Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2013, 05:03   #47
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Biblioteka, chociaż z pewnością mająca swe niezaprzeczalne uroki kurzu, starych ksiąg i górujących ponad wszystkim regałów, nie była najczęściej odwiedzanym przez Marjolaine zakątkiem w dworku. Stary markiz nie pozostawił po sobie zbyt wielu wartych uwagi tytułów, a i też, co tu kryć, ona nie należała do grona tych szarych myszek odnajdujących szczęście w czytaniu. Nie odczuwała też potrzeby „wyzwalania się” jak co poniektóre damy znużone arystokratycznym życiem, które zgłębianie męskich nauk przekładały ponad bale, życie towarzyskie, błyskotki, nowe kreacje... Hrabianka d'Niort zdecydowanie taka nie była.
Co nie oznaczało też, że sama nie była wykształcona. Nauczała ją Beatrice, nauczali ją aktorzy wbrew sprzeciwom maman. Wiedziała jak błyszczeć i jak być ciekawą rozmówczynią, jak zmanipulować innych i jak wyjść na swoje. I to było w końcu najważniejsze, non?
Swego narzeczonego też nie podejrzewała o fascynacje księgami. A już tym bardziej o to, że bez słowa sprezentuje jej jakieś tomiszcza przywiezione z Paryża! Wszak był Maurem, non? Barbarzyńcą i prostakiem podobno, więc idąc za niektórymi plotkami nie powinien nawet potrafić czytać. Nie powinien też parać się malarstwem, a o ile nie kłamał, to właśnie czynił to w skrytości swego zamczyska. Najwyraźniej był.. bywał lepiej wychowany niż na co dzień dawał po sobie poznać. Może na rękę mu były krążące o nim plotki?

Przystanęła w pół kroku wyłaniając się zza szeregu regałów i mając przed sobą dość... zadziwiający widok. Zarówno mężczyzny z taką beztroską przesiadującego w jej biblioteczce, co i Gilberta faktycznie pogrążonego w lekturze. Wiele już widziała przez tych kilka dni ich narzeczeństwa, ale jeszcze ani razu nie wyglądał tak.. tak.. niewinnie. Zawsze albo jego ślepia błyszczały jak u wilka, albo uśmiechał się łobuzerko, albo dobierał się do niej, albo szeptał dwuznaczności. A teraz oddawał się kulturze lub naukom spisanym na kartach księgi, przecząc wszystkiemu co o nim mówiono w Paryżu. Chyba że.. tak naprawdę to same wyuzdane powieści właśnie czytał, lubieżnik jeden!
Nadal nic nie mówiąc, ani nie podchodząc do niego także, oparła się plecami o pobliską półkę wyższą od niej o kilka wyjątkowo dużych głów. Nie uśmiechała się z zadowoleniem ani kpiąco, w oczach też brakowało jakiejkolwiek iskierki złośliwości. Po prostu wpatrywała się w niego jak w niespotykane zjawisko, które nie powinno mieć miejsca. A mimo to miało i wywróciło do góry nogami wszystkie prawa rządzące światem. Cóż, przynajmniej światkiem panienki.

Szlachcic po chwili ją zauważył i zerknął w jej stronę rozjaśniając swą twarz lubieżnym uśmieszkiem. Jakże to rzadkie zjawisko szybko prysło przy niej niczym bańka mydlana.
-Ach czemuż się tak czaisz moja droga, czyżbyś szukała kochanek które przezornie ukryłem w bibliotece pomiędzy regałami?- spytał żartobliwie Gilbert.- Czyżbyś znów zamierzała mnie śledzić lub szpiegować?
-Non
– odparła mu krótko, cały czas trwając w zbyt dużym zaskoczeniu, aby poczuć się urażoną jego podejrzeniami -Żadne historie krążące wśród szlachty nie wspominają o Tobie jako o.. czytającym. Oui, parszywy, skąpy, wyuzdany, niewychowany, zepsuty, bezczelny, grubiański i ordynarny, ale nigdy oczytany.
Zdawało się, że ta lista cech przypisywanych Gilbertowi nie będzie miała końca w usteczkach jego narzeczonej. Zapewne jeszcze byłaby dość długa, a i ona sama też by od siebie dodała trochę „pochlebstw”. Rozchyliła wargi w dość krnąbrnym uśmieszku i dalej drażniła bestię -Muszę zatem przyjrzeć się i dobrze zapamiętać ten moment, by później móc o nim opowiadać. Mam tylko obawy, że moje słowa zostaną wzięte za bajkę..
-Nie zapomnij o... strasznym i onieśmielającym Maurze.
- rzekł z uśmiechem Gilbert wędrując spojrzeniem po kreacji Marjolaine.- Tak ładnie się dla mnie wystroiłaś, a tak daleko ode mnie stoisz. Boisz się, że cię pożrę... moja słodka ptaszyno?
Wskazał na stojące przy karafce wina kielichy.- Jak widać, czekałem na ciebie moja wspólniczko.
-Wcale nie dla Ciebie! Byłam dzisiaj bardzo zapracowaną ptaszyną przez tych wszystkich gości przybywających do mego domu
– hrabianka aż się naburmuszyła słysząc taką sugestię padającą z ust Gilberta. I zarumieniła się też odrobinę, no bo może.. przy okazji mierzenia cudownego gorsetu otrzymanego od narzeczonego rzeczywiście zmieniła także i swoją obecną kreację. Ale przecież to nie tak, że dobierając kolejną suknię brała pod uwagę to czy jemu się spodoba!

Zbliżyła się nieśpiesznie ku Maurowi, po czym zmyślnie wykazując się oceną taktyczną przysiadła naprzeciwko niego, aby blat stolika chronił ją przed jego zakusami.
-Maman też już wróciła, więc porozmawiałam z nią chwilę. Była wielce wzburzona plotkami jakie usłyszała od swej drogiej przyjaciółki... - w głosie jej zabrzmiała fałszywa nutka równie nieprawdziwej goryczy względem tamtej niedobrej kobiety doprowadzającej Antoninę do złości swymi historyjkami. To wrażenie było wielce sprzeczne z uśmieszkiem, który rozpromienił twarzyczkę Marjolainę i rozbawionymi słowami -Nasz wczorajszy plan się powiódł, partnerze w zbrodni.
-Czyż mogło być inaczej? Wszak zaskakująco dobrana z nas para.
-odparł szlachcic nalewając trunku do kielichów.- Acz zdziwiło mnie wczoraj, że zdejmowanie pończoszki, przyprawiło cię o taki rumieniec. Widać.. lubisz, gdy cię dotykam, non?
Kłamał... Wcale nie był zdziwiony. Kłamał i nawet tego nie ukrywał uśmiechając się lisio.
Gilbert przesunął spojrzenie na dekolt obecnej kreacji Marjolaine.- Mam jednak wrażenie, że ubierałaś się jednak z myślą o mnie. Czyż nie lubisz komplementów z moich ust, mademoiselle ?
-Zbyt dużo sobie wyobrażasz Maurze, nie spodziewałam się po Tobie takiego oderwania od rzeczywistości
- burknęła z teatralną wręcz obojętnością starając się wywołać wrażenie.. cóż, każde inne niż zawstydzenia, które mogłoby sprawić mu zbyt wiele satysfakcji z dobrze odczytanych zamierzeń hrabianki.
Pochyliła się wspierając policzek na wnętrzu dłoni, drugą zaś wyciągnęła ku niemu i ciekawsko uniosła odrobinę otwartą księgę, by móc zerknąć na jej tytuł. Przekrzywiając przy tym główkę by lepiej widzieć, zapytała – Co czytasz?
-Moja droga. Jako twój narzeczony jestem zobowiązany zaspokajać pewne twe potrzeby. Choćby w zakresie komplementów.
- rzekł z uśmiechem Gilbert i łyknął wina.- Byś czuła się dobrze w naszym fałszywym związku, non? Nie mogę cię zaniedbywać.

Księga o dziwo nie miała tytułu, a sądząc po zgrzebnej okładce nie należała do tutejszego księgozbioru.- Pozwoliłem sobie zdobyć spis majątków, w tym także i twojego rodu. Całkiem interesującym posagiem dysponujesz moja droga, acz... nie tak pokaźnym jak sądziłem. Nie zrozum mnie źle moja ptaszyno. Twój posag to całkiem pokaźny kąsek. Niemniej osoby pokroju markiza D’Rochers zwykły interesować się większymi posiadłościami.-potarł brodę przekładając kartkę.- A to ciekawie. Nie wiedziałem, że posiadasz aż dwa zamki.
Hrabiankę też to zdziwiło, bo nie posiadała zamku, poza rodowym pałacykiem Niort, nazywanym zamkiem chyba tylko z grzeczności.
-Porte Corbeau.- odczytał nazwę zamku szlachcic i Marjolaine zrozumiała. “Krucza Brama”... stare ruiny na wzgórzu, jakiś kwadrans konnej jazdy od rodzinnego domu Marjolaine. W spisie ziem mogły figurować jako zamek, ale była to kupa gruzów z czasów wypraw krzyżowych, z której to chłopi kiedyś podbierali budulec. Obecnie wszyscy trzymali się z dala od ruin, gdyż fundamenty zamku były uszkodzone i łatwo można było złamać sobie kark stawiając krok tam gdzie nie trzeba, a przez to spadając wprost do zamkowych piwnic. Obecna nazwa zamku wywodziła się od stad kruków i wron wijących swe gniazda w ruinach. Tej oryginalnej nikt już nie pamiętał.

-Coś.. coś musiałeś źle odczytać. Mamy tylko jedną posiadłość w Niort, a Porte.. Porte.. - zająknęła się w końcu próbując powtórzyć tą obcą dla niej nazwę. Szukając pomocy zerknęła na kartę księgi, by stamtąd móc do góry nogami powoli ją odczytać niczym słowa w nieznanym języku -Porte Corbeau to jedynie sterta zniszczonych przez czas szczątków dawnego zamku. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek nadawał się do mieszkania. Popadł w ruinę na długo przed moimi narodzinami i.. obecnie nie jest najcenniejszym elementem mego posagu.
Zmarszczyła jaśniutkie brwi i wzniosła na Gilberta karcące spojrzenie. Już samo ono miało jasne przesłanie pod tytułem „Nie wstyd Ci, nikczemniku?”, ale panieneczka nie skończyła tylko na nim.
-I nie spodziewałam się po Tobie, że uwierzysz w te wszystkie plotki rozpowiadane po tamtym nieszczęsnym balu. Tłumaczyłam to innym, wytłumaczę też i Tobie – wyraźnie znużona ciągłymi tłumaczeniami nabrała na moment powietrza w płuca, a następnie oświadczyła stanowczym tonem -Étienne nigdy nie przejawiał choćby cienia zainteresowania mną lub moim majątkiem.
-Może nie zdążył, albo nie miał okazji. A może nie chciał, byś ty o tym wiedziała
.- rzekł Gilbert wędrując spojrzeniem kolejnych pozycja zaznaczonych w spisie.- Z tego co wiem, interesował się różnymi majątkami, w celach... mi nieznanych.
Zerknął na hrabiankę i dodał mimochodem.- Ale że taką jasnowłosą perełką wzgardził... to można tylko poczytać jako wyjątkowy brak gustu i poczucia piękna.

Panieneczka nie do końca wiedziała jak zareagować na to stwierdzenie wypowiedziane przez złotoustego węża. Za to jej ciałko bardzo dobrze wiedziało. Rozeźlenie wypuściło ze swych łapsk śliczne lico, na które znów powróciły czerwone wypieki. Nie dając po sobie niczego poznać prychnęła -Ja też się nim nie interesowałam, więc wszelkie jego próby zdobycia mych względów spełzłyby na niczym. Acz jeśli tak go ciekawił mój posag, to granie niedostępnego i oddanego Madeleine nie było najlepszym podejściem.
Nagle pochyliła się ku Gilbertowi i kładąc otwartą dłoń na akurat otwartej stronie księgi, przeszkodziła mu w dalszym czytaniu prywatnych szczegółów jej majątku -Ale Ty też się interesujesz! Dlaczego? Czyżbyś aż tak był ciekaw tego, co mój przyszły wybranek dostanie wraz z mym posagiem?
-Może planuję cię posiąść wraz z majątkiem. Może obrączka na twoim paluszku jest wrotami do twojej alkowy, non? Bądź co bądź strasznie się przede mną wzbraniasz.
- odparł uśmiechając się bezczelnie Maur. A choć mówił to żartobliwym tonem głosu, to czy na pewno można to było uznać za żart?
Szlachcic pochwycił rękę, którą hrabianka nieopatrznie zakryła karty księgi i nachylił się całując skórę Marjolaine.- Wiesz jak to jest mademoiselle. Prosisz o rączkę, bierzesz w posiadanie całe ciało.
-Oh? I zatem mierzysz wartość mej alkowy w wielkości mego majątku? Wszak masz już swoją odpowiedź, skoro nie jest on.. wystarczająco pokaźny dla Ciebie
– mruknęła Marjolaine świadomie korzystając ze wcześniej nieopacznie wypowiedzianych przez niego słów, swoje wypowiadając z przerysowanym wręcz pedantyzmem sugerującym kpinę.

Próbowała się uwolnić z jego uścisku, ale jakoś tak.. bez większego zapału. Aczkolwiek atak mężczyzny ją zaskoczył, aż prawie podskoczyła na wyściełanym aksamitem krześle i trąciła go bucikami pod stołem. Starając się trzymać rezon, podzieliła się z nim informacją jaką zdobyła „spacerując” rano z młodym muszkieterem -Podsłuchałam rano jak maman rozmawiała z de Avenierem. Ona oburzała się na moje narzeczeństwo z Tobą, a on wspominał, że może też interesujesz się tylko mym posagiem tak jak biedny Étienne. Czyżbym jako jedyna nie dostrzegła zainteresowania z jego strony, skoro nawet ten stary pudel coś takiego podejrzewa?
-De Avenier może wiedzieć więcej niż my oboje, moja droga wspólniczko. A skarby twe, które najbardziej mnie interesują skrywa twój gorsecik, suknia i... serduszko.
- odparł z zawadiackim uśmiechem Gilbert obejmując dłoń szlachcianki swoimi dłońmi i unosząc ją do swych ust. Pieścił ją pocałunkami, po czym wędrował czubkiem języka po każdym jej palcu, jakby dłoń hrabianki pokryta była cukrem pudrem.
Następnie nadal trzymając jej dłoń, niczym zakładniczkę spojrzał wprost w oczy hrabianki mówiąc.-Czasami niewinna pieszczota, może wprawić ciało w drżenie,non? W zależności od tego, kto ją wykonuje. Czyżby mój język obudził w tobie jakąś czułą nutkę, że się tak nerwowo wyrywasz z mego uścisku? A może... niecierpliwisz się, gdyż tak niewiele sekretów ujawniłem?

-Czy grożono Ci kiedyś Maurze wyrwaniem tego srebrnego języka? Bo jakoś trudno mi uwierzyć, bym była pierwszą osobą z takimi intencjami wobec Ciebie, najdroższy..
- wymruczała , słodkim tonem podkreślając swą groźbę. Czuła się bardziej rozbawiona sytuacją niż oburzona jego zachowaniem wobec siebie. Ba, chociaż dość lubieżne ( acz w porównaniu z innymi jego niecnościami aż zadziwiająco niewinne ) to jego pieszczoty były także wyjątkowo miłe i przyjemne. Ah, czułe wręcz! Z trudem Marjolaine to przed sobą przyznawała, ale były one rozkoszną odmianą po drapieżnym wpijaniu się w jej warg i szyję. I o ile przed tamtymi się wielce wzbraniała, o tyle od tych nie zamierzała tak ochoczo uciekać. Jeszcze nie.
-Ale chociaż przyznaję z trudem, to masz rację. Miałeś mi opowiedzieć czego takiego się dowiedziałeś w Paryżu, a póki co słyszę jedynie sugestie, insynuacje i dwuznaczności. Czyli to co zawsze z Twych ust.. - ponarzekała, posmutniała i westchnęła dramatycznie – Zaczynam myśleć, że przyszłam na próżno..
-Nie uważasz, że byłaby to strata. Mój język wszak może być użyteczny do tak wielu sytuacji.
- usta mężczyzny objęły paluszek wskazujący hrabianki, pochłaniając go. Czubek języka przesunął po opuszce palca Marjolaine w dość rozpustnej pieszczocie. Nadal trzymając dłoń hrabianki w swej niewoli Gilbert rzekł.- Wspomniałem ci o topielicach przed wyjazdem, prawda? Obie znaleziono w rzece i obie okazały się służkami zakupionymi ode mnie przez Étienne’a. Ale przyczyną ich śmierci nie okazało się utonięcie. Tylko problemy sercowe. A dokładniej... brak owego serduszka. Ktoś rozciął im klatki piersiowe i wyjął bijące jeszcze wprost ze stygnącego ciała. Tak przynajmniej przypuszczam. Jeśli bowiem ktoś zadaje sobie tyle trudu, by uśmiercić bezbronną kobietę w taki sposób, to pewnie wolałby by wypadło to bardziej dramatycznie i teatralnie.

Marjolaine była istnym kłębkiem zbieżnym emocji. Z jednej strony poddawała się zadziwiającej przyjemności płynącej z pieszczoty Maura, wobec której nie powinna odczuwać niczego innego niż obrzydzenia. A jednak ze szczerą fascynacją przyglądała się jego ustom, a wzdłuż jej kręgosłupa raz po raz przemykał dreszczyk podekscytowania.
Ale też słuchała go co.. nie wyszło jej zbytnio na dobre. Pobladła słysząc jego wieści. Non.. aż pozieleniała z obrzydzenia i strachu pod maseczką białego pudru. Niestety, wyobraźnia panieneczki była nad wyraz twórcza, co nie raz potrafiło się obrócić przeciwko niej. Tak jak i teraz, gdy to podsunęła jej.. zilustrowanie słów narzeczonego.
-Ktoś w Paryżu... zabija kobiety i.. i.. wyrywa im serca? - wydukała po dłuższej chwili, z mieszaniną zarówno przerażenia co i żarliwego gniewu. No bo jakże to tak? Takie okropieństwa w jej Paryżu? W jej cudownej idylli? Toż to było nie do pomyślenia. Ponadto, hrabianka d'Niort była dość przywiązana do swojego serduszka – Czemu jakiś.. zwyrodnialec miałby.. coś takiego robić?
Gilbert podsunął w jej pobliże napełniony czerwonym niczym zaschnięta krew winem. -Wypij, to ci dobrze zrobi.
Po czym pieszczotliwie głaszcząc jej dłoń mówił.- Nie w samym Paryżu, raczej w posiadłościach znajdujących się w górnym biegu rzeki, powyżej samego miasta. A czemu... Nie wiem. Są różne pragnienia w ludzkich sercach, niektóre bardzo mroczne. Ale ty nie masz powodu do trwogi. Zawsze możesz wtulić się w me ramiona, wspólniczko. I być pewna, że nie dam nikomu zabrać ni skrzywdzić, mego skarbu.

Łyknęła odrobinę trunku,acz nie spodziewała się odczuć jakichkolwiek jego cudotwórczych właściwości. Tyle dni, a narzeczony nadal nie miał okazji poznać tajników poprawiania nastroju hrabianki słodkościami. Wino było dobre, lepsze od tamtego podanego mu przez ochmistrzynię w jego pierwszym dniu wizyty w dworku, ale.. ale nie było wielokrotnie przekładanym masą kawałkiem ciasta. Ale czy na pewno potrafiłaby teraz cokolwiek przełknąć?
Nie poczuła się też zbyt pocieszona jego zapewnieniami. Wszak oddanie się w jego ramiona byłoby tylko ucieczką z jednej pułapki w kolejną. Być może Maur nie sprawiał wrażenia jakby chciał ją skrzywdzić, ale oczywiste były jego inne zamiary wobec jej drobnego ciałka. I z dwojga złego, czy lepszym byłoby stracenie serduszka przez niego, czy przez nieznanego potwora grasującego po okolicach Paryża? Cóż byłoby bardziej bolesne?

-I mówisz, że to były kobiety od biednego markiza? Na cóż mu.. - przygryzła dolną wargę, nie będąc pewną czy aby na pewno chce wiedzieć cóż takiego tamto ucieleśnienie doskonałości arystokratycznej robiło z zakupowanymi dziewczynami. Ten ideał, w którego wpatrywało się tak wiele niewieścich oczek, mógł skrywać coś doprawdy parszywego – Zatem... „to” musiało się wydarzyć w jego posiadłości?
-Oui, tak też podejrzewam. Co więcej... domyślam się w której.
- rzekł w odpowiedzi Gilbert i nadal pieszczotliwie trzymając jedną dłonią rączkę Marjolaine, drugą pogłaskał hrabiankę po policzku z dziwną delikatnością.- Planuję nawet ją odwiedzić po zmroku. Ale... widzę, że raczej takie wyprawy nie są dla ciebie stworzone, więc oszczędzę ci szczegółów.
Po czym uśmiechnął się lisio dodając przesłodzonym tonem głosu.- Jeśli nadal czujesz się poruszona, to możesz siąść mi na kolanach i w mej bliskości szukać otuchy.
-Dzisiaj? Po zmroku? Chcesz.. chcesz się tam wkraść, Maurze?
- zapytała zaskoczona Marjolaine, puszczając mimo uszu jego propozycję, jakkolwiek dość kuszącą. Szczególnie w połączeniu z jej policzkiem wtulającym się ( bezwiednie! ) w dłoń mężczyzny. -I chyba nie sądziłeś, że będę chciała z Tobą pójść, prawda? Mówiłam Ci już, że nie jestem złodziejką. A i zabranie mnie do miejsca, gdzie ktoś zabił kobiety nie byłoby najbardziej troskliwym posunięciem z Twojej strony.
Odwróciła twarzyczkę, by uciec spojrzeniem w wielce urażonym wyrazie. Za to, że w ogóle pomyślał o zabraniu jej na taką niegodną eskapadę po nocy. Za to, że najwyraźniej ciągle miał ją za kogoś pokroju złodziejki. Za to, że zostawi ją „samą” w dworku z tymi wszystkimi bandytami wyczekującymi tylko okazji do zaatakowania. Finalnie, w końcu też za to.. że odczuwała jednocześnie gniew i troskę o bezpieczeństwo swego narzeczonego. Z pretensją wysączyła kilka łyków wina, po czym burknęła obrażona -Poza tym tak nie wypada, nie powinno się wkradać do cudzej posiadłości i pewnie ktoś Cię złapie.
-Nie dziś, jutro... w nocy. Pogrzeb pana na włościach, zawsze wprowadza zamęt wśród służby
.-rzekł w odpowiedzi Gilbert nie przejmując się jej obrażoną minką. Uśmiechając się rzekł do swej wybranki.- Nadarza się więc idealna okazja do rozejrzenia się po owej podejrzanej posiadłości. A i nie uważam cię za złodziejkę, moja wspólniczko. Niemniej...

Szlachcic wstał z miejsca przy stoliku i zaszedł od tyłu siedzącą na krześle hrabiankę. Lekko kucnął obejmując Marjolaine swymi ramionami ulokowawszy wygodnie swą głowę na jej lewym barku, przytulił swój policzek do jej mrucząc cicho.-... wyprawa taka może być ekscytująca. Może być przygodą wywołującą szybsze bicie serca. Może być naprawdę ciekawa. A jak wszak muszę zadbać, byś nie nudziła się w moim towarzystwie.- poczuła jak musnął delikatnie jej policzek szepcząc cicho jej słowa.- A wiesz... że to rzadko odwiedzany zakątek twego domostwa. I że pewnie nikt nie usłyszałby twych jęków i krzyków rozkoszy. I że jesteśmy tu sami?
Nie musiał mówić nic więcej. Bujna wyobraźnia hrabianki sama nakreśliła różne scenariusze wydarzeń.
 
Tyaestyra jest offline