- Wiedziałem - szepnął zadowolony Albjorn. Nawet przyjemnie się siedziało i popijało z Żelaznymi, fajnie się z nimi gawędziło i też z nimi… zabijało. Dobrzy wojownicy z nich, poznał to na ostatnich wypadach, nie co imperialni tchórze, z jakimi miał ostatnio do czynienia (były jednak wyjątki, choć wciąż to byli tchórze… wielcy tchórze…).
Ale nie po to tu był… nie po to go bogowie tu zawezwali. A przynajmniej taką miał nadzieję... Kolejny etap miał, według niego, właśnie nadejść. Uczynił więc, jak i strażnik mu rzekł. Chwycił swój topór, chwycił i inne ‘niezbędne’ rzeczy i wstał. Zatrzymał się jeszcze na moment przy jarlu, zapytał go o kierunek do chaty wodza wioski, a także...
- Czego mogę się tam spodziewać? - rzekł krótko, po czym spojrzał swymi czerwonymi oczyma na jarla.
-Łaski Khornea, albo jego gniewu jeśli się nie spiszesz- powiedział szorstko, jak to miał zawsze w zwyczaju.
- Spiszę się, o to obaw nie miej - rzekł pewnie białoskóry.
-Idź i przynieś chlubę Żelaznym! – polecił mu jarl.
- Jak mnie Białym zwą! Tak przysięgam! Ja! Że chlubę Żelaznym przyniosę! Niemałą do tego! Obiję każdą mordę, utnę każdy łeb, który na jej drodze mi stanie! Ja! Albjorn! Rodgurn! Biały! – bił się w piersi wykrzykując.
- Ku chwale Pana Czaszek!!! – zawołał jeszcze gromko, po czym pewnym krokiem ruszył w kierunku przeznaczenia. |