Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2013, 18:28   #213
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Trzymając się blisko siebie Teresa i Hieronim poszli w stronę, gdzie widzieli błysk latarki. To był Gawron. Oświetlał zrujnowane domostwo stojąc w progu. Prawdopodobnie jedno z wielu w Zalesiu. Nie mieli pojęcia, jak duży jest były pegeer, ale na pewno nie było w nim tylko jednego domu.

I nagle cała trójka usłyszała jakiś dziwny dźwięk dochodzący gdzieś z ciemności poza ruderą przy której stali. Niezbyt odległy. Krzyk kobiety. Włosy na karku stanęły im momentalnie. Wspomnienie dziwnego snu, pierwszego jaki mieli, spłynęło na nich niczym cios obuchem.

Nim jednak zdążyli powiedzieć chociaż jedno słowo zza ich pleców dało się słyszeć paskudny dźwięk, jakby metalu trącego o beton. Blisko. Zaledwie kilkanaście kroków od nich, ale już poza polem światła latarki, za kurtyną deszczu. Przy motorze i samochodzie.

- Pewnie motor się wykurwił. - rzucił Gawron do nadchodzących starając się przekrzyczeć wiatr i deszcz. - Tu nic nie ma. Chodźcie, słyszałem krzyk. Stamtąd.

Hirek spojrzał na Gawrona, nie był pewien czy to rzeczywiście motor. Coś ich osaczało. Z nieba płynęły potoki deszczu, on i Tereska ledwo trzymali się na nogach. Gdy trafią na coś podobnego do tego pierwszego wspólnego koszmaru, nie m iał złudzeń jak to się skończy. - Ruszajmy. Musimy znaleźć ten ołtarz. Tylko to jest ważne.

- Wy ślepi jesteście? To jakieś poczwary za samochodem biegły. A teraz pewnie pazurami mi upiększyły karoserię malucha. I zaraz będzie trup, co nie Patryk? Tyle horrorów razem oglądaliśmy, że to oczywiste. Trójka przyjaciół ląduje w wymarłym miasteczku, wokół szaleją cienie i słychać krzyk... - Bułka plotła jak to ona ale cały czas szła przed siebie w stronę z której dało się słyszeć wrzask. Zmęczone i obolałe ciało nie pozwalało jej poruszać się szybko, cały czas wspierała się na ramieniu Hirka szurając butami po błocie jak paralityk a oddech zmienił się w świt. - Do jasnej anielki, pierwsze zawsze giną głupie panienki... Jeśli to coś zaraz wyskoczy z ciemności i mnie porwie to błagam was, znajdźcie i zniszczcie ten ołtarz. Nie chciała myśleć z czym jej się ten krzyk kojarzy. Z pierwszą wizją Miasta Miast, z kobietą z rozrzuconymi szeroko udami i demonicznymi istotami. Z twarzą Antosia. I jej własną.

- Pierwsza zasada horrorów. Ginie murzyn i wszyscy co się migdalili. Było nie pchać łap do gaci Gawrona, miała byś jakąś szansę... - Hirek wspierał siostrę nie tylko ramieniem ale i tekstami uświadamiająco - motywującymi. Mieli odciętą drogę powrotu, bo nikt już nie wierzył że to przypadek z tym autem.

- Pierwsza ekipa przyjeżdżająca do nawiedzonej wioski ginie cała, zwykle jeszcze przed planszą z tytułem. - przemówił Gawron kiepsko udawanym głosem Vincenta Pricea, podświetlając sobie twarz od spodu. - Dajcie spokój. Nie po to dymaliśmy pół województwa, żeby teraz srać w nogawki. Znajdziemy ołtarz i skończymy to gówno raz na zawsze. - Patryk zdawał się wierzyć w to co mówi. Albo był znów pijany, albo naprawdę dobrze ściemniał.

Zignorowali hałas za swoimi plecami, bo i co mogli innego zrobić. Ostrożnie, uważnie rozglądając się zarówno pod nogi, jak i na wszystkie strony ruszyli w stronę, skąd dobiegł ich krzyk. A może to była sowa? Sowy naprawdę potrafią w nocy brzmieć przeraźliwie?

Jak szybko się zorientowali przez Zalesie prowadziła jedna zniszczona droga. Po części nawet z kocich łbów, po części wylana byle jakim asfaltem. Wokół niej stały domy, odgrodzone od siebie płotami, krzakami, ze sporymi podwórcami. Wszystkie, jak szybko się przekonali, zdewastowane, zniszczone i chyba od dawna opuszczone. We wsi nie było prądu. Nie było latarni. Niczego. Absolutny koniec świata. Osiem domów. Tyle wydawało im się, że jest na tej ulicy, ale to chyba nie był koniec wioski. Droga prowadziła gdzieś dalej. Krzyk musiał dochodzić jednak z jednej z tych ruder. Tylko z której. Przeszukanie tych wszystkich ruin mogło im zająć naprawdę sporo czasu. Ciemność i ulewa nie ułatwiały zadania. Mieli tylko dwie latarki. Jedną Patryka i drugą, słabszą - z malucha Teresy. Żadnych baterii zapasowych. Niczego. Nie mieli czasu, by zaopatrzyć się w większy zapas. Nikt z nich o tym nie pomyślał, bo w sumie nie spodziewał się aż takiego odludzia i zniszczenia. Teraz musieli poradzić sobie z tym, co mieli, lub zawrócić.

Gdzieś, spośród z któregoś z domostw po lewej stronie ulicy dało się nagle słyszeć dziwny dźwięk. Jakby ... chichot przechodzący w coś, co mogło być głuchym pomrukiem kończący się urwanym szczeknięciem. - Chłopaki - Teresa chyba nie zdawała sobie sprawy, że mówi szeptem. - Nie właźmy do tych ruin na razie, co? Idźmy dalej, do tej części wsi gdzie jeszcze ludzie mieszkają. Pożyczymy jakąś dodatkową latarkę i wypytamy. Może ktoś Taterkę kojarzy? Wiecie, każda porządna nawiedzona wiocha w horrorze ma swoją mroczną historię. Bohaterowie nie powinni ginąć zanim ktoś w ogóle ją opowie widzom. Zróbmy to podręcznikowo, co? Poza tym ledwie nogami przebieram, jestem słaba jak zaliczka, nie będę wam kłamać. I może ktoś nam ciepłej herbaty zrobi i pozwoli odpocząć. Albo nawet przenocuje a z rana takie ruiny to już nie będą aż tak wyobraźni pobudzać. I uprzedzając, pierwszy który zapoda tekst “rozdzielmy się” dostanie ode mnie kopa w klejnoty, jasne?

Hirek rozglądnął się ocierając twarz z deszczu. - Nie wiem czy kogoś tu znajdziemy, wygląda to wszystko jak miasto duchów. No ale po coś autobus tu dojeżdża, inaczej zlikwidowali by linię dawno temu. Możemy spróbować. Zaczął wypatrywać śladów jakiejś bytności ludzi.

Szum ulewy. Ciemność. Wiatr.

Mimo, że Hirek wypatrywał oczy do bólu i wsłuchiwał się w odgłosy otoczenia nie zobaczył, ani nie usłyszał niczego, co mogłoby potwierdzić, że Zalesie jest zamieszkane. Przystanek, który zostawili jakieś sto metrów za sobą wyraźnie jednak świadczył, że autobusy podmiejskie docierały do tego miejsca. Chyba, że rozkład jazdy się zmienił. Linię skrócono, a oni o tym nie wiedzieli. Przecież prawie nigdy, nikt z nich nie korzystał z linii 05, bo i niby po co. Tutaj nie było niczego, do czego warto by było przyjechać. Ani podmiejskiego jeziora, ani terenów rekreacyjnych, ani działkowych. Nic. Tylko pegeer, który dostał podczas zmiany ustrojowej. Z tego co wiedzieli. Ale, tak naprawdę, nie wiedzieli o tym miejscu niczego. Poza przypuszczeniami. W końcu byli mieszkańcami Miasta. A mieszkańcy dużej aglomeracji często nie wyściubiali nosa poza swój miejski świat. Mało który z nich potrafił podać nazwy mniejszych miejscowości okalających Miasto. Albo umiejscowić je na mapie. A już wiedzieć coś więcej, to zakrawało na pasjonatę, który chciał poznać swoją okolicę zamieszkania w każdym możliwym aspekcie. Lub zagorzałego turystę. Żadne z nich jednak nie miało takiej wiedzy i doświadczenia. Ich życie podporządkowało się innym celom. Rodzinie i pracy, karierze i studiom czy bumelanctwu i alkoholowi. Zalesie mogło być opuszczone. Mogły grasować w nim stada dzikich, bezpańskich psów porzuconych przez mieszkańców pegeerów. Mogli ukrywać się degeneraci z Voivorodiny. Lub nawet coś stokroć gorszego. A oni przyjechali tutaj bez planu, bez przygotowanie, wycieńczeni, zmęczeni w ulewę i po ciemku. No, ale mogli też mieszkać tutaj zwykli ludzie. Dawni pracownicy PGR-u, pozbawieni przez nową sytuację gospodarczo - polityczną pracy. Pozostało mieć taką nadzieję, bo inne opcje nie wyglądały najlepiej.

Szum ulewy. Ciemność. Wiatr. Nic więcej. Nawet dziwne i niepokojące odgłosy ucichły. I nie wiedzieli czy cieszyć się z tego powodu, czy bać bardziej.

- Kurwa. - Gawron w prostych słowach wyraził co czuł. - Dobra, wracamy na przystanek, przejedziemy się i poszukajmy kogoś żywego. Jak nie znajdziemy to przekimamy w maluchu.

- Sama nie wiem... - Bułka przedstawiła typowe kobietom zdecydowanie. - Może jednak sprawdźmy kto to krzyczał?

- No tam na pewno ktoś był... Tylko nie wiem czy chcemy go spotkać. Z samochodu niewiele zobaczymy, ciemno tu jak w psiarni. Może rzeczywiście podejdźmy tam skąd dochodził ten krzyk. Tylko wiecie, ostrożnie i po cichu. -Hirek rozglądnął się szukając jakiegoś ruchu. - Ciągle mi się wydaje że coś nas obserwuje. Jeśli to prawda to pchamy im się w łapy na własne życzenie. - Nie precyzował kogo miał na myśli, ale wiedzieli przecież.

- No ale jakie mamy wyjście? - Teresa wydała z siebie przeciągły dramatyczny jęk. - Czas nam się kończy, co nie? A skoro już tu przyjechaliśmy to chociaż postarajmy się czegoś dowiedzieć. Swoją drogą to dziwne... Że nie zlikwidowali linii prawda? Przecież tu nic nie ma.

- Może nikt się jeszcze nie zorientował że nic tu niema wśród gryzipiórków w Mieście. -Hirek zerknął na improwizowaną broń w łapie Gawrona i sam schylił się po kamień. Z boku ich trójka musiała wyglądać żałośnie. Jeśli świniowaci Voivorodiny rzeczywiście ich obserwują, pewnie mają trudności z utrzymaniem powagi. - Chodźmy, tylko ostrożnie.

Gawron tylko wzruszył ramionami. Mówiąc szczerze było mu już dokumentnie wszystko jedno gdzie pójdzie, byle nie stać dłużej na deszczu.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Armiel : 18-01-2013 o 19:59.
Gryf jest offline