Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2013, 20:33   #19
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
"Umysł ludzki jest zdolny do wszystkiego – ponieważ zawiera w sobie wszystko, zarówno przeszłość, jak i przyszłość"
Jądro Ciemności Józef Teodor Konrad Korzeniowski

Moja pierwsza akcja. Mogłem w końcu pokazać że jestem twardzielem. Tylko, że ja nim nie byłem. Ni cholery. To nie ten adres. Zamiast mega planów po głowie krążyły mi myśli o ostatnim wieczorze w niedalekim klubie. O aktualnie czytanej książce, którą zostawiła u mnie Emily o marynarzu który został bogiem i drugim który wyruszył w podróż, podróż po... Cholera. Koniec. Spokój Vin. Nie byłem spokojny mimo maski na twarzy i w miarę pewnego głosu. Palce drżącej dłoni co raz się ruszały jakby obracając niewidoczny długopis, trącały paczkę papierosów. Uzbrojeni, spięci GSRzy wokół jakoś nie działali na mnie uspokajająco. Nie lubiłem broni. Jeszcze bardziej nie lubiłem jej w rękach podenerwowanych ludzi. Avy nie mogłem rozszyfrować. Może nie chciałem? Posłuszny starym zakazom. Przypominała mi się opowieść Problemu. Miały do obecnej sytuacji tyle co... Nie miały nic. A może jednak? Nigdy nie przywiązuj się do partnerów. Tylko czemu zacząłem gadkę-szmatkę z Emmą? Zaraz ktoś mógł dostać kulkę. I skorzystać z tego darmowego pogrzebu a potem pozostałby tylko w naszych pustych wspomnieniach.

Z tych chorych myśli wyrwał mnie okaleczony kadłub który wylądował niedaleko. Poczułem jak krew mi odpływa z twarzy, w połowie przerwałem odruchowy krok w tył. Porucznik GSRów, Brewer również to zauważył
- Jasna cholera. Mam nadzieję, że to wampir.
Teraz dla odmiany krew popłynęła do twarzy. Jasne kurwa, bo jak ktoś wrócił to może znowu zdechnąć. Nie zastanawiałem się nad słowami które wyrwały mi się z ust.
- A ja że sprawca tego burdelu.
Spojrzałem na Avę.
- Idziemy?
Komandos szybko nam to odradził.
- Zaczekajcie. Zakazał się zbliżać komukolwiek. Bo rozwali kolejną osobę.
Znowu słowa wyrwały się same.
- Mhm... A jak nie będziemy się zbliżać to poczęstuje ich kawą i ciasteczkami. Znajdzie się poruczniku jakiś megafon?
Wyciągnąłem z kieszeni legitymację i unosząc ją do góry podszedłem do linii wyznaczonej przez GSRów. Spróbowałem przybrać kamienny wyraz twarzy a dla głosu nadać właściwej twardości i donośności która miała być moją bronią przeciwko temu popieprzonemu fanatykowi.
- Samuel! Musimy pogadać!
- Spierdalaj. Mam robotę, alleluja!
Głos dobiegł z głośnika, solidny, twardy na jaki nigdy bym się nie zdobył. Kontrast słów zszokował mnie, prawie ze stresu parsknąłem śmiechem.
- Mamy tę samą robotę. Mam tutaj krzyczeć o mordercach Twojej córki, których właśnie szukamy?
Egzekutorka pytała o coś porucznika ja jednak skupiłem się na głosie wydobywającym się z głośnika
- Ja też ich szukam. I oznajmiam, wam, jak powiada pismo, “oko za oko, ząb za ząb”. Śmierć za śmierć! Alleluja. Niech się święci ostrze moje!
Egzekutorka mówiła żebym spuścił z tonu, nie zamierzałem. Gorączkowo przypominałem sobie co wiem o Piśmie Świętym. Nic wartego uwagi na tę chwilę. Chociaż... Ktoś kiedyś cytował po pijaku Biblie. Stary albo nowy testament. Czemu by tego nie skorzystać?
- Owszem. Należy się odpłacić pięknym za nadobne. Osoby sprzeciwiające się powinny zapłacić swoją cenę. Dużą cenę. Ale pismo mówi, że jak ktoś sprzeciwi się zasadom Boga to nawet jak zrobi to przy ołtarzu należy go wyciągnąć przed świątynie i tam go zlinczować. Ale tego jednego który się sprzeciwił. MR powstał po wojnie z Zdechlakami. Wiesz po co Samuel, nie? Żeby być mieczem sprawiedliwości wymierzonym prosto w zagrożenie. W tym wypadku chcemy wyeliminować jedno zagrożenie. I wybić mu nie jedno oko a pozbawić go wszystkich zmysłów a potem wrzucić do dołu z żmijami.
Nic. Cisza. Czemu? Nie było to teraz ważne. Ava koordynowała GSRami. Trzeba walnąć z grubej rury, nie było czasu na powolne negocjacje (do których nawet mogło nie dojść). Agent Fox rusza do boju! Znowu chciałem parsknąć śmiechem. Spojrzałem po uzbrojonych ludziach, skończyłem na Brewerze i Rose. Gdy mówiłem odpaliłem szluga, musiałem się uspokoić, wyciszyć. Mówiłem cicho jakby Samuel mógł nas podsluchać.
- Jestem telepatą. Spróbuję go wyciągnąć byście mogli go skuć. Nie wiem ile go utrzymam. Wszelkie bodźce jak strzały, gwałtowny ruch może sprawić że będzie się silniej opierał dlatego w ciągu sekundy może chwycić za broń. Spróbuję go utrzymać jak najdłużej. Ava daj mi znać jak mam zaczynać, zawołaj mnie po prostu po imieniu.
Usiadłem pod ścianą tak by nikomu nie przeszkadzać i by samemu nie dostać kulki. Koło siebie położyłem pistolet, denerwował mnie szczególnie że był gotowy do strzału. Paliłem spokojnie papierosa nie myśląc o niczym, wiedziałem że gdy się zacznie będę palił odruchowo a popiół będzie spadał na moje ciało. Może i cały fajek wyleci mi z gęby.
I zaczęło się. Światło zgasło, padła krótka komenda, moje imię. I wyłączyłem się.

***

Telepatia zawsze kojarzyła mi się bardziej z egzorcyzmami niż z innymi mocami żagwiami. W wypadku Obdarzonych ogólnie nazywanych mianem Żagwi dużą rolę odgrywały emocje. Telekinetyk mógł oddziaływać na cięższy obiekt, pirokinetyk wzniecić większy płomień... Mówi się, że skaczą o "poziom", teleporter o średniej mocy mógł przetelportować obiekt jaki mógłby tylko jego kumpel po fachu zakwalifikowany jako ten o dużym potencjale. Tak naprawdę chodziło o coś zupełnie innego, rozumiałem to lepiej od innych bo moją rolą było znać umysł człowieka. Wiedziałem jedno wszelkie Fenomeny w tym "Łowcy" (będę chociaż raz poprawny politycznie) wymykali się naukowym wyjaśnieniom. Tak samo jak nie wiadomo było w jaki sposób dusza ludzka kształtowała ciało zwierzęcia tak samo pirokinetyk nie bawił się cząsteczkami a po prostu coś podpalał. Jasne, ktoś mógł to sobie tak tłumaczyć by lepiej "wyczuć" (kolejne nieścisłe określenie) swoje zdolności. Nasze moce miały swoją cenę, w wypadku Żagwi były to obrażenia wewnętrzne stąd tak kochaliśmy wszystkich Ojczulków i Siostrzyczki. Czym ktoś miał większy potencjał tym te obrażenia były mniejsze i później się pojawiały. Silne emocje, głównie te negatywne wyzwalające adrenalinę pozwalały zwyczajnie zignorować próg bólu i czerpać z zapasów ciała. Tak samo jak nie Obdarzony człowiek mógł podnieść większy ciężar, zignorować ból tak i my ignorując to co się dzieje z naszym ciałem waliliśmy umysłem w ten sposób w jaki tylko my potrafiliśmy.
A czemu telepatia nie była jak inne moce? Proste. Wiązaliśmy swój umysł z umysłem drugiego człowieka i nasze emocje mogły się przez to przekraść. Nie zawsze było to pożądane. W tym wypadku jakby przekradł się mój strach, nienawiść i determinacja Samuel najzwyczajniej w świecie stałby się jeszcze bardziej psychopatycznym skurwysynem. Mogłem się "izolować", a właściwie zrobić to z umysłem Sama ale nie chciałem marnować na to sił. Stąd postanowiłem się wyłączyć.
Czemu zaś moje moce były podobne do mocy Egzorcystów? Oni mieli swój aktywator. Muzykę, rysowanie na kartce czy deklamacje wierszyków. Z nami jest podobnie. Tylko w skrajnych przypadkach siadamy i patrząc się na kolesia grzebie mu w myślach. Jasne możemy to zrobić ale bardziej nas to męczy. Dotyk pozwala nam łatwiej wedrzeć się do umysłu, podobnie działa kontakt wzrokowy zaś odpowiednie słowa i ton umożliwiają narzucenie konkretnej reakcji. Spotkałem kiedyś całkiem ładną telepatkę która hipnotyzowała swoją ofiarę tym samym osłabiając jej wolę. Swoją drogą lesbę ale to nieistotne. Stąd wzięło się moje określenie, taniec. Bo moja robota to zwykle było chore tango o którym mój partner lub partnerka nie wiedzieli. Tu zaszczepię jakąś myśl lub uczucie, gdzie indziej wytłumię, słowami wywołam wspomnienie które potem wyrywam. Tym razem nie miałem tańczyć, moja robota ni cholery nie miała być subtelna.

***

Nigdy nie trenowałem żadnej medytacji, po prostu potrafiłem wpaść w swojego rodzaju półsen. Jako tako kontaktowałem co się dzieje wokół mnie ale tylko jako tako. Myśli i emocje odchodziły gdzieś na bok a umysł zaczynał hulać. Zarzuciłem coś w rodzaju sieci (chociaż jakiekolwiek definicje w przypadku mocy Żagwi miały mały sens). Podjąłem próbę wykrycia żywych umysłów w klatce na górze. Powierzchownie, ledwo je muskając, skacząc. Jakby był więcej niż jeden chciałem wyczucia umysł Samuela dzięki wcześniejszym studiom wiedziałem jak może "wyglądać", czym się pewnie kieruje i jakie emocje nim władają. A potem... jak uda mi się je wykryć chciałem go spętać. Zepchnąć w odmęty własnej jaźni przejmując kontrolę nad ciałem i wyjść z klatki a potem na schodach rozbroić i zadbać o to by nie przeszkadzał GSRom i Egzekutorce robić swego.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline