Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2013, 13:00   #91
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Helvgrim Sverrisson...choć humor miał wisielczy, po powrocie z Tomasem i jego synem do Faulgmiere, to cenił Ketila Hurgana za to że ten chciał go pocieszyć. Helv wiedział że i Ketil jest niezadowolony z obrotu spraw, jaki miał miejsce na bagnach, jednak teraz już nie pozostało nic jak tylko zapijać smutek alkoholem i szykować się by wrócić na bagna i zabić potworną ośmiornicę. Helvgrim wciąż tylko o tym myślał, o zemście na monstrum z bagiennych odmętów. Już chciał o tym wspomnieć Hurganowi, ale słysząc słowa krasnoludzkiego najemnika, Helv zostawił mowę o powrocie na bagna dla siebie...przynajmniej na razie. Słowa Ketila wciąż brzmiały echem w głowie Helva. ~ Jeszcze nie raz unurzamy nasze ostrza we krwi wrogów. Ketil miał napewno rację, ale ośmionoga bestia pozostawiła paskudną szramę na honorze Helva.

***

Helvgrim dał się przekonać, nie tyle łowcy czarownic ile swemu rozsądkowi. Jasnym było że herr Hasche może znajdować się teraz w posiadłości barona i wertować księgi, liczyć przychody i kontemplować nad tym ile to Eldred zapłacić jeszcze do szkatuły imperatora powinien.

- Rację masz herr Krieger...zresztą herr Haschke pewnikiem u barona siedział będzie. Do domu mości Eldreda zatem. Powiedział do łowcy czarownic Helvgrim i ruszył razem z grupą w stronę posiadłości barona, miłośnika gołębi.

W czasie drogi do domu barona, Helv raz po raz spoglądał co ludzie łowcy niosą ze sobą w pakunkach i skrzyniach, niezmiernie ciekawy postanowił wstrzymać się jednak i o nic Matthiasa nie pytać. Łowca zadawał dużo pytań, choć taka jego praca to Helvgrim nie ufał mu zbytnio, herr Matthias Krieger wydawał się odrobinkę dziwny. Helvgrim nie znał łowców czarownic, ale z opowieści wynikało że to osobnicy nie znający litości, ten człowiek wyłamywał się tej ogólnej opini i to budziło niepokój gońca. W górach otaczających Kraka nie było łowców czarownic, przejawy herezji pomiędzy braćmi z Azkahr się nie zdarzały, a ludzie z plemion Vargów, Grealingów i Skaelingów wierzyli w inne bóstwa niż ludzie Imperium, a to co było tutaj herezją tam traktowane było jako zwiastun wspaniałej przyszłości. Helvgrim wiedział jednak że wierzenia Skaelingów i innych plemion północy tutaj, w Imperium, były traktowane jako bluźnierstwo, podobnie rozumowały krasnoludy z Ungrim, w tym i Helvgrim.

Kiedy łowca czarownic wspomniał o pustelniku niemowie, Helv trzymał język za zębami, nie chciał mieć na sumieniu biedaka który wybawił ich z objęć Przeklętych Bagien. Rozmowa pomiędzy baronem a łowcą czarownic była krótka ale wydawała się mieć bardzo konkretne zakończenie. Stanęło na tym że baron i łowcy ośmiornic ruszą w poszukiwania wiedźmiarza na bagna, w tym czasie łowca czarownic założy bazę w Faulgmiere i rozpocznie śledztwo. Helvgrim ściągnął brwi słysząc że to Eldred będzie ich prowadził...goniec liczył raczej że będzie na odwrót, Eldred zajmie się kwatermistrzostwem, a łowca Krieger ruszy na bagna. W czasie dyskusji, w jadalni, pojawił się herr Heschke, z czego Helvgrim był niezwykle zadowolony.

Pracodawca Sverrissona, Hurgana, Noela, Jutzena i Gustava...herr Heschke, poborca podatkowy i imperialny oficjel, człowiek który wynajął ich do ochrony własnej osoby, teraz odprawia ich pod komendę Matthiasa Kriegera. Fakt ten olbrzymie zdziwił Helvgrima, pozostali jedank nie wydawali się widzieć w tym nic dziwnego, więc i Helv trzymał gębę zamkniętą na kłódkę. Wiele jeszcze przyjdzie się nauczyć Helvgrimowi o Imperium, jego prawach i zwierzchnictwie tu panującym.

Rozmowy chyliły się ku końcowi, podjęto decyzje i wydano rozkazy...jednak czas ten przerwał człowiek o imieniu Jacco de Valk, człek niski i chudy, brudny i wycieńczony...przyniósł informacje o wiedźmiarzu, łowca ośmiornic którym był Jacco przybył prosto z bagien. Historii herr Jacco wszyscy wysłuchali w spokoju, każdy był ciekaw co de Valk wie i skąd takie informacje posiada. Klemens Geier, człowiek łowcy, robił solidne wrażenie, dołączył do słuchających opowieści Jacco w ciszy. Łowca przedstawił krępego mężczyznę jako najbliższego ze swych współpracowników, Helv na to większej uwagi nie zwrócił, spojrzał jednak na broń Klemensa, czy aby młot w który człek ten był uzbrojony nie był khazadzkiej roboty.

Stanęło na tym że cała grupa rusza na poszukiwania wiedźmiarza...grupa łowców ośmiornic ma się rozumieć, pod przywództwem barona Eldreda i z Jacco de Valkiem jako przewodnikiem. Herr Matthias poprosił także Helvgrim i jego przyjaciół o towarzyszenie baronowi. Gereke zgodził się krótkim zdaniem, widać dość miał siedzenia we wsi. Helv polubił Jutzena, ale martwił się o niego, skoro jemu samemu i Ketilowi oraz Gustavowi tak ciężko było na bagnach to jak tam da radę sobie Gereke. Z drugiej strony jednak, Willard nie wydawał się być zaprawionym wojem i bagana mogły go pochłonąć, a jednak pokazał odwagę i zajadłość...kto wie może ten lud z południa, jakim było dla Helvgrima Imperium ma jeszcze do zaoferowania więcej niespodzianek. Helvgrim czekał na decyzję reszty. Ketila zapraszać nie trzeba było...zgodził się bez słowa jak na khazada przystało. Gustav dziwnie patrzył na Kriegera i Helvgrim chyba rozumiał co najemnik ma na myśli, Helv sam miał podejrzenia co do łowcy czarownic...trudno było powiedzieć czy Gustav się zgodził czy nie, cisza mogła znaczyć zgodę ...lub zaprzeczenie, kto wie. Helv spojrzał na Willarda i ten wędrował wzrokiem gdzieś daleko, też się pewnie zastanawiał. Sverrisson wiedział że chce iść na bagna, ma tam jeszcze jedną, bardzo ważną sprawę do załatwienia z ośmiornicą, ale tego nie mówił nikomu.

- Po próżnicy nie mo co gadać, iść trzeba...najlepiej w pobliżu jeziora. Powiedział Helvgrim w odpowiedzi na pytanie łowcy czarownic. Goniec wiedział że Willard spojrzał na niego, Gustav chyba też, tego nie był pewny...Ketil nic sobie z tego nie robił, po sobie nic poznać nie dał.

***

Przygotowania do wyprawy trwały niecałe dwie godziny. Helvgrim zdążył coś zjeść i zapleść warkocze na brodzie, tym razem były bardzo staranne... ~ kto wie może będzie trzeba się witać z kuzynami w Sali Grungniego, broda wyglądać ma jak należy. Sverrisson znalazł jeszcze czas na staranne ogolenie głowy, wyczyszczenie ekwipunku, choć wiedział że to właściwie bezcelowe, skoro wracają na bagna. Przygotowany przez ludzi barona prowiant był rozdawany pomiędzy wszystkich którzy szli na poszukiwania wiedźmiarza. Helvgrim wziął ile mógł i zapakował do torby podróżnej, napełnił też bukłak świeżą wodą ze studni. Wszyscy się przygotowywali i okazało się że jest jeszcze chwila przed wymarszem. Helvgrim zakupił małą świeczkę na pobliskim straganie, była bardzo złej jakości, wosk wymieszany z ... róznymi dziwnymi śmieciami, tylko rzemieślnik wiedział co w tym jest, ale nie to było ważne. Helvgrim wyżłobił w świecy symbol pomyślności, a z drugiej strony rodową runę, tyle tylko potrafił...nie znał pisma runicznego, ani Futhark...tym bardziej nie był piśmienny w Reikspelu, jak zwali swój język ludzie Imperium. Helvgrim świecę zapalił pod daszkiem kuźni i za pozwoleniem kowala Brama Wiegersa, który patrzył na to co robi Helvgrim z zaciekawieniem. Helvgrim zapalił, teraz już wotywną świecę, przyklęknął na jednym kolanie i podparł lewe ramie na wbitym w ziemię mieczu. Prawa zaciśnięta pięść powędrowała na serce i rozpoczęła się modlitwa do przodków...trwała długo, tak długo na ile można było tak aby pozostali drużynnicy nie czekali...tak długo że Bram znudził się i wrócił do kuźni by pracować. Kowal nie wiedział że rytmiczne uderzenia młota są dla khazada jak dźwięk świątynnych organów dla człowieka.

~ Długo żyliśmy pośród ludzkiej nienawiści
Naszego losu nie spletliśmy jak elfy, z liści
Jakośmy khazadmi, Grungniego synami
Z najtwardzych kamieni żłobieni ciosami
Dusze nasze z łez cierpkich bogini stworzone
Serca z żelaza, nigdy nie będą strwożone
Zawsze stać już będziemy na polach chwały
Czyny nasze, świata historia, tajemne to annały
Patrzymy w twarz naszemu przeznaczeniu
Wrogów przeklinamy, pogrążymy ich w zniszczeniu...


...Bogowie, nie zapomnijecie Skerifa Gundarssona,
nasze ścieżki połączcie, jeśli taka wasza wola.


***

Helvgrim trzymał się blisko Eldreda. Baron wyglądał na takiego co to potrzebuje pomocy, a dobra dusza krasnoluda nie pozwalała patrzeć na trudy starszego człowieka bez żadnego echa. Sverrisson widział też że Eldred bardzo średnio radzi sobie z dowodzeniem, ale tu Helv nie miał zamiaru pomagać...goniec był skoncentrowany na swoim celu...tym który mieszka w jeziorze, pośrodku bagien...w sumie nie wiadomo czy pośrodku, ale Helvgrim lubił tak o tym myśleć, nadawło to prostoty podróży, a tego było mu trzeba. Helvgrim wiedział że musi odnaleźć Skerifa, ale nie miał zamiaru rezygnować z okazji do ukatrupienia ośmiornicy jeśli taka się trafi.

Przeprawa była ciężka, jednak Helvgrim z żarem w sercu wędrował przed siebie, nie zważał już na błoto i wodę, krzaki siekające w twarz były uciążliwe, ale dało się maszerować w równym tempie. Wieczorem kiedy ludzie byli zmęczeni, krasnolud zaczął nucić krasnoludzką pieśń, ludziom nie przypadła chyba do gustu, ale Helvgrim miał to gdzieś. Na jednym z krótkich postojów Helvgrim szepnął baronowi na ucho.

- Mości baronie, ludzie strudzeni i nastroje mają kaprawe, powiedz że im co...nagrodę wyznacz za głowę wiedźmiarza, a jeśli taka już jest to o jedną koronę imperialną podnieś. Helvgrim więcej nic nie dodał ... ~ baron powinien mieć juz z górki jak głową ruszy troszkę. Pomyślał Helv.

Jacco wskazał na mgłę...ktoś z grupy wspomniał coś o roju. Krasnoludzki goniec spojrzał na chmarę owadów i naciągnął na głowę kaptur. Sverrisson dostrzegł pająki sunące po wodzie. Miecz błysnął kiedy wyskoczył z pochwy, blask pochodni odbijał się wspaniale na stali z Azkahr. Helvgrim odruchowo przesunął torbę podróżną na plecy, tak aby nie przeszkadzała. Z mieczem w dłoni, Helvgrim oczekiwał nadejścia pająków, z owadami nie specjalnie wiedział jak sobie poradzić...na komendę nie czekał, od barona takowej się nie spodziewał, zresztą mogła być błędna i tak goniec miał zamiar własną miarą walkę mierzyć. Inicjatywę przejął jednak Ketil, widać khazadzki najemnik miał łeb na karku, Helvgrim się zganił, zbyt często jego myśli wędrowały teraz w niepoukładany sposób, Helv chciał rzucić się do walki w zapomnieniu, ale zdał sobie sprawę że jego sposób zachowania przypomina Olricbarnów...Helvgrim był dziki i walce jego ułożona Imperialna postawa znikała...był synem północy i w bitwie liczyła się tylko krew wroga. Sverrisson opanował się i ryknął na całe gardło, tubalnie z północnym akcentem i mieszając omylnie z przekleństwem Vargów.

- Słuchać Ketila! Do środka! Formować okrąg! Dat var jeavlig!

Helvgrim pchnął bezceremonialnie Saskie do środka okręgu, obok sparaliżowanego strachem barona.

- Kobieto, z tego korzystać potrafisz? Jeśli tak to bełtów nie żałuj...a jak nie to...niech leży i tak mi się teraz nie przyda. Helvgrim zdjął kuszę i rozsypał po ziemi bełty kiedy mówił do Saski. Odwrócił się w stronę wroga i przyjął pozycję obronną...gdy był gotów krzyknął w stronę pająków.

- Do mnie...chodźcie do mnie! Helvetes!

- Z szyku się nie wyrywać! Dodał krzykiem na koniec do łowców którzy stali obok Helva.

-----------
2xk100: 12, 16
 
VIX jest offline