Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2013, 14:58   #107
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Bert musiał grać. Udawać, że nic się nie stało. Być - tak jak wcześniej - tym młodym, zawsze miłym i zadbanym synem domokrążcy. Tym co na każde pytanie miał kilka odpowiedzi. Grzecznym, nieco wyrachowanym, ale przez nikogo nie znanym jako oszust czy złodziej. W zasadzie młodzik brzydził się oszustwem, ale w sytuacji, gdy zagrożony był jego ojciec, rodzina... Nie miał wyboru. Tak się usprawiedliwiał wcześniej i już zawsze będzie.

Po opanowaniu nerwów Winkel stwierdził, że musi znaleźć resztę strażników będących we wsi. Wiedział, gdzie musi iść. Do królestwa lokalnego piwowara. Ostatni raz sprawdzając czy nie jest nigdzie brudny, czy nie śmierdzi od niego spalenizną zabrał oręż i wyszedł z domu. Szybkim marszem dotarł na miejsce w wejściu widząc Jagnę pilnującą drzwi. Coś było nie tak.

Bert omiótł wzrokiem całe wnętrze "Beczki". Byli tam wójt, piwowar, ojciec Arno, sam Arno, Gotte, dwójka podejrzanym, on i Jagna. Na jednym ze stołów leżały jakieś rzeczy. Manierka, lina, koc i jakaś księga. Na ziemi leżała mała kupka brudnych ubrań. Z tej mieszaniny rozpoznawał wiekowe już chyba kalesony. Arno z bronią w ręku zdawał się pilnować porządku - szczególnie z podejrzanymi, ale... Sytuacja była bardzo napięta. Dopiero po zlustrowaniu pomieszczenia Bert dostrzegł, że wszyscy patrzą na skórzaną sakwę trzymaną przez Gotte. I Winkel czuł się zaciekawiony zawartością...

W końcu chłopak włożył do środka rękę i wyciągnął wysoko zawartość. Była to... Ucięta dłoń ojca Gottlieba! Bert złapał oddech jakby właśnie schodził pod wodę wykonując ręką święty znak Młotodzierżcy. Może posiadacz dłoni mógłby być inny, gdyby nie jej grubość i sygnet z rubinem na środkowym palcu... Taki sam jak nosił ojciec Fryderyk.

Jagna spojrzała na Berta. Chłopak, mimo iż przejęty zjawiskiem, poczuł się dziwnie. Przejechał otwartą dłonią po twarzy upewniając się, że nie jest brudny. A jak oni zaczną cokolwiek podejrzewać? Jak to co zrobił wyjdzie na jaw? Nie. Nie mógł panikować. Oni nie mogą się niczego dowiedzieć...

Wójtowi rozszerzyły się oczy widząc odrąbaną rękę kapłana. Surowy wzrok skierował na obcych.

- Macie nowe dowody w sprawie. – potrząsł ze zniesmaczeniem głową.– Włos niech tymczasem z głowy tego człeka nie spadnie. – wskazał ręką na Imre. – Więźniem on naszym jest do orzeczenia wyroku. Przesłuchajcie i zamknijcie ich pod kluczem. Z baronem rozmówić się muszę. Wrócę i złożycie mi sprawozdanie z rozwoju sprawy. – powiedział zbierając się do wyjścia.

Zabrał ze sobą Jagnę i starszego Hammerfista. Bert widząc pulchną rękę kapłana zbladł delikatnie przez chwilę zapominając języka w gębie. Jeżeli wcześniej nie był pewien, że winni są Ci dwaj właśnie się tych wątpliwości wyzbył. Bo po co uczciwym ludziom byłaby odcięta ręka? Jako trofeum? A może znak, że ten łowca znalazł Gottlieba?

- Na Sigmara! - powiedział donośnie Winkel. - Jak oni śmieli tak zbeszcześcić ciało ojca Fryderyka... - dodał zrezygnowany zastanawiając się czy aby nie mają reszty brakujących trupowi organów. - Jak myślicie... - rzekł domokrążca patrząc na Gotte i Arno. - Reszta “brakujących” członków należy do nich czy zabrał je inny potwór? - pokiwał głową. - Ale to by oznaczało, że mamy kolejnego nikczemnika do namierzenia.

Blondynek pod spojrzeniem strażników skurczył się w sobie jednak znalazł w końcu siłę by wstać i przemówić łamiącym się nieco głosem.

- Kiedym zobaczył trupa kapłana przy ołtarzu to z miejsca żem za ławki zwymiotował. – powiedział szczerze. – Imre spokój zachował i żwawo doskoczył do ciała. Zbadał je upewniając się, że kapłan nie żyje. Potem próbował pierścień zdjąć z palca nieboszczyka, lecz nie dał rady. Ręka ledwie na strzepie wisiała to nożem odciął skórę i zakazał mi gadać, bo tylko nieszczęście na swoje głowy ściągniemy zapewne. – pokiwał głową. – I rację miał. Oj rację...

- Jak tak było to rzeczywiście Twój kompan miał słuszność. Co nie tłumaczy ani grabienia zwłok świętej pamięci kapłana, ani też waszych kłamstw. Jak byście powiedzieli to moim ziomkom dawno temu bylibyście teraz w zdecydowanie lepszej sytuacji. Jedyne co może wam pomóc, o ile jesteście niewinni, to porządna współpraca i bardzo szybkie namierzenie sprawcy. Jedynie to. - Bert starał się wyglądać na bezstronnego, bo jedynie takiej osobie blondyn mógł uwierzyć. - To jak? Idziemy na współpracę czy też niech się czyni wola Pana? A wiedz, że baron, a tym bardziej władze kultu Młotodzierżcy nie są zbyt pobłażliwe. - Winkel starał się uspokoić i przekonać jakoś do siebie blondyna.

Może ten akurat wie więcej i da radę go przekonać aby to teraz wyjawił. W końcu widział domokrążcę po raz pierwszy i nie miał powodu się wcześniej ku niemu zrazić.

- Jaką współpracę? - zapytał Conrad przejęty. - Do prawdy zatajenia się przyznaję przecież. Jedyna to wina moja.

Chłopak był bardzo mało domyślny, a tłumaczyć samemu Bert wszystkiego nie mógł. W końcu był jedynie jednym z wielu strażników w pomieszczeniu. Winkel zastanawiał się, a głos zaraz miał zająć Gotte. Mówił do rzeczy jak nigdy…
 
Lechu jest offline