lord Caspar Ramsay Fitzpatrick
10 V – rano, dom Fitzpatricka
Caspar obserwował jak lady Esther, okryta jeno prześcieradłem, dystyngowanie zmierza w kierunku wysokich, intarsjowanych drzwi bawialni. Prześcieradło cudownie opinało krągłości arystokratki, które z hipnotycznie kołysały się z każdym krokiem. Caspar poczuł miłe mrowienie w podbrzuszu. Czym prędzej odpędził natarczywe myśli, których główną bohaterką była rozogniona, namiętna Estera. Wiedział, że wdepnął w coś paskudnego. Zresztą niczego innego nie spodziewał się po Foreign Office i jej agencie Robercie Wilsonie. Nie pierwsze to gówno, w które wdepnął. Wiedział, że, jak rzekł ktoś niegdyś - „miłość to kupa gnoju, po której kogut włazi na kurę”. „Ewentualnie, po której wchodzi na pieniek rzeźnika” - pomyślał, spoglądając z iście angielską flegmą na drzwi, za którymi zniknęła Estera. Wszak niejeden raz próbował uwieść wyniosłą damę, z mizernym zresztą skutkiem. A tym razem... Niewiele pamiętał z ostatniej nocy, zaczęli w Covent Garden, ale potem ruszyli w szaloną eskapadę po Londynie, która musiała skończyć się tutaj, w łoży Fitzpatricka. Co obiecał kobiecie? Za ile? Cholera, kto komu zapłacił za noc? On jej, czy na odwrót. Nie wiedział. A teraz zawoalowane ostrzeżenia i sugestie Estery nie nastrajały optymistycznie. Spotkanie w domu Wilsona pachniało zleceniem FO, dla niego – agenta Admiralicji. A to znaczy, że równie dobrze może to być przykrywka, pozoracja lub osłona innej operacji, w wyniku której młody dandys Fitzpatrick, z szanowanego rodu arystokratycznego, zostanie odnaleziony za kilkanaście dni w szuwarach porastających brzegi Tamizy z dodatkowym uśmiechem na gardle. A to mu się nie marzyło. Co mu jednak zostało? Baffel chciał zwrotu długu w ciągu najbliższego tygodnia, a jeśli nie... On nigdy nie żartował, a przecież bez palców trudno pisać poematy.
Fitzpatrick przeciągnął się i wstał z łoża. Nagi, jak go pan Bóg albo ten drugi stworzył, podszedł do okna i spojrzał na zalany słońcem Londyn. Przynajmniej tyle. Było pięknie, czas popracować. Odwrócił się i usiadł przy sekretarzyku. Wziął do ręki pióro, zmoczył je w kałamarzu, a następnie skreślił kilka słów na czystej karcie papieru:
Akt 1 Scena 3
Paryż, przed Pałacem Sprawiedliwości
Charlotte Corday: Czymże piekielna czeluść pełna złych mocy wobec potoków słońca, w których tonie Pałac Sprawiedliwości? Nie tam piekło, lecz tu, gdzie kpiąc z mocy Boga, Bestia pazury ostrzy na setkach konających? Gdzie zeznania krwią są spisywane, a Szkocka Dziewica więcej kochanków miała niźli dziwka z pośledniej tawerny portowej!
O Panie, ześlij na ten dom astarothowy pożogę i śmierć... !!! Nie słuchasz?!! Nie widzisz!!!? Nie ma cię?...
10 V – popołudnie, Londyn
Lord Caspar Ramsay Fitzpatrick ukłonił się jednej ze znajomych dam, a potem przeskoczył nad kałużą pełną mętnej, brudnej wody. St James’ Park był o tej porze przepiękny, choć niezbyt czysty. Pełen zieleni i zapachów wiosny budził w Fitzpatricku doskonały nastrój. Lord ukłonił się kolejnej damie i wyszedł z parkowych tarasów wprost na Carlton House Street. St James’ Square był ulicę dalej. Caspar sprawdził, czy dirk gładko chodzi w pochwie zamocowanej na przedramieniu i beztrosko ruszył w kierunku domu swego znajomego – Roberta Wilsona.