Samira odciągnąwszy maga od grobowca, pochyliła się nad nim, sprawdzając jego stan. Odgłosy walki i słowa krasnoluda sprawiły, że odetchnęła z ulgą. Wydawało się, że zagrożenie jest już zażegnane. Mogła więc skupił się na Felethrenie. Czuła jednocześnie magię muzyki, która wciąż rozchodziła się w powietrzu, choć Bodwyn przestał grać z chwilą rzucania czaru. Ból w mięśniach spowodowany silnym wyładowaniem elektrycznym pulsował tępo, ale zdawał się stopniowo przycichać. Kapłanka spojrzała w milczeniu na barda. Wiedziała, że gdyby dodatkowa magia lecznicza była potrzebna, pewnie nie pokładałby całego zaufania w magicznej melodii. Poszukała też wzrokiem Surreal, upewniając się, że dziewczynie nie spadł włos z głowy. Z zadowoleniem stwierdziła, że i Mirra, choć nieco roztrzęsiona, wyszła z sytuacji bez szwanku.
- Świetna robota? - zapytała Bodvara spokojnie, unosząc lekko brew - Powinnam dostrzec go, gdy tylko otworzyliśmy drzwi. - rzuciło gorzko, dając leciutki upust odrobinie frustracji spowodowanej przejawioną niekompetencją.
Spojrzała na Bodvara, Bodwyna i ostatecznie na Felethrena.
- Kusiło. Bardzo. - powiedziała cicho i odgarnęła białe włosy za ucho - Ale nie tędy droga. Jeśli będzie mu pisane zginąć, to i tak zginie. Na razie, chcemy czy nie chcemy, jest częścią drużyny. - powtórzyła słowa Bodwyna - Nie jestem mordercą. I nie zniżę się do poziomu jego rasy, nawet jeśli wyrządziła mi...nam... - dodała wspominając, że nie jest sama w tym bólu - ...tyle zła.
Zakończyła, spoglądając na drowa, który wkrótce powinien odzyskać przytomność. Mimo szlachetnych słów nie mogła się wręcz doczekać, gdy ocknie się i pierwszą osobą, którą zobaczy nad sobą będzie milcząca kapłanka, bez broni, bez zaklęcia w pogotowiu. Bardzo chciała poznać jego reakcję. W końcu kobieta uratowała mu życie.
__________________ “Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.” |