Elf był zdumiony widząc to co się z nim dzieje. Dotknął swojej twarzy rozcierając krew, która wyciekła z rozcięcia. Była ciepła. Czuł ponownie od siebie ciepło. Jakby cały chłód i moc nekromancji z niego uciekła. Zbroja także wydawała się inna. Z czarnogranatowych zdobień wszystko błyszczało się jak zwykła wysokowęglowa stal wykuwana przez krasnoludów w Ironforge. Aeshadiv podniósł swój topór. Dotknął jego ostrza. Nie czuł przejmującego zimna. Runy wygasały. Jakby całe przekleństwo zostało anulowane. Zielony symbol jego przekleństwa był widoczny w najmniejszym stopniu.
Dopiero teraz elf zauważył jeszcze jedną rzecz. W odbiciu jego twarzy nie widział niebieskiego blasku bijącego z jego oczu. Znów były zielone.
Aeshadiv kucnął i przysiadł na ziemi. Pomiędzy szczeliny jego zbroi dostała się trawa. Elf zamknął oczy i próbował ogarnąć to co się właśnie dzieje.
- Co tu się stało? Gdzie my jesteśmy? Czy tutaj nie sięga moc z Northrend? |