Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2013, 00:04   #111
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Perłowy szkarłat, część pierwsza.

Jedno mrugnięcie oczyma, czynność tak trywialna, że przeważnie przez wszystkich ignorowana. Tylko raz czerń pokryła wizję młodego strażnika równowagi zmierzającego właśnie na „królewskie” wezwanie do Wiltover – stolicy całkiem sprawnego państwa, które borykało się z problemem znacznie wykraczającym poza ich możliwości. Nie tyle te finansowe, czy też siłowe, co po prostu przerastało poziom ich rozumowania. Ich zwrócenie się o pomoc do śmiałków – samobójców zwabionych wizją ulotnej chwały, bogactwa, czy też pragnieniem odkupienia za swoje winy, było chyba najlepszym ruchem jaki mogli wykonać. Niski koszt, jak i względne wyeliminowanie osobników wybijających się znacznie poza dozwolony pułap mocy były najbardziej widocznymi cechami tego rozwiązania. Blondyn nie wiedział, co i kogo napotka na swojej drodze, nie był też świadom tego, czy jest gotowy na tą przygodę. Każda niepewność, niewiadoma zaczynała tworzyć w jego umyśle coraz większe obrazy możliwych rozwiązań danej sytuacji. Spora liczba opcji zdawała się przytłaczać umysł kroczącego w czerwonej koszuli chłopaka. Pytania z serii „Co jeśli?” dudniły w nim, odbijając się od granic jego świadomości i potęgując efekt przytłoczenia takowymi. Właśnie w takiej chwili krótkie odcięcie wizji zewnętrznego świata oraz głębszy wdech pozwalają zapomnieć o wszystkim. Wyciszyć się.
„Co jeśli wszyscy się pozabijają?” - przez umysł strażnika równowagi raz jeszcze przemknęła wizja w której kilka niemalże ludzkich istot wszczyna gigantyczną rzeź w samym sercu stolicy. Nie chodziło mu nawet o życie jej mieszkańców, lecz o to, że to właśnie on będzie musiał ich pokonać. Obraz rozpłynął się, odkrywając przed sobą kolejne, które ustępowały równie ochoczo co się pojawiały, wszystko do momentu w którym świadomość Fausta zniknęła. A przynajmniej opuściła obecny, całkowicie fizyczny, a zatem nudny świat.

Otoczenie przytłaczał bezmiar swoistej pustki. W każdą stronę jedynym widocznym elementem były wystające kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset metrów ponad powierzchnię, którą nie sposób było dostrzec. Blondyn gwałtownie ruszył głowę to w lewo, to w prawo, chcąc zyskać obraz całej okolicy.
Wszystko jednak wyglądało dokładnie tak samo, ilość filarów rozchodzących się w każdym kierunku była równa. Wszystko wyglądało na dokładnie zaplanowane, brakowało zaś tylko i wyłącznie czegoś, co wypełniłoby przestrzeń pomiędzy każdym z zapewniających kilkanaście metrów powierzchni do swobodnej przechadzki słupami. Tak jakby świat będący kiedyś w idealnej harmonii, zaprojektowany od podstaw i stworzony nie tylko siłą rąk danej istoty, ale i umysłu. Magii. Ot, zwyczajna projekcja wewnętrznej świadomości, a może inny wymiar dostępny tylko dla zaproszonych bytów? Dopiero po chwili oko blondyna przykuło uwagę do małych, kulistych form unoszących się nieco ponad powierzchniami filarów. Każda z nich poruszała się niezależnie, jakby udowadniając to, że ich poprzednia forma była w jakiś sposób inna od pozostałych.
Wiatr zawiał gwałtownie, zaś zaskoczenie z jakim nadszedł tylko spotęgowało jego siłę. Czerwona koszula głośno załopotała na wietrze, dokładnie tak, jak każdy centymetr fryzury Fausta. Ten zaś, jakby w geście desperacji, zasłonił twarz przed potęgą żywiołu, zapewniając sobie chociaż chwilę jakże przyjemnego spokoju. Powiew godny tytułu wielkich sztormów, który sprawił, że dobrze zbudowany człowiek cofnął się o kilka metrów w tył, zniknął tak równo jak się pojawił.


- Faust! - krzyk rozległ się ze wszystkich stron, tak jakby został wypowiedziany z powierzchni każdego słupa w tym świecie. Głos był silny i zdecydowany, zdawało się, że nawet przenoszące go cząsteczki powietrza odczuwały siłę woli jego posiadacza. Każda głoska którą wypowiedział opatrzona była dużą dozą nie tyle powagi, co zwyczajnej stanowczości. Nawet nie widząc źródła dźwięku blondyn mógł stwierdzić do kogo on należy.
- Fauście, samozwańczy strażniku równowagi
Czyżbyś zagubił cnotę rozwagi?
- tym razem nie było problemu ze zidentyfikowaniem kierunku z którego dochodził głos. Blondyn błyskawicznie obrócił się w kierunku takowego, jednak to co ujrzał wcale nie pokrywało się z jego przypuszczeniami. Rozmówca, poza kilkoma elementami, był całkowicie biały. Zarówno jego cera, ubranie, jak i włosy - niemalże wszystko pokrywało się z barwą perłowej katany. Czymś, co przełamywało chociaż trochę tą dominację, był czarny kołnież stojący prowokacyjnie jak wisieńka na torcie będącym białym płaszczem. Osobnik stał wpatrując się w blondyna, który niewątpliwie był teraz jego gościem. Jego ciało zdawało się nie być w stanie wyrażać jakiegokolwiek zawachania, czy niepewności. On przyjął absolutny bezruch za coś normalnego. Każdy mięsień był przygotowany do działania na najwyższych obrotach, tak jakby gospodarz spodziewał się walki.
- Kacie? - zapytał nieco zdziwiony Faust. W końcu jak można byłoby zachować zimną krew gdy byt opatrzony epitetem Szkarłatnego był perłowo biały? Wiatr co jakiś czas przecinał dzielącą ich przestrzeć, bawiąc się ubraniem blondyna, nie ruszając zaś nawet o cal włosów białej istoty.
- Myślałem że będziesz bardziej... - rozpoczął zamyślony, by po chwili skierować dłoń do swojej brody w teatralnym geście oznaczającym rostrzącanie ważnej kwestii. - Czerwony? - kolejne pytanie wypłynęło z ust piewcy równowagi. - Ja wiem, Szkarłatny? - najwyraźniej nawet nie próbował on ukrywać ździwienia.
- Czy kolor jest aż tak ważny, by wykorzystywać do niego swój umysł,
Może strażniku masz jakiś wspaniały, tłumaczący to pomysł?
- wierszowane zapytanie wypłynęło z ust gospodarza, który widząc brak jakiejkolwiek reakcji u swego rozmowcy kontynuował.
- Wiara jest tym, co w legendach góry przenosi
U ciebie zaś tylko w koło mury wznosi
Twa siła zdaje się tkwić znacznie głębiej zakopana
Przez niepewność jednak śmiertelnie spętana.
- kolejna sentecja wypłynęła z ust gospodarza, uraczając tym samym Fausta kawałkiem samozwańczej poezji niskich lotów. Gdyby któryś z rozmówców posiadał chociaż ułąmek artystycznej duszy, to prawdopodobnie właśnie teraz rzucił by się do gardła mówcy tylko po to, by zażegnać te żenujące wywody. Właściwie, to gdyby nie funkcja informacyjna to istoty uznane przez światek kulturalny tego, czy innego kontynenu, uznałyby dźwięki które przed chwilą dotarły do uszu strażnika za pogwałcenie na wszelakiej estetyce, a może za przedziwny “performance”?
- Co, o czym ty mówisz? - pytał nie mogący nadążyć za przedmówcą blondyn. Zmierzwił dłonią włosy, tak jakby miało mu to jakoś pomóc w zrozumieniu nadprzyrodzonego bytu. Chłopak przygryzł wargę tylko po to, by ból pozwolił mu myśleć chociaż trochę trzeźwiej, szybciej. Czy możliwe było, by Faust posiadał własne pokłady energii? Nie korzystał tylko z umiejętności darowanych mu przez los?
- Kiedyś ma szata kolor krwi dumnie nosiła
Napotkanych do próśb o śmierć skłoniła
“Szybką, bezbolesną” - panie daj
Ohh, czyż dla mego ostrza nie był to raj?
- wyższy rangą byt roześmiał się w sposób, który całkowicie zniszczył wizerunek jego stonowanej, spokojnej osobowości. Chihot który zdawał się przemknąć przez cały świat, pokrywając go w swej szaleńczej tonacji pragnął krwi. Jej rozlew wydawał się jedynym, czego pragnął posiadacz tego głosu. Każda sekunda podczas ktorej rozbrzmiewał sprawiała, że do oczu blondyna przychodziło obrazy wszystkich jego wrogów. Osób, które z niego szydziły, wyrzadziły mu krzywdę. Mógłby przysiąc że mimowolnie zacisnął zęby z wykorzystaniem całej swojej siły. Chciał by i oni błagali o śmierć.
- O! Czyżby twój umysł nosił jakąś urazę?
Mogę na jej twórcę spuścić zarazę!
Choroba to wielka, co nacje całe pokonała
Gdy melodia zemsty do taktu przygrywała
- biała istota przyglądała się uważnie rozmówcy w każdym wypowiedzianym słowem wlepiając swe ślepia coraz głębiej w ciało, a właściwie duszę blondyna. Tak jakby testowała go, jego ciało i hart ducha.
Tyle opcji, możliwości. Każda z nich zdawała się mieć więcej korzyści i mniej wad niż pozostałe. Ot, wypowiedzieć imię chociaż jednego z tych, do których chował urazę. Sprawić, by jego ciało zostało zniszczone, niemal tak jak dusza. By krew raz jeszcze zdobiła szaty ostatecznego sędziego, Szkarłatnego Kata. Faust czuł pulsujący ból, który raz po raz uderzał mu do głowy. Czy było to szczęście, czy może ogromna wiedza, którą już wtedy posiadał chłopak? By rozpoznać co się dzieje tylko po czymś takim. W myślach uśmiechnął się sam do siebie, odrzucając od siebie obrazy każdego z winowajców. Jedni zajmowali mu znacznie dłużej niż inni, jednak już po kilku chwilach wszyscy zniknęli.
“Wybaczam wam” - rozległo się w myślach chłopaka gdy tylko jego głowa po raz kolejny odzyskała funkcję nadrzędną nad resztą ciała, oraz, co znacznie ważniejsze - nad bytami znajdującymi się poza nim. Zęby nagle rozluźniły oddech, twarzy przybrała nieco bardziej pogodny wyraz.
- Ich żywot nic nie zmieni - powiedział w końcu blondyn, uśmiechając się od ucha do ucha. Czy za każdym razem gdy spotyka się z osobliwością, ta musi go testować?
- Bravo! - kat zawołał, wykorzystując jednak już znacznie normalniejszy, niemalże zwyczajny głos. Ot, niewinny mężczyzna, który kiedyś zamordował miliony istnień. W sumie, to nic takiego...
- Ten świat - w tym momencie rozłożył ręce na boki, jakby chciał objąć cały wymiar w którym się teraz znajdowali. Do oczu blondyna przez moment dostało się coś, co jeszcze bardziej ociepliło wizerunek posiadacza tego jakże dziwnego wymiaru. Duma z własnego dzieła, uśmieszek, który przeszył jego twarz podczas tak krótkiego i wymownego gestu.
- Był kiedyś wypełniony po brzegi krwią - westchnął brutalnie, jednak w jego słowach nie było nawet grama tęsknoty. Zdawało się, że mówi on o poprzednim rozdziale swego życia. Czymś, co zostało już zamknięte i nie powinno ujrzeć nigdy światła dziennego.
- Jednak za sprawą twojej interwencji, porzuciłem poprzednie zajęcia, by skupić się na czymś ciekawszym - dodał po chwili uraczając swego gościa uśmiechem rozpościerającym się od jednego ucha do drugiego. Jeśli blondyn mógł być czegoś pewien w kontakcie z istotami tak znamienitymi, innymi niż on, to tego, że kat nie żałuje tego co się stało. Ba! Jest szczęśliwy, że ktoś powierzył mu swoje życie, nie zaś błagał by ten je odebrał.
Szkarłatny, a może raczej Perłowy Kat wyciągnął przed siebie dłoń, na której błyskawicznie pojawił się obraz zawiązanego pliku kartek - swoistego pergaminu.
- Co to? - reakcja blondyna była do bólu naturalna. Właściwie to człowiek tak ciekawy świata i wiedzy jak on nie mógł postąpić inaczej. On proste, błahe stwierdzenie, które miało przybliżyć chociaż o kilka sekund moment wyjaśnienia chociaż części tajemnic, które skrywało przed nim otoczenie.
-[i] Zwój, który sprawi że będziesz w stanie wykorzystać swoje własne zdolności/i] - kat wytłumaczył wątpliwości spokojnym, stonowanym głosem.
Usta Fausta przeszły błyskawiczną transformację w koparkę, bowiem jego szczęka właśnie zetknęła się z ziemią. No, przynajmniej tak wyglądało to w sporym przekolorowaniu i z ust komika. Prawdą było jednak, że właśnie to opisywało tą metaforę najlepiej. Czy właśnie stał się kimś, kto będzie mógł zmienić tradycję? Jeśli równowaga miała przegrać ze wszech ogarniającym świat Chaosem, to blondyn mógł być tym, czego potrzebowała, by wyrównać szale.
- Jeśli uda ci się go posiąść, spróbuj odebrać moc jakiemuś przedmiotowi. - tym razem gospodarz nie prosił. On wydał rozkaz. Zaraz po tych słowach on niechcenia machnął ręką, dając znak gościowi by zniknął.
- Wiedz, że szybkość Ksantosa może być tylko wyjściem do tego, co możesz osiągnąć łącząc swoje zdolności z “Błyskiem” - dodał na zachętę, by już po chwili wyrzucić blondyna.
- Teraz żegnaj strażniku, do zobaczenia gdy wykonasz to małe zadanie. - zaśmiał się po raz ostatni, nim oczom blondyna nie ujawnił się zwyczajny świat.
Wiltover nieśmiało przebijało się na horyzoncie, dając nadzieję na nowy początek i kolejne spotkanie.
 
Zajcu jest offline