Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2013, 14:32   #279
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Aex II
kwatera konsultantów, twierdza-posterunek Arbites, centralna część Opływu Gordeo, Nowy Korynt



Kayle Slovinsky

Wieżyczka z działem morskim w północno-zachodnim narożniku fortecy eksplodowała od bezpośredniego trafienia. Niczym mrówki, piechota morska Koryntu zaczęła się wlewać do przystani w północnej części, pod ostrzałem ciężkich bolterów, czwórki bardzo zdesperowanych Arbitrów i samotnego żołnierza Piechoty Kosmicznej w kruczoczarnym pancerzu.Walczył z niesamowitą gracją i potęgą, kule broni maszynowej odbijały się od niego jak od czołgu, bagnety śmiertelników wyglądały wątle a i tak unikał ciosów tuzina i więcej wrogów, uśmiercając ich swym ostrzem tańczącym jak pazur czy żądło bardziej niż miecz. Każdy jego strzał uśmiercał wroga, jak snajpera.

Kayle nie miał jednak czasu na napawanie się widowiskiem. Czekał cierpliwie z włączoną termowizją, aż porucznik sędziów odnajdzie oficera wrogów. Odnalezienie kobiety w tłumie nie tylko nie było proste z powodu zawieruchy (i nieco krótszego dystansu niż był przywykł strzelać), ale w termowizji po prostu rozróżnienie było niemożliwe.
- Mam. Trzecia łódź od lewej, dokładnie po środku łodzi, nie trzyma żadnej broni.

Kayle naprowadził celownik. Szybko odnalazł jedyny kształt, który w czerwieni gestykulował zamiast prowadzić ostrzał. Wycelował nieco powyżej serca i nacisnął spust. Sylwetka natychmiast oklapła, schwytana przez mężczyzn, którzy przerwali ostrzał.
- Postrzał śmiertelny. - sucho skomentowała arbiter, wciąż obserwując przez lornetkę. W tym czasie Slovinsky szybkimi wystrzałami skasował trzech obok tamtego oficera, zanim ostatni nie skryli się za burtą łodzi. Ich też zastrzelił - parę milimetrów stali nie mogło powstrzymać jego broni.

Musiał przyznać, że na broni Arbites się znali.

Na szybko przeszli we dwójkę do szybkiego likwidowania operatorów specjalnych broni, jak doświadczona para snajperska. Byli w zasadzie bezkarni w wieży. Raz czy dwa któryś z marynarzy z łodzi siedzący przy wbudowanym lekkim karabinie maszynowym zaczął ich ostrzeliwać, ale szybko ginął od strzału snajpera lub ich własnych ciężkich bolterów, na stanowiskach nieco poniżej ich samych.

Wtem od strony windy usłyszeli przytłumione echo wystrzałów.

Ardor Domitianus, Kayle Slovinsky, Sihas Blint
- Tu Koroner, tu koroner, melduję, że wróg przebił się przez mury twierdzy i wdarł od południowej strony, około trzydziestka wrogów. Oddział Blinta ma ich powstrzymać najdłużej jak się da!

Kayle Slovinsky

- Szlag... - szepnęła dziewczyna, ale nie oderwała lornetki od oczu, a przystani od lornetki. Nagle aż drgnęła, zauważywszy coś.
- Anioł ma kłopoty, trzech operatorów broni termicznej, na wschód od wejścia! - podniosła głos. Slovinsky natychmiast przekierował celownik optyczny i spostrzegł Ardora w dystansie kilkunastu metrów od trójki wspomnianych żołnierzy za skrzyniami, gotowych do zabicia go. Z drugiej strony tuż obok był inny oficer, kolejny porucznik ich wrogów i grupa żołnierzy, która chyba miała wbiec do wyrwy... Gdyby kolejna grupa wrogów dostała się do twierdzy od strony północnej...

Zanim upłynęła sekunda, zanim miał wybrać cel i zacząć naciskać spust - oficer lub tych trzech - usłyszał coś niedaleko i nie odrywając twarzy od celownika otworzył drugie oko. Na niebie, na północny zachód, czyli od strony krążownika, największego z okrętów biorących udział w natarciu, do twierdzy zbliżały się z wielką prędkością dwa nieświetlone, ciemne i szybko rosnące punkty na horyzoncie. Rakiety? Raczej nie. Transportery Walkiria z żołnierzami? To chyba był ten odgłos... opancerzone i uzbrojone Walkirie, odrzutowa i powszechna maszyna, na prymitywnych planetach zastępowana śmigłowcami...

Będą tu za kilkanaście sekund.

Snajper miał sekundę na podjęcie decyzji czy i w kogo strzelać, czy uciekać.

Ardor Domitianus

Strzały wszędzie.

Wybiegli z fortecy do mola w kształcie litery "U", mając za plecami mury twierdzy, niedaleko niej skrzynie, który zrzucali lub pomiędzy którymi wynajdowali pozycje by oprzeć LKMy. Dwa metry dystansu. Za drugie dwa metry skraj mola, woda. Łodzie desantowe, na pełnej szybkości uderzające w metalowe molo, odstrzeliwujące frontową klapę, która tworzyła niewielki pomoc. Metr drogi pod górkę dla drużyny, dziesięciu żołnierzy SOB do podbiegnięcia i już są na molu. Seria od Arbitra oddalonego raptem cztery metry ich zatrzymuje. Połowa ginie. Druga połowa kładzie się na pochyłej klapie, nie wychodząc, tylko używając jej jako osłony. W końcu przygważdżają arbitra ogniem, znika za skrzynią. Jeden ostrożnie się podnosi, po czym wybiega. Krótka salwa ciężkiego boltera z góry, z murów twierdzy, zabija go i zrasza odłamkami pozostałą czwórkę, raniąc kilku. Przerywa ogień, bo w samych łodziach zostało dwóch marynarzy. Jeden nią kierował, teraz wyciąga muszkiet laserowy, drugi stoi w stanowisku LKMu takiego, jakie nosi czówrka arbitrów broniących przystani. Zrasza ogniem otwór strzelniczy w murze twierdzy, ciężki bolter milknie na chwilę. Arbiter zza skrzyń znowu się pojawia i zabija obu marynarzy. Ranni Gwardziści rzucają w niego granatami, po czym wybiegają mu na spotkanie, gdy przeskakuje skrzynię. Eksplozja go rani. Porzucił LKMy, lewą rękę ma niemal urwaną od eksplozji, która rozjaśnia jego czarny wizjer, czarny hełm, czarny płaszcz balistyczny. Strzał z przyłożenia zatrzymuje go, sprawia, że się zatacza. Pierwszy z gwardzistów podbiega z uniesioną bronią, pobłyskującym bagnetem na jej końcu. Uderzenie tonfy trzaska mu kolano, gdy się opada nagle, niemal urwana ręka sędziego pcha go na drugiego oponenta. Obaj się przewracają. Nim ich trzeci dowarzysz go dorwie, sędzia wyjmuje pistolet. Z bezpośredniego dystansu odpala ogniem automatycznym cały magazynek, szatkując napastnika. Doskakuje do dwóch podnoszących się oponentów. W uderzenie wkłada całą siłę swojego ciała i nie mogąc uderzyć w chronioną hełmem głowę, tonfą przetrąca kark SOBowca, który nieruchomieje. Przyskakuje do ostatniego oponenta, szykując się do ciosu. Ten wbija nie założony na broń bagnet w goleń sędziego, który z niesłyszalnym od reszty strzelaniny krzykiem osuwa się. Żołnierz przekręca ostrze, po czym z trudem przerzuca nogami rannego za siebie, do wody. Sędzia, ranny i obciążony, bez wątpienia tonie. SOBowiec podnosi się błyskawicznie i zostaje skoszony przez ciężki bolter, który znów ożył.

Wszystko to paladyn zarejestrował nie przerywając swojej walki i postrzegając również potyczki pozostałych sędziów. Niewiele mógł w tej materii uczynić - sam miał pełne ręce roboty. Kilkanaście łodzi przybyło do mola w różnych miejscach i tylko ciężkie boltery plujące ogniem nad ich głowami powstrzymywały ponad setkę piechoty morskiej SOB przed zwykłym przeważeniem ich. Nie mógł również przez chwilę dostrzec porucznika, który by dowodził którymś plutonem, stąd zgadywał, że snajper od generała Childana dobrze wykonywał swoje działanie - w istocie, nawet walcząc, paladyn widział jak od czau do czasu kilku z jego oponentów padało bez widocznej przyczyny.

Najpierw zajął się drużyną piechoty vis-�--vis wejścia, którym wybiegł. Granatnik z ekipy i LKM obsługiwany przez marynarza z łodzi uciszyły dwa gniazda ciężkich bolterów a granatnik miał dość duże szanse wyeliminować je na stałe z walki. Bez nich jasnym było, że nawet z udziałem paladyna nie zdołają odeprzeć tylu wrogów. Reszta drużyny piechoty przesłaniała mu linię strzału i z przestrachem i determinacją w oczach natarła za okrzykiem i przewodnictwem sierżanta na Anioła Śmierci. W pierwotnej salwie czuł wszystkie bezpośrednie trafienia z lasera, ale pancerz Kruczej Gwardii doskonale się spisywał. Również jego świadomość pola bitwy była po częścią zasługi zbroi, której autozmysły wszystko wyłapywały, a Duch Maszyny bez rozpraszania jego wykładał mu wszystkie informacje interfejsem, komunikatami dźwiękowymi, alarmami i przybliżeniami widoku.

Gwardziści wpadli na niego jak fala a on ustał jak skała. Pancerz był lekki i niezwykle płynnie się poruszał, a eldarskie ostrze...

Ostrze xenos było niesamowite. Poruszało się jak pióro czy proporzec, nie stal, jakby załamując rzeczywistość, wzbudzając wiatr, przecinając powietrze, jakby samo chciało się obracać wokół osi, by po jednym zabójstwie paladyn mógł od razu dokonać następnego. Miał wrażenie, że ostrze śpiewa poruszane jego rękoma, po prawdzie, miał wrażenie, że w pewnym momencie zaczął rozróżniać słowa...
Mają oczy...
I druga część zdania, której paladyn nie słyszał, być może nie wyłapywana przez zmysł pancerza, być może przez pancerz - jeżeli nie rzeź, zagłuszana.

Ostatni z gwardzistów padł, a Ardor wyprostował rękę i wypuścił dwa strzały - jeden sprawił, że głowa marynarza eksplodowała, reszta jego ciała zwiesiła się na karabinie maszynowym, którego lufa uciekła w górę. Drugi raz święta broń zadudniła niczym grzmot i eksplodowała na gwardziście przy jego zapasie granatów, rzucając jego bezwładnym ciałem o brzeg łodzi. Ciężkie boltery ich fortecy jakby czekając na to natychmiast odżyły i skosiły marynarza kierującego łodzią, który nie miał nawet czasu zorientować się, że jego towarzysze zginęli, prowadząc ogień z karabinu laserowego.

Domitianus rozejrzał się. Minęło kilkanaście sekund i był pewien, że zabili już ponad pięćdziesiątkę, sześćdziesiątkę wrogów, ale najtrudniejszy etap dla ich przeciwników przeminął. Arbitrów było za mało, a ciężkie boltery miały ograniczony kąt ostrzału. Spostrzegł, że jeden z arbitrów w narożniku mola został ostrzelany miotaczem płomieni i zapłonął razem ze skrzyniami, za którymi się znajdował.
- AAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaa - zaczął wrzeszczeć na otwartym kanale łączności, nim Duch Maszyny wyciszył jego krzyk. Mimo bólu, sędzia z nieugiętością odróżniającą go od żołnierzy wyskoczył zza skrzyń, przewracając się o nie o zyskując postrzał z karabinu, i porzuciwszy cięższą broń wpadł pomiędzy swoich oponentów z pistoletem i nożem w dłoni, na jak niewiele czasu mu zostało. Zdołał zabić jeszcze dwóch i wskoczyć do wody. Ciężko stwierdzić, czy był w stanie na czas uratować się przed utonięciem przez zrzucenie ekwipunku.

Wzrok paladyna skupił się na czymś co wyglądało jak drużyna dowódcza Gwardii, która właśnie przekroczyła, jak kilkunastu innych żołnierzy walczących z bulldogiem, minimalny kąt ostrzału bolterów. Oficer, młoda kobieta przekrzykująca harmider walki i czwórka operatorów z karabinami termicznymi. Jeden właśnie skończył wypalać otwór w ścianie prowadzący na korytarz do środka twierdzy, dwóch wypaliło zupełnie jedno ze stanowisk strzeleckich z ciężkim bolterem, pewnie razem z arbitrem, który tam był. Jeden właśnie celował do Ardora. Wystrzelony promień natychmiast sprawił, że powietrze między nimi zafalowało, Duch Pancerza przestrzegł przed krytycznym gorącem, zanim promień dotarł. Rosarius się uaktywnił natychmiast, lecz zanim się okazało, czy będzie skuteczny czy zawiedzie tym razem, dowódca arbitrów wpadł w operatora, przewracając go i podnosząc nóż do ciosu. Nim dokończył, oficer Gwardii przebiła go szablą energetyczną. Wszystko potrwało może dwie sekundy, gdy Ardor już szykował się do działania.

Ostatni żywy arbiter z kimś walczył za jego plecami i sądząc po odgłosach, przegrywał. Dwa z sześciu stanowisk ciężkich bolterów nad ich głowami zostały uciszone. Przed nim arbitrzy zostali pokonani i oddział dowódczy z czterema specjalistami od broni, która mogła go natychmiast uśmiercić, wraz z oficerem, osłaniali resztę plutonu, który miał za moment wlać się do środka twierdzy.

A na morzu, może minutę od wpłynięcia do mola, znajdowała się druga fala atakujących, równie liczna co pierwsza.

Sihas Blint

Arbitrzy spojrzeli po sobie, gdy usłyszeli komunikat radiowy od koroner, podobnie jak Blint. Dwóch poszło z nim, a dwóch zostało na miejscu. Byli teraz w straszliwym niedoborze siły ognia i diabli wiedzą, co się mogło zaraz zdarzyć.

Oni sami byli w zbrojowni, do tego momentu przygotowując siebie i Blinta do jego dziwnego planu. Najwidoczniej nie wierzyli w pełni w poczytalność kapitana, ale wierzyli, że jeżeli coś się nie stanie, wkrótce twierdza padnie, a oni będą martwi.

Bardzo szybko, jeszcze przed komunikatem, zamienili płaszcze i pancerze na czarne dość wąskie kombinezony, tak uszyte, by nie nabierały wody. Zupełnie pozbawili się ciężkich pancerzy, zakładając tylko kamizelki taktyczne i przypominające bardziej wzory wojskowe czarne hełmy. Aparaty tlenowe, chwilowo nieużywane, zwisały im na szyjach, podobnie jak gogle do nurkowania. Mieli przy sobie karabiny szturmowe, pistolety, noże i granaty. W porównaniu z resztą sędziów robili wrażenie lekkozbrojnych, choć wciąż zdolnych wziąć na siebie oddział Gwardii.

Pytanie, czy byli w stanie przejąć okręt.

- Trzymasz się tutaj i tutaj, więc musisz objąć napęd. - ukrywając stres, sędzia tłumaczył Blintowi jak posługiwać się przypominającym dwumetrowej długości torpedę, która miała zabrać nurków błyskawicznie ku celowi. - Obracasz się na jedną stronę i naciskasz nogami, to w tę stronę skręcasz. Innymi słowy, jeżeli po prostu naciśniesz nogami w normalnej pozycji, wypłyniesz na powierzchnię. Jeżeli, chroń Imperatorze, naciesz po ześlizgnięciu się na spód, skręcisz w stronę dna i tyle Cię było. Prędkość to jakieś 440 węzłów, więc musisz trzymać się mocno i zwalczyć odruch naciskania nogami. Dla bezpieczeństwa zapinasz tu linkę o haczyk. Wypniesz się za wcześnie, prawdopodobnie nie trafisz w cel i nigdzie nie dopłyniesz, utoniesz. Wypniesz się za późno, to samo. Zwrotność jest mała, ale te statki cały czas płyną i to prostopadle do naszego kierunku. Nie skręcisz odpowiednio wcześnie, nie wcelujesz w okręt... to samo. Jak już dotrzesz, używasz magnetycznych nakładek na rękawicach aby się wspiąć, po czym je wyrzucasz albo nie będziesz mógł używać broni i walczyć, ewentualnie odwieszasz na pasie.

Drugi arbiter w tym czasie stał pod ścianą z pochyloną głową i złożonymi dłońmi. Najpewniej się modlił.

- Patrz na mnie! - instruktor potrząsnął ramieniem Sihasa. - Te rakiety są za ciężkie by je utrzymać, w wodzie od razu toną, więc musimy od razu je mniej więcej wycelować, a potem odpalić. Są cztery podwodne śluzy w tej fortecy, pod wieżyczkami, więc musisz się zdecydować, na który z okrętów chcemy trafić. Wtedy wypływamy śluzą i zanim zatoniemy, budzisz Ducha Maszyny tym pokrętłem... i dopóki nie skończy się paliwo, pęd powstrzymuje torpedę przed zatonięciem. Musisz się wypiąć na pamięć, albo najpierw wypłynąć, upewnić się, gdzie jest cel, po czym obrócić do góry nogami, zagłębić, znowu obrócić zanim znajdziesz się za głęboko, skorygować, płynąć dalej, wypiąć o czasie... Generalnie jak nie wcelujesz w okręt, to o ile ktoś Cię nie wyłowi, jesteś trupem.

- Powinienniście poinformować koroner, kapitanie. Natychmiast. Musi skierować kogoś innego do obrony hallu. - odezwał się drugi sędzia, ten o bujnym wąsie i brodzie. Jego głos był lekko zachrypły, przetarł nos rękawicą. Niewątpliwie tabaka dawała o sobie znać.
- I wybrać cel. - stwierdził instruujący.


przystań posteruneku Arbites
morski rewir posterunku Arbites



Strateg Chaosu

Mgła ogarnęła twierdzę niemal zupełnie, tak, że widać było tylko mury i ogień, gdzieniegdzie prowadzony - przede wszystkim sześć stanowisk ciężkich bolterów, mimo mniejszej widoczności zraszających wszystko ogniem. W ich łodzi wszyscy przyklękli lub się chociaż pochylili i słychać było pociski rozpryskujące się o burtę. W pewnym momencie jeden nabój trafił w burtę od wewnętrznej strony, posyłając chmarę odłamków w załogę. Większość była niegroźna, ale jeden z żołnierzy zaczął wrzeszczeć, trafiony w oko, inny, najbliżej stojący trafienia, upadł z krwią spływającą z tętnicy z boku szyi i jego towarzysze próbowali mu pomóc. Strateg poznał tego żołnierza, na imię miał Fyodor, a po kilku dniach znajomości psionik mógł stwierdzić, że to kolejna kropla w morzu bezsensownych śmierci, jakie widział. Żołnierz, który przeskoczył do tyłu zneutralizować Arbitra i zastąpić zabitego marynarza przy KMie co chwila odgryzał się długimi seriami, celując w otwory strzeleckie rozświetlane przez wrogi ostrzał.

Łódź uderzyła nagle o molo, przystań, niemal powalając każdego w środku. Klapa automatycznie opadła na wysokie molo, zatrzymując się pod jakimś kątem 50-ciu stopni i dwóch inżynierów z przodu ruszyło pod górę na nabrzeże. Gdzieś tuż przed nimi, parę metrów dosłownie we mgle ktoś otworzył ogień krótką serią i jeden z żołnierzy padł odczołgując się gdzieś w bok i niknąc po chwili w niesamowicie gęstej mgle. Zarówno jego, jak i napastnika oraz jedenastu innych Arbitrów Strateg wyczuwał dość dobrze w Osnowie przez niewielki dystans, ale chorobliwa aura planety zakłócała to nieco, na tyle, że nie mógłby ich zastrzelić na oślep, co zazwyczaj nie było wyzwaniem - przynajmniej nie jednym strzałem.

Drugi z inżynierów przewrócił się do tyłu z rozerwanym podbrzuszem tuż poniżej napierśnika cadiańskiego, brocząc krwią po całej frontowej klapie łodzi desantowej i natychmiast pokrzykując dwóch z jego towarzyszy odciągnęło go do tyłu. Medyk z oddziału dowódczego natychmiast porzucił trafionego w oko towarzysza i przypadł do rannego inżyniera, który spluwał krwią co chwila, dysząc ciężko. Ten krzyk, jak też pojękiwania rannego w oko ściągnęły na nich serię z ciężkiego boltera z góry - seria przejechała od operatora KMu łodzi, który krzyknął urwanie, do przedziału pasażerskiego. Z tyłu łodzi i najwcześniej na trasie ognia siedziała Chevrienne - jakby w odruchu rzuciła się do przodu, skrywając głowę rękoma a dosłownie deszcz odłamków omiótł ją i jeszcze jednego żołnierza, która dla odmiany miał hełm i plecak na plecach.

Nie wyglądało na to, by ktokolwiek miał ochotę opuścić łódź i Jericho wyczuwał to samo w innych łodziach. Gdyby nie mgła, byłoby gorzej.

Jasnym dla Stratega było również, że jeżeli piechota morska nie opuści szybko łodzi, mogą tu zginąć po jednym-dwóch zanim przybędzie wsparcie.


Ocean wewnętrzny
przestrzeń powietrzna, nieoznaczony transporter Arvus



Aleena Medalae

 
-2- jest offline