Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2013, 11:27   #31
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Skradając się między drzewami, obserwowała krasnoluda. Nie do końca rozumiała, dlaczego Olhiver nagle znalazł się sam na drodze, opuszczony przez swoich kompanów. Wnioskowała, że w oczywisty sposób coś musiało się stać, kiedy jej nie było, dlaczego jednak bard został na trakcie – tego wiedzieć nie mogła.
Kiedy pojawili się jeźdźcy, przygryzła ze złości wargi.
- Wiedziałam – syknęła. - Wiedziałam, do diabła...
Całość nie trwała zbyt długo. Przeciskając się przez drzewa i krzewy, parła w stronę znajdującej się w pewnym oddaleniu grupy. W oczywisty sposób nie zamierzała interweniować. Nie wiedziała, kim są jeźdźcy, ale fakt, że sześciu chłopa na koniach znalazło się blisko opuszczonego dworku, kazał coś przypuszczać. Zapewne krasnolud miał jakiś plan.
Jakikolwiek był to plan, Drakonia podejrzewała, że zaliczenie pały w łeb nie było jego częścią. A także wleczenie w stronę dworku. Bicie serca łotrzycy przez chwilę przyspieszyło, kiedy zauważyła, że czterech jeźdźców kieruje się w jej stronę. Ale była pewna, że nie zostawiła tam żadnych śladów, niczego, co mogło sugerować, że na dworku był wcześniej ktoś jeszcze.
Zatem jeźdźcy rozdzielili się. Kiedy byli najbliżej, Drakonia schroniła się za drzewem, przycupnąwszy, zakrywając się płaszczem. Kiedy tylko przejechali, pozwoliła sobie na ułożenie dalszego planu. Kimkolwiek byli, popełnili błąd. Jeźdźcy nie wiedzieli, ilu tak naprawdę ich było. Musieli nabrać pewności po ogłuszeniu Olhivera. Pewności, która zapewne będzie kosztować ich życie.
Kiedy tylko pozostali czterej jeźdźcy oddalili się na bezpieczną odległość, Drakonia nieco szybszym krokiem zbliżała się do dwóch pozostałych.
Podejrzewała, że reszta bandy gdzieś także się czai i że niedługo się na nich natknie. Wypatrywała ich zatem, przy okazji przybliżając się z wolna do dwóch drabów, którzy szukali zapewne ich i jej samej.
Pochyliła się i wyciągnęła z kuszy jeden bełt. Zza pasa wyzuła także małą fiolkę. Była w niej trucizna, oczywiście.
Drakonia nie potrzebowała zabijać, przynajmniej jeszcze nie teraz. Przybliżywszy szklany pojemnik z mętną cieczą do grotu bełtu, oblała go. Choć chusta na jej twarzy i rękawice uniemożliwiały truciźnie jakikolwiek kontakt z jej skórą, to i tak trucizna Drowów potrzebowała dopiero przeniknąć przez rany, by wywrzeć swój efekt. A jednak i tak nie chciała ryzykować. Kiedy tylko skończyła, załadowała bełt do kuszy i zarepetowała. Potrzebowała, żeby jeden z nich przeżył i, być może, wyśpiewał z nożem na gardle wszystko, czego sobie Drakonia zażyczy.
"Taaak..." - pomyślała Drakonia, oblizując długie, nieludzkie kły. Podobała jej się wizja jej noża na czyimś gardle.
Dalsze skradanie się było tylko formalnością. Trzymając kuszę przed sobą, przykucnęła. Nie widząc dalej swoich kompanów, założyła, przynajmniej na razie, że albo zlecenie będzie musiała dokończyć sama, albo zaraz bohaterowie wypadną w glorii i chwale na złocistych rumakach ze słuszną odsieczą po to, by pomścić nieprzytomnego krasnoluda. A potem schlać się i ubarwić historię, jak to walczyli przeciwko tuzinowi bandytów.
Mężczyźni, pomyślała Drakonia, powoli rozumiejąc, dlaczego krasnolud mógł zostać sam na trakcie, zważywszy na minę, jaką miał, kiedy po prostu zaproponowała przeszukanie dworu sama. Brawura. Ach. Waleczny krasnolud wkrótce będzie martwym krasnoludem.
Kiedy pierwszy jeździec podszedł dostatecznie blisko, była już przygotowana. Nie strzelała w jakąś konkretną część ciała – wystarczyło, że trafi.
Bełt wyleciał z kuszy z cichym sykiem.
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 17-01-2013 o 11:39.
Irrlicht jest offline