Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2013, 16:33   #43
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ian wszedł do środka, gdy tylko Nathalie opuściła pomieszczenie.

Widywał już komisariaty bardziej przytulne niż ta izba celna. Szaro, brudno, plamy krwi. Czy pracujących tu ludzi nie obchodziło, w jakich warunkach pracują, czy też całość miała stworzyć odpowiedni klimat, zachęcający przesłuchiwanego, tfu..., przybywającego do Rosji turysty, do pełnej szczerości? Trudno było powiedzieć. Bez względu na wszystko Ian miał zamiar mówić prawdę. Może nie całą, ale prawdę...

Usiadł na niewygodnym krześle, spoglądając na oficera celnego, przeglądającego dokumenty, wśród których znajdowało się również kilka paszportów. Udając, że nie widzi stojących z boku osiłków o tępych pyskach, czekał aż oficer zacznie mówić. Ten jeszcze przez moment grzebał w papierach, po czym spojrzał na Iana.
- Imię, nazwisko? - spytał. Prawie warknął. Jego angielski był całkiem dobry.
- Ian Thomas Weld.
Oficer spośród paszportów wyłowił ten właściwy. Porównał fotografię z wyglądem siedzącego przed nim mężczyzny.
- Skąd pochodzicie?
- Stany Zjednoczone. - Odpowiedzi Iana były równie zwięzłe, jak pytania.
- Co was sprowadza do Władywostoku?
- Mam wziąć udział w wyprawie badawczej prowadzonych przez doktora Chance'a. - Na to pytanie nie dało się odpowiedzieć dwoma wyrazami.
Oficer zapisał coś w swoich papierach.
- Rodzice, rodzeństwo, krewni w Związku Radzieckim? - zadał kolejne pytanie, tym razem bardziej, można by rzec, osobiste.
- Rodzice żyją. Na stałe przebywają w Kanadzie, nie pracują. Mam też siostrę, niezamężną. Wszyscy krewni bliżsi i dalsi mieszkają w Stanach Zjednoczonych lub Kanadzie.
- A co myślicie o rewolucji?
Ian opanował nagłą chęć zacytowania kilku wypowiedzi Jamesa, pod niebo wychwalającego Rosję i bolszewicką rewolucję. Zdecydowanie lepiej było powiedzieć coś bardziej wyważonego, neutralnego.
- To bardzo interesująca idea - stwierdził. - Równość wszystkich ludzi i powszechnie dostępne wszystkie dobra to bardzo sprawiedliwe.
Oficer przez moment spoglądał na Iana, ale wypowiedzi nie skomentował.
- Jaki zawód wykonujecie? Jako kto pracujecie i gdzie?
- Jestem myśliwym - odparł Ian. - Często pracuję jako przewodnik, zatrudniany przez tych, co chcieliby zapolować na grubego zwierza
- Jaki jest cel waszej podróży?
- Jestem zatrudniony przez West & East Company jako myśliwy i ochrona przed wilkami czy niedźwiedziami - odpowiedział Ian.
- Po co naprawdę przyjechaliście!? - Wyraz twarzy oficera zmienił się na... drapieżny.
Zatrudniło mnie West & East Company jako myśliwego. Chciałbym również zobaczyć tajgę, porównać z lasami Kanady. Czy wolno polować na tygrysy? - dla odmiany on zadał pytanie.
Teoretycznie odpowiedź była prosta - jeśli nie chcesz być zjedzonym, to wyjście jest tylko jedno. Ale kto tam mógł wiedzieć, co wymyślą komuniści.
- Wolno, oczywiście - odparł spokojnie oficer. - Tylko na miejscu musicie wnieść opłatę pięćdziesięciu rubli by dostać pozwolenie.
Ian wolał nie pytać, co by się stało, gdyby ośmielili się nie wykupić zezwolenia i upolowali tygrysa.

Na biurku pojawiły się bagaże Iana, w których towarzyszący oficerowi “celnicy” zrobili małą rewolucję. W tym czasie oficer zadawał kolejne pytania.
- Broń macie? - spytał.
- Jak to myśliwy i ochrona - odparł ian. - Bez tego się nie da żyć.
- Złoto? Ile macie i po co przywozicie?
Ian pokręcił głową.
- Nie mam złota. W dziczy do niczego się nie przyda - odparł.
- Książki? Czasopisma? - padło pytanie.
- Nie, nic z tych rzeczy.
- A to? - jeden z przeszukujących torby podsunął oficerowi garść kartek - notatek Iana. Oficer przerzucił je dość pobieżnie.
- Schowajcie to z powrotem - polecił po chwili.
- Ile pieniędzy przywozicie? Rubli, dolarów? - spytał.
- Pięćset rubli - odparł Ian.
Celnik skinął głową.
- Charaszo - odparł. - Poczekajcie.
Pomocnicy celnika wrzucili byle jak rzeczy Iana do walizki i sakwojaża.
- Możecie iść - powiedział oficer.

Ian nie patrzył na zegarek, ale miał wrażenie, że jego spotkanie z celnikiem trwało krócej, niż w przypadku Nathalie. A może się mylił? Czas jest względny...

- Siadajcie. Nazwisko? - spytał kolejny urzędnik.
- Weld - odparł Ian.
- Czekajcie - powiedział urzędnik i zabrał się za wypełnianie papierów i przystawianie różnego formatu stempli.
- Wasza wiza. I pozwolenie na pobyt we Władywostoku. Tylko nie zgubcie.
Bo cię wezmą za szpiega i rozstrzelają, dodał w myślach Ian, chowając otrzymane papiery.
- Gdybyście chcieli wyjechać poza obręb miasta - mówił dalej urzędnik - to musicie mieć zgodę Urzędu Gminy. To na razie tyle.
- Witamy w Związku Radzieckim, mister. - Skinął głową.
- Do zobaczenia - pożegnał się Ian.
Wstał i ruszył w stronę stojących niedaleko Nathalie i Chance’a.
 
Kerm jest offline