle, że jak sprawy przybiorą zły obrót, to mnie będą obrzucać gównem. Wkrótce wszyscy stawiliśmy się w sali odpraw. Formalności i zbędne pierdolenie. Taka gadka szmatka, żeby napawać serca żołnierzy uczuciem heroizmu. By ginąc, myśleli o całym świecie. Ale będąc na dole, to metro jest dla ciebie niebem, piekłem i ziemią.

Kolejne zadanie. Nigdy nie ma okazji do nudów. Zaraz po opuszczeniu budynku, chciałem ich jakoś pokrzepić. Zaciąłem się jednak. Będzie jeszcze na to okazja. Cztery godziny. Najgorsze jest oczekiwanie. Oczekiwanie na nieuchronne. Większość z nas po wyjściu na powierzchnię powtarza sobie „nigdy więcej”. Ale my aż za dobrze wiemy, że jeśli nie my, to kto? To jest jak z piciem wódki. Niby paskudztwo, niby krzywi. Nażłopiesz się, by później to wyrzygać, ale i tak zawsze do tego wracasz. Coś w tym jest. Coś, co ciągnie nas na dół. Adrenalina. Strach. Euforia. Tam wszystko zależy od ciebie. Tam jesteś najważniejszy. Gdzie nie ma Boga. Jesteś tylko ty i twoja maszyna. Twoim zadaniem jest podjęcie tylko jednej decyzji, zabić lub dać się zabić.

Chciałem jeszcze skoczyć do Liliy, ale okazało się, że ma innego klienta. Nie wiem dlaczego, ale poczułem lekki zawód. Przecież to zwykła dziwka. A jednak potrzebowałem czyjejś bliskości, taki trick, aby się dowartościować. Żeby naprawdę poczuć o co walczymy. Poszedłem więc do lazaretu. Przynajmniej pacjenci mnie potrzebowali. Posiedziałem z nimi te ostatnie kilka godzin, po czym ruszyłem ku mojemu przeznaczeniu.

Odgłosy kroczących maszyn, które prześladują nas potem po nocach. „Brama do piekieł”. Czemu nie do nieba? Wierzcie mi, jeśli choć raz stamtąd wrócicie żywi, poczujecie takie oczyszczenie, jakiego nie znajdziecie w żadnym miejscu świętym. Wypuście na arenę gladiatorów, czas rozerwać paru złych kolesi. A jednak kiedy wrota stały przed nami otworem i ciemny tunel zawitał przed naszymi oczyma, wszyscy zastygli w miejscu. Zaczęło się. To uczucie w żołądku. Wszystkie złe wspomnienia, które przeżyliśmy, zaczęły wracać. Zaraz też zatęskniliśmy za starym dobrym Art’em. Dopiero teraz zrozumiałem, jak przesrane miał życie. Zawsze w takich momentach dodawał nam otuchy i odwagi. Potrafił tak dobrać słowa, że bez namysłu pchaliśmy się w najgorsze gówno. A ja? Co mam powiedzieć? Łatwiej już było okłamywać pacjenta, że wszystko będzie dobrze. Cokolwiek nie powiem, nie będzie to tak mocne, jak dzieło Arniego.

- Dobra, słuchajcie – zacząłem głośno, wybudzając pozostałych z letargu. Starałem się, aby mój głos zabrzmiał jak najpewniej, ale wątpię, czy mi się udało. – Znamy swoje cele. Robiliśmy to już dziesiątki razy. I jakkolwiek źle nie było, dawaliśmy sobie radę. Tak więc zróbmy to i wracajmy do domu. Napoleon, zapieprzasz z przodu. Jak dopatrzysz się większego gówna, cofasz się do nas. Ja, Kid i Sadweq idziemy gęsiego, przy czym radar jest po środku, a miotacz patrzy nam plecy. Brazz i Drwal, idziecie między nami a zwiadem. Vess, robisz za ogon. Gdyby zrobiło się nieciekawie, dołączasz do Solena. Wszyscy wiedzą co mają robić? Świetnie. A teraz, rozpierdolmy paru tych skurwieli i pomścijmy Artego! Napoleon, rzuć świetlika i prowadź. Załączać radary i wpieprzamy się do środka.

Teraz już wszystko było w naszych rękach. Może też i Boga, o ile istniał jakiś.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez Nasty : 24-04-2013 o 21:34. Powód: poprawa błędów
MTM jest offline