W momencie gdy Aslandir padł na truchło khornity przyssał się do szyi martwego wojownika. Nabrał sporo jego krwi do ust. Był przygotowany na to, że będzie musiał uciekać, a dzięki krwi mógł szybko zregenerować rany, które niechybnie by otrzymał.
Zdziwienie jakie malowało się na twarzy elfa w momencie gdy Khornici zaczęli padać jak muchy. Elf wypluł krew na ziemię w momencie gdy ostatni z wojowników w rdzawej zbroi padl na ziemię.
-
Nic ci się nie stało piękny elfie?
-Jestem Sigvald. Książę Sigvald.
- Jestem cały, o książę, może lekko poobijany. Zaszczytem dla mnie jest Panie, dostąpić pomocy z twoich rąk. - elf ukłonił się nisko z wdziękiem jaki był typowy dla jego rasy.
-
Wybaczcie, że jeszcze się nie przedstawiłem. Me imię Aslandir.
- Nieokrzesane, zawszone kundle. Wszystko co potrafią robić to tylko paskudzić. Ty tam - zwrócił się do jednego ze swoich wojowników -
podejdź.
Sługa posłusznie wykonał rozkaz i odgadując myśli swojego pana wystawił tarczę, tak żeby ten mógł się w niej przejrzeć.
-
Dobrze poradziłeś sobie z tym padalcem - rzekł poprawiając włosy -
znasz jeszcze jakieÅ› sztuczki?
- Oczywiście. Można powiedzieć, że ten, w którego gardle zagłębiłem ostrze równie dobrze mógłby teraz mi służyć. - powiedział elf z uśmiechem.
-
Interesujące - powiedział beznamiętnie
- Na ile lat ci wyglądam? - ni z tąd ni z owąd zmienił temat.
-
Szczerze mówiąc książe, wyglądacie bardzo młodo. Wiek wchodzącego w dorosłe życie mężczyzny z Imperium.
Skrzywił się na te słowa.
-
Imperium jestakie brudne, brzydkie, a ci najbrzydni łażą od wioski do wioski i palą sługów mojego Ojca. Ale pochlebiasz mi tym że uznajesz mnie za tak młodego, dziękować Ojcu za to. Uwierzyłbyś że za dwadzieścia lat będę miał trzysetne urodziny?
- Widać oddanie służycie ojcu, skoro obdarza was tak hojnymi łaskami, o panie.
- Kto służy mi, służy Slaaneshowi, on daje wszystko to czego zapragniesz, a ja jestem jego pośrednikiem, najwyższym kapłanem, wybrańcem i synem. Zabiłeś sługę naszego największego wroga, to wymagało odwagi, a ja lubię odważnych. Chcesz iść za mną? Chcesz iść za Slaneshem?
- Drogę do tego miejsca wyznaczały mi gwiazdy. Piękne gwiazdy. Który z bogów mógłby przyciągnąć mnie tutaj w taki sposób jak nie Pan Rozkoszy. Dodatkowo w końcu dzięki jego woli jestem nadal żywy, a moja głowa nie zdobi jakiegoś sztandaru sługusów Rzeźnika. Czy jeżeli pójdę za tobą, książe. Za Slaaneshem. Czy posiądę moc, której tak bardzo pożądam?
- Zdradzę ci tajemnicę dlaczego moi ludzie jak im powiem to nawet wykują w lodzie przeręble i pójdą na dno jeśli im bym to rozkazał. Jestem wymagający ale, którzy za mną pójdą dostają wszystko co tylko zapragną. Ciebie też to czeka, a jeśli sę dobrze spiszesz to uczynię cię moim przybocznym.
- Więc pójdę za tobą, o książe. Widzę, że twoja mądrość i hojność jest po stokroć większa niż kogokolwiek. Oddaję ci moje skromne usługi. Tobie i Slaaneshowi. - powiedział Aslandir przyklękając.
-
Więc powstań mój sługo, idziemy się zabawić. Wybierz którą chcesz- po tych słowach zwrócił się do swoich wojowników w innym języku którzy zaczęli wykrzykiwać jego imię i Slaanesha, po czym poszli w głąb obozu.
Elf przeszedł się spokojnie po obozowisku. Było mu tu wszystkiego dostatek. Jedzenie, wino, zalotne spojrzenia kobiet. Gdy w jego głowie zaszumiło od alkoholu, a z twarzy nie znikał uśmiech dostrzegł swoją
daleką kuzynkę... pochodzącą prosto z Naggaroth. Jej oczy zaświeciły niebieskim blaskiem. Wiedźma Druchi... tutaj... ciekawe. Aslandir nie myśląc wiele zbliżył się do niej. Spojrzeli sobie w oczy. Nienawiść między ich rasami nagle wyparowała. Jak widać Slaanesh jednoczy nawet największych wrogów, i to w jaki sposób... bardzo przyjemny o czym przekonał się elfi czarodziej.