Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2013, 18:42   #105
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Karczmarka w „Smutnym Kaznodziei” zajmowała się właśnie gotowaniem posiłku w kuchni dodając przypraw do polewki i... chichocząc nerwowo od czasu do czasu. Jej lico było przyrumienione, a piersi starały się rozsadzić gorset przy gwałtowniejszym wydechu.
Powód krył się pod jej suknią, w postaci gnoma ukrytego pod strojem kobiety i wykorzystującym sytuację do zaaplikowania jej wyjątkowo wyrafinowanych pieszczot wprost w jej najbardziej intymne miejsce.
Bądź co bądź Jean Battiste potrafił wykorzystać niedobór wzrostu na swoją korzyść. Wszak pomysłowość jest wrodzoną cechą gnomów.
Tak więc, Monique... korzystała właśnie z tej pomysłowości starając stłumić jęki rozkoszy wywoływane przez swego niskiego wzrostu kochanka.
Korzystała też z faktu, że... cóż Jean Battiste postanowił sobie zrobić krótką przerwę od obowiązków.
Nie samą pracą żyje czło... gnom, ale też i zabawą.
A Roquesowie wszak nigdzie nie uciekną. Bo i czemuż by mieli uciekać?


Była to wszak stara, wpływowa i szanowana familia prawników o ogromnym majątku. Jej głową był obecnie niejaki Robert Roques, prawnik bywający nawet na dworze królewskim. Gruba ryba o koneksjach sięgających daleko i głęboko. Powiadali że załatwi każdy proces oraz sprawę na korzyść klienta, że bierze za swoje usługi nie mały gorsz.I że od ponad piętnastu lat nie przegrał sprawy. Podobno nawet jego wysokość zwraca się do niego z co delikatniejszymi sprawami... I że ma jakieś lewe interesy na boku, bo jak mógł dojść do tak dużej gotówki będąc uczciwym prawnikiem.
Zresztą “uczciwi prawnicy” i “dobre smoki” to postacie z bajek dla dzieci. Nie istnieją naprawdę.
Poza tym ponoć często bywa niewierny żonie Marii. Był to dla obojga stron bardziej kontrakt niż małżeństwo z miłości i Maria nie żywi do małżonka zbyt wielu ciepłych uczuć. Ta córka któregoś z wislewskich szlachciców miała bowiem wybór, albo małżeństwo z rozsądku, albo klasztor z przymusu...
Wybrała małżeństwo, spłodziła syna i ich drogi się rozeszły.
Oboje prowadzą osobne życia.

Przyglądając się odbitemu stemplowi Jean Battiste ustanawiał się czy rzeczywiście Robert Roques zaryzykował by wszystko wplątując się w jakiś tajny spisek związany z produkcją broni.
Był bogaty, był wpływowy, miał powodzenie i wyrozumiałą małżonkę. Po co jeszcze wchodzić w ryzykowne i mało opłacalne machlojki, które mogą wymknąć się spod kontroli i zburzyć wygodne status quo w jakim żył?
Jean Battiste popił piwa (darmowego w „Smutnym Kaznodziei”, dla niego zawsze darmowego) i zerknął na śpiącego kocura.
A może... A może to nie on. Ród Roques to także sporo dalszych lub bliższych krewnych Roberta. I każdy mógł się pieczętować tym znakiem. Choćby dla przykładu Diego Roques, a którym gnom wiedział że jest kształconym na notariusza... obibokiem.
Sfrustrowany młodszy brat nieudacznik... Klasyczny przykład osobnika który przeszedł na złą stronę. Tak przynajmniej twierdziły wszelkie bardowskie opowieści, jakich nasłuchał się gnom w młodości. Młodszy brat króla zawsze był tym Złym. No, chyba że mu się udało strącić swego brata-tyrana z tronu. Wtedy był tym dobrym.
Więc Diego mógł być tym złym bratem... szkoda że nie bratem bliźniakiem. Byłoby więcej dramatyzmu.

Tak czy siak ród Roques nie był czymś, z czym potomek Le Courbeu mógł otwarcie zadzierać. Dlatego też należało przeprowadzić subtelne śledztwo i starać się nie rzucać w oczy. A przynajmniej nie rzucać się w oczy jako agent ich królewskich mości. Więc przyglądając się listom Jean zastanawiał się gdzie uderzyć, gdzie znaleźć słabe ogniwo.
Myślał, myślał, myślał... aż wytypował odpowiednią osobę. Żona Roberta.
Do niej mógł się zbliżyć dosyć łatwo, jako że rodzina le Courbeu była poważana w mieście. No i nie wzbudzając podejrzeń, o ile Jean Battiste rzadko kręcił się przy prawnikach, to przy kobietach dosyć często.
Ile mogła wiedzieć? Zapewne niewiele. Ale od czegoś trzeba zacząć.
Gdzie ją można było znaleźć?

"Amiracki Kłusak"? Nie. To klub jeździecki głównie dla dżentelmenów, do którego o dziwo, Jean jeszcze należał. Mimo że gnom miał chorobę lokomocyjną i nie cierpiał jazdy konnej. O wiele bardziej cenił powozy.
Niemniej regularnie opłacana składka członkowska (przez ojca Jeana), pozwalała męskim członkom rodu Le Courbeu, być także członkami tego klubu.
Czy Maria mogła korzystać z atrakcji tego klubu? Możliwe. Dzikuski z Sojuszu Wislewskiego mogły mieć upodobanie w męskich zajęciach.
W grę wchodziła więc też i szkoła szermiercza “Diamentowy Floret”, miejsce gdzie wielu szlachciców machało różnego rodzaju rożnami, także i Jean od czasu do czasu.
A z kobiecych miejsc?
Winiarnia Bluszczowa Winnica, tawerna Róża. Dwa przybytki łączące w sobie przepych, snobizm, luksusy i paskarskie ceny.
No i Czytelnia Królewska, coś dla wyedukowanych panienek zaczytujących się w płytkim powieściach i romansidłach pisanych przez nieuleczalnych romantyków. I przy okazji ciastkarnia podająca do wyrobów cukierniczych ciasteczka. Bo przecież nie można przeczytać pięciu liter bez przekąszenia ciasteczka, prawda?

Wybór więc był ogromny, zbyt duży by zdać się na uśmiech Olidammary. Pozostało więc tylko jedno... jakoś śledzić Marię Roques, po to by poznać jej rozkład dnia. W tym celu wypadało opłacić paru uliczników, by mieli oko na karoce wyjeżdżające rezydencji Roquesów na przedmieściach. A gdy już będzie znał nawyki Marii i miejsca w których zwykle bywa, będzie mógł się na nią przypadkowo “napatoczyć”.

Zanim jednak zacznie ostrożnie szpiegować Roquesów, Jean Battiste musiał zająć się czymś innym. Pozostawieniem po sobie śladu. W przeciwieństwie do poprzednich przeciwników ród Roquesów był naprawdę potężny i wpływowy. I samotnie działający gnom mógł popaść w tarapaty.
Niemniej nie mógł pozwolić by jego odkrycie przepadło wraz z nim.
Dlatego też Jean umieścił swe dowody w jednej zgrabnej paczuszce wraz z listem opisującym, co takiego odkrył.
Pozostało to więc dostarczyć Leonardowi, choć na szczęście nie osobiście. Louis Vitton, stary lichwiarz, który pracował blisko obecnego miejsca pobytu Jeana. Louis był niemal archetypem lichwiarza... był skąpy, cyniczny, chciwy, złośliwy i bezwzględny dla dłużników. Był przy tym nieuleczalnym patriotą i dlatego pracował dla Leonarda... albo ze względu na pieniądze, albo... ponoć był krewnym półelfa. Bo i takie plotki gnom o nim słyszał. Tak czy siak Jean zamierzał wcisnąć mu paczkę, nakazać by oddał ją przy pierwszej okazji Leonardowi. Po czym z poczuciem spełnionego obowiązku zająć się podglądaniem dobrze urodzonych ślicznotek w “Bluszczowej Winnicy”... a i pracą szpiegowską. Tym też. Wszak trzeba było jeszcze uliczników opłacić do dyskretnego obserwowania posiadłości Roquesów.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-01-2013 o 22:50. Powód: poprawki
abishai jest offline