Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2013, 12:10   #46
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Nie tak sobie wyobrażał Władywostok. Nie tak sobie wyobrażał tutejszych ludzi. Mac widział slumsy Detroit, Nowego Yorku, czy Bostonu, ale to tutaj, to był obraz nędzy i rozpaczy. Prócz kilku budynków użyteczności publicznej w jako takim stanie cała reszta to były drewniane, chylące się ku ruinie chatki, a ludzie? Nędzarze odziani w łachmany. Lepiej ubrani byli tylko jacyś ponurzy panowie w skórzanych kurtkach i wysokich butach. Wszędzie widać było ślady dewastacji dawnej świetności. Pobite lampy uliczne, połamane ławki, dziurawe płoty. Ludzie niczym ponure cienie przemykali przez ulice. Tak właśnie przemykali, jakby starali się być jak najmniej widoczni. Nie patrzyli im w oczy, unikali ich wręcz, a przecież nie dało się ukryć, że grupka Amerykanów wyróżniała się z otoczenia. Normalny przechodzień po prostu szedł załatwiać swoje sprawy, miejscowi zaś chodzili skuleni z wzrokiem wbitym w ziemię. Wręcz snując się. Dla odmiany prowadzący ich do urzędu celnego żołnierze z czerwonymi gwiazdami na czapce zachowywali się bardzo pewnie.

Nim zdążyli wejść do budynku mieli okazję przekonać się jak szybko działa rewolucyjna sprawiedliwość. Wyprowadzony zakrwawiony Japończyk na podstawie krótkiego stwierdzenia o szpiegostwie został skazany na śmierć.
- Nie patyczkują się. – mruknął Mac do stającego w pobliżu B.E. Chance’a.
Budynek w środku okazał się nie mniej ponury, niż na zewnątrz. Po załatwieniu papierkowych formalności przyszło im czekać na przesłuchanie. Długo. Mac wypalił z pół paczki papierosów i niezliczoną ilość razy przeszedł się tam i z powrotem wzdłuż korytarza. Dla zabicia nudy można by się zdrzemnąć, tyle że atmosfera w budynku zupełnie nie sprzyjała drzemce.

Wreszcie miał okazję przyjrzeć się rewolucji z bliska i musiał przyznać, że był zaskoczony. Spodziewał się w swoich naiwnych oczekiwaniach, że ludzie tu będą … no … radośniejsi. A może to tylko błędne pierwsze wrażenie. W końcu ileż on zdążył zobaczyć przez krótką drogę z nabrzeża do urzędu?
Robiąc kolejny nawrót w swej przechadzce wzdłuż korytarza rzucił do Chmurskiego:
- Zawsze się denerwuję przed rewizją osobistą. – puścił do Henryka oko - Może nie będzie tak źle. Może mają do tego jakąś ładną pielęgniareczkę.
Zażartował choć wiedział, że już łatwiej by było wygrać na loterii.
Tak się złożyło, że na pierwszy ogień poszedł wujaszek, potem Natalie, a kolejka Jamesa przypadła po Polaku.
- Zdrastwujtie. – powiedział na wstępie swoją łamaną ruszczyzną.
Usiadł na krześle ze skrzypnięcie sfatygowanego drewna.
Zawrijowicz spojrzał na Maca zimnym wzrokiem znad dokumentów.
- Jak Pan się nazywa? – spytał choć miał wszystko napisane w dokumentach.
- James MacDougall towarzyszu komisarzu. – odparł Mac patrząc na ręce urzędnika.
- Skąd Pan pochodzi? – padło kolejne formalne pytanie.
- Worcester w stanie Massachusetts, Stany Zjednoczone.
- Co sprowadza Pana do Władywostoku?
- Zatrudniłem się w kompanii górniczej w celu oceny możliwości technicznych eksploatacji złóż naturalnych na Syberii. Ze względu na szczupłość ekipy powierzono mi także zadanie ochrony pracowników. –
stwierdził Mac bez zająknięcia – Towarzyszu komisarzu.
Zawrijowicz spojrzał mu w oczy swym pozbawionym emocji, zimnym wzrokiem. Mac wytrzymał spojrzenie.
- A jaki jest prawdziwy cel Pańskiej podróży? MacDougall. – spytał Zawrijowicz z naciskiem na ostatnie zdanie.
- Chciałem zobaczyć Związek Sowiecki. Kompania dobrze płaci, ale tak naprawdę byłem ciekaw jak Wam się udaje budować komunizm.
- I co o tym sądzicie? –
spytał urzędnik bawiąc się paszportem Jamesa.
- Niewiele widziałem, ale zdaje mi się, że jesteście jeszcze wciąć na początku i jeszcze wiele przed Wami towarzyszu komisarzu. Macie wielu wrogów, ale ja nim nie jestem. – stwierdził Mac patrząc prosto w oczy Zawrijowiczowi.
Komisarz odchylił się na oparcie stukając okładką paszportu o porysowany blat biurka.
- Opowiedzcie o swojej rodzinie MacDougalla. – Zawrijowicz przeszedł na bardziej bezpośrednią formę.
- Ojciec jest hurtownikiem, matka zajmuje się domem. Stać ich było na moje studia. Odkąd pamiętam pociągała mnie mechanika. Widziałem w jakich warunkach pracują robotnicy i jak zarobione przez nich pieniądze są przepuszczane przez bogaczy. Jak uczciwi ludzie ledwo żyją do pierwszego, a byle cwaniak zbija fortunę na oszustwie, albo wałkoni się korzystając z pieniędzy zarobionych przez tatusia. – Mac prychnął pogardliwie.
- Kapitalizm ma więcej wad, niż szwajcarski ser dziur. Musi istnieć lepszy sposób gospodarowania zasobami pracy i kapitału. Stąd moja ciekawość tego co dzieje się u Was. Idziecie nową drogą, to Wy wytyczacie przyszłość. – powiedział Mac z ogniem w oczach.
- Charaszo. – Zawrijowicz pokiwał głową z lekko dostrzegalnym uśmiechem na wąskich ustach – Rozbierzcie się.
Przeszukanie bagażu i rzeczy osobistych przebiegało sprawnie. Celnicy wiedzieli co robią i czego szukają.
- Po co Wam ta broń? – spytał komisarz trzymając w ręku colta.
- Nie zawsze zdąży się wyciągnąć sztucer. – stwierdził kompletnie goły Mac.
Na biurku komisarza wylądował plik dolarów.
- Ile tego macie? Tysiąc? Żadnych rubli?
- Chciałem wymienić po oficjalnym kursie. Nie widzę powodu dla którego miałbym oszukiwać Związek Sowiecki. Potrzebujecie dewiz. –
wyjaśnił Mac ku tym razem wyraźniejszemu rozbawieniu Zawrijowicza.
Faktycznie celnicy nie znaleźli niczego ukrytego wśród rzeczy MacDougalla.
Wtedy do pomieszczenie weszła kobieta w brudnym fartuchu z gumową rękawiczką na dłoni.
- Nachylcie się MacDougall. – polecił urzędnik.
- A jednak. – James przełknął ślinę – Czy to konieczne towarzyszu komisarzu?


Zawrijowicz milczał przez chwilę zanim powiedział krótkie niczym wyrok.
- Tak.
Nim James zdążył przyjąć pozycję już poczuł, jak pielęgniarka wykonuje swoją pracę. Szybko i dokładnie.
W sumie nie mógł mieć pretensji. Równość obowiązuje wszystkich, a on chciał uzyskać nie należny mu przywilej.

Gdy po wszystkim wyszedł z pokoju przesłuchań rzucił do tych co jeszcze czekali na swoją kolej:
- To był mój pierwszy raz i nawet nie wiem jak miała na imię.
Nawet jeśli nie zrozumieli żartu, to wkrótce będą mieli okazję poznać jego sens.
 
Tom Atos jest offline