Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2013, 15:59   #79
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Eyriashka, Delta, necron i Fearqin team

- Iiiiidee po dzieciaka... - Jęknął Quentin teleportując się szybko na górę by zabrać ze sobą chłopca na zewnątrz. Gdziekolwiek!
Momentalnie pojawił się w pokoju chłopaka. Ten stał zdziwiony przy drzwiach, wpatrując się w niego z niedowierzaniem.
- Jak ty się tu... Nieważne. Co się stało? Słyszałem strzały? Czy wszyscy są cali?
- Dobrze słyszałeś. Musimy zwiewać. - Arrow chwycił chłopaka za ramię i teleportował się z nim do ogrodu. - Tylko nas nie spowalniaj...
Wtedy stało się coś bardzo dziwnego. Mianowicie... nic się nie wydarzyło, a Quentin i młodzieniec wciąż stali w tym samym miejscu.
”Co jest?” - pomyślał zdziwiony, spróbował jeszcze raz się skupić i przenieść na zewnątrz. To proste, stało się prawie naturalny. Zwyczajna nadzwyczajność. Gdyby jednak się nie udało... pozostawało okno, może udałoby się zeskoczyć na coś, bez późniejszej potrzeby regeneracji.
Za oknem znajdował się ogród, a tuż przy parapecie drzewo. Gałęzie wydawały się wystarczająco solidne, aby po nich przejść bez groźby spadku.
- O co tu chodzi? - ponownie zapytał coraz bardziej zdenerwowany chłopak.
- Idź za mną, o to chodzi! - Rozkazał Quentin stanowczo i wszedł na drzewo. By z niego zejść na dół. Schodząc, zobaczył skradających się ogrodem Alexa, Alison i Jonesa oraz zostającego nieco w tyle Sky'a. Ten ostatni zauważył go jako pierwszy, tak jak i chłopaka, który po długim wahaniu ruszył za Quentinem, choć nie szło mu to najlepiej.
Arrow zeskoczył na ziemię gdy był dość nisko i pomógł szybko chłopakowi. Dołączył do reszty.
- Możecie użyć swoich mocy? Bo ja ni cholery - Spytał... zatroskany?

- Quentin sobie poradzi - popchnęła najbliższego kompana w stronę wyjścia, to naprawdę nie był moment na wahanie.
Sky miał powiedzieć, żeby zostawili chłopaka, bo nie ma na to czasu, ale Quentin go ubiegł, zwyczajnie znikając. Bez słowa wyciągnął pistolet, odbezpieczając go i ruszając w stronę tylnego wyjścia.
Jeśli wszyscy pozostali zdecydowali się na wyjście z budynku razem ze Sky’em, to zastajecie tam piękny ogród pełen gęsto rozstawionej i bardzo wysokiej roślinności. Jest sporych rozmiarów, typowych dla pasjonatów zieleni, a po środku tej całej dżungli umiejscowili niewielkie oczko z mini-wodospadem, tak dla ozdoby.
Alex klepnął w ramię Sky’a i wskazał drugi koniec ogrodu, gdzie prowadziła ścieżka wyłożona kostką brukową.
- Tam powinno być przejście - rzucił, po czym na nowo ruszył biegiem.
Sky kiwnął głową na jego słowa i zwolnił nieco kroku, zrównując się z Alison.
- Idź z nim na przodzie, na wypadek gdyby już czekali na nas przy wyjściu z ogrodu - rzucił do niej krótko, samemu puszczając wszystkich przed siebie. Ostatecznie tylko ich dwójka posiadała broń palną, a on sam jeszcze nie przyzwyczaił się do tego, że większość z nich posiada mniej lub bardziej aktywną broń w zanadrzu. Sam zamierzał osłaniać tyły.
Arrow zeskoczył na ziemię gdy był dość nisko i pomógł szybko chłopakowi. Dołączył do reszty.
- Możecie użyć swoich mocy? Bo ja ni cholery - Spytał... zatroskany?
- Wciąż nad swoją pracuję - rzucił Sky ponuro, gdy Quentin wylądował tuż obok nich. Chłopak ich gospodarzy, najwyraźniej cały i zdrowy, schodził z drzewa tuż za nim.
Alex niemalże palnął się odruchowo w głowę. Skupił się na broni Sky’a i odgiął ją z powrotem tak, aby broń znów była funkcjonalna. Jednak mimo dobrych chęci broń wciąż pozostawała równie zniszczona jak wcześniej. Czując że nic się nie dzieje, zaklnął w myślach. Wiedział, że musi go ostrzec, kolejna pokiereszowana osoba na nic się nie przyda.
- Sky, nie używaj tej broni - wyrzucił z siebie, pomiędzy oddechami.
Mężczyzna spojrzał na niego dziwnie, po czym pokręcił głową.
- Słyszałeś co zrobili z rodzicami tego chłopaka. Doceniam gest, ale to nie najlepsza pora na nagły napływ pacyfizmu - odparł, popędzając ich wąską alejką, aż do wyjścia z ogrodu. - Ale jeżeli cię to pocieszy, to obiecuję, że będę strzelał im po kolanach.
- Bardziej niż oni, martwi mnie twoja uroda, używanie akurat TEJ - podkreślił - broni może okazać się fatalne w skutkach. - dokończył.
- Powie mi ktoś wreszcie, o co tutaj chodzi? - wydyszał chłopak, z trudem dotrzymując im kroku. - I gdzie są moi rodzice?
Wychodząc z ogrodu, usłyszeli trzask brutalnie otwieranych tylnych drzwi. Wyglądało na to, że od agresorów dzieli ich niewielka odległość.
- A czy uważasz, że to takie świetne miejsce i czas na rozmowy? - Warknął Quentin biegnąc w stronę ogrodzenia, by przez nie przeskoczyć. Byle dalej od chujków, byle go nie zauważyli i nie złapali.
- Spotkają się z nami w bezpiecznym miejscu - uciął pytania chłopaka Sky, przepuszczając wszystkich przez ogrodzenie. Brakowało im tylko, żeby nagle pognał na poszukiwanie swoich martwych rodziców. Sam pokonał przeszkodę ostatni, wypatrując na skraju ogrodu ścigających. - Alex, co złego jest akurat w TEJ broni? Oczywiście, że używanie jej skończy się fatalnym skutkiem - od tego są pistolety, żeby kończyły się dla ludzi stojących po drugiej stronie lufy fatalnym skutkiem!
- Nosz do kurwy nędzy, byłeś nieznanym chujem w towarzystwie jebanego świra, więc co nieco Ci ją unieszkodliwiłem. Pieprznie Ci w łapie jak pociągniesz za spust. Twoja piękna popisówka z policjantami ułatwiła mi wybór - zaczął klnąć. Nie miał tego w zwyczaju i jego własna reakcja go zaskoczyła. Surowy regulamin w pracy wytępił w nim ten zwyczaj. Stojąc przed siatką miał teraz inny problem. Jak do kurwy nędzy sprawnie przesadzi płot z jedną ręką?
Jones wspiął się na ogrodzenie i obrócił w stronę domu, nogami podpierając się po zewnętrznej stronie płotu. Następnie wyciągnął lewą rękę w stronę Alexa.
- No dalej! - Zamierzał pomóc mu przejść na zasadzie dźwigni.
Alex chwycił wyciągniętą dłoń i wspólnym wysiłkiem zdołali przeciągnąć go na drugą stronę. Co prawda lądowanie mało zgrabne, ale udane.
- Gee, twoja mama wie jak się odzywasz? - mruknął pod nosem Sky, przenosząc wzrok z Alexa na swój pistolet, a potem z powrotem na niego. Bez słowa schował bezużyteczną broń do kabury i chwycił się ogrodzenia, przeskakując na drugą stronę.
- Musimy zyskać między nimi trochę dystansu i znaleźć jakiś samochód.
Za domem znajdował się niewielki pas pustej przestrzeni o szerokości zaledwie kilku metrów zakończony kolejnym ogrodzeniem, tym razem innego domostwa. Po obu stronach zarówno tego domu, jak i budynku, z którego przed chwilą uciekli, położone były jeszcze inne parcele jednorodzinne. Krótko mówiąc, całość wyglądała, jak na typowe, amerykańskie przedmieścia przystało. Czyli ciasno, ale klimatycznie.
Sky szybko zlokalizował wypatrywany samochód. Stał na podwórku dwa domy dalej w lewo, za kolejnym ogrodzeniem. Z tego co zauważył, był to niczego sobie terenowy pojazd. Jak widać jego właściciele preferowali wyprawy w nieco bardziej dzikie tereny niż miejska dżungla.
Mężczyzna ruszył w stronę samochodu, pokazując pozostałym by zrobili to samo. Przemknęli przez ogródki pozostałych dwóch domów, a gdy przeskoczyli kolejne ogrodzenie i znaleźli się na terenie domostwa z pojazdem, wskazał w stronę budynku.

- Alison, potrzebne nam kluczyki od właścicieli i to szybko. Alarm z wybitej szyby ściągnie tu wszystkich z okolicy - rzucił do kobiety. Jej umiejętność zmuszania mentalnie ludzi do robienia tego co chce była tutaj najdyskretniejsza, a nie wiedział jak daleko za nimi są ich prześladowcy. - Quentin, idź z nią. Na wypadek gdybyście musieli szybko wracać. I lepiej, żeby wtedy twoja moc działała. Alex, Jones, dzieciak - my przeczekamy za rogiem domu.
Sam podbiegł do terenówki i zajrzał przez okno, szukając wzrokiem migającej lampki alarmu albo śladu po kluczykach. Nie żeby naprawdę wierzył, że tam będą - po prostu nie zaszkodziło spróbować. Nestety jego przeczucia szybko się potwierdziły - kluczyków tam nie znalazł.
- Dobry plan! - Rzucił Arrow, na próbę starając się przeteleportować chociaż do drzwi domostwa. Okazało się jednak, że moc wciąż była poza jego zasięgiem. - Na teleportacje jeszcze nie licz... - Mruknął Quentin. Czuł się dziwnie słaby... zdążył się uzależnić od swojej mocy? Oby wróciła, nie mógł sobie wyobrazić przeżycia bez niej gdy na karku miał... od cholery gości z chuj wie czym!
Wypuściła powietrze z głośnym puff.
- My spidey sense is tingling... - z tymi słowami ruszyła okraść sąsiadów, którzy pewnie obudzili się przez rumor w domu obok. Przed wskoczeniem na posesje upewniła się co do obecności psów. Późniejszy plan, a właściwie jego brak, był czysto zachowawczy. Przepisowe skradanie, rozeznanie w sytuacji, szacunek ryzyka.
Zaglądając przez okno, stwierdziła, że właściciel domu nie zdawał sobie sprawy z tego, co działo się wokół niego. Siedzący na fotelu brzuchaty mężczyzna całkowicie zajęty był oglądaniem telewizji i popijaniem piwa z pokaźnej wielkości puszki, którą trzymał w ręku. Chwilę później zauważyła także klucze - wisiały tuż przy wejściu na haczyku, ale nie było mowy o zabraniu ich tak, aby gospodarz tego nie zauważył.
Dywersja. Potrzebowała porządnego dystraktora, ale pewnie nadal iluzja nie działała... Rzuciła na wszelki wypadek drewniany łoskot mebli z sypialni na piętrze...
Mężczyzna wzdrygnął się i obejrzał do tyłu, zmieniając znudzony wyraz twarzy na nieco bardziej ludzki. Po dłuższej chwili nasłuchiwania wstał i powoli wspiął się po schodach.
Alison zamrugała zaskoczona, że zadziałało. No dobrze, czyli moce wracały. Ciekawe co spowodowało chwilową przerwę. Nie było jednak czasu na zastanawianie się, otworzyła okno i szybciorem, jak najciszej była w stanie złapała kluczyki nasłuchując kroków dochodzących z góry. Jeżeli nie było przeszkód, nie miała zamiaru zwlekać ani sekundy, tylko ruszyła z powrotem do ekipy i samochodu.
- Kto prowadzi? - podniosła kluczyki do góry uznając, że bardziej przyda się ewentualnie ostrzelając policjantów niż siedząc za kółkiem.
- Niech będzie, że ja! - Odpowiedział szybko Arrow, nie mieli raczej czasu na dyskusje i choć sam prawko zdobył, to z niego nie korzystał. No i zdobył je w Anglii... ale wystarczyło zmienić strony i gotowe. Pochwycił kluczyki i ruszył do wozu.
Sky nie zaprotestował. Sam jeździł głównie na motorach i chociaż posiadał prawo jazdy samochodowe, nie darzył czterech kółek sympatią.
Wyszedł zza załomu budynku, gdzie wcześniej przycupnęli z pozostałymi i przypomniał krótko o alarmie. Gdy Quentin otworzył drzwi, wpuścił wszystkich do środka, zostawiając Alison przód, a sam wchodząc na końcu na tył. Jeep był duży, ale i ich było wielu - na tylnym siedzeniu było co najmniej ciasno.
- Jedź przed siebie. Najpierw musimy ich zgubić, potem się zastanowimy gdzie się schronić - rzucił do Quentina, następnie spoglądając na jedynego łysego mężczyznę w ich gronie.
- Jonsey, chłopak jest uzdolniony?
Jones spojrzał na chłopaka uważnie, lekko mrużąc oczy. Młodzieniec spuścił wzrok widocznie przestraszony. Musiał ich mieć za grupę niezłych wariatów.
- Nie mam pojęcia. Po prostu nic nie czuję - westchnął mężczyzna.
Alex posłusznie wskoczył na tylne siedzenie. Nigdy nie zdobył prawa jazdy, zawsze brakowało czasu. Ucieszył się więc bardzo kiedy to Quentin usiadł za kierownicą. Usiadł pośrodku, chcąc umożliwić wymianę ognia przez boczne szyby gdy najdzie taka potrzeba. Jednocześnie w torbie którą cały czas miał przewieszoną przez ramię, zaczął szukać metalowych kuleczek które otrzymał od Alison.
- Locz... - ugryzła się w język - Alex, sprawdź czy ci moc wróciła. Moja powoli zaczyna działać. To chyba było chwilowe...
Chłopak spojrzał na DiLę z zaciekawieniem po czym wysypał zawartość woreczka na rękę. Następnie skupił się na kulkach, chcąc je unieść do góry. Niestety nic to nie dało. Nieważne, jak bardzo się skupiał, kuleczki wciąż pozostawały zwykłymi kuleczkami.
Mruknął pod nosem po czym zwrócił się do dziewczyny:
- Nic z tego - powiedział. Zaniepokojony wsypał wszystko z powrotem do woreczka. Nie chciał ich pogubić.
- Coś mi się nie chce wierzyć, że wszystkim nagle przestały działać zdolności - stwierdził Sky, unosząc brwi. - Nie żebym wskazywał palcami, ale jest tu jeden wspólny mianownik. Albo nasi prześladowcy znaleźli sposób na ich wyciszenie i zrobili to przed samym atakiem, albo ktoś zaraz wyleci w ramach testu przez drzwi samochodu. Ktoś nowy, dodam w ramach podpowiedzi.
Kobieta przewróciła oczami.
- Pozostaje mieć nadzieję, że to obszarowe, a nie czasowe - mruknęła bardziej do siebie, jednak dość głośno.
- Najpierw musimy znaleźć nową kryjówkę. Q, kieruj się w mniej uczęszczane dzielnice, poszukamy czegoś co może nam na razie wystarczyć. Szkoły i kina są zamknięte przez stan wojenny, zgadza się? Przy odrobinie szczęścia powinny nam dobrze posłużyć na czasowe schronienie.
- Dobra, dobra “S”. Jesteś raperem, tak w ogóle? - Spytał Arrow próbując zabić stres humorem.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline