Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2013, 19:04   #214
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Ruszyli przed siebie przechodząc koło zrujnowanych, opuszczonych domów. Minęli je, nie dostrzegając żadnego śladu życia. Nic. Jedynie czarne, ciemne skorupy pustych domostw.
Przez chwilę wyszli na otwartą przestrzeń. Wiatr uderzył w nich siekąc deszczem i szarpiąc ubrania. Ale po chwili zobaczyli kolejny budynek.

[MEDIA]http://s2.flog.pl/media/foto/5374333_klomino-.jpg[/MEDIA]

Pod butami czuli nadal spękany beton. Droga przechodziła obok tego większego budynku i prowadziła gdzieś dalej. Uczucie, że są obserwowani nasilało się. Narastało. Oddalili się już z dwieście metrów od pojazdów. I nadal nie widzieli nikogo. Ale wydawało im się, że ... poznają tą okolicę. Jakby byli już tutaj. Wręcz czuli przekonanie, że za jakieś dwieście, trzysta metrów dotrą do osiedla. Blokowiska, służącego mieszkańcom Zalesia jako noclegowisko, kiedy działał PGR.

[MEDIA]http://farm3.static.flickr.com/2742/4099302418_b3aa3445ed.jpg[/MEDIA]

Nie wiedzieli, skąd bierze się ta wiedza. Po prostu ... wiedzieli to. Jakby już tu kiedyś byli.
Deszcz siekł beton. Ciął krzaki i drzewa. Rozmiękczał okoliczne pola. A oni szli przez ten deszcz, czując się coraz bardziej wycieńczeni i zmęczeni. Ale też dziwnie podekscytowani.

Teresa ujrzał go pierwsza. Stal przy drodze, na tle krzaków. Jakieś kilkanaście kroków bo dalej nie sięgał snop latarki. Człowiek, Chyba. W każdym razie nieruchoma postać przy drzewie. Stojąca niczym ciemny strażnik tego miejsca.
- Ktoś tam jest - poinformowała chłopców Tereska i ze zmarzniętymi rękami wbitymi w kieszenie ruszyła w stronę owej postaci. Nie chciała nawet spekulować czy to ktoś “normalny” czy może znów jakiś pokręcony mieszkaniec Miasta Miast. W zasadzie niewiele to zmieniało. Rozmawiała już z lekarzem, który zdjął sobie skórę z twarzy, równie dobrze mogła i z kimś innym. Niepokój wzbudzała jedynie myśl, że to któryś z demonów, tych co ich widziała w pierwszym śnie, czy raczej podczas pierwszej wizyty tutaj, w Bezlesiu. Bo patrząc po opuszczonych budynkach było jasne, że wtedy tutaj także trafili.
- Gdzie? - Gawron wbił wzrok w ciemność, bezskutecznie starając się przebić spojrzeniem mrok i strugi deszczu. Zrobił parę kroków w tamtą stronę. - Haaalo. Jest tam kto?

To był płaszcz. Cholerny, stary płaszcz wiszący na jakimś betonowym słupie, zaczepiony o krzaki. Nikt żywy. Tylko płaszcz. Teresa poczuła, że wzbiera w niej histeryczny, nerwowy śmiech. Nawet ona, z nerwami jak żelazne postronki, zaczynała tracić “parę”. Zaczynała czuć grozę otaczającego ją Zalesia. Miasta ruin i duchów.
Nie tracili więcej czasu na zagubioną sztukę garderoby, chociaż oglądali się za siebie odchodząc. Niepewni, czy płaszcz wiszący na słupie nagle nie poruszy się, nie wypełni czyimś ciałem i nie ruszy w ślad za nimi. Nic takiego się jednak nie wydarzyło.
Albo deszcz tracił na sile, albo oni już tak przemokli, że nie odczuwali siły ulewy. Przemokli do suchej nitki. Szczękali zębami z zimna. Przed nimi, w świetle latarek, zamajaczył pierwszy betonowy dom. Forpoczta blokowiska, w którym niegdyś mieszkali pracownicy państwowego gospodarstwa rolnego.
I wtedy zobaczyli coś, co było niczym promień światła w mroku. Dosłownie. W jednym z domów na pierwszym piętrze w oknach paliło się światło. Nie światło elektryczne, lecz raczej lampy naftowej lub świec. Niczym światło latarni w sztormową noc. A więc jednak ktoś mieszkał w tym zapomnianym przez ludzi miejscu. Tylko czy będzie im przyjazny, czy wręcz przeciwnie. Nadal czuli poważne obawy a uczucie tego, że są obserwowani nie mijało, a nawet nasilało się jeszcze.

- Wreszcie coś z całym dachem. - Patryk przypatrywał się świecącemu w ciemności oknu, wzrokiem jaki mogła spoglądać ryba na błyszczącą przynętę. - Z horroru przenieśliśmy się do bajki o Jasiu i Małgosi. - wzruszył ramionami i skierował się w stronę wejścia - Idziecie?

Hirkowi serce nie przestawało walić jeszcze długo po tym jak postacią stróżującą i trzymającą pieczę nad tą opuszczoną piekielną dziurą okazał się płaszcz poruszany cholerną wichurą. Zerknął na Gawrona:
- Kuźwa, ja już mam dość horroru na dziś. - Bułkę ogarnęło zwątpienie, czy w ogóle dożyją do końca tego dnia. Czas uciekał, było mu coraz zimniej. W skostniałych palcach ledwo czuł małą latarkę wyszabrowaną z malucha Tereski. Zaczynał myśleć kategoriami “co będzie, to będzie”. - Chodźmy. Kto może mieszkać w takim miejscu? I dlaczego?
- Ja myślę, że my już w ogóle nie jesteśmy w Bezlesiu - dodała Teresa i posłusznie zaczęła iść za chłopakami. - No chodźcie, chodźcie. Skoro już się pofatygowaliśmy taki kawał i w taką pogodę to trzeba chociaż wyczerpać wszystkie możliwości.

Ruszyli. Troszkę jak ćmy do świecy. Pełni obaw, ale i nadziei.
Klatka schodowa była zniszczona i zdewastowana. Drzwi już dawno temu ktoś zdemontował.
Tonęła w mroku który z trudem przenikała słabnąca latarka.
Usłyszeli szczekanie psa. Dochodziło z góry. Nie było zbyt głośne, ale i tak budziło niepokój.
A potem usłyszeli zgrzyt za swoimi plecami, w ulewie. Metaliczny. Jakby ktoś tarł prętem po betonie. Instynkt wziął górę. Odwrócili się gwałtownie i ... ujrzeli w mroku jakieś sylwetki. Wynurzały się z ciemnych klatek zdewastowanych budynków. Ludzie. Chyba, bo w ciemnościach i deszczu niewiele oczywiście mogli dostrzec. Jeden z nich wyszedł zza rogu budynku, przy którym stali. Zatrzymał się. Długi, ciężki płaszcz zwisał mu z ramion, jak złożone skrzydła.
Pies na górze rozszczekał się głośniej. I nagle zamilkł.
A oni usłyszeli jakiś bełkot. Niczym śpiew ale wyśpiewywany przez ludzi, którym paraliż załatwił części twarzy odpowiedzialne za mowę i artykulację dźwięków. Bełkot. Melodyjny. Rozdzierany przez wiatr. Jak modlitwa. Lub klątwy.
Spojrzeli na klatkę schodową. Tam też był jeden z ludzi w płaszczach. Stał na półpiętrze. Nieruchomy, jak ten na rogu. Jak manekin. Musiał zejść z góry.

Hirek rozejrzał się panicznie. Ten sam dźwięk jaki słyszeli w pobliżu samochodu i motory. Przeczucie go nie myliło, szli za nimi, osaczali, aż wreszcie pułapka się zamknęła. Byli na tyle daleko od transportu że nie mieli szans tam dobiec.
Spojrzał na Treskę i Gawrona. Tylko jemu się zdawało że ten rozszczekany pies dawał jakieś poczucie... normalności? Ale drogę do źródła światła, które widzieli z dziurawej ulicy blokowała jedna z postaci. Hirek wysunął się przed siostrę i wszedł na pierwsze dwa stopnie. Palce na kamieniu zaciskały się kurczowo.
- Chcemy tylko przejść. - Powiedział cicho.

Z bliska ujrzał więcej szczegółów.
[MEDIA]http://tapety.joe.pl/tapeta/programy-telewizyjne/doctor-who/mroczne-postacie-z-zakryta-twarza.jpg[/MEDIA]

- Czadowe worki. - Zagadnął Patryk do milczących nieznajomych, pod długiej, krępującej chwili ciszy. Zdjął kask i przemoczoną do suchej nitki kominiarkę. Zmierzwił ręką zgniecionego irokeza. - Dziewięć i pięć. Rozkminiliśmy waszą pieprzoną łamigłówkę. Jesteśmy. W czym możemy wam pomóc, chłopaki?

Teresa przyjrzała się sylwetkom, które wyłaziły z budynków niczym robaki. Starała się oszacować ich przybliżoną liczbę choć w zasadzie nie miało to przecież znaczenia. Gdyby chcieli mogli rzucić się na nich i rozszarpać na strzępy. Co by nie gadać weszli w paszczę lwa. Pytanie czy to ten lew, który ostrzył sobie na nich pazury od tygodni?
Bułka zdała sobie sprawę, że drży z zimna. W włosów i nosa kapały niezmordowane krople deszczu, którymi nasiąkła niby bibuła. Bandaż na dłoni był cały przemoczony i odcinała się na nim niewielka plama krwi - widocznie puściły jakieś szwy. Nic dziwnego, nie powinna łazić teraz po zamieszkałych przez żywe strachy na wróble osiedlach tylko wygrzewać swoje cztery litery pod szpitalną kołdrą.
- Jak babcie kocham Gawron... - szepnęła Teresa tonem przeznaczonym dla karconego czterolatka. Wyminęła przyjaciela, później brata i zaczęła wspinać się po schodach. Zatrzymała się przed upiorem na moment taksując go uważnie wzrokiem.
- Pokutna szata - bąknęła. - I worek na głowie. Wy wszyscy nie macie twarzy. Ktoś kiedyś mi powiedział, że to bardzo ważne. Żeby zachować twarz.
Nie wiedzieć dlaczego ta myśl wydała jej się nagle szalenie istotna, jakby Bułka przypadkowo trafiła w samo sedno.
Jeśli dalej będzie milczał jak zaklęty po prostu wyminie go i pójdzie dalej.

Hirek przesunął się tak by stanąć koło siostry ze swoim żałosnym kamieniem w dłoni. Był przekonany że jeszcze chwila i oni rzucą się na nich. Nagle pojął że to on spieprzył wszystko... Mężczyzna w Czerni. Trzeba było go powiadomić, może pomógł by, jeśli nie... fizycznie, namacalnie czy jak to nazwać, to może powiedziałby im co mogą tu spotkać. Wandzia. Powinni trzymać się razem, może obecność relikwii które miała pomogłaby. A może wprost przeciwnie. Jednego tylko chciał dopilnować. Pamiętał jak dziwna błona czy też bariera oddzieliła ich od siebie kiedy wszyscy byli w podobnym miejscu, wtedy, we śnie. Grzesiek, Wanda i Basia zostali gdzieś za nimi. Teraz nie zamierzał pozwolić by tak się stało. Pogonił Gawrona by ten trzymał się bliżej i ruszyli po schodach.
 
Harard jest offline