Kapitan kiwnął głową.
- Połączcie mnie z koroner. - Rozkazał i zamyślił się nad wyborem odpowiedniego celu. Sędzia posłusznie przełączył z własnego komunikatora częstotliwość całego oddziału.
- Pani koroner? Zwracam się z dość nietypową prośbą... - Uśmiechnął się.
- Słyszę was głośno i wyraźnie. Jeżeli potrzebujecie wsparcia z tę trzydziestką, każę komuś się do was zabrać natychmiast. Jeżeli chcecie wysadzić całe pomieszczenie, zielone światło.
- Coś w tym stylu... Potrzebuję, żebyście wysłali cały oddział, zdolny utrzymać to miejsce jak najdłużej, aby kupić mi i reszcie trochę czasu... W razie czego, bądźcie przygotowani do zawalenia hallu.
- Nie mamy oddziału. Straciliśmy czterech od północnej strony i jednego w wieży. Musiałabym cofnąć wszystkich z wieżyczek i Imperator wie kogo jeszcze!
- Musicie coś wymyślić. Wierzę w was... - Zaśmiał się sam do siebie - Ja i reszta mamy inne priorytety. Blint bez odbioru.
Kiwnął towarzyszowi głową, aby zakończył łączność.
- Od tego momentu jesteśmy zdani sami na siebie panowie... Może jakieś pożegnalne słowa? Jakieś sugestie, słowa otuchy? Nie wstydźcie się. Potem pewnie będzie już za późno. - Zaśmiał się.
- Ja mam ostatnie słowa... - zaczął ten, który instruował Blinta - Ale na pewno nie dla was dwóch. Rozumiem, że postanowione. Który cel, kapitanie?
- Środkowy niszczyciel na północnym wschodzie. Zaatakujemy tam, gdzie najmniej się tego spodziewają. Ile mniej więcej zajmie podróż?
- Nie dłużej niż minutę... nie jestem pewien, nie jestem specjalistą od tego. - wzruszył ramionami - Dlaczego akurat ten niszczyciel? Z ciekawości.
- Szczerze to... Nie wiem. Mam takie przeczucie. Jeśli znajdziemy się pomiędzy dwoma niczego nie podejrzewającymi jednostkami wroga, to będziemy mogli ostro namieszać... Warunkiem jest, że nasze uderzenie będzie ciche, szybkie i niezwykle precyzyjne.
- Co czyni nas najmniej odpowiednimi osobami do wykonania tego zadania... - wtrącił drugi z sędziów. Pierwszy już szedł w stronę wyjścia z pomieszczenia, korytarzem do północno-wschodniej wieżyczki i schodów, które zaprowadzą ich do śluzy.
- Zaufajcie mi... Sami powiedzieliście, że jestem z Elizjan. Być może obrona nie jest naszą mocną stroną, ale o doświadczeniu w szturmach nie muszę wam przypominać... Poza tym, sądzę, że jeżeli w ogole dopłyniemy do tego okrętu to będzie już spory sukces! - Wyszczerzył zęby kapitan i podszedł do towarzysza. - Nie mówię, że będzie dobrze, bo nie będzie. To będzie najbardziej przejebana misja w jakiej braliście kiedykolwiek udział... Praktycznie niewykonalna. Jednak tak się sklada... Że ja cholernie kocham wyzwania - Klepnął go w ramię. - Ruszamy.
__________________ "Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga." |